ODBIERZ TWÓJ BONUS :: »

Tęsknota za ciepłem, czyli motocyklem na Bliski Wschód....

Autor: Marta Rogowska, Artur Karczmarek
Data dodania do serwisu: 2008-07-25
Relacja obejmuje następujące kraje: Turcja, Syria, Bejrut , Amman, Liban
Średnia ocena: 6.23
Ilość ocen: 165

Oceń relację

<p align="center">&nbsp;<br /><font face="comic sans ms,sand" size="5"><font color="#000080">Tęsknota za ciepłem,<br />czyli motocyklem na Bliski Wsch&oacute;d....</font></font></p><p align="justify"><strong><font face="book antiqua,palatino" color="#000080">&nbsp;</font></strong></p><img src="_grafika/photos/users/5c0b2b3c1a625d6dac727e48df6d5458/photos/foty_male.jpg" alt="" /><p align="justify">&nbsp;</p><p align="justify"><font>Zdecydowaliśmy się na wyjazd motocyklem zimą. Dlaczego? Jednym z powod&oacute;w była tęsknota za ciepłem, kt&oacute;rego jak się p&oacute;źniej okazało, będzie nam czasem w drodze brakowało. Ale od początku&hellip;</font></p> <p align="justify"><font>Z kraju wyruszamy 28 grudnia 2007 motocyklem kawasaki Drifter przekraczając granicę w Barwinku. Od początku wyjazdu towarzyszy nam temperatura poniżej zera i pomimo ciepłych ubrań mamy świadomość, że nasze dzienne przebiegi nie będą oszałamiające. Tak też się dzieje; średnio naszym Drifterem robimy ok. 500 km dziennie, często w śniegu i mrozie. Jedziemy w ten spos&oacute;b do samej Turcji, do kt&oacute;rej wjeżdżamy 31 grudnia. Ostatnie kilometry w Bułgarii to zmiana ostrej zimy w zieloną i całkiem ciepłą wiosnę. </font> </p> <p align="justify"><font>Europę przejechaliśmy bez dłuższych postoj&oacute;w związanych z oglądaniem mijanych po drodze miejsc- chcieliśmy poświęcić jak najwięcej czasu na to co przed nami- Bliski Wsch&oacute;d.</font></p> <p align="justify"> <font>Sylwestra spędzamy w Istambule. Na ulicach sporo spacerujących turyst&oacute;w, ale szalonej europejskiej zabawy nigdzie nie widać. </font> </p> <p align="justify"><font>Turcja niemile zaskoczyła nas drożyzną (litr benzyny kosztuje ponad 7 zł, dwuosobowy pok&oacute;j z łazienką w hotelu o standardzie akademika ok. 40- 50 USD), miłe zaskoczenie to świetne drogi. </font> </p> <p align="justify"><font>Po skromnym powitaniu Nowego Roku ruszamy dalej na południe Turcji mijając po drodze Ankarę i masyw Centralnej Anatolii. Nieprawdopodobne wrażenie zrobił na nas Taurus; piękne i ośnieżone szczyty. 3- go stycznia docieramy do Iskenderun. Udaje nam się znaleźć camping, czyli miejski ogr&oacute;d z ochroniarzem niedaleko morza i do tego za free. Zostawiamy tam zimowe ubrania tak, by w powrotnej drodze (za miesiąc) zabrać je ze sobą.</font></p> <p align="justify"> <font>Z campingu wyjeżdżamy następnego dnia p&oacute;źnym rankiem. Mamy niewiele do granicy z Syrią, pomimo tego dojeżdżamy tam p&oacute;źno- tureckim władzom udaje się namierzyć nas na suszarkę. Sytuacja wygląda dosyć specyficznie: jadąc w terenie zabudowanym mijamy śpiących w radiowozie policjant&oacute;w, kilka kilometr&oacute;w dalej zatrzymuje nas inny patrol, kt&oacute;ry urządził blokadę. Chłopaki mają już spisane numery rejestracyjne motocykla i prędkość, z kt&oacute;rą jechaliśmy. Sprawa nie do ominięcia; kończy się tak, że czekamy na fajrant funkcjonariuszy prawa, po czym jedziemy z nimi do bankomatu wypłacić got&oacute;wkę. Kosztowało nas to ok. 150 USD.</font></p> <p align="justify"><font>Krętą i bezludną g&oacute;rską drogą dojeżdżamy do granicy syryjskiej. Tam spędzamy prawie dwie godziny na wypisywaniu r&oacute;żnych druczk&oacute;w, chodząc z budki do budki po r&oacute;żnego rodzaju pieczątki i podpisy. W sumie na granicy zostawiamy 101USD. Sprawę można sobie ułatwić przez posiadanie pewnego dokumentu celnego (carnet de passage wystawia PZMot Travel w Warszawie); obowiązkowo na granicy należy kupić syryjskie ubezpieczenie OC.</font></p> <p align="justify"> <font>Drogi w Syrii są gorszej jakości, a krajobraz mijany po drodze jest smutny i zaniedbany. </font> </p> <p align="justify"><font>Zaskoczeniem dla nas jest kilku ludzi, kt&oacute;rzy tuż za granicą wyszli z wiaty stojącej przy drodze w lesie z karabinami w rękach i zatrzymywali samochody. Przejeżdżamy obok spokojnie, ale dosyć szybko.</font></p> <p align="justify"> <font>Już ok.18-tej zapada kompletna ciemność. Zaopatrzeni w pomarańcze w pobliskim sadzie rozbijamy namiot przy ruchliwej drodze pośpieszani padającym deszczem. Ciągle jedziemy na południe- naszym celem jest stolica Jordanii, Amman.</font></p> <p align="justify"> <font>Granicę syryjsko- jordańską udaje się nam pokonać w trochę szybszym tempie niż poprzednią, ale pieniądze zostawiamy podobne (wiza, polisa OC). </font> </p> <p align="justify"><font>Szukanie noclegu w Ammanie to oglądanie chyba wszystkich hoteli w obrębie centrum i ostre targowanie się. Hotele o znacznie niższym standardzie niż tureckie, ale też znacznie tańsze (ok.10 USD za pok&oacute;j dwuosobowy). Wyjeżdżamy z pewnym trudem z ruchliwej metropolii, gdzie brak jakichkolwiek drogowskaz&oacute;w, a język angielski nie należy do popularnych.</font></p> <p align="justify"> <font>Z p&oacute;łnocy na południe Jordanii biegną cztery r&oacute;wnoległe drogi, autostrada przebiega w miejscu starej historycznej drogi zwanej Traktem Kr&oacute;lewskim. Wybieramy trasę wzdłuż Morza Martwego, gdzie kąpiemy się w potwornie słonej wodzie- naprawdę nie trzeba umieć pływać, żeby utrzymać się na powierzchni! Jedziemy wzdłuż granicy izraelskiej, co chwilę kontrolują nas patrole wojskowe; podobno to czysta profilaktyka. </font> </p> <p align="justify"><font>Do portu w Aqabie docieramy wieczorem, tego samego dnia kupujemy bilety na prom na godz. 24 do Egiptu, (50USD za osobę, 35 USD za motocykl). Prom odpływa ok. 5 ran, a my przez ten czas z tłumem ludzi kwitniemy na pokładzie promu.</font></p> <p align="justify"> <font>W Nuweibie, na egipskim brzegu Zatoki Akabskiej jesteśmy przed 9 rano 6&ndash; go stycznia. Odprawa celna trwa godzinami; każda osoba z obsługi przejścia granicznego przydzielona jest do innej pieczątki, poza tym wjeżdżając do Egiptu należy przerejestrować pojazd na miejscowe tablice. Nie udaje nam się wjechać motocyklem do Egiptu, a właściwie wyjechać poza bramę portu- na przeszkodzie stoi brak tryptyku, (tak na Bliskim Wschodzie nazywany jest carnet de passage). Jak się okazuje, tryptyk to słowo wytrych na wszystkich granicach afrykańskich i azjatyckich. Długo negocjujemy z portowym urzędnikiem celnym i mimo jego szczerych chęci pomocy nic nie udaje nam się wsk&oacute;rać- przepisy są przepisami. Zostawiamy więc Driftera w porcie i piechotą idziemy na camping w pobliskiej miejscowości.</font></p> <p align="justify"><font>Postanawiamy nie poddawać się zbyt łatwo i za namową portowego urzędnika jedziemy do Kairu z nadzieją dopełnienia formalności. Jedziemy autobusem. W Kairze czas dzielimy między urzędy ( Automobilklub, kompanię transportową, nasz konsulat) i miejsca, kt&oacute;re warto zobaczyć ( oczywiście piramidy w Gizie, Muzeum Egipskie, Stary Kair). Nie polecamy kontakt&oacute;w z egipskimi urzędnikami- cierpliwość największego stoika może się wyczerpać. </font> </p> <p align="justify"> <font>Po 6-ciu dniach odbieramy motocykl w porcie i z żalem płyniemy z powrotem do Jordanii, kt&oacute;ra wita nas chłodem i wiatrem. Wieczorami temperatura spada znacznie poniżej zera i przez większość dnia kałuże ścięte są lodem. Mimo, że ostatnie opady deszczu na południu Jordanii były w marcu 2007 roku i kraj cierpi na niedob&oacute;r wody, to Jordańczycy wcale się tym nie przejmują i leją ją bez umiaru tworząc potoki na ulicach.</font></p> <p align="justify"><font>Jedziemy do Petry, gdzie na oglądanie miasta wykutego w skałach można poświęcić nawet kilka dni. Miejsce to upodobali sobie Rosjanie, kt&oacute;rych było widać i slychać na każdym kroku. Kolejnym miejscem, w kt&oacute;rym się zatrzymujemy jest Dana, mała kamienna wioska o nieprawdopodobnym klimacie położona w g&oacute;rach. Tym razem wybraliśmy drogę przez g&oacute;ry, czasami jesteśmy zaskoczeni pomysłowością jej poprowadzenia między pasmami g&oacute;rskimi. Droga piękna: g&oacute;ry, wąwozy, osady Beduin&oacute;w i gorące źr&oacute;dła,gdzie można się zrelaksować. </font> </p> <p align="justify"><font>Al Karak to miasto gdzie można obejrzeć labirynty w zamku krzyżowc&oacute;w. Spotykamy tam motocyklist&oacute;w- podr&oacute;żnik&oacute;w z Niemiec; jeden z nich w ciągu trzech miesięcy na swoim motocyklu z 1928 r z prędkością ok. 35 km/h przejechał ze swojego kraju do Jordanii.</font></p> <p align="justify"><font>Niedaleko Ammanu leży Madaba, słynna z bizantyjskich mozaik, kt&oacute;re można oglądać w odrestaurowanych kościołach. Naszymi przewodnikami jest jordańsko-polskie małżeństwo. Korzystamy z zaproszenia do ich domu i podczas długiego wieczoru wypytujemy o historię i obecną sytuację Jordanii. Jordańczycy nie chcą pracować fizycznie, z tego powodu miasta często bywają brudne i zaniedbane. Do prac fizycznych często najmowani są emigranci- najczęściej Egipcjanie lub Syryjczycy, ale bywają też Azjaci.</font></p> <p align="justify"><font>Wypoczęci jedziemy na G&oacute;rę Nebo&ndash; miejsce, skąd Mojżesz ujrzał Ziemię Obiecaną oraz do Betanii, gdzie Chrystus został ochrzczony w rzece Jordan.</font></p> <p align="justify"><font>Jordan był w czasach Jezusa dużą rzeką, teraz jest raczej wąska brudną rzeczką, kt&oacute;ra stanowi granicę z Izraelem.</font></p> <p align="justify"><font>Wracamy do Ammanu i porządnie bierzemy się za zwiedzanie (do obejrzenia są liczne zabytki z czas&oacute;w rzymskich, bizantyjskich i z początk&oacute;w islamu). </font> </p> <p align="justify"><font>Jest dość zimno, zaledwie kilka stopni- normalnie o tej porze roku powinno być kilkanaście. W hotelu panuje przeraźliwy chł&oacute;d- brak ogrzewania. Wszyscy siedzą skurczeni w płaszczach i szalikach przy żeliwnych kozach.</font></p> <p align="justify"><font>Następnego dnia wizyta w starożytnym mieście Jerash (ruiny budowli rzymskich) i wjazd do Syrii. Granicę przekraczamy bez problem&oacute;w- przywykliśmy do stosu kartek, podpis&oacute;w, pieczątek i wydawania większych sum.</font></p> <p align="justify"><font>Nocujemy się w kamiennym mieście Bosra, gdzie czas się zatrzymał i ludzie mieszkają w warunkach podobnych jak kilka wiek&oacute;w wstecz.</font></p> <p align="justify"><font>Dalej udajemy się do Damaszku. Tutaj spędzamy dwa dni na zwiedzaniu miasta i okolic, wł&oacute;czeniu się po bazarze, piciu kawy z kardamonem, herbaty </font><font><em>merami</em></font><font> i popalaniu fajki wodnej.</font></p> <p align="justify"><font>Ze stolicy Syrii jedziemy do Libanu. Przeprawa graniczna jest tu znacznie prostsza i szybsza aniżeli w Syrii, brak tryptyku nie jest problemem, a wizę i obowiązkowe OC kupujemy na granicy. Nie warto korzystać z usług pośrednik&oacute;w, kt&oacute;rzy zawyżają sporo cenę ubezpieczenia. </font> </p> <p align="justify"><font>Tuż za granicą, na stacji benzynowej ucieszyła nas niska cena benzyny. Pierwszym punktem w Libanie jest Balbek i jego starożytne fascynujące ruiny. Wieczorem udaje nam się wejść do meczetu podczas modlitw. Nasze wejście zostało poprzedzone dokładną kontrolą i przeszukaniem. Niezłe wrażenie podczas przeszukania robią nasze ochraniacze oraz ż&oacute;łw na plecach. Przez chwilę osoby przeszukujące trochę się wystraszyły myśląc, że mamy na sobie wybuchową niespodziankę.</font></p> <p align="justify"> <font>Z Balbek kierujemy się do Bejrutu, po drodze wymieniamy łożyska w miasteczku Zahle. Łożyska i wymianę mamy za darmo- uprzejmość chrześcijanina. Stolica Libanu to miasto nowoczesne i bogate, na miejscu każdego zbombardowanego budynku powstają strzeliste wieżowce i bogate hotele (o czym przekonujemy się szukając noclegu). Najtańszy hotel udało nam się znaleźć za 25 EURO.</font></p> <p align="justify"> <font>Pomimo nowoczesności i bogactwa na każdym kroku widać zagrożenie wojną. Częste kontrole wojska, czołgi na ulicach, zamykanie większości ulic na noc to codzienność.</font></p> <p align="justify"> <font>Z Bejrutu jedziemy oglądać niesamowite groty w miejscowości Jeita (niestety zakaz fotografowania grot), a dalej do Byblos gdzie pozostało sporo starożytnych ruin, zamek krzyżowc&oacute;w i mały port rybacki .</font></p> <p align="justify"> <font>Z Byblos wyruszamy w deszczu do Trypolisu. Niestety po drodze psuje się nam fajka od świecy; traf chce, że dzieje się to przed posterunkiem kontrolnym wojska. Podczas naprawy fajki, przez pewien czas jesteśmy bacznie obserwowani przez uzbrojonych żołnierzy, kt&oacute;rzy chyba obawiali się naszego zachowania (trzymali broń gotową do użycia). Po pewnym czasie widząc, że nie w głowie nam przewroty, przynoszą halogen do oświetlenia i jakoś udaje się awarię usunąć. Całkowicie przemoczeni dojeżdżamy do Trypolisu p&oacute;źnym wieczorem.Następnego dnia całe przedpołudnie poświęcamy na zwiedzanie miasta. Pomaga nam w tym przewodnik- pasjonat, zakochany w swoim mieście po uszy i dlatego zwiedzanie funduje za darmochę. Chodzimy po meczetach, karawanserajach, odwiedzamy ciekawą rodzinną fabrykę mydła, w kt&oacute;rej słuchamy opowieści o tradycyjnej produkcji mydła i o trypoliskiej mafii mydlarskiej (syn właściciela został pobity, bo nie chciał zdradzić rodzinnej receptury). Tego samego dnia jedziemy na p&oacute;łnoc w kierunku Syrii. Granicę przekraczamy p&oacute;źnym wieczorem; jak się okazuje jest to najdroższa granica jaką przekraczaliśmy. Za stempelki i podpisy zapłaciliśmy 150 USD. </font> </p> <p align="justify"><font>Jest już dosyć p&oacute;źno, więc niedaleko granicy rozbijamy namiot</font></p> <p align="justify"><font>Rankiem jedziemy do Crak de Chevaliere zamku- twierdzy, na kt&oacute;rym spędzamy kilka godzin.</font><font><font> </font></font><font>25 stycznia udajemy się na wsch&oacute;d Syrii zobaczyć stare ruiny i budowle położone daleko od osad ludzkich (Qasr in Wardan, Andarin, Hama).</font></p> <p align="justify"> <font>W miasteczku Apamea kupujemy od miejscowych starożytne monety i ciekawy obrazek. Mieszkańcy przekopują na własną rękę ogromne wzg&oacute;rze świątynne i antyczne groby szukając cennych znalezisk, często niszcząc przy tym inne zabytki. Wieczorem jedziemy do miasta z wielką cytadelą - Aleppo. Na drugi dzień zwiedzamy miasto, a obowiązkowym punktem jest ogromny bazar.</font></p> <p align="justify"> <font>Dalej kierujemy się właściwie już w drogę powrotną. W Turcji zatrzymujemy się na znajomym campingu w Iskenderun, zostajemy tu dwa dni, czas poświęcamy cieszenie się słońcem i przegląd motocykla.</font></p> <p align="justify"><font>28 stycznia wyjeżdżamy z Iskenderun, aura szybko się zmienia, ze słonecznego dnia robi się deszczowy, a po kilkudziesięciu kilometrach jedziemy już w gęstym śniegu. Do miejscowości Eregli dojeżdżamy z trudem, po drodze zaliczamy kilka gleb na śniegu (dr&oacute;g właściwie się tu nie odśnieża). Następnego ranka śniegu jest jeszcze więcej, ale mimo ostrzeżeń Turk&oacute;w wsiadamy i przejeżdżamy ok. 5 km przewracając się co chwilę. Pr&oacute;by obniżania ciśnienia w kołach i oplatanie koła liną nic nie pomogły. Przez ok. godzinę stania przy drodze (dalsza jazda była niemożliwa), łapiemy stopa. Driftera wsadzamy na kipę, a my do szoferki. Jedziemy do oddalonej o 150 km Konii.Samochodem jedziemy średnio 10km/h, takiej zimy dawno nie widzieliśmy; są momenty, że z powodu silnego wiatru i śnieżycy stajemy w miejscu &ndash; do celu dojeżdżamy p&oacute;źnym wieczorem.</font></p> <p align="justify"><font>W Konii spotykamy się z dużym cwaniactwem- za pomoc przy zdejmowaniu motocykla z przyczepy, chłopak z pobliskiego hotelu chce nas oskubać ze 100 USD. Nie dostaje ani centa.</font></p> <p align="justify"><font>Przed południem następnego dnia wyjeżdżamy z miasta w kierunku p&oacute;łnocy Turcji i chociaż śnieg trochę stopniał to w drodze do Istambułu jeszcze nie raz mr&oacute;z i śnieg da nam popalić.</font></p> <p align="justify"><font>Droga przez Europę do Polski przebiega bez większych przyg&oacute;d. W samej Europie po śniegu właściwie już nie było śladu, w Polsce powitała nas słoneczna i ciepła pogoda oraz policyjna drog&oacute;wka, na kt&oacute;rą przekazujemy 400 zł mandatu za prędkość. </font> </p> <p align="justify"><font>Nasza podr&oacute;ż kończy się 3 lutego 2008r.</font></p> <p align="justify"><strong>&nbsp;<font>W wojażach pomogli:</font></strong></p> <p align="justify"><font>K+K MOTOCYKLE DZIERŻONI&Oacute;W</font></p> <p align="justify"><font>PROBIKE</font></p> <p align="justify"><font>HEL &ndash; przewody w oplocie</font></p> <p align="justify"><strong><font color="#800080">BEZDROŻA</font></strong></p> <p align="justify"><font>TERYS</font></p> <p align="justify"><font>4BIKES</font></p>