ODBIERZ TWÓJ BONUS :: »

Rowerem spod Olimpu na Krym

Autor: Iwona i Dariusz Sucharowie
Data dodania do serwisu: 2003-10-17
Relacja obejmuje następujące kraje: Grecja, Bułgaria, Rumunia, Ukraina
Średnia ocena: 5.88
Ilość ocen: 395

Oceń relację

Iwona i Dariusz Sucharowie

Ostatnie rzeczy do sakw i w drogę. Nasza trasa ma przebiegać przez Grecję, Bułgarię, Rumunię i Ukrainę, a jak się niespodziewanie okaże, także przez Mołdawię. Jednym słowem: jedziemy spod Olimpu na Krym. Autobus, który zawiezie nas do Grecji wyjeżdża z Krakowa wczesnym rankiem, a pasażerów jest tylko piętnaścioro, więc podróż będzie komfortowa. Po trzydziestu trzech godzinach jesteśmy w Katerini. Jest to mała miejscowość turystyczna położona nad Morzem Egejskim u stóp Masywu Olimpu. Ten dzień poświęcamy na zaaklimatyzowanie się, zwłaszcza, że upał jest niemiłosierny. Jedziemy na plażę, a później nocujemy na campingu.


Drogi Grecji

Następnego dnia wyruszamy o świcie, można powiedzieć dosłownie, bo wyjeżdżając z campigu było widać słońce wyłaniające się zza horyzontu. Pierwszy odcinek trasy prowadzi wzdłuż wybrzeża i autostrady biegnącej nieopodal. Mijamy winnice, sady brzoskwiniowe, plantacje bawełny i tytoniu oraz rosnące przy drodze figowce. Większość pól jest sztucznie nawadniana poprzez zraszacze i jeśli jest tylko taka możliwość zsiadamy z rowerów i bierzemy prysznic na polu, zwłaszcza, że temperatura sięga 50 st. C. Mimo to w tym dniu Darek dostaje udaru cieplnego, ale na całe szczęście wszystko skończyło się niegroźnie. Od tego momentu robimy przerwy - w południe, między 12 a 16, leżymy w cieniu na plaży.
Dziennie pokonujemy około 120-130 km. Po kilku dniach znajdujemy się u podnóża Rodopów. Grecja, którą teraz widzimy zdecydowanie różni się od tej nadmorskiej i turystycznej. Wioski są zaniedbane, ludzie żyją raczej skromnie. Wszędzie rozciągają się plantacje bawełny i tytoniu. Przejazd przez góry dostarcza niezapomnianych wrażeń. Widoki są wspaniałe, zwłaszcza, że stoki wzgórz nie są zalesione i nic nie zasłania pejzażu gór. Co kilka kilometrów mijamy stada kóz pasących się na zboczach.
W pasie nadgranicznym zatrzymuje nas policja - bardziej przez ciekawość niż z obowiązku. Po sprawdzeniu paszportów i wypytaniu skąd, dokąd i dlaczego na rowerach, (oglądane są one z dużym zainteresowaniem) policjanci gratulują dobrej kondycji i życzą szczęśliwej drogi. Granicę przekraczamy bez problemu i zatrzymujemy się w Swilengradzie na obiad. Ceny w Bułgarii w porównaniu z greckimi są zdecydowanie bardziej przyjazne dla polskiego turysty .


Drogi Bułgarii

Zmierzamy do Burgas. W miasteczku Lewka zmuszeni jesteśmy pytać o drogę. Wstępujemy do pobliskiego baru, gdzie otrzymujemy nie tylko informację o drodze ale i serdeczne zaproszenie na poczęstunek oraz nocleg w domu właściciela winnicy. Późnym wieczorem piątego dnia dojechaliśmy do Burgas. Szukając noclegu udaliśmy się na dworzec, gdzie można spotkać wiele osób oferujących pokoje turystom. Nasza dalsza trasa przebiega wzdłuż wybrzeża. Mijamy kolejno takie kurorty jak Słoneczny Brzeg, Pomorie, Varna czy Złote Piaski, gdzie rzuca się w oczy zdecydowanie wysoki standard hoteli i usług. Wieczorem dojeżdżamy do miejscowości Kawarna, dokąd rzadziej trafiają zagraniczni turyści. Jest to miejscowość letniskowa, gdzie głównie wypoczywają Bułgarzy. Ceny dość niskie, dlatego wybieramy nocleg w hotelu i królewską kolację.
Następnego dnia z pewnymi obawami przekraczamy granicę z Rumunią. Okazuje się jednak, że rumuński pas nadmorski sprawia bardzo pozytywne wrażenie.


Drogi Rumunii

Droga jest dobrej jakości, rowery sprawują się znakomicie, zadziwiają nas widoki pustych przestrzeni – stepów rozciągających się po horyzont - pogoda sprzyja podróży i po 120 km jesteśmy w Konstancji, skąd zmierzamy do granicy z Ukrainą. Chcemy ją przekroczyć w Tulcea y. Teraz zaczynają się kłopoty. Przekraczanie granicy w Tulcea y z powodu braku promu kursującego tylko w okresie turystycznym okazuje się niemożliwe. Przejeżdżamy więc kolejne 110 km do Galatii, gdzie spotykamy dwoje Niemców na rowerach. Oni też mają ten sam problem, więc dalszą drogę pokonujemy razem. Na miejscu zaskoczeni jesteśmy faktem, że granicę rumuńską od ukraińskiej oddziela jednokilometrowy pas terytorium mołdawskiego, na przejechanie którego wymagana jest wiza, możliwa do uzyskania na przejściu granicznym w Oranacey oddalonym o kolejne 60 km na północ. Para Niemców zaskakuje nas swoimi planami. Są już w drodze trzy miesiące, a zamierzają odbyć podróż dookoła świata. Przeznaczają na to trzy lata, a ich trasę można śledzić w internecie. Miłym zaskoczeniem było dla nas wszystkich spotkanie ze starszą Rumunką, która obdarowała nas butelką młodego swojskiego wina. Mijający nas dwaj mężczyźni powożący zaprzęgiem z osiołkiem dali nam gestami do zrozumienia, że też chcą uraczyć się tym napojem. Zatrzymaliśmy się i poczęstowaliśmy ich.
W Oranacey otrzymujemy wizę mołdawską. Po 30 km zatrzymują nas mołdawscy policjanci, którzy nie tylko dokładnie kartkują nasze paszporty, ale wypytują o cel podróży i o to dlaczego podróżujemy na rowerach. Po dokonaniu czynności służbowych okazują się bardzo sympatycznymi ludźmi, zapraszają nas do domu. Z powodu trudności z przekraczaniem granicy i wynikłego z tej przyczyny opóźnienia dziękujemy za serdeczne zaproszenie, robimy pamiątkowe zdjęcia, wymieniamy adresy i ruszamy w dalszą drogę po pożegnaniu się z naszymi Niemcami. Tego dnia przekraczamy, aczkolwiek nie bez problemów, granicę mołdawsko – ukraińską.
Służba po stronie ukraińskiej żąda wiz. Staramy się im wytłumaczyć, że wizy nie są Polakom potrzebne. Oni obstają przy swoim, ale na naszą prośbę telefonują kilkakrotnie do swoich zwierzchników, od których po dłuższej rozmowie otrzymują potwierdzenie naszych słów. Pogoda przestaje być dla nas łaskawa. Już w Mołdawii pokonujemy większość trasy pod wiatr. Jest silny, porywisty i sprawia nam wiele kłopotów także na Ukrainie.


Klify Morza Czarnego na Ukrainie

W takiej aurze pokonujemy ponad 300 km i dojeżdżamy do Odessy. To miasto nie jest nam obce, byliśmy tu przed dwoma laty. Mamy tu też przyjaciół. Nocujemy w gościnnym domu Piotr I Gali.
Cały następny dzień jest wietrzny i deszczowy, dlatego postanawiamy pociągiem udać się na Krym do Symferopola. Podróż trwa 14 godzin, w luksusowych wręcz warunkach, w dwuosobowym wagonie sypialnym. To miasto także nie jest nam obce, odwiedziliśmy je w zeszłym roku. Ostatniego lata poznaliśmy tatarską rodzinę Bieszhadem, z którą utrzymujemy stały kontakt listowny i byliśmy do nich zaproszeni na kilka dni. Pan domu o imieniu Serwer oraz jego żona Zarema są bardzo gościnnymi gospodarzami. Mają także dwie urocze córki w wieku 10 i 11 lat Sewilę i Elwirę. Z nimi - już samochodem - mieliśmy sposobność odbycia interesującej wycieczki do Jewpatorii i Jaskini Marmurowej, a także odwiedzenia grona przyjaciół i bliższej oraz dalszej rodziny gospodarzy. Po czterech dniach spędzonych z Serwerem i Zaremą musimy wracać do kraju. Wracamy pociągiem linii Symferopol – Lwów. Podróż trwa 25 godzin. Z Lwowa dostajemy się na granicę busem, a z Przemyśla do Krakowa pociągiem. Przejechanie całej trasy zajęło nam trzy tygodnie, odwiedziliśmy pięć krajów i na rowerach pokonaliśmy 1750 km. Była to nasza kolejna wyprawa. W sumie byliśmy już w 11 krajach na rowerach. Jest to nie tylko wspaniały sposób na zwiedzanie, ale także na poznawanie życia zwykłych ludzi, kultury poszczególnych krajów i świetny sposób na nawiązywanie przyjaźni.