ODBIERZ TWÓJ BONUS :: »

Piryn i Durmitor 2007

Autor: TOMASZ NOWAK
Data dodania do serwisu: 2007-10-08
Relacja obejmuje następujące kraje: Bułgaria, Czarnogóra
Średnia ocena: 5.97
Ilość ocen: 552

Oceń relację

<p align="justify"><font color="#ff0000"><strong>20- 08- 2007</strong></font></p><div align="justify"> </div><p align="justify">Wyjazd ok. 19.00 z Andrychowa.</p><div align="justify"> </div><p align="justify">1 kierowca- <strong>Marcin Kawaler- Andrych&oacute;w</strong></p><div align="justify"> </div><p align="justify">1 pilot- <strong>Staszek Ramian- Andrych&oacute;w</strong></p><div align="justify"> </div><p align="justify">tył - <strong>Mirek Rysicki- Jelenia G&oacute;ra</strong> i ja- <strong>Tomek Nowak- Kęty</strong>- załoga rezerwowa ;-)</p><div align="justify"> </div><p align="justify">&nbsp;&nbsp;&nbsp; &nbsp;&nbsp;&nbsp; Słowacja- okrutna wichura i deszcz. Powalone drzewa, konary i mniejsze gałęzie na drodze. Jedziemy, jakby tuż za nawałnicą. Na niebie nieustająca orgia błyskawic. Eksploduje cały horyzont!! Całe wsie są bez prądu. Ładnie się zaczyna nasza impreza! Cały czas jedzie Marcin i wykazuje duży kunszt w omijaniu przeszk&oacute;d na drodze. Węgry- spokojnie, jak to z reguły tam bywa, poza może Budapesztem ,gdzie zrobili jakiś objazd i się zamotaliśmy. Tam tez to chyba reguła... </p><div align="justify"> </div><p align="justify">&nbsp;&nbsp;&nbsp; &nbsp;&nbsp;&nbsp; Serbia - zwiedzanie Twierdzy Belgrad. Jesteśmy pozytywnie zaskoczeni jak można połączyć obiekt muzealny z rzeczywistością... W fosie warowni są np. korty tenisowe, na terenie twierdzy są boiska do kosza , a na alejkach odbywają się regularne treningi klubu &quot;Crvena Zvezda&quot;... Myślę, że 3 dni to byłoby co tam robić..</p><p align="justify">&nbsp;</p><div style="text-align: center"><img src="_grafika/photos/users/ea6f473af367200263aa80809b55a5a9/photos/PIRYN_2007_014.jpg" border="0" alt="Twierdza Belgrad" width="500" height="375" /></div><p>&nbsp;</p><div align="justify"> </div><p align="justify">&nbsp;&nbsp;&nbsp; &nbsp;&nbsp;&nbsp; Bułgaria- Na wjeździe dezynfekują nam wodotryskiem podwozie! Pobierają r&oacute;wnież winietkę za drogi inne niż szybkiego ruchu! Dziwny kraj..a niby Unia Europejska.. Sofia wcale nie wygląda na stolicę! Brud i ub&oacute;stwo! Socjalizm się tam zatrzymał... W Melniku kolacja - zamawiamy sałatkę &quot;szopską&quot;- Bułgarski smakołyk i piwo &quot;zagorka&quot;. Po dobie na kanapkach smakuje nam bardzo...Korzystamy z kranu w knajpie i nabieramy wodę. Niebawem wejdzie nam to w krew- tankować się do pełna przy każdej okazji! Jedziemy w stronę Monastyru Rożeńskiego rozglądając się ( po ciemku!!)za miejscem do spania. MARCIN CAŁĄ TRASĘ PRZEJECHAŁ SAM! NAWET NA CHWILĘ NIE ODDAŁ KIEROWNICY! Nocleg, na partyzanta- pod gołym niebem . Gorąco, jasno od gwiazd, samoloty przelatują co 5 min.....Łazi po mnie wszystko co może!! Komary zlatują się chyba z całej okolicy, podobnie rzecz ma się z mr&oacute;wkami...zasypiam nad ranem..Ciężka noc!</p><p align="justify">&nbsp;</p><div style="text-align: center"><img src="_grafika/photos/users/ea6f473af367200263aa80809b55a5a9/photos/PIRYN_2007_317.jpg" border="0" alt="Piramidy Melnickie, Piryn, Melnik" width="500" height="375" /></div><p>&nbsp;</p><div align="justify"> </div><p align="justify"><strong><font color="#ff0000">22- 08- 2007</font></strong></p><div align="justify"> </div><p align="justify">&nbsp;&nbsp;&nbsp; &nbsp;&nbsp;&nbsp; Pobudka w Melniku.Obok fajna rzeczka- znaczy... mycie i picie jest.. Przechodząca staruszka obdarowuje mnie 2 pomidorami ! Plan na dzisiaj- dojść do schroniska &quot;piryn&quot;. Ruszamy... Start jest zawsze ciężki.. Po 2-3 godzinach Marcin ma kryzys! Chce zrezygnować , a to pierwszy dzień! Dzielimy się ciężkimi rzeczami z jego plecaka. M&oacute;j na starcie ważył 23kg ,przybyło mu teraz z 5..nic to!! Idziemy! Około południa dłuższy odpoczynek. Termometr po pokazaniu 52 st *c !! wyłączył się samoistnie... w cieniu 35!! - Chcemy sobie zrobić niewielki skr&oacute;t i gubimy szlak!! Nieświadomi , idziemy złą drogą do p&oacute;źnego popołudnia. Po drodze znajdujemy źr&oacute;dełko. Płynie jakby nie mogło! Dobrze, że ktoś podstawił wcześniej (może drwale??),swoją 5 litrową bańkę i jest pełna. Przelewamy z niej do swoich butelek. Pozostałe 4 litry pysznej ,zimnej wody nalewamy do butelek 40 minut!! Wartkie źr&oacute;dło - nie ma co... Marcin zalicza wywrotkę!! Obdarte kolana i łokieć, Mirek go opatruje. Całe szczęście - nic poważnego! Nagle droga się kończy...Powr&oacute;t do ostatniego rozwidlenia. Są jeszcze 2 możliwości...Obie to niewypał!! Kończą się zwałami ziemi. Spychacz tam zakończył pracę i wr&oacute;cił...Robi się p&oacute;źno, nie mamy czasu na jakieś wielkie powroty. </p><div align="justify"> </div><p align="justify">&nbsp;&nbsp;&nbsp; &nbsp;&nbsp;&nbsp; Zaraz będzie ciemno! Nocujemy w miejscu kt&oacute;rego nie ma na mapie, i nazywamy go &quot;u drwali&quot;. Są pieńki - robimy więc stolik i siedziska. Kolacja smakuje wybornie...Rozbijamy same sypialnie bo jest gorąco..W nocy (jeszcze nie śpimy) jakiś czterokopytny niewiadomego pochodzenia podchodzi do obozowiska. Niespecjalnie jest wzruszony naszymi krzykami.Odskakuje ale zaraz wraca... w końcu to on jest u siebie.</p><div align="justify"> </div><p align="justify"><strong><font color="#ff0000">23- 08- 2007</font></strong></p><div align="justify"> </div><p align="justify">&nbsp;&nbsp;&nbsp; &nbsp;&nbsp;&nbsp; Pobudka &quot;u drwali&quot;. Śniadanko (musli jak co dzień!!) spożywamy na naszym nowym sprzęcie turystycznym, kt&oacute;rego z racji dużej wagi nie możemy niestety zabrać ze sobą w dalszą drogę. Mamy nadzieję dojść w końcu dzisiaj do schroniska &quot;piryn&quot;!! Upał znowu jak diabli!! Pyszne ostrężyny po drodze- pałaszujemy garściami!! Przy znanym nam już &quot;rwącym ruczaju&quot; tankujemy się &quot;do pełna&quot;. Natrafiliśmy na szlak (właściwie Staszek- wujkiem zwanym z racji małżeństwa z moją chrzestną matką - Krystyną - odnajduje szlak- i chwała mu za to!!!) i wreszcie idziemy tam gdzie należy..Schronisko okazuje się ruiną! Namioty rozbijamy niedaleko- obok budynku kt&oacute;ry nazywają motelem &quot;piryn&quot;. Miejsc&oacute;wki na kilka namiot&oacute;w, ciut poniżej rwąca rzeka. Po tak upalnych 2 dniach kąpiel jest wskazana!! W motelu pijemy po butelce miejscowego specjału. &quot;Zagorka&quot; to może nie &quot;tyskie&quot; ,ale smakuje nam bardzo. Serwują tu r&oacute;wnież bardzo dobrą &quot;szopską&quot;!! Szybko tu robi się ciemno...miejscowy czas jest o 1 godzinę przesunięty do przodu w stosunku do naszego. No to po jeszcze jednej &quot;zagorce&quot; i do spania!</p><div align="justify"> </div><p align="justify">&nbsp;</p><div style="text-align: center"><img src="_grafika/photos/users/ea6f473af367200263aa80809b55a5a9/photos/PIRYN_2007_056.jpg" border="0" alt="" width="515" height="265" /></div><p>&nbsp;</p><div align="justify"> </div><p align="justify"><strong><font color="#ff0000">24 - 08 - 2007</font></strong></p><div align="justify"> </div><div align="justify"> </div><p align="justify">&nbsp;&nbsp;&nbsp; &nbsp;&nbsp;&nbsp; Spod motelu piryn idziemy doliną &quot;żeleźnicy&quot; . Dolina długa jak diabli no i non stop pod g&oacute;rę. Po drodze mn&oacute;stwo krowich plack&oacute;w,a i same sprawczynie są często spotykane...Rzeczka leniwie się wije w dolinie , ale w paru miejscach , po głębokości przełomu widać na co ją stać po roztopach czy mocnym deszczu...Sama końc&oacute;wka doliny daje w kość. Włazimy po skalnym rumorze na przełęcz. Dosyć ostro w g&oacute;rę (w końcu to 2575 m n.p.m.)... No i mamy w dole schronisko tewno ezero nad dużym i ładnym Tewnoto. Spadamy w d&oacute;ł i tam rozbijamy namioty w pięknej scenerii. Obiadek! Kasza z kabanosami.... Oczywiście nikt nie zabrał soli!! Trudno- jemy niesolone. Jest jeszcze wcześnie więc wyruszamy na &quot;obch&oacute;d&quot; okolicznych grani. Dochodzimy do pięknie wyeksponowanej skałki i Marcin proponuje wspinaczkę. Droga tak na oko 2 lub 3-kowa, ale nie mamy nic do asekuracji i wujek Stachu się nie zgadza. Właściwie bez sensu ryzykować...Sycimy oczy panoramą. Pomimo 2700 m n.p.m. i 18 godziny jest gorąco! Schodzimy i sytuacja z temperaturą się gwałtownie zmienia. Koło namiot&oacute;w wieje jak cholera i to lodowaty wiatr - po raz pierwszy zakładam polar! Obserwujemy piękny zach&oacute;d słońca nad Tewnoto. Szybko robi się ciemno. W schronisku przyjmują euro więc &quot;kierownictwo&quot; decyduje ,że po 100gr. doma-ćniej śliwowicy i do spania! Pierwszy raz śpię tak wysoko (2512m)!! Pomimo wiatru noc mija spokojnie.</p><p align="justify">&nbsp;</p><div style="text-align: center"><img src="_grafika/photos/users/ea6f473af367200263aa80809b55a5a9/photos/PIRYN_2007_145.jpg" border="0" alt="Tewno Ezero , Piryn" width="500" height="375" /></div><p>&nbsp;</p><div align="justify"> </div><p align="justify"><strong><font color="#ff0000">25- 08- 2007</font></strong></p><div align="justify"> </div><p align="justify">Z tewno ezero wyruszamy w kierunku schroniska &quot;wichren&quot;. Piękne przejście mocno eksponowanymi graniami! Jeziorka o barwie turkusu z prawej i lewej strony! Od rana idzie z nami pies! Przybłęda podobny do ps&oacute;w pasterskich. Świetny.. i zna trasę! Darmowe towarzystwo..i nie zobowiązujące. Widzimy Wichren! Jest imponująco piękny! Schodzimy z przełęczy Gławniszka Porta. Nagle nie wiedzieć czemu- potykam się ! Gwałtownie tracę wysokość! Lecę głową w d&oacute;ł , a 25 kg na plecach napędza mnie jeszcze bardziej! Celuję w kamyk wielkości małego fiata! Śmierć w oczach! Nie wiem jak, robię w powietrzu obr&oacute;t przez bark i ląduję na plecach! M&oacute;j nowy &quot; fiord nansen&quot; uratował mi życie!! Potłuczone kolano , łokieć i biodro- niewiele jak na taki lot, mogło się skończyć dużo gorzej....Mirek blady , bo widział akcję idąc za mną, wyciąga mnie z pomiędzy kamieni i nie może sie nadziwić jaki jestem farciarz! W schr. &quot;wichren&quot; jemy po kotlecie i oczywiście szopskiej i w drogę do Byndericy na pole namiotowe. Atakujemy z buta oczywiście, aż tu nagle vw T2 na warszawskich numerach! I już jedziemy z Ania , Jędrzejem, Tomkiem i jeszcze jedną panną o rzadkim imieniu , kt&oacute;rego nie pamiętam ;-(. Bynderica- kawał placu szumnie nazwany polem campingowym...Woda jest albo ze strumyka albo z drewnianych koryt, w kt&oacute;rych chłodzi piwo i inne napoje właściciel jedynej tu knajpki . Trochę ludzi tu jest. Gł&oacute;wnie Czesi i Bułgarzy, w końcu weekend... Obok nas mają &quot;swoją bazę&quot; nacjonaliści macedońscy. Powiewają flagi... oni sami ubrani w r&oacute;żnego rodzaju maskująco- wojskowe stroje - raczej młodziutcy, tacy nasi harcerze..Mocno się przygotowywali, ubierali, noże typu &quot;rambo&quot; za paski wkładali... Marcin wymyślił ,a wszyscy poparli że pewnikiem mają jakąś &quot;nocną akcję&quot; , a oni tylko szli... na ognisko , za drogę!! Ale śpiewali ładnie , nie ma co... A my c&oacute;ż- namioty, kolacyjka i spanie.</p><div align="justify"> </div><p align="justify"><strong><font color="#ff0000">26- 08- 2007</font></strong></p><div align="justify"> </div><p align="justify">&nbsp;&nbsp;&nbsp; &nbsp;&nbsp;&nbsp; Dzisiaj na Wichren!! To będzie (jak na razie..) m&oacute;j rekord! ale najpierw trzeba tam wyleźć... Mimo wczesnej godziny upał daję się we znaki... Dobrze , że idziemy na lekko - z malutkimi plecaczkami (woda z pluszszem jak co dzień, corny- to też już rytuał i kanapki). Zero ludzi na szlaku! Bijemy na najwyższy szczyt Pirynu od strony Kazanite. Od Byndericy ostro pod g&oacute;rę przez las i kos&oacute;wkę. Potem doliną. Po drodze przepiękne cyrki lodowcowe pod Wichrenem. Dostajemy się na przełęcz skąd można iść tam gdzie my, ewentualnie na Kutiełło lub grań Konczeto. Pogoda piękna widoki r&oacute;wnież. Wichren- g&oacute;ra z białego marmuru robi na nas duże wrażenie. Odłamki skalne skrzą się w słońcu, miejscami wygląda to tak jakby śnieg leżał. Szczyt , kt&oacute;ry mamy na wyciągnięcie ręki jest imponująco wielki! Końcowe podejście dosyć eksponowaną ścianą, widoki cudne!! Pojawiają się pierwsze od kilku dni chmurki! W końcu jesteśmy! Wichren zdobyty!! 2914m n.p.m. ! Gratulacje i uściski dłoni.</p><p align="justify">&nbsp;</p><div style="text-align: center"><img src="_grafika/photos/users/ea6f473af367200263aa80809b55a5a9/photos/PIRYN_2007_264.jpg" border="0" alt="Wichren , Piryn" width="500" height="375" /></div><p>&nbsp;</p><div align="justify"> </div><p align="justify">&nbsp;&nbsp;&nbsp; &nbsp;&nbsp;&nbsp; Jesteśmy tu sami. Oczywiście chwila dla fotoreportera...w ruch idą aparaty ! Niebawem pojawiają się... nasi znajomi z Warszawy. Kilka pamiątkowych zdjęć i dla uczczenia sytuacji- tabliczka polskiej czekolady! Trzeba się ubierać bo zaczyna się robić zimno i kropi deszcz. A co to?? Na szczyt wchodzi facet z plecakiem, w butach trekkingowych i w ...kąpiel&oacute;wkach!!! Wzbudza og&oacute;lną sensację i uśmiechy.. Schodzimy... w drugą stronę tzn na schr. wichren. Bynderica - kasza - namiot, aha no i kąpiel - rzeka ma chyba ze 4 st*c- zwariować można - palce w nogach i kolana wykręca!! Zaczyna padać...Padało całe 15 min. I to byle jak... Wieczorem kolacja ... wiadomo szopska! Przy sąsiednim stole obsada transportera. Wymiana spostrzeżeń i snucie plan&oacute;w na kolejne dni. Robi się p&oacute;źno, jesteśmy wypompowani - idziemy spać.</p><div align="justify"> </div><p align="justify"><strong><font color="#ff0000">27- 08- 2007</font></strong></p><div align="justify"> </div><p align="justify">&nbsp;&nbsp;&nbsp; &nbsp;&nbsp;&nbsp; Po porannej toalecie (rzeka nic, a nic cieplejsza!) Ania i Jędrzej m&oacute;wią ,że znaleźli nam transport do Melnika. W nocy przyjechali na pole Agata i Paweł młodzi ludzie z Krakowa. Są w drodze do Grecji- właśnie przez Melnik , a tam zostało nasze auto- hhhuurrraa!! M&oacute;wią ,że chętnie nas (Marcina i mnie ) zabiorą. Dzięki Aniu, że nam to załatwiłaś jak smacznie spaliśmy!! Po śniadanku Stachu i Mirek idą jeszcze w g&oacute;ry , a my do Melnika! 130 km minęło szybko... nawet za szybko! Agatka i Paweł są przesympatyczni! Rozstajemy się z żalem w Melniku. Oni idą oglądać Piramidy Melnickie, a my zażyć kąpieli w miejscowej (nawet ciepłej!!!) rzece. Woda jest boska- będziemy ją jeszcze długo wspominać...A teraz do auta i z powrotem po resztę ekipy...Dojeżdżamy po południu, wszystko jest spakowane i pozwijane, załadunek i w drogę ...na Durmitor!! Ale nie tak szybko! Po drodzy Macedonia. I tam nocleg...przy drodze. Miał być znowu &quot;na partyzanta&quot;, ale ja upierałem sią żeby w sypialniach... Nie będą po mnie łazić te potwory!! Pełnia! Księżyc świeci tak mocno, że jest jasno w namiocie! Asfalt nagrzany przez cały dzień , robi za podgrzewane ł&oacute;żko! Noc spokojna, ale jak zwykle za kr&oacute;tka..</p><div align="justify"> </div><p align="justify"><strong><font color="#ff0000">28- 08- 2007</font></strong></p><div align="justify"> </div><p align="justify">&nbsp;&nbsp;&nbsp; Wstajemy skoro świt i w drogę! na Skopije..i na Prisztinę! W Kosowieniespodzianka ...Zielona Karta jest tu nieważna!! Na tłumaczenie, że ważna jest w całej europie - pan m&oacute;wi : tu jest Kosowo, a nie Europa! Jak chcemy przejechać to trzeba zapłacić 50 euro! Skandal!! Nie chcemy, ale c&oacute;ż zrobić, wracać do Macedonii i szukać drogi przez Serbię? Szkoda czasu- płacimy, klniemy i jedziemy!! Kosowo to chyba największe samochodowe złomowisko Europy!!! Wygląda tu tak , jakby w każdym domu sprowadzono kilka, a nawet kilkanaście samochodowych wrak&oacute;w!! Co drugi dom to &quot;auto-sewice&quot; i auto - myjnia.. Syf nieprzeciętny, bałagan, og&oacute;lnie tragedia!! W środku Starego Kontynentu taki BURDEL!! Jako taką atrakcją są mijane na ulicach transportery opancerzone KFOR i bazy wojsk pilnujących na tym śmietniku porządku!! </p><div align="justify"> </div><p align="justify">Z obrzydzenia i ze złości (na te 50 euro!) nie zrobiłem ani jednego zdjęcia w Wolnej Republice Kosowa..</p><p align="justify">&nbsp;</p><div style="text-align: center"><img src="_grafika/photos/users/ea6f473af367200263aa80809b55a5a9/photos/PIRYN_2007_324.jpg" border="0" alt="most na rzece Tara, Durmitor, Czarnog&oacute;ra" width="500" height="375" /></div><p>&nbsp;</p><div align="justify"> </div><p align="justify">&nbsp;&nbsp;&nbsp; Z ulgą opuszczamy ten zagracony kraj...i wjeżdżamy do Czarnog&oacute;ry (Montenegro). Na Żabljiak! Po drodze most na rzece Tara i jej kanion. Most jest, owszem... przepiękny, długi i wysoki (ok.170m) nad wodą,... kt&oacute;rej nie ma!!! Tara prawie wyschła! W Czarnog&oacute;rze jest potężna susza! Lasy wkoło płoną... To co braliśmy początkowo za chmury i mgłę to dym, kt&oacute;ry zasnuwa niebo, Smr&oacute;d płonącego lasu jest wyczuwalny w powietrzu. Kilka fotek i jedziemy... Żabljiak i &quot;ivan do&quot;. Miły camping, sympatyczny pan..(ivan ??). To tu będzie nasza baza na najbliższe dni...Postanawiamy nie nosić ciężkich toboł&oacute;w tylko założyć ob&oacute;z i robić wypady &quot;na lekko&quot;. Ivan chce nas złoić na 15 euro za noc za 2 namioty i 4 ludzi. Targujemy się. Coś opowiada o taksie klimatycznej i samochodzie... Moja propozycja brzmi: po 10 euro za komplet i zostajemy na 3 noce! Ivan się zgadza. Uścisk dłoni na potwierdzenie zawarcia umowy i już rozbijamy namioty...Pełna kultura! Jest natrysk, umywalki (z lustrami!!) i kibelek. Normalna muszla - nie jakaś skocznia! Kolację jemy po ciemku , ale smakuję nieźle.. </p><div align="justify"> </div><p align="justify"><strong><font color="#ff0000">29- 08- 2007</font></strong></p><div align="justify"> </div><p align="justify">&nbsp;&nbsp;&nbsp; &nbsp;&nbsp;&nbsp; Jak zwykle wczesna pobudka. Jak zwykle musli z mlekiem w proszku. I jak zwykle idziemy w g&oacute;ry!!</p><div align="justify"> </div><p align="justify">&nbsp;&nbsp;&nbsp; &nbsp;&nbsp;&nbsp; Dla rozgrzewki postanawiamy zrobić Savin Kuk (2313m). W Durmitorze szlaki są bardzo źle oznaczone i na dodatek wszystkie mają ten sam kolor- czerwony!!! Malujący je ludzie mieli duże poczucie humoru i wykazali się niezwykłą finezją w ....ukrywaniu i maskowaniu swoich oznaczeń! Z reguły są na małych płaskich kamieniach...Widzisz takie czerwone k&oacute;łeczko z białym oczkiem dopiero jak nad nim stoisz.</p><div align="justify"> </div><p align="justify">&nbsp;&nbsp;&nbsp; &nbsp;&nbsp;&nbsp; Na Savin Kuk z tej strony można tylko wyjechać dwuetapowym wyciągiem krzesełkowym. A my z buta pr&oacute;bujemy wejść na sąsiedni Istoćni Vrh (2455m). Pr&oacute;ba odbywa się na tzw. oślej łączce... Trawa, ani jednego krzaczka czy drzewa. Stok jak do zorrbingu! Stromo jak cholera i chyba 2 godziny pod g&oacute;rę! G&oacute;rę, kt&oacute;rej końca nie widać...myślałem, że zdechnę. I jeszcze ta lampa! Pewno ponad 40 st. i ani krzty cienia! Marcin przeżywa jakiś renesans bo zasuwa jak zwariowany, a mnie jakaś niemoc dopadła bo wlekę sie daleko za chłopakami. No ale ktoś musi iść na końcu , nie?;-) Ale za to jak tam wleźliśmy... to dech nam zaparło. Z jednej strony łąka , trawka , a z drugiej pionowa lufa na 300m!!! I cały Durmitor jak na dłoni!</p><div align="justify"> </div><p align="justify">&nbsp;&nbsp;&nbsp; Oczywiście dziesiątki zdjęć , woda z plluuszszem i kanapki. No zapomniałbym!! Prawie całą drogę idzie z nami.... pies! Coś jakby labrador... Oczywiście jemu też się należy kanapka i łyk wody ze złożonych&quot; w miseczkę&quot; dłoni Mirka. Nacieszywszy oczy schodzimy z powrotem. Z racji braku czasu w grę wchodzi tylko trasa &quot;zjazdowa na oślej łączce&quot;! Kolana wysiadają na takich zejściach! Trzeba uważać by sie nie wywr&oacute;cić , bo człowiek by się turlał chyba na sam d&oacute;ł! Schodzimy pod środkową stację wyciągu, a dalej już wcale nie strome piarżysko... Pies nagle znika! Mirek klnie na sierściucha , że znika bez pożegnania! Jeszcze po drodze do Ivana wstępujemy na piwo &quot;Nikśic&quot; (najlepsze w Montenegro) do knajpy nad Crnym Jezorem. A w bazie mały reseci, jak mawia Marcin i trzeba coś do żarcia przygotować. U nas z tym nie ma problemu- wszyscy są zawsze chętni. Wujek wyciąga chleb, kt&oacute;ry mamy jeszcze z kraju, a kt&oacute;ry przeleżał w bagażniku 9 dni. Ponad tydzień w tym upale!! Nie mamy toporka by go pokroić...Wujek kroi nożem i wykruszamy go do chińskich zupek by rozmiękł. Miał to być wypełniacz do mało treściwej zupki...a on wciągnął prawie cały płyn! W misce został makaron i wilgotny chleb! Pycha! Jedziemy na zakupy spożywcze do Żablijaka. Przy okazji kawa espresso i piwo &quot;Nikśic&quot; tym razem w butelce, tyle że 2 litrowej! W obozie wieczorkiem, po p&oacute;ł literka Nikśica na głowę i do spania. Jutro przecież Bobotov Kuk!</p><p align="justify">&nbsp;</p><div style="text-align: center"><img src="_grafika/photos/users/ea6f473af367200263aa80809b55a5a9/photos/PIRYN_2007_347.jpg" border="0" alt="towarzysz wędr&oacute;wki, Durmitor" width="500" height="375" /></div><p>&nbsp;</p><div align="justify"> </div><p align="justify"><font color="#ff0000"><strong>30- 08- 2007</strong></font></p><div align="justify"> </div><p align="justify">&nbsp;&nbsp;&nbsp; &nbsp;&nbsp;&nbsp; Wczesna zrywka z namiot&oacute;w , toaleta , śniadanko...nie piszę bo wiadomo co było i do wozu! Jedziemy autem do czegoś co nazywają - Vodeni do. Będziemy pr&oacute;bowali wejść na najwyższy szczyt Durmitoru Bobotov Kuk (2523m) od strony południowej. Droga wąska, kręta z początku asfaltowa, ale p&oacute;źniej już tylko szuter.... Na miejscu spotykamy 2 czarnog&oacute;rskich wspinaczy. Cos m&oacute;wią o bobotovie...Lekko nas zaskoczyli tym swoim sprzętem wspinaczkowym...Po paru chwilach okazuje się ,że to my na Bobotov , a oni na Zupci...uff.</p><div align="justify"> </div><p align="justify">&nbsp;&nbsp;&nbsp;&nbsp; Podążamy dolinami, ale cały czas pod g&oacute;rkę ;-) w kierunku naszej &quot;zdobyczy&quot;. Durmitor jest wapienny więc formy skalne na prawo i lewo są zachwycające. I tak idziemy, wydawać by się mogło bez końca , aż tu nagle widać nasz &quot;koniec&quot;! Prawdę m&oacute;wiąc od strony wschodniej był bardziej imponujący. Rzekłbym nawet, że przerażający! Z naszej - taka sobie kopka...Ale podejście już nie jest - takie sobie! Do przełęczy ostre parcie po gruzowisku i rumorze skalnym. Tam kr&oacute;tki odpoczynek i chcemy też, żeby zeszła grupa ludzi z g&oacute;ry... Atak szczytowy prowadzimy mocno eksponowaną ścianą zachodnią. Ale kto da radę jak nie my! ;-)) I już! jesteśmy na Bobotov Kuku! Stachu robi wpis do książki pamiątkowej, umieszczonej w metalowej puszce na szczycie. Widoki przepiękne, ale niestety dalsze partie zasnute dymem z płonących las&oacute;w. Chwila odpoczynku , jak zwykle zdjęcia i spadamy tą samą trasą. Inne też wyglądają nieźle , ale niestety auto mamy tam gdzie sobie zostawiliśmy...Po drodze spotykamy 2 gości z Ukrainy, z Lwowa i paru Serb&oacute;w... Teraz dla odmiany - dolinami w d&oacute;ł! Obok Zupci słyszymy młotek w skale, szukamy ... jest jeden z &quot;naszych&quot; wspinaczy, ale wisi biedak daleko i wysoko...nie ma z nim kontaktu głosowego. Chyba się starzeję bo wysiadają mi kolana na zejściach. Nie tak na amen, ale czuję je mocno...Tu w dolinie wieje jak cholera! Już przy aucie i do bazy...A tam czeka na nas chlebuś wujka Staszka!! huurra!!! Jakoś sobie z nim radzimy, modląc sie by się już skończył. Ale 4 kg bochenek, suchego jak kamień chleba, tak szybko się znowu nie kończy ! Po drodze po piwo oczywiście... trzeba jakoś uczcić najwyższy szczyt Durmitoru, a właściwie jego zdobycie.. Postanawiam wypić Nikśica z tym, że dla odmiany ciemnego , portera. Mają go tylko w 1 litrowych butelkach - co to na takiego &quot;byka &quot; jak ja....</p><div align="justify"> </div><p align="justify">&nbsp;&nbsp;&nbsp; &nbsp;&nbsp;&nbsp; Jak postanowiłem - tak zrobiłem... Sraczka po nim była wielka... W bazie obiadokolacja z ww chlebkiem , piwko , herbatka i do spanka. Jutro przecież też jest dzień! Tyle że nasz ostatni w durmitorze....:-((</p><p align="justify">&nbsp;</p><div style="text-align: center"><img src="_grafika/photos/users/ea6f473af367200263aa80809b55a5a9/photos/PIRYN_2007_459.jpg" border="0" alt="Bobotov Kuk , Durmitor" width="500" height="375" /></div><p>&nbsp;</p><div align="justify"> </div><p align="justify"><font color="#ff0000"><strong>31- 08- 2007</strong></font></p><div align="justify"> </div><p align="justify">&nbsp;&nbsp;&nbsp; &nbsp;&nbsp;&nbsp; Pobudka jak zwykle 5,30! W nocy wiało i miałem wrażenie że lało...Z deszczem to tylko sen, a może marzenia? Śniadanko prawie europejskie...Mały plecak- woda + plusz, corny, kanapki- zestaw standardowy. Plan na dzisiaj to polecana w przewodniku &quot;Bezdroży&quot; jaskinia lodowa. Skoro lodowa to zimno, a jak jaskinia to ciemno..Polary i czoł&oacute;wki zabieramy. M&oacute;wią, że niedźwiedzie brunatne stacjonują w Durmitorze...może w naszej jaskini? Ale na niedźwiedzia niestety nic nie mamy! Początek tradycyjnie już pod g&oacute;rę..Tutejsze lasy liściaste już się zakolorowały. Za niedługo będzie tu jesień na całego. Pogoda piękna , krajobrazy r&oacute;wnież. Marcin gna do g&oacute;ry! Może go to spotkanie z misiem kręci? A my spokojnie... co parę krok&oacute;w zdjęcie. a to jaszczurka , to ciekawa formacja skalna... Urlop ,nie?! A nie gonitwa! Szczyt Obla Glava (2303m) już widać. A to w połowie jego wysokości, na skalnej p&oacute;łce jest wejście do Jaskini Ledena. Przyspieszamy. Jest p&oacute;łka i wejście, ale są też kanapki! Jemy ,pijemy i ubieramy się. Samo wejście opada stromo w d&oacute;ł i jest to piarg a potem duża łacha śniegu. Brudny jak diabli... Latarki nie będą potrzebne. Zsuwamy się blisko ścian; nikt nie chce zjechać po tym zmarzniętym błocie w d&oacute;ł na tyłku. Komora gł&oacute;wna dosyć duża, ale bardziej wysoka niż długa. Widzimy jeszcze jakieś odgałęzienie , ale nie ryzykujemy zejścia na samo dno. Parę lodowych stalagmit&oacute;w zdobi prawą stronę jaskini. Wyglądają nieźle , zważywszy ponad 30-sto stopniowy upał parę metr&oacute;w wyżej! P&oacute;źniej dowiadujemy się ,że było ich znacznie więcej, ale turyści je zniszczyli...Do drink&oacute;w je cholera brali, czy co? To i tak szczęście że Ledena nie jest łatwo dostępna i ruch turystyczny jest w Durmitorze bardzo niewielki. Chłodno to było, ale niedźwiedzi i ciemności wcale..;-). Podążamy w kierunku punktu widokowego skąd widać Bobotov Kuk od wschodu. Widok przedni...Dalej do Planinarska Koliba Lokvicama. Bardzo fajne miejsce na nocleg pod warunkiem ,że w pobliskim źr&oacute;dle byłaby woda. Niedaleko jest jeziorko - niestety też bez wody. Została kałuża wielkości 5% właściwego akwenu! Po kr&oacute;tkim łapaniu oddechu idziemy szybko tracąc wysokość. Ok. 14 dochodzimy do naszych namiot&oacute;w. Trzeba się spakować, zwinąć namioty i według planu jechać w stronę Mostaru. Plecaki dopięte. Wychodzę spod prysznica... a tu leje! Zaczyna w każdym razie. Na szybkiego zwijamy nasze lokum. Ekspresowo nam poszło zwijanie i pakowanie dobytku! 30 euro żonie Ivana za pobyt, rzut oka na g&oacute;ry i w drogę!</p><div align="justify"> </div><p align="justify">&nbsp;&nbsp;&nbsp; &nbsp;&nbsp; Po drodze stajemy żeby coś zjeść. Siadamy na zewnątrz mimo nadciągającej burzy i tradycyjnie zamawiamy kawę espresso i szopską. W menu nie są podane ceny. Przeczuwamy problemy. Marcin wysłany na zwiady melduje, że wszyscy w środku piją lozę (taka rakija z winogron)i zagryzają ... jajkami!! Pani przynosi 50gr, lozy na pr&oacute;bę - gratis i 10 jajek w skorupkach + solniczkę. Zamawiamy jeszcze 2 lozy (piją wszyscy pr&oacute;cz kierowcy- Marcina oczywiście) i obieramy świeżutkie jajeczka. Marcin twierdzi, że to miejscowa zakąska - coś w rodzaju orzeszk&oacute;w do piwa. Pożarliśmy 7 jajek tak bardziej z nud&oacute;w niż z głodu... Kawa i loza wypite, szopska (niespecjalna - najgorsza z dotychczasowych) zjedzona. Nadchodzi chwila prawdy! Oczywiście baba skasowała nas za wszystko! Za każde zjedzone jajko, pewnie za s&oacute;l też ;-) Nawet za ten gratisowy kieliszek lozy!! Odchodzimy wzruszeni swoją naiwnością.. Kierujemy się do Monasteru Ostrog, ale mamy obiekcje czy zdążymy przed zamknięciem. Podążamy wąską serpentyną przyklejoną do pionowej ściany bez żadnej barierki! Monaster Ostrog - 2 poziomy budynk&oacute;w, a także podniosłości religijnej atmosfery... Kompleks dolny- cerkiew, zaplecze gospodarcze i trochę budynk&oacute;w o czysto komercyjnym charakterze. Taki trochę ma to &quot;odpustowy&quot; posmak. Dewocjonalia &quot;wylewają&quot; się na uliczkę... G&oacute;rna część to wybudowana w jaskini, a właściwie wąskiej niecce- kaplica-cerkiew. Wygląda jak kości&oacute;łek wysoko przyklejony do skały! Sadząc po ilości bosych pielgrzym&oacute;w jest to bardzo ważny ośrodek Serbskiej Cerkwi Prawosławnej. Wchodzimy wraz z długą kolejką wiernych do środka. Wraz z nimi całujemy relikwie św, Wasyla Ostrogskiego- fuj!, ale to niehigieniczne (udawałem że całuję :-)) Oglądamy całe ściany pokryte freskami z 1667r. Wychodzimy i wyjeżdżamy , tankując się jeszcze do pełna wodą w dolnym monasterze. Rozlało się na dobre, ale my już podążamy na Śćepan Polije. Ulewa jak diabli. Na tej drodze mamy się przekonać co oznacza znak- &quot;uwaga na spadające kamienie&quot;. Jest czarna noc, a wraz z ulewą z g&oacute;rujących nad naszą drogą skał leci na drogę skalny gruz! Od małych jak groch kamyk&oacute;w po okazy wielkości kuchenki mikrofalowej! Szczęście, że nie lecą na auto. Ślisko jak cholera, Marcin omija to po mistrzowsku. Niestety 2 razy jak w coś dowaliliśmy to miałem wrażenie że koła odpadły! Zbawienny okazał się dach nad głową w postaci tuneli. A było ich na tej trasie dobrze ponad 70 !! Jesteśmy już w Bośni i Hercegowinie. Przestało lać, rozglądamy się za noclegiem. Jest zatoczka przy drodze. Po corny na kolację, żeby nie spać na pusto. Oczywiście spanko na partyzanta..Chłopaki rozkładają sie na czymś co dla mnie wygląda na śmietnik. Ja zostaję w aucie. Po doświadczeniach z robactwem latająco- pełzającym wolę nie ryzykować spania pod gołym niebem. Nie mogłem się ułożyć, aż w końcu zasnąłem snem sprawiedliwych. Spałem tak sobie smacznie ...do 5,30! Alarm! Ulewa! A tak było fajnie samemu w wozie...Śpimy tak jeszcze w śpiworach na siedząco z godzinkę, po czym ruszamy w dalszą drogę. Ok. 8.30 w jeszcze nieczynnym barze przy drodze organizujemy sobie wystawne śniadanko, wzbudzając zdziwienie u przejeżdżających Bośniak&oacute;w. Odpuszczamy sobie Mostar bo znowu leje. Szkoda, nie byłem tam nigdy, a zobaczyć chciałem bardzo. Będzie okazja do jeszcze jednego wyjazdu ;-) Jedziemy do Sarajewa. Bez przewodnika i planu miasta, dodatkowo w deszczu to żadne zwiedzanie , ale chociaż tak pojeździć... Jedziemy Aleją Snajper&oacute;w, obok słynny hotel Hollyday Inn, gdzie zakwaterowani byli wszyscy dziennikarze w czasie oblężenia Sarajewa. Na wielu budynkach widać jeszcze ślady walk. Na pewno tam jeszcze kiedyś pojadę! </p><div align="justify"> </div><p align="justify">&nbsp;&nbsp;&nbsp; &nbsp;&nbsp;&nbsp; Ciągle przy drodze, przez Bośnię , widzimy kręcące się nad ogniem jagniątka... Smaki budzą się w nas coraz większe, ale o 10 czy 11 rano nie będziemy jedli niewinnej owieczki! Jak przyszła stosowna pora- to jagnięcinę na rusztach zamienili na prosijacinę. Tak więc pożarliśmy prosiaczka popijając piwem Jelen! Jeszcze się nam dobrze nie odbiło po tych smakołykach , a tu juz Węgierska granica. W Budapeszcie jak zwykle każdy miał inną koncepcję na trasę przejazdu i interpretację znak&oacute;w. Ale co tam takie małe zagubienie ... jak nie trzeba nosić plecak&oacute;w , tylko się w aucie siedzi. Pięknie oświetlone budynki odbijające się w Dunaju robią na mnie duże wrażenie. Tu też chciałbym nocą pospacerować;-). Kawa na słowackiej stacji benzynowej nie smakuje już tak dobrze jak Czarnog&oacute;rskie czy Bułgarskie espresso z wodą! W Korbielowie budzimy granicznika. Przed samą 5 rano podjeżdżamy pod m&oacute;j dom w Kętach. Całą powrotną trasę Marcin zrobił osobiście!! Wujek Staszek pilotował, a ja z Mirkiem zwyczajowo już, ucinaliśmy co jakiś czas komara! Podziękowania , uściski i pożegnania. Z Mirkiem pewno zobaczę się dopiero w maju na zlocie. </p><div align="justify"> </div><p align="justify"><strong><font color="#ff0000">02- 09- 2007</font></strong></p><div align="justify"> </div><p align="justify">&nbsp;&nbsp;&nbsp; &nbsp;&nbsp;&nbsp; Wr&oacute;ciliśmy cali i zdrowi do domu. Z głowami pełnymi wrażeń i obraz&oacute;w. Cośmy przeszli na nogach to nasze ,a Śkoda Fabia zrobiła 3500km.</p><div align="justify"> </div><p align="justify">Chyba... trzeba juz powoli zacząć myśleć o wyprawie w przyszłym roku...</p><div align="justify"> </div><p style="margin-bottom: 0cm" align="justify"><br /> </p>