ODBIERZ TWÓJ BONUS :: »
« < 563 564 565 566 567 ... 916 > »

Może (morze) wróci

Jak długą drogę należy przebyć, by spełnić swoje marzenia? Odpowiedź na to pytanie nie jest jednoznaczna, ale w przypadku grupki pewnych dwudziestoletnich śmiałków brzmi: od Antarktydy do Alaski!

Sięgając po książkę opisującą przygodę życia grupki młodych żeglarzy nie do końca byłam pewna, czego się spodziewać. Ten typ prozy nigdy nie wzbudzał we mnie specjalnych uczuć, tym razem było jednak inaczej. Magnetyczna okładka prezentująca „Starego”, czyli jacht, na którym wybrali się w żeglugę nasi młodzi bohaterowie, ma w sobie to nieokreślone „coś”. Od samego początku wiadomo było, iż będzie to piękna opowieść o ich odważnym wyczynie. Jako najmłodsi Polacy w historii, opłynęli Amerykę Południową, a później, przez Horn, dotarli aż do Antarktydy. Po kilku latach tę historię o niezwykłej odwadze, ale też niejednokrotnie trudach, które należy pokonać, postanowiło opisać dwóch członków ekipy – Marcin Jamkowski i Jacek Wacławski. Oboje to ludzie sukcesu, bo tak mogą być określani ze względu na ich dokonania. Marcin jest m. in. niezależnym fotografem, filmowcem i dziennikarzem, współpracującymi z magazynami takimi, jak „National Geographic”, którego był też redaktorem naczelnym. Jacek poprowadził jacht na tę przeprawę, jako najmłodszy kapitan na świecie, dziś jest lekarzem kardiologii, osiągającym sukcesy także w wielu innych dziedzinach. Po skończonej lekturze coś mi mówi, że to właśnie ta „wyprawa życia”, odpowiedzialna jest za ich zdolność sięgania wyżej i wyżej, już w dorosłym życiu.

Książka „»Stary«, młodzi i morze” zawiera opis przeprawy, jakiej podjęli się ci młodzi ludzie, już od jej samych podstaw. Od pomysłu, przez zbieranie funduszy i żmudne przygotowania, aż do ekscytującej przygody. Jest to zarówno pochwała dla młodzieńczego optymizmu i ambicji, ale zarazem lekcja pokory i rezolutności. Mimo młodego wieku nasi bohaterowie nie pozwalali sobie na niepotrzebne szaleństwa czy ryzyko, co nie znaczy też, że zabrakło momentów, przy których adrenalina grała pierwsze skrzypce. Wiedzieli jednak, że nie ma miejsca na młodzieńczą głupotę podczas tak ważnej przygody, mogącej zmienić ich całe życie w ułamku sekundy. Podczas rocznej żeglugi jachtem młodzi poznawali bardzo ciekawych i zazwyczaj przyjaznych ludzi, mierzyli się ze swoimi słabościami. Weryfikowali teorię w praktyce. Uczyli się na błędach i nie poddawali podczas niepowodzeń. Cała historia jest bardzo motywująca, do tego zilustrowana pięknymi krajobrazami, przez co nawet jeśli jesteśmy typem kanapowca, zaczniemy mimowolnie puszczać wodze fantazji, zastanawiając się, co by było, gdybyśmy sami zdecydowali się na przygodę na tę skalę, czy nawet mniejszą.

Mimo bardzo wartościowych treści, przedstawionych w „»Stary«, młodzi i morze”, podczas czytania czułam spory niedosyt. Szkoda, że bohaterowie tej wyprawy, opisując ją, nie zdecydowali się skorzystać z pomocy kogoś bardziej doświadczonego w kunszcie literackim. Kogoś, kto pomógłby opisać ich wszystkie przeżycia, ubrać je w lepsze słowa, tworząc bardziej spójną treść, którą czytałoby się płynniej. Niestety, tutaj choć często przedstawione sytuacje bardzo mnie wciągały, to dość toporny język, czy brak narracji na odpowiednim poziomie, w wielu fragmentach znacznie odbierał mi przyjemność czytania, tej niezwykle ciekawej historii. Ciekawymi akcentami są fragmenty z pamiętnika kapitana i poniekąd żałuję, że większość, jeśli nawet nie całość tej historii, nie jest napisana w ten, lub bardziej sfabularyzowany, sposób.

Przy tego typu pozycji, nie sposób pominąć stron technicznych wydania, które jest absolutnie zachwycające. Piękny papier, wysokiej jakości zdjęcia, bogato ilustrujące całą wyprawę. Dodatkowo dołączono film, „W poszukiwaniu legendy”, który powstał na pokładzie „Starego”, podczas drugiej wyprawy. Ten niecodzienny dodatek do książki, jest bardzo ciekawym pomysłem, pozwalającym jeszcze raz przeżyć, wraz z ekipą jachtu, tą wspaniałą przygodę.

Choć nie obyło się bez minusów, to „»Stary«, młodzi i morze” jest niewątpliwie ciekawą lekturą, bardzo motywującą i optymistyczną. Idealna pozycja dla młodzieży, ludzi szukających aspiracji, czy pragnących zmiany w swoim życiu. Ekipa tych nieustraszonych dwudziestolatków udowadnia, że chęci i konsekwencja w swoich działaniach są kluczem do gwarantowanego sukcesu.
dlaLejdis.pl Joanna Złomańczuk, 2014-02-09

Zjadłem Marco Polo. Kirgistan, Tadżykistan, Afganistan, Chiny

„Można by sądzić – pisze autor we wstępie do tej książki – że dziś nie ma już czego odkrywać. Co mogłoby być wyczynem na miarę podróży Herodota, Ibn Battuty, Magellana, Shackletona czy Livingstone'a?

Przeleciano dookoła globu samolotem i balonem, objechano na rowerze, byli i tacy, którzy go obiegli. Przepłynięto oceany w kajakach, zdobyto najwyższe szczyty Himalajów i największe głębiny oceanów. Cóż pozostało? Ekstrema? Ośmiotysięczniki zimą, bez tlenu, kajaki na Antarktydzie, maratony polarne, wspinaczka tyłem z zamkniętymi oczyma? Po co? W pogoni za sławą? Za pieniędzmi? Jakie motywacje towarzyszą dzisiejszym podróżnikom?"
I zaprasza do innego podróżowania. „Do wędrówki dla siebie: przez życie, aby odnaleźć swoje „ja", zrozumieć to, co ważne, i przywrócić rzeczom właściwe znaczenie. Zapraszam do podróży, która choć nie przyniesie gotowych odpowiedzi, to pomoże oswoić świat i poszerzyć horyzonty." I dzieli się wrażeniami z podróży po najdzikszych, trudno dostępnych zakątkach Azji, prawdziwych tamtejszych „końcach świata". Które poznaje od lat już niemal dwudziestu. Zwłaszcza najbardziej ulubione: Kirgistan, Tadżykistan, Chiny, Afganistan. A zna je, zwłaszcza ten pierwszy oraz drogi Pamiru, doskonale.
Pisząc: „Na pewno przejechałem większość dróg istniejących w Kirgizji", dalej zaś: „Znam niemal wszystkie trasy w Pamirze, choć nie każdą jechałem". Podróżuje głównie motocyklami, czasami samochodami. Organizuje też motorowe wyprawy w tamte strony dla rodaków i pasjonatów podróży motocyklowych z innych krajów. Książka ta jest, w przypadku trzech pierwszych wymienionych krajów, relacją z ostatniej po nich podróży. Ale z wieloma wtrętami nawiązującymi do wcześniejszych, nawet pierwszych przed wielu laty oraz miejscowości w których niegdyś był i do ludzi których poznał.
W przypadku Afganistanu natomiast jest to opis pierwszej do niego podróży w 2009 roku, z nawiązaniem jednak do następnej w 2010 roku. W niewielki i bezpieczny („Nigdy nie było tu wojny, nigdy nie było talibów") północno – wschodni region tego kraju położony między Pamirem i Karakorum oraz po północnej stronie Hindukuszu. Autora interesują przede wszystkim krajobrazy tych miejsc, zwłaszcza potężne i malownicze góry. A także ludzie, ich niezwykła różnorodność – tylko w 5-milionowej Kirgizji żyje, jak pisze, 154 narodowości i grup etnicznych – oraz skomplikowane losy oraz konflikty między nimi.
Zupełnie zdaje się go natomiast nie interesować to, co w nowe miejsca przyciąga większość turystów i podróżników: zabytki. W całej książce znalazłem na ten temat zaledwie kilka wzmianek, że coś takiego tam w ogóle istnieje. W Kaszgarze ( Sinkiang w Chinach), niegdyś ważnym punkcie na Wielkim Jedwabnym Szlaku. O kamiennej twierdzy w Taszkurganie, tamże, zamieszkanym głównie przez Tadżyków. I o buddyjskich zabytkach w jaskiniach w górach Tien-szan. A przecież nawet w tych dzikich i większości odludnych miejscach, które autor odwiedził, jest ich przecież w wiele więcej.
Natomiast przekazywania czytelnikowi wiedza na temat dziejów opisywanych stron, zamieszkujących je ludzi oraz kształtowania się granic państwowych jest imponująca.
Nie mówiąc już o współczesnych realiach. W przypadku przeszłości autor sięgał również do relacji innych polskich podróżników. Przede wszystkim kilkakrotnie cytowanego Bronisława Grąbczewskiego, polskiego kapitana, później generała w służbie carskiej, którego zadaniem znakomicie wypełnionym (w latach 1885-1890) było „psucie krwi" Anglikom na tamtym, bezpańskim wówczas obszarze między Indiami i terenami kontrolowanymi przez Rosję. M.in. wywołał on w Afganistanie rewoltę przy pomocy wygnanego z kraju brata emira.
Korzystał także z relacji Jadwigi Toeplitz-Mrozowskiej z wyprawy w Pamir w 1929 r. i innych książek. Współczesne, opisywane przez niego realia republik proradzieckich, to bieda, nierzadko wręcz nędza, korupcja, „specyfika" odpraw granicznych. Nostalgia społeczeństw za minionymi czasami radzieckimi ze względu na pracę i zabezpieczenie socjalne, chociaż na niskim poziomie. I niebywała, wielokrotnie przytaczana gościnność także bardzo biednych tubylców, nie oczekujących w zamian rewanżu. A historia ich nie rozpieszczała.

Kto np. w Polsce wie, że podczas antyrosyjskiego buntu Kirgizów w 1916 roku i prób ich ucieczki przed represjami do Chin przez przełęcz Bedel na wysokości ponad 4 tys. m n.p.m. zginęło od kul, bądź zamarzło, około 100 tys. ludzi? Czy o podobnej liczbie ofiar wśród Pamirców – kto w ogóle wie o istnieniu takiej narodowości? – w latach 1992-1997, na progu kształtowania się tadżyckiej państwowości. Ciekawe są informacje o narodach czy grupach etnicznych podzielonych przez granice. Np. na dwu brzegach rzeki Pandży mieszkają, obecnie część w Afganistanie, część w Tadżykistanie, ludzie mówiący tym samym unikalnym językiem wachańskim. Z tymi z południa nie sposób porozumieć się w żadnym europejskim języku. Ci z północy mówią też po rosyjsku.
Równocześnie tamte strony często zmieniają się w niespotykanym tempie. Bezdroża czy trudne do przebycia kamieniste trakty zastępują wstęgi asfaltu budowane przez Chińczyków nie tylko na ich terytorium. Zachodzą zmiany technologiczne i mentalne. „Kiedy przyjechałem tu po raz pierwszy – opisuje autor sytuację w jednej z miejscowości w tadżyckim Górskim Badachszanie – robiłem miejscowym sporo fotografii. Gdy przyjeżdżam teraz, miejscowi wyjmują komórki i robią mi zdjęcia". Równocześnie jednak „Wiek XXI już tu dotarł, ale XX jeszcze nie. W tadżyckim Wachanie w kieracie wciąż drepczą powiązane ze sobą osiołki młócące kopytami zboże, w polu używa się sierpów, a krowy ciągną drewniany pług."
Mimo iż są to relacje z kilku krajów i sytuacja w miejscach, w których był autor, różni się między sobą, to ma jednak wiele cech wspólnych. Czyta się o tym znakomicie. Podobnie jak opisy gór, czy liczne ciekawostki. Np. o Polaku, który w 1995 roku wniósł na najwyższy szczyt Kirgistanu, liczący ponad 7 tysięcy m n.p.m. Pik Lenina rower, na którym z niego zjechał. O małżeństwie Haliny i Stanisława Bujakowskich z Druskiennik, którzy, jako pierwsi Polacy, wybrali się do Sinkiangu na motocyklu w 19-miesięczną podróż poślubną. O miejscach, z których do najbliższych rosnących drzew jest w linii prostej co najmniej 300 km.
Czy o kiszłaku (osadzie) Szajmak w Tadżykistanie z której do Afganistany jest podobnie mierząc, kilka kilometrów. Do Chin 20, do Pakistanu 40, a do Indii niespełna 200. Ale żeby dostać się do któregokolwiek z tych krajów trzeba by odbyć bardzo długą podróż, o wizach nawet nie wspominając. Podobnie jak z afgańskiego Sarhadu: „... w linii prostej do Chin jest stąd około 100 kilometrów. Ale jadąc do Taszkurganu – tadżyckiego powiatu autonomicznego w zachodnich Chinach, zgodnie z przepisami, trzeba by pokonać prawie 1500 kilometrów."
Zresztą żeby wjechać do Afganistanu autor musiał „pofatygować się" do sąsiedniego przejścia granicznego, bo sytuację w pobliżu wybranego tamtejsi pogranicznicy uznali za niebezpieczną. Drobiazg: ponad 500 km i dwa dni jazdy! Nie brak i innych ciekawych informacji. Np. o pustyni Takla Makan w Chinach, drugiej po Saharze największej na świecie, którą, jako nie do przebycia, omijały niegdyś karawany. Ale autor przejechał ją z południa na północ motorem asfaltową drogą tankując przy niej paliwo. Bo... pod piaskami odkryto duże złoża ropy i gazu. Czy o górach Kulun, o których mało kto u nas słyszał, a są one najwyższymi po Himalajach i Karakorum na naszym globie.
Wspomnę jeszcze o Jeziorze Sareskim, które powstało w 1911 roku, gdy na kirgiską rzekę Aksnu spadło podczas trzęsienia ziemi, zagradzając ją, ponad 6 miliardów ton skał. Grzebiąc około 300 mieszkańców i tworząc 600 metrowy zawal – obecnie największą na świecie tamę na rzece. Dziś to jezioro położone na wysokości 3,3 tys. m n.p.m. zawiera już ponad 16 bilionów litrów wody. Tama jednak przecieka, wypływa z niego rzeka. Strach myśleć co wydarzy się, jak tama ta puści, chociażby podczas kolejnego trzęsienia ziemi, i takie masy wody runą w dół.
To tylko przykładowe ciekawostki, o których można przeczytać w tej książce. Po dalsze odsyłam już bezpośrednio do niej. Uważam jednak, że warto wyjaśnić, co znaczy ten jej oryginalny tytuł. Otóż żyje w Pamirze gatunek owiec nazywany Marco Polo. I autor jadł ich mięso. Natomiast z wielkim weneckim podróżnikiem sprzed blisko 8 wieków miał tyle wspólnego, że przejechał mały fragment szlaku w Korytarzu Wachańskim w Afganistanie, który i on zapewne przebył. Warto tę książkę przeczytać i obejrzeć wiele zamieszczonych w niej kolorowych zdjęć oraz mapy terenów po których autor podróżował.
kurier365.pl Cezary Rudziński, 2014-02-06

Everest. Góra Gór

Słyszeliście kiedyś o największej górze świata? Mowa tutaj oczywiście o Mount Everest, znanym także jako Czomolungma, Qomolangma lub Sagarmatha. Jest najwyższym szczytem Ziemi, ośmiotysięcznikiem położonym w Himalajach Wysokich, na granicy Nepalu i Chińskiej Republiki Ludowej. Znany przede wszystkim z tego, że tylko nielicznym udaje się ją zdobyć. A teraz pomyślmy o ludziach którzy mają marzenia i dążą do ich spełnienia. Dzięki tym dwóm aspektom powstała książka Moniki Witkowskiej pt. „Everest. Góra Gór". Autorka nie pisze o niej tylko dlatego, że owa góra jest jej marzeniem. Ona spełniła swoje marzenie i około pięćdziesiątego dnia swojej wyprawy jako trzydziesta ósma osoba pochodząca z Polski, a dziesiąta Polka ( licząc od 1978r.) zdobyła szczyt. Całą swoją opowieść o marzeniach, dążeniu do celu i wyprawie opisała w tej wspaniałej książce. Jestem miłośniczką gór, tak więc kiedy zobaczyłam sam tytuł „Everest. Góra Gór" wiedziałam, że muszę mieć tę pozycję!

Monika Witkowska to zapalona podróżniczka, która odwiedziła ponad 130 krajów na wszystkich kontynentach. Jest miłośniczką gór, nurkowania i sportów powietrznych, jednak jej hobby to przede wszystkim żeglarstwo - posiada stopień jachtowego sternika morskiego. Jak na razie jej najdłuższą eskapadą był półroczny rejs przez Ocean Spokojny, Kanał Panamski i Atlantyk na "Zawiszy Czarnym". Za największe swoje osiągnięcie żeglarskie uważa opłynięcie przylądka Horn na jachcie "Stary".

Z zawodu jest dziennikarką - pisze m.in. dla "National Geographic", "Voyage", "Obieżyświata", "Podróży", "Twojego Stylu", "Rzeczpospolitej" i "Gazety Wyborczej". Jest także autorką kilku przewodników oraz książek globtroterskich.

Jak widać, pani Monika to bardzo ciekawa postać. Z perspektywy książki uważam, że jest bardzo inteligentną, miłą, pozytywną, pomocną i przyjazną osobą! Już na początku utworu bardzo ją polubiłam. Przyczyniło się do tego wiele czynników, ale między innymi prosty język, który dobrze przemawia do czytelnika i sposób, w jaki się do niego zwraca. Muszę zaznaczyć też, że jest osobą skromną. Nie mówi o sobie jako o himalaistce, co bardzo mnie zaskoczyło, ale jako osobie, która po prostu się wspina i kocha góry. Na początku „Everest. Góry Gór" opisuje skąd wzięło się jej zamiłowanie do gór oraz różnych niebezpiecznych sportów. Opowiada także o swoim zawodzie, czym zajmowała się w przeszłości i jakie ma plany na przyszłość.

Autorka przybliża czytelnikowi dokładna wędrówkę do zdobycia szczytu świata. Począwszy od postanowienia, że wybiera się na Everest, poprzez zdobycia obozów, szczytu, aż do zakończenia wyprawy. Ogólny wygląd zdobycia góry można zobaczyć na jednej z pierwszych ilustracji, która znajdują się tuż za notka o autorce. Przedstawia rysunek Dachu Świata i punkty, którymi należy się kierować, by móc podziwiać z jego szczytu świat. Wszystkie szczegółowe informacje natomiast opisuje w książce. Dodatkowo, na każdej stronie przedstawione są autentyczne zdjęcia gór, w których przebywała pani Monika. W sumie, to nie tylko gór. Znajdują się na nich różne ciekawe rzeczy, które kobieta widziała podczas swojej wyprawy. Byli to między innymi ludzie zamieszkujący tamte tereny, zwierzęta, wspinacze, a przede wszystkim przyroda.

Stwierdzam z pełnym przekonaniem, że przez całą książkę czytelnikowi nic nie było obce. Autorka dzieliła się z nami absolutnie wszystkim! Przedstawiła swoich znajomych z ekipy, ludzi, których poznawała po drodze (a było ich wielu), ekwipunkiem, jaki zabierała w drogę, sposoby na aklimatyzację i wiele innych. Podczas czytania dowiedziałam się wielu nowych informacji na temat zdobywania gór. Co kilka stron pojawiały się kartki z czerwonymi marginesami, na których napisane były różne ciekawostki dotyczące podróży autorki lub samych Himalajów. Opowiadała też między innymi, jaki sprzęt jest najlepszy w takie wędrówki, jak długo w ogóle trwa taka wyprawa i co się podczas niej dzieje. Jak się okazuje, atmosfera w Himalajach jest bardzo zróżnicowana. Pewnego dnia ludzie cieszą się, że grupie udało się zdobyć szczyt, a drugiego dowiadują się, że zmarł młody człowiek... Autorka opowiada nam wiele historii, o których się dowiedziała podczas pobytu w tym niecodziennym miejscu. Przybliża także codzienne życie himalaistów, które, jak się przekonałam nie należy do tych najprostszych. Mówi o sposobach radzenia sobie z aklimatyzacją, myciem, a także jedzeniem. Jak się okazuje, to sama wyprawa jest bardzo kosztowna. Potrzebne jest nawet pozwolenie do wspinania się po Himalajach.

Książka daje wiele do myślenia. Między innymi pokazuje jak niebezpieczne mogą być nasze pasje. Być może brzmi to niecodziennie, ale tak właśnie jest. Wielokrotnie autorka wspominała o ofiarach, które pojawiały się co kilka dni przy zdobywaniu ośmiotysięczników. To może spotkać każdego, jak sama przyznała. Nie ważne czy ktoś ma najlepszy ekwipunek, czy może ten gorszy – choroba wysokościowa może przydarzyć się każdemu. Równie dobrze może pojawić się lawina, czy inny przykry przypadek. Ludzie umierają także z wycieńczenia. Podczas czytania spotkałam się ze zdaniem „usiadł i po prostu zmarł". „Everest. Góra Gór" to nie tylko opowieść o zdobywaniu Dachu Świata, ale także przypomnienie, jak kruche jest ludzkie życie. Pani Monice nie było obojętne zachowanie wobec grupy, a także innych wspinaczy. Jestem pewna, że gdyby zdarzyło się coś złego jednemu z jej przyjaciół, to pierwsza pobiegłaby mu z pomocą. Muszę zaznaczyć, że przeżywała każdą ofiarę.

Ogromnie podoba mi się zakończenie utworu. Autorka wspomina w nim o Evereście, który tak naprawdę ma każdy z nas. Nie chcę spolerować, tak więc dowiecie się o nim czytając epilog.

Książkę polecam przede wszystkim miłośnikom gór – tym doświadczonym i mniej. Lektura ta jest wspaniałą przygodą, jaką przeżywa czytelnik wraz z autorką podróżując po szczycie Dachu Świata. Tym, którzy mają w planach zdobycie Everestu przyda się ten poradnik. Dowiecie się jaki ekwipunek będzie najlepszy w Waszym przypadku, jakie koszta będziecie musieli ponieść oraz jakich ludzi możecie spotkać na swojej drodze. Autorka przybliży Wam trasę, którą będziecie mieli do pokonania, opowie o niebezpieczeństwach ale także o radości, jaka spotka Was na szczycie. Poznacie wiele ciekawostek, statystyk oraz sławnych Himalaistów, o których będzie mowa.
Sztukater.pl Anath

Lifehacker. Jak żyć i pracować z głową. Wydanie III

Czujesz, że jesteś mało produktywny? Że tracisz czas – a właściwie nie tyle tracisz, co źle organizujesz, a on Ci ucieka przez palce? Masz dłuuugą listę to-do, ale nie ma kiedy jej wykonywać? Marzysz o inbox-zero i całkowicie czystej skrzynce odbiorczej swojego maila? Pewnie tak. Ale… jak wygodnie i sprawnie ułatwić sobie funkcjonowanie?

Za pomocą lifehacków. Innymi słowy – prostych „sztuczek”, działań, które pomogą usprawnić różne czynności, przyspieszyć ich wykonywanie bądź pomogą nam się zorganizować. Począwszy od ogarnięcia stert papierów na biurku w porządny system korespondencji i materiałów, poprzez zrobienie małymi kroczkami porządku na mailu (zwłaszcza z niechcianym spamem), nie zapominając o zblokowaniu sobie witryn będących pożeraczami czasu (Kwejki, Demotywatory i inne tego typu, na które zaglądamy, choć właściwie nie mamy konkretnego powodu).

„Lifehacker. Jak żyć i pracować z głową. Wydanie III” to książka, której nie trzeba czytać od deski do deski. Można otworzyć ją w dowolnym, interesującym nas miejscu i zaznajomić się tylko i wyłącznie z lekturą tematu, który nas dotyczy – jak np. porządek na mailu. Dzięki temu każdy, nawet już uznający swoje życie za poukładane, może czerpać z tej publikacji pełnymi garściami, jeszcze bardziej udoskonalając i „hakując” własne życie.

Napisana w przystępny sposób pozwala dotrzeć do każdego. Do mnie, do Ciebie, do Ciebie też! ;) Polecam :)
3telnik.pl Przemek, 2014-02-04

Ujęcia ze smakiem. Kulisy fotografii kulinarnej i stylizacji dań

Dujardin Helene jest autorką książki „Ujęcia ze smakiem. Kulisy fotografii kulinarnej i stylizacji dań” wydana przez Wydawnictwo Helion. Autorka pracowała najpierw w cukierni, aż pewnego dnia zaczęła robić zdjęcia swoim wyrobom, umieszczając w celach pamiątkowych na blogu Tartelette oraz marketingowych, następnie pasja ta przerodziła się zajęcie na poważnie. Jest to przykład połączenia dwóch pasji, z których jedna wynika z drugiej.

Autorka startowała jako amatorka w fotografii , stopniowo zaczynała odkrywać dopiero jej tajniki i osprzęt. Kolejne etapy i przemyślenia tej drogi zawarła autorka w swojej książce. Część książki przez to jest opisem osprzętu lub poradami dla początkujących, osoby średniozaawansowane mogą skorzystać przy późniejszych częściach książki, gdzie autorka zdradza kilka tików kulinarnych, pozwalających na lepszą prezentację. Książka ta też jest napisana z bardziej kobiecego punktu widzenia, czasami jak przemyślenia z bloga lub pamiętnika, udostępnione są tu nawet w tekście przepisy kulinarne.

Jest to książka z bardzo modnego obecnie tematu pt. sztuka kulinarna. Mieliśmy w telewizji programy Mastercheef i Top Cheef w jednym i w drugim programie oprócz smaku potraw dla jury równie ważna była wizualna strona potraw. Sposób prezentacji i estetyka potraw, przystawek i deserów, rzutuje na nasze zainteresowanie daniem, gdyż wzrok jako pierwszy przekazuje do mózgu informacje o potrawie, dopiero później dochodzą do głosu zapach i smak. Aby zrobić ciekawe fotografie najważniejsze jest więc uzyskanie odpowiedniej kompozycji i kolorystyki na talerzu, jak również obok niego. Następną czynnością jest właściwy wybór odpowiedniego oświetlenia, aby odpowiednio oddać nastrój i kolorystykę prezentowanej potrawy. Ma to duży wpływ na odbiór zdjęcia, aby możliwie najmocniej zachęcało nas ono do skosztowania, a nie odstręczało nas np. kolorami zwiędłej sałaty. Cała ta sztuka polega na ułożeniu przez nas idealnego obrazu martwej natury i stworzenie mu odpowiedniej oprawy i właściwego oświetlenia w zależności od potrzeb.

Czy ta sztuka się autorce udała, trochę tak, a trochę nie? Do najmocniejszych pozytywnych cech książki można zaliczyć dużą wiedzę kuchenną pani Heleny, dzięki czemu poznajemy dużo cennych rad, które możemy zastosować przy swoich pracach. Na przykład ugotowany makaron nie zawsze prezentuje się dobrze na zdjęciach, czasami do zdjęcia niektóre potrawy należy przygotować inaczej niż do jedzenia. To co rewelacyjnie smakuje, czasami jest mniej apetyczne na zdjęciu niż niedogotowane, czy wręcz surowe.

Autorka oprócz samych posiłków, aranżuje scenerię wokół nich, dodaje elementy nawiązujące do potrawy oraz wykorzystuje różne rodzaje tła od skrawków tkaniny, przez drewniane płyty znalezione na spacerze do metalowych arkuszy blachy. To czego mi w tej książce brakuje to pokazania całej scenerii z aparatem i osprzętem doświetlającym, co umożliwiłoby podpatrzenie warsztatu autorki oraz zobrazowało w jakich warunkach powstało dane zdjęcie. Niektóre informacje są bardzo podstawowe i przewinęły się już przez niejedną książkę, a w ostatnim rozdziale postprodukcja została w zasadzie tylko zasygnalizowana, można było ją w zasadzie pominąć skupiając się bardziej na tematyce książki.
Książkę można polecić początkującym, szukającym poradnika wprowadzającego w tą specyficzną tematykę produktową, aby uwiecznić eksperymenty kulinarne swoje lub innych i nadać zdjęciom odpowiedni klimat i oprawę. Z uwagi na pamiętnikarskie przemyślenia różnych aspektów z życia autorki lepszy odbiór książki będą miały kobiety.
photomatrix-nik.blogspot.com Photomatrix, 2014-02-03
« < 563 564 565 566 567 ... 916 > »