ODBIERZ TWÓJ BONUS :: »
« < 571 572 573 574 575 ... 916 > »

Nieoficjalny przewodnik dla budowniczego LEGO

Allan Bedford w swoim nieoficjalnym przewodniku po klockach Lego pokazuje czytelnikowi rzeczy, o których nie do końca miał pojęcie.

Autor nie napisał podręcznika dla profesjonalistów. Zaczyna bowiem od rzeczy bardzo podstawowych – odpowiedzi na pytanie, czym jest pojedyncza cegiełka Lego, jaka jest klasyfikacja poszczególnych kloców i czemu one … się tak dobrze trzymają.

Z czasem zaczynają się rzeczy trudniejsze – “jak radzić sobie z problemem skali, jak budować kolumny oraz jak wzmocnić Twoją konstrukcję. Z książki dowiesz się co to jest miniland i dlaczego taka skala używana jest przy budowie eksponatów w parkach tematycznych LEGO.

Ciekawym dodatkiem jest Klockopedia obejmująca najpopularniejsze elementy znajdujące się w większości paczek. To również odpowiedź na to, iż nawet zmieszane klocki dają budowle, o których nigdy nie śniłeś Drogi Czytelniku.

Okazuje się, że LEGO to nie tylko piękne zamki rycerskie czy “Władca Pierścieni” ale również możliwość budowania i grania w klockowe gry planszowe, których pozazdrości nam każdy.

Autor dołączając rysunki pozwala nam poruszać się w świecie klocków jak we własnym pokoju.

Doskonała książka.
ksiazka-online.pl 2014-01-05

Coaching na Wyspach Szczęśliwych

Kto z Nas nie poszukuje szczęścia? Nie tropi go, nie szuka jego śladów? W swoich poszukiwaniach okazujemy się być niewiarygodnie kreatywni. Dlaczego? Ponieważ szukamy czegoś, co nie ma ani koloru, ani kształtu. Nie ma również określonej materii ani nazwy. Szukamy po omacku czegoś co nazywamy szczęściem, ale nie wiemy tak naprawdę czym ono dla Nas jest . Może to nowy samochód, nowa szminka, kolejna para butów, gra komputerowa, batonik czy telefon?

Długo nad tym myślałam i wymyśliłam, że sama go nie odnajdę. Proste jak budowa cepa. Jeżeli nie wiem czego szukam to jak mam znaleźć? Zrozumiałam, że ktoś musi mi w tym pomóc. Naprowadzić, zainspirować, odszyfrować moje własne zacementowane głęboko potrzeby oraz pragnienia. Pomógł mi w tym Maciej Bennewicz w swojej książce Coaching na wyspach szczęśliwych.

Książka składa się z 2 głównych części. Pierwsza część dotyczy tego, co szczęściu przeszkadza. Zawiera w sobie 7 rozdziałów, coś na wzór 7 grzechów, które zacierają nam ślady poszukiwanego szczęścia. Wśród nich odnajdziemy lenistwo, pychę, złość, nieumiarkowanie, kłamstwo, lubieżność oraz zachłanność. Do każdego z nich autor przyporządkowuje pojawiające się u każdego z nas nawyki, wyuczone zachowania, które prawie zawsze nam towarzyszą w życiu codziennym. To zadziwiające jak różni, a zarazem tacy sami jesteśmy. Zaś druga część dociera do tego co szczęściu pomaga. Podobnie jak część pierwsza zawiera siedem rozdziałów. Te zaś znacznie różnią się od poprzednich. Otwartość, „tu i teraz”, radość, misja, przepływ, sens, siła brzmią znacznie lepiej. Od razu po przeczytaniu wzbudzają w Nas pozytywne emocje. Tutaj autor daje pewne wskazówki, poszlaki, które okazują się być bardzo cenne w naszych poszukiwaniach. Jakby tego było mało każdy rozdział zawiera w sobie 3 elementy. Pierwszym z nich jest opowieść Wiktora, który zgłosił się do coacha by osiągnąć swój zamierzony cel jakim jest szczęście. W każdym rozdziale Wiktor wysyła maile opisując w nich swoje życie, doświadczenia oraz wnioski. Elementem drugim są opowieści coachów, ich wspólne spotkania, rozmowy. Ostatnim jest sugestia do self-coachingu. Jest to podsumowanie ważnych treści oraz ćwiczenia dla Czytelnika, które służą w odnalezieniu tego, czego tak zaciekle szukamy.

Czytając lekturę mamy okazję poznać sześciu zawodowych coachów, nierzadko terapeutów i psychologów. Są nimi Trynidad, Inka, Eryk, Jędrzej, ojciec Rafał – zakonnik oraz Maciej. Inaczej Stowarzyszenie Badaczy Szczęścia. Ludzie, którzy mają za sobą wiele lat doświadczeń menedżerskich życiowych i coachingowych. Przeczytane stosy książek, zdobyte sukcesy, opłakane straty oraz odbyte liczne podróże po świecie. Razem postanawiają poszukiwać szczęścia. Poznać pewne tajniki, które szczęściu pomagają, a które przeszkadzają. Spotykają się razem w tygodniu, by podzielić się swoimi doświadczeniami z pracy. Pomagają sobie nawzajem opowiadając przy tym historie ze swoich podróży. Każda z nich jest niezwykła. Każda jest inaczej interpretowana. Każda daje inne rozwiązania inspirując zarazem słuchaczy jak i Czytelników.

Książka mnie zaskoczyła i wciągnęła. Nagle zrozumiałam, że szczęście, którego szukam jest bardzo blisko mnie. Muszę jedynie wsłuchać się we własne wnętrze i potrzeby. Wyciszyć ciągły szum, zgiełk, który nieustannie kłębi się wokół mnie. Opowieści trenerów były dla mnie jak wielobarwne obrazy, niezwykłe podróże. Czułam zapach, klimat, słyszałam zgiełk ludzi, widziałam słońce z perspektywy różnych kontynentów. Lekko i bezszelestnie przenosiłam się z jednego kraju na drugi. Czułam się bardzo dobrze czytając lekturę. Język jakim pisze autor był dla mnie niezwykle pomocny. Prosty, dosadny, a zarazem z nutką humoru dotykającego głębokich treści. Największą niespodziankę sprawiły mi sugestie do self-coachingu. O tak, wspaniały prezent. Ćwiczenia ubogaciły mnie w pewien sposób. Dzięki nim miałam okazję poznać siebie taką jakiej jeszcze nie znałam. Jedynym mankamentem dla mnie jest rozmiar książki i jej ciężar. Jestem zadowolona i usatysfakcjonowana. Wiem, że czas jaki poświęciłam lekturze nie jest stracony, a wręcz przeciwnie kiedyś czymś zaowocuje.

Książka zrobiła na mnie bardzo dobre wrażenie. Zwiedziłam wiele zakątków, dostałam wiele cennych wskazówek. Bardzo pomocne w zrozumieniu treści okazały się przykłady z życia wzięte. Jeżeli kochasz podróże i przygody, ta książka jest dla Ciebie. Jeżeli chcesz odnaleźć własne szczęście i nazwać je po imieniu dzięki niej i samemu sobie, dokonasz tego. Jeżeli interesujesz się coachingiem to trafiłeś w dziesiątkę. A gdy szukasz mądrych wskazówek i ćwiczeń, które pomogą Ci dotrzeć do twojego wnętrza to na pewno się nie rozczarujesz. Serdecznie polecam!
moznaprzeczytac.pl LigKarolina, 2014-01-15

Wałkowanie Ameryki (twarda oprawa)

Jednym kojarzą się z McDonald'sem, Coca-Colą, Myszką Miki i Starbucksem. Innym z nowojorskimi drapaczami chmur, Wall Street oraz Hollywoodzkim blichtrem. Pozostałym z brakiem gustu, ignorancją, ekstremalną otyłością i zbyt łatwym dostępem do broni. Choć od Polski dzieli je kilka tysięcy kilometrów, wielu Polaków uważa, że zna je na wylot. Tymczasem Marek Wałkuski udowadnia, że o Stanach Zjednoczonych wiemy wyjątkowo mało, a amerykańska kultura jest nam równie bliska, co indyjska czy japońska.

Wałkowanie Ameryki (2012) to debiut literacki Marka Wałkuskiego, nazywanego popularnie „Wałkiem”. Miłośnicy Programu Trzeciego Polskiego Radia doskonale pamiętają go z porannych audycji Zapraszamy do Trójki, w których dał się poznać nie tylko jako świetny dziennikarz, ale i osoba o wyjątkowym poczuciu humoru. W Programie Trzecim Wałkuski pracował w latach 1990-2002. Jest autorem licznych relacji reporterskich i reportaży, opracowywał też analizy słuchalności w Agencji Reklamy Polskiego Radia. W 2011 roku został odznaczony Srebrnym Krzyżem Zasługi. Za Oceanem znalazł się w 2002 roku, po tym jak przyjął propozycję objęcia stanowiska korespondenta Polskiego Radia w Waszyngtonie.

W styczniu 2002 r. zostałem oddelegowany do Waszyngtonu jako korespondent Polskiego Radia. Pierwszą rzeczą, którą musiałem zrobić po przybyciu na miejsce, było wynajęcie mieszkania. Sprawa wydawała się banalna. Okazało się, że taka nie była. Patrzyłem na mapę. Miasto podzielone jest na trzy części. Pierwsza to właściwy Waszyngton, czyli Dystrykt Kolumbii (ang. District of Columbia, w skrócie DC). Pozostałe dwie części położone są w przylegających stanach Wirginia i Maryland. Ponieważ w USA stany mają bardzo dużą autonomię, aglomeracja waszyngtońska podlega trzem osobnym systemom prawnym i administracyjnym. Obowiązują w niej inne stawki podatkowe, inne procedury urzędowe i inne programy szkolne. Jeśli ktoś przeprowadza się z jednej części miasta do drugiej, powinien wyrobić sobie nowy dokument tożsamości i przerejestrować auto. Przejeżdżając samochodem z Wirginii do Dystryktu Kolumbii, należy przerwać rozmowę przez telefon komórkowy, w DC obowiązuje bowiem zakaz używania telefonów podczas jazdy, którego to zakazu nie ma w Wirginii. W Dystrykcie Kolumbii legalne są małżeństwa osób tej samej płci, w Maryland trwa walka o ich zalegalizowanie, a Wirginia w ogóle nie uznaje tego typu związków. W częściach Waszyngtonu należących do Maryland i Wirginii ciągle obowiązuje kara śmierci, którą w Dystrykcie Kolumbii zniesiono już w 1981 r. Sam Dystrykt Kolumbii liczy około 600 tysięcy mieszkańców, ale w całej aglomeracji waszyngtońskiej mieszka 5,5 miliona ludzi.

W 2002 roku aglomeracja waszyngtońska powiększyła się o trzech nowych mieszkańców. Marek Wałkuski wyemigrował z Polski z żoną Edytą i synkiem Konradem. Jak dziennikarz wspomina po latach, w Stanach Zjednoczonych najszybciej zadomowił się jego syn. On potrzebował na to całej dekady. Oswajanie Ameryki nie szło mu łatwo. Kraj ten na każdym kroku zaskakiwał go swoją różnorodnością: kulturową, rasową, językową, etniczną, polityczną i ideologiczną. Dziś Marek Wałkuski opowiada o Stanach Zjednoczonych z zachwytem, który poskramia jedynie wyuczony przez lata pracy reporterskiej obiektywizm dziennikarski.

Kim jest ów nowy człowiek – Amerykanin? – tak zapytywał już pod koniec lat siedemdziesiątych XVIII wieku St John de Crevecoeur, farmer osiadły na amerykańskim lądzie. On, a także John Jay, prezes Sądu Najwyższego USA, jako jedni z pierwszych próbowali scharakteryzować obywateli nowopowstałego państwa. Dziś, niemal trzy wieki później, pytanie zadane przez francuskiego imigranta jest nadal aktualne. Myśliciele, zarówno amerykańscy, jak i europejscy, próbują analizować współczesne społeczeństwo amerykańskie i starają się udzielić rzeczowej odpowiedzi na pytanie: czym dziś jest nowe społeczeństwo amerykańskie? W ich analizach można odnaleźć element wspólny – fakt, że niemal nikt nie pomija najważniejszego determinanta, który przez lata silnie wpływał na kształt obecnego społeczeństwa Stanów Zjednoczonych i dzięki któremu wygląda ono tak, a nie inaczej – mianowicie imigracji.

Maldwyn Jones, brytyjski historyk, stwierdził, iż imigracja stanowi historyczną rację bytu Ameryki… najtrwalszy i najwszechstronniejszy czynnik jej rozwoju. Historia USA wskazuje, iż faktycznie czynnik imigrancki odegrał dużą rolę w kształtowaniu amerykańskiego społeczeństwa. Według danych statystycznych, zbieranych przez urząd imigracyjny od 1820 roku, tylko w latach 1820 – 1990 do Stanów Zjednoczonych wyemigrowało 55 milionów ludzi. Amerykanie nie byli w stanie pozostać wobec tych napływających mas obojętni. Przedstawiciele różnorakich nacji – Europejczycy ze środkowej i wschodniej części kontynentu, Azjaci czy Amerykanie Południowi – przywozili ze sobą do Ameryki Północnej nie tylko swój dobytek, ale przede wszystkim własną kulturę, zwyczaje, tradycje. Obok protestantyzmu pojawiły się katolicyzm, judaizm, buddyzm czy hinduizm. A obok obywateli mających doświadczenia z wartościami republikańskimi i demokracją – ludzie znający do tej pory jedynie uciemiężenie i autorytarne rządy. Amerykańska mozaika społeczna, unikalna i wyjątkowa, sprawiła, że trudnym stało się precyzyjne zdefiniowanie społeczeństwa amerykańskiego i odpowiedzenie na zadane przez Crevecoeur pytanie o to, kim nowy Amerykanin jest. Crevecoeur uważał, podobnie jak Thomas Paine, że społeczeństwo amerykańskie jest społeczeństwem imigranckim – heterogenicznym, stanowiącym zlepek wielu różnych narodów europejskich. John Jay stawiał tezę zgoła odmienną, nieco marginalizującą znaczenie imigracji, mianowicie mówił, iż Amerykanie to społeczeństwo jednolite – społeczeństwo mające wspólnych przodków, mówiące tym samym językiem, wyznające tę samą religię, przywiązane do tego samego systemu rządzenia, hołdujące bardzo podobnym zwyczajom i obyczajom.* Naród amerykański w odczuciu Jaya to społeczeństwo homogeniczne, zbudowane w oparciu o dominację jednej, konkretnej grupy. Dziś, Samuel Huntington określa tę grupę wprost jako WASP – białych, anglosaskich protestantów. Według Huntingtona, Amerykanie postrzegają swoje społeczeństwo jako wieloetniczne i wielorasowe. Ta percepcja doprowadziła z czasem do niemal całkowitego mentalnego zatarcia się różnic rasowych pomiędzy obywatelami USA. Jednakże Huntington stawia tezę, że tak jak etnicznie Stany Zjednoczone są heterogeniczne, tak kulturowo – homogeniczne. A filarem, o który opiera się społeczeństwo amerykańskie – kultura anglosaskich protestantów. Do kluczowych elementów tego amerykańskiego credo Huntington zalicza język angielski; chrześcijaństwo; zaangażowanie religijne; angielskie pojęcie rządów prawa, odpowiedzialności rządzących i praw jednostek oraz wartości separatystycznych protestantów takie jak indywidualizm, etyka pracy oraz wiara w to, że ludzie mają zdolność i powinność podjęcia próby zbudowania nieba na ziemi, „miasta na wzgórzu”.**

Podobne spostrzeżenia względem amerykańskiego społeczeństwa ma Marek Wałkuski. Nie pretenduje on jednak do roli myśliciela politycznego. Nie analizuje, a opisuje. Nie wychodzi z roli reportera. Dziennikarz wyznacza sobie cel: chce podważyć stereotypy, jakie narosły wokół Stanów Zjednoczonych, i oddać Czytelnikom ducha Ameryki. Na przestrzeni trzynastu rozdziałów próbuje więc opowiedzieć o tym, co dla dzieci wuja Sama jest najważniejsze i już na wstępie kreśli obraz Amerykanina-patrioty, snując opowieść o wychowaniu patriotycznym i immanentnym Amerykanom poczuciu wyjątkowości. Definiuje także typowego amerykańskiego Kowalskiego.

W powszechnym przekonaniu typowy Amerykanin nazywa się John Smith, ale nie jest to prawda. Z danych Amerykańskiego Urzędu Statystycznego (ang. US Census Bureau) wynika, że Smith rzeczywiście jest najczęściej występującym w USA nazwiskiem, ale większość Johnów już dawno umarła. Bo choć imię to najczęściej nadawano chłopcom od czasów kolonialnych aż do 1924 r., to później zaczęli przeważać Robert, James i Michael. (…) Obecnie najwięcej Amerykanów nosi imię James. Typowy Amerykanin nie jest bardzo bogaty, ale nie należy również do biedoty. Przeciętny Józek nie pracuje jako profesor na uniwersytecie i nie jest sławnym aktorem ani popularnym piosenkarzem. Zwykle jest robotnikiem najemnym lub drobnym przedsiębiorcą. Piosenkarz country Clay Walker śpiewał, że przeciętny Józek pracuje jako spawacz, budowlaniec, malarz lub mechanik samochodowy, ale może być też kierowcą ciężarówki, sprzątać w sklepie spożywczym albo rozwozić pocztę. Potrafi ciężko pracować, lubi też sobie wypić dla relaksu. Według Walkera przeciętny Józek jest religijny, służył w wojsku i nie potrzebuje bogactwa, bo szczęście osiąga dzięki kochającej rodzinie. Ma 37 lat i pożyje najpewniej do 78, bo taka jest obecnie oczekiwana długość życia Amerykanina. Ma 177,5 centymetra wzrostu, zaledwie jeden centymetr mniej niż Polak. Typowy Amerykanin waży 88 kilogramów, co oznacza, że ma nadwagę, bo jego wskaźnik masy ciała wynosi 28,4 (podczas gdy według standardów Światowej Organizacji Zdrowia za maksymalną dopuszczalną uznawana jest wartość nieprzekraczająca 25). Jest brązowooki (bo wbrew stereotypom obecnie tylko jeden na siedmiu mieszkańców USA ma niebieski kolor oczu). Przeciętny Józek ma dom z ogródkiem i garażem na jeden lub dwa samochody. Dom ma powierzchnię 170 metrów kwadratowych, jest z lat 70.XX wieku, a jego wartość nie przekracza 180 tysięcy dolarów. Ma dwie łazienki, w których typowy Amerykanin spędza średnio pół godziny dziennie, z czego około 10 minut poświęca na kąpiel. Większość Amerykanów sika pod prysznicem, a tylko co piąty śpiewa. Po załatwieniu potrzeb fizjologicznych przeciętny Joe składa papier toaletowy zamiast go zgniatać. Ponad 75% Amerykanów nakłada rolkę na uchwyt w taki sposób, by papier rozwijał się od góry. A jeszcze więcej, bo 85% z nich deklaruje, że są zadowoleni z życia. Statystycy mają bardzo dużo informacji na temat przeciętnego Amerykanina. Wiedzą np.., że zjada on rocznie 8 kg boczku, 6 kg indyka i 60 kg ziemniaków, wypija 190 l napojów gazowanych i raz w tygodniu smaruje chleb masłem orzechowym. Przynajmniej raz w miesiącu je lody i chodzi do kościoła, raz w roku zaczyna czytać nową książkę, choć nie zawsze ją kończy, i przynajmniej raz w życiu wystrzelił z pistoletu. Typowy amerykański Joe robi zakupy w supermarkecie Wal-Mart, a przed Bożym Narodzeniem dekoruje choinkę. Posiada też zwierzę domowe i jest fanem futbolu i bejsbola. Jedyny problem polega na tym, że przeciętny Joe jest bardzo trudny do odnalezienia.

Wałkowanie Ameryki to napisany lekkim i przystępnym językiem reportaż (o skądinąd niebanalnym i bardzo dowcipnym tytule). Marek Wałkuski snuje swoją opowieść z humorem i swadą. Nie stroni od anegdot i osobistych wspomnień. Suche fakty wzbogaca żartobliwymi ciekawostkami. Porusza też ważne problemy społeczne. Sporo miejsca w książce poświęca wolnościom obywatelskim Amerykanów, a także amerykańskiej kulturze broni. W Polsce na stu mieszkańców przypada zaledwie jeden pistolet lub strzelba, podczas gdy w Stanach Zjednoczonych na stu obywateli przypada dziewięćdziesiąt sztuk broni. To sprawia, że w ich rękach znajduje się 270 milionów pistoletów, strzelb i karabinów (co stanowi 40% cywilnej broni palnej świata). Najwięcej sztuk broni posiadają mieszkańcy stanów południowych i środkowo-zachodnich, najmniej – wschodnich. Broń posiada co trzeci Amerykanin. Każdego roku jeden na trzydzieści tysięcy ginie od kuli.

„To nie pistolety zabijają, ale ludzie” – głosi slogan zwolenników prawa do posiadania broni w USA. „To ludzie są zabijani, a nie pistolety” – odpowiadają przeciwnicy swobodnego dostępu do broni. Obie strony wybiórczo traktują statystyki, używają demagogicznych argumentów, posiłkują się korzystnym i dla siebie badaniami i różnie interpretują te same zapisy konstytucji. Dla jednych możliwość nieograniczonego dostępu do broni to kwestia samoobrony, narodowej tożsamości i wolności obywatelskiej. Przedstawiciele drugiej strony wzdragają się na samo słowo „pistolet”, a posiadaczy broni uważają za barbarzyńców.

Marek Wałkuski stara się rzeczowo i merytorycznie opowiadać o sporach, które toczą się we współczesnej Ameryce. Nigdy ich nie rozstrzyga. Rzadko kiedy czytelnik może też poznać osobiste zdanie Wałkuskiego w konkretnym temacie. W każdym kolejnym rozdziale dziennikarz konsekwentnie zadaje kłam stereotypom na temat Stanów Zjednoczonych. Wałkowanie Ameryki w swoim wydźwięku bardzo przypomina doskonałe Made in USA Guya Sormana. Wałkuski patrzy na Amerykę z dużą życzliwością, jednak nie bezkrytycznie. Aczkolwiek unika łatwego krytykowania. Dzięki jego wysiłkom tak odlegli Amerykanie stają się dobrymi znajomymi z sąsiedztwa.

W Ameryce można znaleźć wszystko – rzeczy absurdalne, dziwaczne, a nawet idiotyczne. Jednak sama Ameryka nie jest krajem absurdalnym, dziwacznym ani idiotycznym. To dobrze zorganizowane społeczeństwo, kraj ludzi praktycznych i racjonalnych. Amerykanie kierują się ideałami i są tolerancyjni. Ich naczelną dewizą jest „żyj i daj żyć innym”.

W Stanach Zjednoczonych presja społeczna na dostosowanie się do szeroko pojętej normy jest niewielka, dlatego to kraj, w którym nie brak różnorakich ekscentryków. Od tej reguły jest jedno odstępstwo. W Ameryce trzeba być wierzącym. Prawie wszyscy Amerykanie wierzą w Boga lub inną siłę wyższą, co sprawia, że Stany Zjednoczone są najbardziej religijnym krajem Zachodu. Ateista nie ma szans zostać prezydentem Stanów Zjednoczonych. W przeprowadzonym przez Instytut Gallupa kilka lat temu sondażu dziewięciu na dziesięciu Amerykanów zadeklarowało gotowość do głosowania na katolika, Afroamerykanina, Żyda, kobietę i Latynosa. Ponad 2/3 ankietowanych byłoby skłonnych poprzeć mormona i wielokrotnego rozwodnika. Nawet homoseksualista otrzymał 55% pozytywnych deklaracji. Na szarym końcu rankingu znalazł się ateista, na którego większość Amerykanów nie oddałaby głosów w wyborach. Komentując wyniki tego sondażu, publicysta dziennika „Washington Post” stwierdził, że prezydentem USA prędzej niż ateista zostałby satanista, bo w Ameryce „trzeba w coś wierzyć”.

Opowiadając o religijności Amerykanów, Marek Wałkuski zwraca uwagę na nietypowe dla Europejczyków formy przyciągania wiernych do kościołów. Mówi o przykościelnych tablicach reklamowych, najczęściej spotykanych obok świątyń protestanckich. Billboardy z religijnym, nierzadko żartobliwym przesłaniem, wpisały się na stałe w krajobraz amerykańskich miejscowości. Do kościołów przyciągają też charyzmatyczni pastorzy. Kierujący położonym na przedmieściach Waszyngton McLean Bible Church, Lon Solomon, jest tego najlepszym przykładem. W jego świątyni co tydzień modli się aż trzynaście tysięcy osób! McLean Bible Church to jeden z protestanckich megakościołów, które ich przeciwnicy nazywają mckościołami albo religijnym Disneylandem. Amerykanie nie tylko chętnie obnoszą się z własną religijnością, ale i cechują się dużą otwartością na inne wyznania. To dlatego z powodzeniem funkcjonują w Stanach Zjednoczonych nierzadko bardzo egzotyczne dla Europejczyków kościoły, jak chociażby brazylijski Kościół União de Vegetal, Kościół Eutanazji, Stowarzyszenie Aetheriusa czy Kościół Wszystkich Świętych.

Marek Wałkuski w Wałkowaniu Ameryki sporo miejsca poświęca też muzyce country stanowiącej duszę Ameryki, amerykańskiemu kultowi samochodu czy miejscu Polonii w amerykańskim społeczeństwie. Swoje rozważania kończy rozdziałem, w którym diagnozuje problemy, z którymi w najbliższych dekadach będą musieli zmierzyć się obywatele Stanów Zjednoczonych. Do najważniejszych zagrożeń zalicza duże bezrobocie, stale narastający dług publiczny oraz pogłębiające się nierówności społeczne. Amerykanie wciąż też muszą uporać się z problemem nielegalnej imigracji. Dla tysięcy osób Stany Zjednoczone nadal są wymarzonym miejscem na ziemi. Pozostają także takim nawet po bliższym poznaniu. Nie można jednak pokusić się o stwierdzenie, że wszyscy imigranci byli zachwyceni Stanami Zjednoczonymi. Zygmunt Freud, który zaledwie przez kilka dni wygłaszał wykłady na temat psychoanalizy na amerykańskich wyższych uczelniach, wrócił z podróży bardzo zniesmaczony. Co więcej, kiedy w Austro-Węgrzech rozpoczęły się prześladowania Żydów, odmówił emigracji za ocean, a jako powód podawał humorystycznie, iż szkodzi mu amerykańskie jedzenie. Markowi Wałkuskiemu Ameryka smakuje wybornie, a to sprawia, że Wałkowanie Ameryki to niezwykle apetyczna lektura. Nie tylko dla amerykanistów.
Dziennik Literacki 2014-01-01

System Białoruś

Z pewnością po skończeniu lektury „Systemu Białoruś” zupełnie jasne dla czytelników będą powody skazania Andrzeja Poczobuta za zniesławienie prezydenta Alaksandra Łukaszenki. Oczywiście nie chodzi bynajmniej o to, że zarzuty stawiane przywódcy Białorusi przez autora książki są nieprawdziwe. Istotne jest natomiast, że w tekstach Andrzeja Poczobuta jego krytyczny stosunek do działań prezydenta jest aż nadto widoczny, a zgodnie z logiką systemu panującego u naszych wschodnich sąsiadów takie publiczne wypowiedzi na temat władzy są po prostu niedopuszczalne. Jednocześnie „System Białoruś” tak naprawdę nie jest zjadliwym pamfletem politycznym, lecz próbą analizy systemu rządów stworzonego przez Alaksandra Łukaszenkę, mającą przybliżyć czytelnikom realia współczesnej Białorusi.

Niektórzy mogą uznać za przesadę porównanie białoruskiego prezydenta do Ludwika XIV, ale nie da się zakwestionować, że udało mu się zupełnie zdominować życie publiczne w swoim kraju. Właśnie dlatego Andrzej Poczobut w pierwszej części książki szczegółowo omawia karierę tego polityka, który obecnie uważa się sam za Baćkę (ojca) Białorusinów. Trzeba przy tym podkreślić, że chociaż autor piętnuje zbrodnie reżimu, to jednocześnie potrafi docenić umiejętności polityczne Alaksandra Łukaszenki, które nie tylko pozwoliły mu w demokratycznych wyborach zdobyć najwyższy urząd w państwie, ale także na przykład zapewniły Białorusi wieloletnie wsparcie ekonomiczne ze strony Rosji. W dodatku trudno nie podziwiać tak niebywałej kariery, jaką zrobił ten dyrektor sowchozu Gorodiec, którego początkowo poważni politycy traktowali z pobłażaniem, a nawet pogardą. Tymczasem stał on się przecież swoistym symbolem swego kraju, potężnym przywódcą, któremu w Białorusi nikt nie jest w stanie się przeciwstawić.

W drugiej części książki Andrzej Poczobut przedstawia narzędzia, dzięki którym Alaksandr Łukaszenka sprawuje władzę już niemal przez dwadzieścia lat. Właśnie te fragmenty najlepiej pozwalają nam zrozumieć, jakim cudem w XXI wieku tuż za polską granicą może funkcjonować autorytarny system, który w dodatku nie zabrania obywatelom swobodnego podróżowania po świecie. I nawet jeśli elementy wskazane przez autora jeszcze nie do końca wyjaśniają fenomen białoruskiego eksperymentu ustrojowego, to możemy poznać jego tajemnice, których nie sposób dostrzec będąc jedynie obserwatorem z zewnątrz czy turystą w Mińsku. Z kolei zamieszczone w ostatniej części książki wywiady z Białorusinami reprezentującymi różne zawody i przekonania polityczne uświadamiają nam, że system stworzony przez Alaksandra Łukaszenkę mimo wszystko może wydawać się ludziom w nim żyjącym naprawdę atrakcyjny...

Z pewnością „System Białoruś” jest fascynującą lekturą zarówno dla osób zainteresowanych realiami życia u naszych wschodnich sąsiadów, jak i pragnących poznać mechanizmy budowania autorytarnej dyktatury. Dla tych drugich szczególnie interesujące będzie zaś przedstawione przez Andrzeja Poczobuta rozprzestrzenianie się metod stosowanych przez Aleksandra Łukaszenkę na inne kraje dawnego Związku Radzieckiego. Właśnie ten wątek powinien być według mnie dodatkową zachętą do sięgnięcia po tę książkę, abyśmy w razie konieczności potrafili rozpoznać zagrożenia dla demokracji w naszym kraju. W końcu lepiej uczyć się na błędach sąsiadów, a nie własnych!
Wirtualna Polska 2014-01-14

Z talentem do gwiazd. Jak robić karierę w show-biznesie

Chciałabym podzielić się z wami moimi wrażeniami po przeczytaniu książki Z talentem do gwiazd. Jak robić karierę w show-biznesie. Do sięgnięcia po tę pozycję skłoniła mnie ciekawość z zawodowego punktu widzenia. Jestem muzykiem z wykształcenia, zastanawiało mnie więc, czy znajdę tu coś nowego, interesującego oraz potrzebnego w przypadku mojej kariery artystycznej. Już od pierwszych rozdziałów zyskałam pewność, że rady i informacje udzielane przez autorów są konkretne, rzeczowe i sprawdzone dzięki ich wieloletniemu doświadczeniu w branży rozrywkowej.

Autorzy to

„Adam Grzegorczyk – menedżer wielu artystów, m.in. Ireny Santor oraz zespołów Pawła Kukiza i Roberta Gawlińskiego. Dyrektor festiwalu w Jarocinie, dziennikarz muzyczny, autor przeszło trzydziestu książek opisujących zjawiska reklamy i marketingu, założyciel i rektor Wyższej Szkoły Promocji w Warszawie.

Tomasz Kopeć – założyciel i wieloletni (1989-2002) dyrektor artystyczno-repertuarowy Kompanii Muzycznej Pomaton/EMI, współtwórca sukcesów rynkowych płyt Jacka Kaczmarskiego, Justyny Steczkowskiej, Grzegorza Turnaua, Reni Jusis, Anity Lipnickiej, Raz-Dwa-Trzy, T.Love i wielu innych. Pomysłodawca „Złotej kolekcji” – płyt z największymi przebojami polskich artystów.”

Książka podzielona jest na rozdziały dotyczące kariery, menedżera, nagrań, koncertów, pieniędzy, wizerunku, copyrightu oraz umów. Każdy z nich zawiera po kilka podrozdziałów analizujących różne aspekty danej tematyki. Pierwszy rozdział jest najbardziej ogólny, ale też traktujący o najważniejszych sprawach dotyczących artysty i jego kariery. Jednym z głównych wyznaczników szansy na sukces jest oryginalność artysty, podane są możliwe przykłady, zależności, takie jak np. moda na dany typ wykonawcy, rodzaj wykonywanego materiału muzycznego, ewentualność, że artysta jest oprócz odtwórcy autorem tekstów i/lub kompozytorem utworów. Kolejnym wyznacznikiem wymaganym do osiągnięcia sukcesu jest wytrwałość oraz determinacja, które pomagają utrzymać się w tym biznesie pomimo różnych porażek i niepowodzeń. Możemy dowiedzieć się, jak bardzo potrzebny jest plan kariery, a przy jego tworzeniu przydaje się umiejętność pracy w grupie, wspólnego podejmowania decyzji oraz osiągania kompromisów. Podane są etapy, czyli cele pośrednie, które należy osiągnąć podczas rozwoju kariery – zawarcie kontraktu płytowego, wydanie singla, znalezienie się na szczycie list przebojów, zagranie trasy koncertowej w określonych miejscach itd. Następnie należy opracować strategię realizacji każdego z ustalonych celów.

Wielokrotnie w książce poruszane są różne aspekty dotyczące menedżera, jego zakresu obowiązków, relacji z artystą, a także kwestie, czy jego obecność jest potrzebna artyście w każdym momencie rozwoju kariery. Szczegółowo omówione są trzy systemy organizacyjne: samozarządzania, ograniczonego zarządzania i zarządzania pełnozakresowego. „Nawet najlepszy menedżer nie zagwarantuje artyście sukcesu, może jednak znacząco przyczynić się do podjęcia szeregu decyzji korzystniejszych dla artysty niż te, które byłyby podjęte bez jego udziału. Są to kwestie wyboru studia nagrań, budżetu nagraniowego, osoby producenta muzycznego, terminu premiery, budżetu promocyjnego, wyboru artysty do reprezentacji wytwórni na festiwalach i konkursach muzycznych itp.” Menedżer powinien posiadać przynajmniej kilka z przydatnych w jego pracy umiejętności zawodowych (planowanie biznesu, kalkulacje i rozliczenia finansowe, zarządzanie projektowe, marketing artysty, pozyskiwanie sponsorów, negocjacje handlowe, współpraca z mediami, negocjowanie prawne, reprezentacja prawna, tworzenie i zawieranie umów itd.). Oprócz osoby menedżera opisywane są także osoby oraz instytucje, które mają duży wpływ na sukces artysty, nie będąc jednak z nim w tak ścisłej relacji – firma fonograficzna, agenci koncertowi, patroni medialni, publisherzy, publicyści i recenzenci, dziennikarze muzyczni, sponsorzy, instytucje reklamowane przez artystę. Według autorów książki zatrudnianie obsługi administracyjnej (menedżer, prawnik, agent, księgowy itp.) ma sens dopiero wtedy, gdy w grę wchodzą na tyle duże pieniądze, którymi można zacząć się dzielić.

Oprócz opisywanych elementów i etapów rozwoju kariery możemy także przeczytać o jej kryzysie oraz o negatywnych skutkach zarówno kryzysu jak i zbyt nagłego sukcesu mogących dotknąć artystę. Autorzy piszą o sytuacjach, gdy artysta traci kontakt z rzeczywistością, wydaje zbyt wiele pieniędzy na alkohol, narkotyki, samochody, kobiety/mężczyzn, stwierdza brak sensu w życiu (a nawet popełnia próby samobójstwa). Na szczęście możemy się też dowiedzieć, w jaki sposób menedżer powinien zapobiegać takim sytuacjom.

Wymienione przeze mnie przykłady pochodzą tylko z dwóch pierwszych rozdziałów, nie będę tu zdradzać dalszych szczegółów, lecz wszystkich zainteresowanych tą tematyką zapraszam do zapoznania się z całą książką. Jako zawodowy muzyk szczerze polecam kupienie, przeczytanie, a potem wracanie do fragmentów, które szczegółowo opisują interesujące nas w danym momencie kwestie. Dla kogo ta książka może być przydatna? Powtórzę za autorami: dla każdego, kto myśli o solowej karierze, dla muzyków instrumentalistów, wokalistów, tancerzy, aktorów. Również dla osób, które chcą działać w tym biznesie od drugiej strony, czyli dla menedżerów.
moznaprzeczytac.pl Ela, 2014-01-13
« < 571 572 573 574 575 ... 916 > »