ODBIERZ TWÓJ BONUS :: »
« < 561 562 563 564 565 ... 922 > »

Trzeci poziom dojrzałości. Szczęśliwe życie po sześćdziesiątce

Starość to ostatni - po dzieciństwie, młodości, dojrzałości - etap w życiu człowieka. To również jedno z największych wyzwań współczesności. Obecnie sytuacja seniorów powoli zmienia się na lepsze, między innymi za sprawą działalności takich podmiotów jak Uniwersytety Trzeciego Wieku, ale przez długie lata osoby starsze mogły czuć się w naszym społeczeństwie zapomniane, wyobcowane, czy też nawet w jakimś sensie dyskryminowane. W dobie nieustannie rosnącego niżu demograficznego, a co za tym idzie starzejących się społeczeństw, książka Małgorzaty Modrak zatytułowana "Trzeci poziom dojrzałości. Szczęśliwe życie po sześćdziesiątce" jest publikacją ważną i potrzebną, bo pokazuje, że nigdy nie jest za późno na realizowanie własnych marzeń i czerpanie z życia przyjemności.

Autorka w szesnastu rozdziałach przedstawiła różne aspekty starości, omawiając zagadnienia na paru płaszczyznach. Na ponad dwustu stronach znaleźć można rady i wskazówki dotyczące diety (zmiany nawyków żywieniowych) oraz skoncentrowanie się na prowadzeniu zdrowego trybu życia (ruch na świeżym powietrzu, wysypianie się, unikanie nadmiernych stresów). Jeśli już zadba się należycie o organizm od strony fizycznej, należy zająć się rozwojem intelektualnym. Zasadniczo inteligencja osób starszych - nie licząc dotkniętych schorzeniami neurologicznymi - pozostaje przez całe życie na tym samym poziomie, tak więc zawsze można zacząć uczyć się nowych rzeczy lub pogłębiać istniejące pasje i zainteresowania. W dalszej części książki poruszone zostały m.in. kwestie dotyczące konfliktu pokoleń, autorytetu, który może zyskać (ale nie musi) osoba w zaawansowanym wieku, czy sztuki starzenia się (nie wszyscy potrafią pogodzić się z przemijającym czasem).

Małgorzata Modrak swoją książkę oparła o szereg publikacji z różnych dyscyplin naukowych. W bibliografii znajduje się kilkadziesiąt pozycji z zakresu psychologii, pedagogiki, socjologii, gerontologii, filozofii, historii. Bardzo często sięga również do poezji i szeroko rozumianej literatury, zamieszczając całe utwory lub wybrane fragmenty z twórczości takich autorów jak m.in. Sztaudynger, Asnyk, Twardowski, Staff, Drużbacka, Kapuściński, Tołstoj. W każdym z rozdziałów, poza omówieniem określonej problematyki, autorka zamieszcza ciekawostkę związaną z danym tematem oraz zadania do samodzielnego wykonania. Szczególną uwagę warto zwrócić na wspomniane ciekawostki. Dotyczą takich postaci jak np. Nikifor, Reymont, Piłsudski, El Greco, Edison. Mało kto wie, że ten ostatni - słynny wynalazca żarówki i wielu innych rzeczy (jest autorem ponad 2 tysięcy patentów!) - był samoukiem. Wprawdzie początkowo uczęszczał do szkoły, ale jako że był niesforny i zadawał mnóstwo pytań, nauczyciele zaczęli podejrzewać go o upośledzenie umysłowe. Edukacji chłopca podjęła się jego matka, która potrafiła rozwijać jego ciekawość świata i zaszczepić w nim miłość do nauki.

Publikacja "Trzeci poziom dojrzałości. Szczęśliwe życie po sześćdziesiątce" skierowana jest głównie do osób popularnie zwanych seniorami, czyli tych, którzy zakończyli aktywność zawodową, spełnili już także swoje role społeczne i zaczęli - zgodnie z koleją rzeczy - ostatni etap życia. Jaki on będzie, w dużej mierze zależy od indywidualnego podejścia. Małgorzata Modrak przekonuje, że pomimo pojawiających się dolegliwości zdrowotnych i spadku ogólnej sprawności fizycznej, na emeryturze można prowadzić interesujące i radosne życie. Nic nie stoi na przeszkodzie, żeby po książkę sięgnęli też młodsi czytelnicy, ponieważ dzięki niej mogą zyskać szersze spojrzenie chociażby na problematykę związaną z konfliktem pokoleń. Nawet posiadając odmienne zdanie w takiej czy innej sprawie, będą w stanie zrozumieć i uszanować punkt widzenia swoich rodziców lub dziadków.
nowaczytelnia.pl Piotr Nowak, 2014-03-05

Słońce jeszcze nie wzeszło. Tsunami. Fukushima

Trzy lata temu w marcu 2011 roku świat obserwował wydarzenia w Japonii spowodowane przez najpierw trzęsienie ziemi o niespotykanej sile a potem tsunami, w którym fala przekroczyła wszystkie dokonane wcześniej obliczenia. Autor książki był na miejscu, w Tokio, przeżywał tragedię, w której zginęło dwadzieścia tysięcy ludzi. W książce opisuje pierwsze dni po katastrofie, ale przede wszystkim bada sytuację miejsc nią dotkniętych, kiedy wyjechały kamery światowych stacji telewizyjnych, zniknęli również japońscy reporterzy, Japonia przestała być interesująca dla mediów w obliczu innych dramatycznych wydarzeń na świecie, na przykład arabskiej wiosny.

Historia w książce Bernardyna ma dwie wyraźne części. Pierwszą poświęca ludziom z terenów najbardziej dotkniętych przez kataklizm. Opisuje ich determinację, walkę, ale tez rozpacz, a czasem bezradność i rezygnację. Bo jak udowadnia autor w tej opowieści, Japończycy nie są wcale twardymi, zdyscyplinowanymi, przyzwyczajonymi do trudnych wyzwań ludźmi. To stereotypy - pisze autor. Nieszczęście dotyka ich tak samo głęboko, jak każdą inną nację na ziemi.

Druga część książki koncentruje się wokół awarii elektrowni jądrowej w Fukushimie. Bernardyn opisuje pierwsze dni, ale przede wszystkim bada efekty operacji usuwania skutków katastrofy nuklearnej. Te skutki nie zostały usunięte do dziś, a operacja może potrwać jeszcze wiele lat. Czyje interesy odgrywają tu największą rolę? Jaką odpowiedzialność ponoszą politycy? Czy kraje, które dopiero sięgają po energię jądrową powinny brać lekcje w Fukushimie?

Piotr Bernardyn przytacza zdanie japońskiego dramaturga Masakazu Yamzaki, że "11 marca pozwolił Japończykom wrócić do korzeni. Istota japońskości polegać ma m. in. na proaktywnym poczuciu braku trwałości stanu rzeczy". Czyli świat jest nietrwały, trzeba z tą świadomością w pełni uczestniczyć w życiu.

Piotrowi Bernardynowi, korespondentowi Tygodnika Powszechnego, Polakowi mieszkającemu w Japonii od 10 lat, znającemu język, obyczajowość, ludzi, zawdzięczamy książkę niezwykłą, wnikliwą, napisaną z wrażliwością i znajomością tematu.
radiokrakow.pl 2014-02-26

Izrael. Ziemia trzech religii, trzech mórz i jednego słońca. Przewodnik rekreacyjny. Wydanie 1

Po przeczytaniu tak fascynujących książek może zrodzić się niejednemu pomysł, by odwiedzić kraj, którego historię liczy się od czasu proroków, mimo że jest jednym z najmłodszych państw świata, upragnioną Ziemię Świętą, kolebkę chrześcijaństwa i judaizmu i cel licznych pielgrzymek. Przewodnik pt. „Izrael" Krzysztofa Bzowskiego nosi podtytuł „Ziemia trzech religii, trzech mórz i jednego słońca". Bez dwóch zdań to tygiel kulturowy, jak określił Izrael znakomity reporter Paweł Smoleński: „zawarty jest w nim cały świat, od salonów Wiednia, bruków Paryża i błota warszawskich Nalewek po pustynie Arabii, żar Afryki, wonne przyprawy Bliskiego Wschodu i śnieg afgańskiego Hindukuszu".
Magazyn Literacki Książki .ET, 2014-02-01

"Stary", młodzi i morze. Od Antarktydy do Alaski. Wyprawa wokół obu Ameryk

Mając dwadzieścia lat, zaczyna się odczuwać przemożoną potrzebę spełniania swoich marzeń. Z tego założenia najwyraźniej wyszli również członkowie załogi Starego, ponieważ postanowili opłynąć Amerykę Południową i przez niebezpieczny przylądek Horn dotrzeć do Polskiej Stacji Polarnej. Problemem było jedynie zdobycie pieniędzy na podróż. Trzeba było szukać sponsorów i przekonać rodzinę do wyjazdu. Mimo przeciwności dopięli swego i wyprawa doszła do skutku - co więcej, zakończyła się sukcesem. Młodzi podróżnicy poczuli jednak niedosyt i uznali, że czas zdobyć Amerykę Północną, a po przepłynięciu trudnego Przejścia Północno-Zachodniego także i wybrzeża Kanady. Ta książka to zapis ich niezwykłej podróży.

Stary, młodzi i morze to niezwykle emocjonująca relacja kilku przyjaciół, którzy postanowili spełnić swoje marzenia i wyruszyć w podróż życia. Spisania historii podjął się Marcin Jamkowski, który pracował głównie na materiałach przygotowanych przez kapitana obu rejsów, Jacka Wacłowskiego, i brał udział jedynie w drugiej wyprawie. Trochę szkoda, że takie zadanie przypadło komuś, kto nie widział wszystkiego. Zapewne z tego względu książka przybrała również formę trzecioosobową. Jak dla mnie jest to największa wada tej pozycji. W literaturze podróżniczej najbardziej lubię ten osobisty wydźwięk i narrację pierwszoosobową. Dzięki temu ma się lepszy wgląd w przemyślenia uczestników wyprawy. Tutaj nie mogłam w żaden sposób tego poczuć, co nie do końca mi się spodobało.

Mimo to jest to książka bardzo ciekawa i wciągająca, przedstawiająca ludzi połączonych pasją, jaką jest żeglarstwo. Pasję tę widać na każdym kroku - w relacji, w historiach, na zdjęciach, czy też... na dołączonym przez wydawnictwo filmie. Wszystko to sprawia, że opowiadana przez Jamkowskiego historia jest maksymalnie interesująca i bogata. Równie fajnie czytało mi się o relacjach bohaterów opowieści. Jako najlepsi przyjaciele przeżywali wspaniałe chwile, ale zdarzały im się również scysje. W sumie nie ma się czemu dziwić - pokład jachtu nie sprzyja izolacji, a co za tym idzie - kiedy ma się kogoś dość, nie ma dokąd uciec. Na szczęście bardziej liczył się dla nich cel podróży, dzięki czemu dążyli do niego mimo nieporozumień.

Jest jeszcze jeden plus Starego, młodych i morza: prawdziwą przyjemnością było dla mnie obserwowanie zmagań bohaterów z żywiołem wody. Niebezpieczeństwo groziło im na każdym kroku, mimo to nigdy się nie poddali i wytrwale walczyli z przeciwnościami losu. Tego oczekuję po dobrej książce podróżniczej i cieszę się, że kolejna powieść Bezdroży okazała się tak wspaniałą lekturą, nad którą warto spędzić kilka godzin.

Tym bardziej, że wydano ją z rozmachem i dbałością o detale.

Podsumowując: głównym mankamentem tej historii jest pozbawienie jej narracji pierwszoosobowej, która w dużej mierze przełożyła się na brak osobistego punktu widzenia bohaterów tej niezwykłej książki. Pod każdym innym względem jest to kawał wspaniałej literatury podróżniczej. Podobało mi się wydanie, a także pięknie wykonane zdjęcia do spółki z filmem, który tylko pogłębił moje wrażenia estetyczne. Najlepsza jednak okazała się pasja chłopaków, ponieważ to dzięki niej udało im się osiągnąć to, co sobie zamierzyli.
zrecenzujemy.blogspot.com Angie Wu, 2014-02-15

Zjadłem Marco Polo. Kirgistan, Tadżykistan, Afganistan, Chiny

Gdy brałam do ręki przepięknie wydaną książkę, byłam pewna, że "zjem Marco Polo" w całości. Niestety, rozczarowałam się.

Książka "Zjadłem Marco Polo. Kirgistan, Tadżykistan. Afganistan. Chiny" Krzysztofa Samborskiego prezentuje się niezwykle obiecująco. Piękna okładka ukazuje afgańską dziewczynkę. W tle widnieją górskie szczyty i droga prowadząca w nieznane. Przeglądając pobieżne karty książki można zauważyć, że znaczną ich część zajmują fotografie. Barwne zdjęcia krajobrazów, ludzi i zwierząt czterech tytułowych państw: Kirgistanu, Tadżykistanu, Afganistanu oraz Chin. I wreszcie zapowiedź autora: dzieło jest owocem dwudziestu lat podróży w mało znane, często dzikie i niebezpieczne zakątki świata.

Gdy więc brałam do ręki przepięknie wydaną książkę, byłam pewna, że również "zjem Marco Polo" w całości. Niestety, rozczarowałam się. Autor miesza w swoim dziele wszystkiego po trochu. Jakby do końca sam nie wiedział, co może w tego typu książce zamieścić. Mamy zatem liczne opisy dróg (ich przebudowy, sposobów pokonywania, oceny o stanie szlaków komunikacyjnych w danym kraju), fragmenty o awariach motocykli, garść suchych faktów – a to o historii danego państwa, a to o pewnych górach (m.in. informacje, ilu Polaków je zdobyło), ciut o polityce, biedzie, religiach, ludności itd.

Chwilami odnosiłam wrażenie, jakby Samborski, pisząc tekst sklejał ze sobą fragmenty jakiejś encyklopedii. Przerażająco nudne i zupełnie niestrawne! Czy po dwudziestu latach podróży, nie można skupić się na własnych przeżyciach i opowiedzieć wszystkiego po swojemu? Bez rzucania datami, liczbami i nazwiskami? Zrobić to zwyczajnie… ciekawiej?

W "Posłowiu” autor pisze: Wielu zapewne rozczarowało się, czytając tę książkę, bo liczyło, że będzie bardziej "motocyklowa". Akurat pod tym względem się nie rozczarowałam. O wspomnianych awariach, "nawijaniu kolejnych kilometrów na koła", przebywaniu trudnych dróg i rwących rzek, a także opisów dróg (typu: w prawo prowadzi do… jadąc w lewo dojedziemy do… za górą znajduje się…) jest tutaj dość dużo… Jak dla mnie, średnio interesującej się motoryzacją - zbyt dużo.

W książkach tego typu (podróżniczych?) można zauważyć też pewną, lekko irytującą, a po części zabawną tendencję. Ważnym elementem relacji obieżyświatów jest ich umiejętność inteligentnego, fantazyjnego i odważnego wykaraskania się z różnego rodzaju tarapatów. Głównie tych, związanych z żołnierzami, służbami granicznymi i policjantami. U Samborskiego również znajdziemy liczne opisy wyprowadzania w pole panów w mundurach (czyżby w myśl powiedzenia "Polak potrafi"?).

Oczywiście w książce Samborskiego są elementy, które mnie naprawdę urzekły. Po pierwsze – jak wspomniałam na początku – wspaniała sfera edytorska, pełna ciekawych zdjęć. Po drugie – opisy spotkań z kolejnymi ludźmi; ukazywanie ich mentalności i sposobu myślenia, często zupełnie innych niż nasze. Samborski sugestywnie opisuje upływ czasu i jego wpływ na (wraz z kolejnymi podróżami) coraz większe grono znajomych. Jednocześnie często podkreśla, jak Azjaci potrafią się tym czasem delektować. Cierpliwie znosząc koleje losu, zgodnie z ich powiedzeniem Inshallah, czyli "Jak Bóg da".

Interesujące wydają się też swoiste porównania odwiedzanych miejsc – takich, jakimi kiedyś były z ich dzisiejszym wyglądem. Samborski dokonuje tego dzięki cytatom z innych podróżników, którzy opisywali te same góry, skrawki dróg, miejscowości, przełęcze, które on sam widział. Pisze, co się zmieniło, a co pozostało takie, jak dawniej. W pewien sposób łączy przeszłość i teraźniejszość.

U Samborskiego często pojawiają się również portrety ludzi - obrazy ich życiowych historii, trosk i radości. Autor ukazuje m.in. nieśmiałą, dojrzewającą Erkinai, gościnnego i uprzejmego Kachibeka czy naiwnego i bardzo pobożnego Jerome. Z pewnego rodzaju szacunkiem pisze i o mieszkańcach "wyklętych ziem" (nierzadko politycznie niedookreślonych). Ludzi nierzadko prześladowanych przez władze i dopominających się o swoje prawa. Tak jak przy wątku chińsko-ujgurskiego Sinkiangu i Pamirze.

Mam wobec "Zjadłem Marco Polo…” mieszane uczucia. Na pewno nie jest to pozycja, która powaliła mnie na kolana. Jednocześnie nie uważam jej za książkę do końca nieudaną. Niewykluczone, że ktoś po jej przeczytaniu, rzuci wszystko i pojedzie szlakiem Samborskiego w poszukiwaniu przygód. Oby mniej awaryjnym środkiem transportu...
kulturaonline.pl Sabina Kowalczyk, 2014-02-25
« < 561 562 563 564 565 ... 922 > »