ODBIERZ TWÓJ BONUS :: »

Oman – sułtanat z Baśni Tysiąca i Jednej Nocy

Autor: Wojciech Dąbrowski
Data dodania do serwisu: 2003-04-14
Relacja obejmuje następujące kraje: Oman
Średnia ocena: 6.20
Ilość ocen: 166

Oceń relację

copyright Wojciech Dąbrowski ©



Już sam fakt, że do niedawna kraj ten był niemal hermetycznie zamknięty przed oczami świata przydaje mu tajemniczości. Jeszcze kilka lat temu ambasady Omanu wcale nie wydawały wiz turystycznych, a personel linii lotniczych skrupulatnie sprawdzał, czy każdy pasażer wsiadający do samolotu lecącego do Maskatu posiada zawiadomienie, że stosowne zezwolenie na wjazd czeka na niego na docelowym lotnisku. Dziś wszystkie formalności załatwia bez problemów biuro organizujące wyjazd.



Stolica kraju - Maskat jest niezwykle malowniczo rozłożony wzdłuż urozmaiconego wybrzeża morskiego. Jego główne dzielnice rozdzielone są pasmami skalistych gór. Aby dostać się z jednej dzielnicy do innej trzeba wspiąć się szosą na przełęcz, lub skorzystać z bulwaru biegnącego wzdłuż wybrzeża. Dwie obramowane skałami zatoki tworzą w obrębie miasta naturalne porty. Wejścia do nich już w dawnych wiekach strzegły fortyfikacje wzniesione na wysepkach i szczytach wzgórz. Forteczki przetrwały do dziś przydając uroku stołecznemu krajobrazowi, szczególnie nocą, gdy eksponuje je okazała iluminacja.



Nad mniejszą z zatok między dwoma takimi fortami zbudowano okazały sułtański pałac. Większa zatoka - Mutrah mieści port handlowy i rybacki. Wczesnym rankiem trafiamy tu na duży ruch na nadbrzeżnym bazarze gdzie handluje się mięsem, owocami ale przede wszystkim rybą z nocnego połowu. Rozłożone na płachtach leżą dorodne, sięgające metra długości tuńczyki, małe rekiny i stosy kolorowej rybiej drobnicy. Tuż obok, przy wyciągniętych na brzeg łodziach ciemnoskórzy rybacy wyłuskują z sieci te ryby, które utknęły w jej oczkach. W tłumie przepływającym przez bazar przeważają tradycyjne stroje: białe lub błękitne, sięgające ziemi diszdasze, których uzupełnieniem jest najczęściej nie zawój, lecz charakterystyczna dla Omanu okrągła, haftowana czapeczka - kumma. Kobiety w tym tłumie stanowią wyraźną mniejszość, ubierają się za to kolorowo i co nas zaskakuje - nie zasłaniają już twarzy.



Do Mutrah warto przyjechać również po zachodzie słońca. Niezapomniane wrażenia pozostawia wieczorny spacer długim nadmorskim bulwarem nazywanym z francuska corniche, którym promenuje o tej porze także wielu mieszkańców stolicy. Kolorowe światła miasta przeglądają się w wodach zatoki. Wprost z corniche wchodzi się na teren krytego bazaru. W przewodnikach piszą, że zachował najwięcej autentyzmu wśród bazarów Środkowego Wschodu. Zadaszone bambusowymi panelami i oświetlone stylowymi lampami uliczki wiodą wśród labiryntu sklepików wypełnionych tekstyliami, przyprawami, pachnidłami i sprzętem codziennego użytku. Na turystów czekają właściciele kilku sklepików z pamiątkami. Wśród oferowanych suwenirów dominują sprzedawane na wagę wyroby z solidnego srebra i tradycyjne, zakrzywione omańskie kindżały o rękojeściach i pochwach wspaniale inkrustowanych srebrem i półszlachetnymi kamieniami.



Turystów tu wciąż niewielu. Jesteśmy jedynymi Europejczykami w tłumie płynącym bazarową uliczką. Uprzedzony o konieczności zachowania pewnego dystansu nieśmiało próbuję robić zdjęcia. Ludzie nie protestują widząc wycelowany w siebie obiektyw kamery. Jedynie przechodzące kobiety zasłaniają na moment twarze rąbkiem chusty nakrywającej głowę.
Obecny sułtan Qaboos Bin Said - absolutny władca kraju cieszy się w Omanie dużą popularnością. Poczynając od lotniska spotykamy wszędzie portrety tego mężczyzny w sile wieku o szlachetnych rysach i starannie przystrzyżonej, srebrnej brodzie. Zarówno na portretach, jak i podczas publicznych wystąpień relacjonowanych przez omańską telewizję sułtan występuje w tradycyjnej szacie i pięknym turbanie - jak postać z Baśni Tysiąca i Jednej Nocy. Być może właśnie dlatego Omańczycy tak powszechnie noszą swoje tradycyjne szaty -diszdasze. W szkołach pełnią one funkcję mundurków.



W latach pięćdziesiątym mówiono o sułtanacie jako o jednym z najbardziej zacofanych krajów Azji. O tym, jak wielkiego skoku dokonał Oman w ciągu ostatnich dziesięcioleci niech świadczy fakt, że jeszcze na początku lat siedemdziesiątych w kraju było zaledwie 10 kilometrów asfaltowych dróg i trzy szkoły podstawowe. Średnich nie było wcale. Dziś Oman może się pochwalić tysiącami kilometrów nowych dróg, setkami szkół, szpitalami i uniwersytetem.



Zmiany w obyczajowości ludzi nie następują równie szybko. W przeciętnej rodzinie wciąż jeszcze znaleźć tu można 6 do 8 dzieci. Jako jeden z reliktów minionej epoki pozostał także całkowity zakaz wstępu innowierców do meczetów. A pokazywanie się w krótkich spodniach jest wprawdzie akceptowane na terenie hoteli i na plażach, ale nie uchodzi na ulicach miast, a już na pewno na prowincji. I o ile w stosunku do mężczyzn publiczne pokazywanie odkrytych ud czy ramion nie jest akceptowane, ale jest wybaczalne, o tyle w stosunku do kobiet może wzbudzić odruchy niechęci, a nawet interwencję policji.
-Napijesz się kawy?- za drzwiami każdego lepszego omańskiego hotelu czeka stylowy namiot, w którym, gdy już usadowisz się na ziemi między wzorzystymi poduchami możesz skosztować podanego z mosiężnego dzbanka aromatycznego napoju i przekąsić świeżym, słodkim daktylem. Kawę pije się tu bez cukru, za to z dodatkiem korzeni. To jeszcze jeden element dawnej obyczajowości. Bo nowoczesna architektura wschodnich dzielnic Maskatu którą ogląda się pierwszego dnia nie świadczy wcale o zmianie w stylu życia Omańczyków, który w dużej mierze pozostał tradycyjny.



Po dwóch dniach pobytu w Maskacie wyruszamy samochodem do wnętrza kraju. Oman okazuje się krajem niezwykle zróżnicowanych i malowniczych pejzaży. Już sama przyroda wyraźnie podzieliła sułtanat na dwie części. Na północy wzdłuż wybrzeża Zatoki Omańskiej ciągnie się zamieszkany pas nazywany Batinah. W tym pasie leży stolica kraju - Maskat. Po przejechaniu szosą przez pustkowia tysiąca kilometrów na południe można dotrzeć do drugiego co do wielkości ośrodka miejskiego - Salalah - stolicy prowincji Dhofar, leżącej już nad otwartym oceanem i różniącej się znacznie kulturowo od reszty kraju. No i jest jeszcze interior - dziesiątki tysięcy kilometrów kwadratowych piaszczystej i kamienistej pustyni wzdłuż wyznaczonej jedynie umownie granicy z Arabią Saudyjską.
Szutrowa droga prowadzi nas ze stolicy na południowy wschód - przez rozsiane wzdłuż wybrzeża rybackie wioski aż do Sur, gdzie w prymitywnej małej stoczni jak przed wiekami powstają tradycyjne drewniane arabskie łodzie o wysoko podniesionych rufach - dhows. Potem skręcamy w interior, by na skraju piaszczystej pustyni Wahiba odwiedzić namioty gościnnych Beduinów.



Najciekawszym miastem we wnętrzu kraju jest bez wątpienia Nizwa, dawna stolica imamów - duża oaza ze starannie odrestaurowanym bazarem i starym fortem, z murów którego roztacza się wspaniały widok na miasto i morze porastających dolinę daktylowych palm. Ten gatunek palm spotyka się w krajobrazie Omanu wszędzie, gdzie tylko występuje choć odrobina wody, a daktyle obok ryb zawsze były podstawą pożywienia miejscowej ludności, szczególnie tej, która zamieszkuje interior.
Setki kilometrów doskonałych asfaltowych dróg mają dobre oznakowanie w dwóch językach: arabskim i angielskim. Mijamy przytulone do górskich zboczy wioski wzniesione z kamienia i gliny. Wzdłuż szosy, na szczytach samotnych wzgórz często pojawiają się stare wieże obserwacyjne, które niegdyś strzegły handlowych szlaków. I znów palmiarnie. Przemysłowy krajobraz wiertniczych wież otwiera się przed nami dopiero na pustyni na południu kraju.
Tak jak dzisiaj podstawowym źródłem dochodów tego państwa jest sprzedaż ropy tak w starożytności Oman czerpał swe dochody ze sprzedaży kadzidła. Południowe obszary tego kraju są jedynym obok Jemenu i północnej Somalii miejscem występowania kadzidłowców. Wystawione w workach na sprzedaż grudki kadzidła można tu kupić na każdym bazarze płacąc około 2 riali za kilogram, ale aby zobaczyć jak rosną kadzidłowce trzeba wybrać się właśnie do Salalah.
W pozbawionym niemal zupełnie opadów Omanie rejon Salalah jest wyjątkiem - tu przez kilka miesięcy w roku gości monsun sprawiając, że krajobraz z płowo-żółtego zmienia się w zielony, że mogą tu rosnąć obok daktylowych również i kokosowe palmy a także inne tropikalne drzewa. Kilka kilometrów za miastem na zboczach gór znaleźć można niepozorne, dziko rosnące drzewa o poskręcanych konarach i postrzępionych liściach. Po nacięciu konarów wypływa z nich aromatyczna żywica, która w starożytności miała wartość większą od złota. Dzięki zawartości olejków pali się sama wydzielając przy tym wonny zapach. Wywożona niegdyś na pokładach statków, na grzbietach osłów i wielbłądów trafiała do świątyń Jerozolimy, Egiptu i Rzymu gdzie płonęła przed ołtarzami bóstw.
Dzisiejszy Oman nie czerpie już tak znaczących korzyści z eksportu żywicy kadzidłowca. Zastąpiły je ropa naftowa i gaz. Specjaliści obliczyli jednak, że zasobów omańskiej ropy przy obecnym poziomie eksploatacji wystarczy jeszcze tylko na jakieś 15 lat. Potem strumień pieniędzy płynący ze sprzedaży ropy wyschnie. By przygotować kraj na tą chwilę sułtan już teraz rozwija inne dziedziny gospodarki. Jest wśród nich turystyka. Ale niekoniecznie masowa. I choć taka polityka tylko trochę uchyla drzwi tego tajemniczego kraju i ogranicza dostęp mniej zamożnym turystom być może pozwoli za to zachować na dłużej obecną naturalną egzotykę Omanu.

copyright © Wojciech Dąbrowski