ODBIERZ TWÓJ BONUS :: »

Rumunia - pasmo Cozia

Autor: Wojciech Szarota
Data dodania do serwisu: 2003-10-10
Relacja obejmuje następujące kraje: Rumunia
Średnia ocena: 5.97
Ilość ocen: 2055

Oceń relację

Wojciech Szarota

Na drugą połowę lipca tego roku nasze koło (Koło Przewodników Beskidzkich PTT w Nowym Sączu) zorganizowało wyprawę w Karpaty Południowe i Alpy Rodniańskie pod kuszącym tytułem "Najpękniejsze góry Rumunii". Ponieważ posiadam już nieco doświadczenia i wiedzy na temat niektórych grup górskich tego kraju, zostałem poproszony o poprowadzenie wespół z moim kolegą - Robertem Cempą - tej eskapady. Inną sprawą jest względność piękna i jego wartościowanie, faktem jest natomiast, że są to najpiękniejsze góry z najbardziej popularnych czy wręcz "modnych".



Czternaście dni to oczywiście bardzo mało, aby pokazać i zobaczyć najpiękniejsze góry Rumunii, bo jeżeli odliczyć dojazdy, przejazdy, zaopatrzenie oraz zwiedzanie ciekawych miejscowości to z samego "programu górskiego" zostało nam raptem osiem dni.
Udało nam się przejść poprzez naważniejsze szczyty Retezatu (Peleage 2509 m n.p.m., Retezat 2484 m n.p.m., Fogaraszy Moldoweanu 2544 m n.p.m., Negoiu 2513 m n.p.m., czy wreszczie Petrosu 2303 m n.p.m. w Alpach Rodniańskich). Można powiedzieć, że najważniejsze założenie spełniliśmy zdobywając najwyższe szczyty Karpat Południowych i Wschodnich (Pietros Rodniański), a dodając nieskromnie, że prawie każdy z nas miał już zdobyty Gerlach (lub go ma zdobyć), możemy pochwalić się zdobyciem małej Korony Karpat: Gerlach (Karpaty Zach.), Pietros (Karpaty Wsch.) i Moldoweanu (Karpaty Płd.). Poza tym postaraliśmy się o mały rekonesans w góry, o których w przewodnikach szukać na próżno, a mianowicie: Paring Mic, a przede wszystkim pasmo Cozia, bedące częścią grupy Fogaraskiej, a dokładniej częścią samych Gór Fogaraskich.




Pasmo Cozia leży w najładniejszej części urokliwego przełomu rzeki Aluty (Oltu), w jej ciasno przecinającym się meandrze. Nosi on nazwę "Przełomu Czerwonej Wieży". Aluta jest jedną z rzek, które przecinają Karpaty Południowe w poprzek, tworząc przeuroczy przełom. Jest rzeczą oczywistą, że takim przełomem musi biec droga, w tym przypadku łącząca Siedmiogród z Wołoszczyzną. Jest to bardzo ważna i bardzo stara droga, pamiętająca czasy Decebala, starożytnego państwa Dacji i dziś jest to ważna droga międzynarodowa łącząca północną Europę z Bałkanami. Przy tej drodze u stóp gór Cozia znajduje się XIV-wieczny monastyr Cozia, który - jak wszystkie monastyry ortodoksyjne (prawosławne) w Rumunii - jest ostoją porządku, ciszy czy wręcz wyciszenia przechodzącego w trancendencję. Nieopodal monastyru, nieco bardziej na południe położone jest uzdrowisko Calimanesti przycupnięte ciasno w dolinie po stronie gór Capacyni. Według Kondrackiego uzdrowisko położone jest w obrębie zachowanego tutaj fragmentu zewnętrznego fliszu (paleogenu).
Samo pasmo Cozia ze swoim najwyższym szczytem o tej samej nazwie o wys.1664 m n.p.m. zbudowane jest ze skał krystalicznych, głównie gnejsów i zlepieńców, które tworzą malownicze urwiska, ostańce i grzebienie skalne doskonale widoczne z dna doliny położonej 1200 m poniżej najwyższego szczytu.




Po uzyskanym, po niebywałych przygodach, noclegu w bardzo zatłoczonym Calimanesti, na następny dzień postanawiamy postawić stopy na najwyższym szczycie malowniczo prezentującego się pasma Cozia, który w promieniach wschodzącego słońca, na tle błękitu nieba zachwyciłby i Rembranta. Same urwiska i grzebienie skalne wyrastające z soczystej zieleni lasów dębowo-grabowych posiadają również ciekawą barwę, a właściwie odcień warzywa dość popularnego w Rumunii - bakłażana.
Przekraczamy rzekę Alutę po koronie zapory wodnej powyżej monastyru Cozia. Następnie przechodzimy tunelem wydrążonym w gnejsach po powstaniu skromnego zbiornika wodnego, specjalnie dla linii kolejowej biegnącej doliną Aluty, ale także po to, aby dostać się do "przyklejonego" do Cozii monastyru Turnu. Monastyr odwiedzamy zachwyceni porządkiem, ciszą, serdecznością wątłych, wręcz chudych mnichów, którzy na terenie tego monastyru posiadają swoje cele i ogrody terasowe. Kilka cel wykutych zostało w skale pomiędzy murem a samym monastyrem pewnie do "formowania" duchowego jego mieszkańców. Nieopodal muru monastyru wchodzimy stromo na szlak znakowany żółtym trójkątem. Przedzieramy się przez gęsty las dębowo-grabowy. Ponad monastyrem mijamy kapliczkę drewnianą, która nosi nazwę "ogrojca" i która wyposażona jest dość skromnie, ale posiada swoją ciekawą egzotykę. Wspinamy się mozolnie w cienistym, gęstym lesie dość długo, zanim dochodzimy do odsłoniętego miejsca, z którego możemy podziwiać przełom Aluty, monastyr Cozia, czy już nieco bliżej znajdujący się sam cel naszej dzisiejszej wycieczki - szczyt Cozii. Mozolne podejście czasami przechodzi w pionowe odcinki wąskiej ścieżki z brunatnej ziemi. Dopiero po około dwóch godzinach dochodzimy do okołoszczytowych polan, znajdujących się w grani Cozii. Podziwiamy stamtąd skalne grzebienie ozdabiające masyw. Po około 2,5 h dochodzimy do schroniska Cozia, które znajduje się około 50 m poniżej szczytu. Zanim wypijemy po upalnym, trudnym marszu zasłużone rumuńskie piwo, wychodzimy na sam szczyt zabudowany jakimś szpetnym budynkiem, będącym prawdopodobnie stacją przekaźnikową (okazały maszt).



Ponury ochroniarz nie pozwala podejść na sam wierzchołek, ale spod ogrodzenia stacji podziwiamy widoki na góry Capatynci, Lotru, czy widoczne - choć lekko zachmurzone - góry Paring.
Do schroniska zbiegamy spragnieni napoju produkowanego na bazie chmielu. "Skol" (jedna z marek piwa rumuńskiego – niezłe!) smakuje wyjątkowo, „wchłaniając się” błyskawicznie w odwodniony organizm. Dopiero kolejny „browar” pozwala wyczuć smak tego całkiem przyzwoitego piwa. Fotografujemy, pozujemy, delektujemy się szczytem, widokami, piwem i rozmowami.
Do schroniska dochodzi droga, która prowadzi do Calimanesti (ok. 18 km), i którą wczoraj uprzejme dzieci rumuńskie chciały przeprowadzić naszego poczciwego Jelcza. Droga jest dość porządna, ale niestety nadaje się tylko na terenowe auta, a już zdecydowanie nie na autobus. Do Turnu, gdzie czeka na nas część kolegów i autokar, zbiegamy już dość szybko, choć nie bez wysiłku. Deniwelacja na odcinku 2,5 km wynosi przecież 1200 m! Zadowoleni witamy się z opowiadając o wrażeniach (niektórzy mają dość po karkołomnym zejściu). Po wymyciu się z potu i brunatnego pyłu pod kranem, znajdującym się przed budynkami "technicznymi" wyruszamy w dalszą drogę w stronę właściwych Fogaraszy. Pasmo Cozia choć niewielkie, jest warte odwiedzenia choćby w tak krótkiej wycieczce jak nasza, ale zachęcałbym również na nieco dłuższe pobyty w związku z niezłym oznakowaniem licznych szlaków, schroniskiem (cabaną), gdzie nocleg kosztuje 3 EURO i gdzie zawsze z uśmiechem i sympatią (oprócz ochroniarza) witają turystów z Polski.

Wojciech Szarota
rysyy@interia.pl