ODBIERZ TWÓJ BONUS :: »

Od Pekinu do Pekinu cz.I

Autor: Arleta Boncol
Data dodania do serwisu: 2008-01-17
Relacja obejmuje następujące kraje: Chiny
Średnia ocena: 4.61
Ilość ocen: 183

Oceń relację

<p align="justify"><strong>&bdquo;OD PEKINU DO PEKINU&rdquo; (część pierwsza).</strong></p><div align="justify"> </div><p align="justify">Decyzja zapadła szybko, po prostu postanowiliśmy &bdquo;jedziemy&rdquo; i jak pomyśleliśmy, tak zrobiliśmy, mimo wielu przeciwności losu i porad innych. Wyjechaliśmy do Chin tylko we dwoje, tuż przed ślubem, za to z ambitnym planem zobaczenia wszystkiego, co dla nas najcenniejsze w tym kraju. Zobaczenia tego &bdquo;innego&rdquo; świata własnymi oczami i o własnych siłach, bez pośrednictwa agencji czy przewodnik&oacute;w. Chwilami nie było łatwo, ale dzięki temu bardziej doceniamy NASZĄ chińską wyprawę i wciąż tęsknie spoglądamy w kierunku chińskiej ziemi, kt&oacute;ra stała się NASZYM RAJEM na ziemi. W tym kraju, bowiem, każdy znajdzie coś dla siebie.</p><div align="justify"> </div><p align="justify"><strong>DZIEŃ PIERWSZY</strong> </p><div align="justify"> </div><p align="justify">Poranne przebudzenie o godzinie 4:30, planowany wyjazd z domu 5:15, ale oczywiście op&oacute;źniony, jak zwykle przeze mnie (kobiety tak mają). Na szczęście na dworzec w Katowicach zdążyliśmy bez problemu i punktualnie o 6:00 wyruszyliśmy IC do Warszawy. Na lotnisko im. Fryderyka Chopina dojechaliśmy wcześniej już zam&oacute;wioną taks&oacute;wką, kt&oacute;ra czekała na nas - koszt 35 zł.</p><div align="justify"> </div><p align="justify">Ze względ&oacute;w ekonomicznych wybraliśmy Aeroflot, mimo przedziwnych historii na jego temat, w końcu do odważnych świat należy!!! No właśnie należy, ale niekiedy, tak jak w naszym przypadku, z godzinnym op&oacute;źnieniem. Odprawa na lotnisku poszła sprawnie, zajmowanie miejsc także, jednak gdy już się usadowiliśmy na swych miejscach ogłoszono komunikat, że należy wysiąść i zidentyfikować własne bagaże (wskazać kt&oacute;re lecą z nami do Moskwy). Reszta lotu bez niespodzianek, jednak przy lądowaniu odczuwaliśmy lekki niepok&oacute;j, mając w pamięci tyle r&oacute;żnych opowiadań o chlubie rosyjskiego lotnictwa. </p><div align="justify"> </div><p align="justify">Lot trwał 90 minut, ale dzięki strefom czasowym, w Moskwie wylądowaliśmy o 16:00 lokalnego czasu (w Polsce 14:00). Planowany start do Pekinu dopiero o 22:25, mieliśmy więc sporo czasu na zaznajomienie się z Szeremietiewem &ndash; zacnym reliktem komunizmu. Więźniowie turystyczni, uwięzieni na lotnisku, bez dostępu do świeżego powietrza (wszędzie słabo działająca klimatyzacja), ze zbyt małą ilością krzesełek w poczekalniach. 17:12 &ndash; desperacja (już!!!) popycha nas do nauki angielskich sł&oacute;wek ze słownika &ndash; codziennie jedna literka &ndash; twarde postanowienie, jak zwykle nie dotrzymane. Wreszcie wzywają nas do checkpointu i&nbsp; tam kolejny desperacki pomysł na spędzenie czasu &ndash; Tomek uczy mnie czytania cyrlicy, skutecznie mniej lub bardziej.</p><div align="justify"> </div><p align="justify">No i wreszcie wejście na pokład samolotu &ndash; lot trwał 7 i p&oacute;ł godziny, z dość znacznymi turbulencjami niemal przez cały czas, co nie przeszkadzało jednak Rosjanom spacerować i wznosić toasty, mimo upomnień i pr&oacute;śb steward&oacute;w. W Pekinie wylądowaliśmy szczęśliwie o 9:50 dnia następnego (14.06.2006) lokalnego czasu. ALLELUJA!!! I już wtedy wiedziałam, że z całej tej wyprawy, najbardziej boję się POWROTU(!)</p><p align="justify">&nbsp;</p><div align="justify"> </div><p align="justify"><strong>DZIEŃ DRUGI</strong></p><div align="justify"> </div><p align="justify">Chińskie lotnisko jako pierwsze wita nas swym ogromem, nowością, pięknem i czystością. Sam Pekin także oszołomił nas budowlami, porządkiem i niespotykanym chyba nigdzie indziej zorganizowaniem. Z lotniska wzięliśmy autobus nr 2 (shuttle bus, 16 Y za osobę), by dojechać do centrum. Monumentalne budowle raz po raz ukazywały się naszym oczom, by wprawić nas w zakłopotanie (bez por&oacute;wnania z Warszawą), ale i w zachwyt, kt&oacute;ry odbierał nawet chęć do rozmowy. Nareszcie znaleźliśmy się w tym innym świecie!!!</p><div align="justify"> </div><p align="justify">Obsługa na lotnisku i w autobusie miła i anglojęzyczna, to dało nam poczucie że spokojnie się porozumiemy. Czar złudy prysnął w autobusie nr 22, kt&oacute;rym mieliśmy dojechać do &bdquo;Red lantern&rdquo;. Z powodu zerowego kontaktu z konduktorką, pierwszy przejazd &bdquo;na gapę&rdquo; mamy już za sobą. P&oacute;źniej poszukiwania hostelu &ndash; upał, kurz, coraz bardziej ciążące plecaki i nieobliczalny ruch uliczny -&nbsp; i wreszcie pojawia się ON, wybawca m&oacute;wiący po angielsku, kt&oacute;ry wskazuje nam drogę do &bdquo;Red lantern&rdquo;. Pokoje 6-osobowe, czyste i chłodne, wreszcie mamy swoje ł&oacute;żko piętrowe, a przede wszystkim łazienkę i prysznic, kt&oacute;ry w takich warunkach odmładza o 20 lat!!!</p><div align="justify"> </div><p align="justify">Kr&oacute;tka drzemka i gastromiczno-turystyczna przechadzka po okolicy, drobinki pyłu drapią nadwyrężone już przez klimatyzację gardła, ale pokusa odkrycia nowego wygrywa bezapelacyjnie.</p><div align="justify"> </div><p align="justify">&nbsp;</p><div align="justify"> </div><p align="justify"><strong>DZIEŃ TRZECI</strong></p><div align="justify"> </div><p align="justify">Na dzisiaj zaplanowaliśmy zobaczyć Plac Tiananmen, Mauzoleum Mao Zedonga, Zakazane Miasto i Parki Jing Shan i Beihai. Plan wykonany w 100%. Największym przeżyciem kulturowym była porażająca wizyta w mauzoleum, nie ze względu na jego zawartość (ogromny gmach, a w środku udostępniona tylko jedna sala ze zmumifikowanym przyw&oacute;dcą), ale atmosferę panującą przed, w trakcie i po &bdquo;zwiedzaniu&rdquo;. Przed wejściem tłumy chętnych (wstęp bezpłatny, ale bez plecak&oacute;w, aparat&oacute;w itp.) ustawiane są w r&oacute;wne rzędy, miarowo maszerujące wzdłuż wyznaczonych linii. Przed schodami możliwość zakupienia kwiat&oacute;w dla Mao i większość Chińczyk&oacute;w bez przymusu, ale je kupuje, mało tego przed majestatem stają bezszelestnie, bez sł&oacute;w i zdjąwszy wszelkie nakrycia głowy, atmosfera zagęszczona powagą i szacunkiem do zmarłego. To niesamowite jak potrafią czcić symbole narodowe, budzi się tęsknota, by ufać i szanować coś r&oacute;wnie bezgranicznie.</p><div align="justify"> </div><p align="justify">O Zakazanym Mieście można byłoby pisać całe tomy, a i tak nie oddało by to majestatu i uroku tego miejsca. Kompleks obejmuje 8706 sal rozplanowanych na 70 ha, w kt&oacute;rych mieszkało 8-10 tys. os&oacute;b, gdzie zwykli ludzie nie mieli wstępu, gdyż zazdrośnie strzegły go mury o wys.10m i fosa szeroka na 50m. W największym gmachu Taihe Dian (Pawilon Najwyższej Harmonii) znajduje się złoty Smoczy Tron cesarza, przed kt&oacute;rym rozpościera się ogromny dziedziniec mogący pomieścić 90 tys. os&oacute;b!!! Wstęp do muzeum pałacowego 60Y za osobę. </p><div align="justify"> </div><p align="justify">Po wyjściu z Zakazanego Miasta udaliśmy się na Wzg&oacute;rze Widokowe (Jing Shan), usypane sztucznie z ziemi wybranej podczas kopania fosy &ndash; wstęp 2 Y. Odwiedziliśmy także pobliski park Beihai ze słynną Białą Dagobą, buddyjską świątynią o wys. 35 m, z 1651r.. W parku tym znajdowała się zimowa rezydencja chana Kubilaja (pierwszy cesarz dynastii Yuan), a wstęp kosztuje zaledwie 10Y. Przecudnie utrzymany park z urokliwym jeziorkiem wok&oacute;ł świątyni, po kt&oacute;rym można popływać wszelkiego rodzaju ł&oacute;dkami &ndash; my skusiliśmy się na rowerek wodny (40Y za godzinę).</p><div align="justify"> </div><p align="justify">&nbsp;&nbsp;</p><div align="justify"> </div><p align="justify"><strong>DZIEŃ CZWARTY</strong></p><div align="justify"> </div><p align="justify">Wstaliśmy planowo o 5:30, szybki prysznic i wyjście z naszym hinduskim wsp&oacute;łlokatorem na przystanek autobusowy, by dotrzeć na Plac Quianmen wsiadamy do busa nr 22, płacąc jak zazwyczaj 1Y. Na miejscu podjęliśmy syzyfowe pr&oacute;by odnalezienia odpowiedniego autokaru (chińscy &bdquo;naganiacze&rdquo; działają bez zarzutu, nawet nie znając angielskiego). Powoli, acz sukcesywnie, nasze nadzieje na dotarcie do Wielkiego Muru na własną rękę topniały, ale na szczęście nasz hinduski przyjaciel nie poddawał się i z uporem maniaka pr&oacute;bował dowiedzieć się gdzie jest odpowiedni przystanek. Wreszcie udało się!!! Znaleźliśmy odpowiedni dworzec autobusowy (nieopodal Placu Tiananmen, w kierunku Hali Ludowej), gdzie kupiliśmy bilet na największą architektoniczną atrakcję &ndash; przejazd 50Y + wstęp na Mur 40Y. Dzisiaj w ofercie były tylko wycieczki do najbardziej turystycznego punktu, a więc do Badaling choć w inne dni można kupić bilety do pozostałych miejscowości, w kt&oacute;rych pobliżu wije się Mur.</p><div align="justify"> </div><p align="justify">Po powrocie (ok.15:00) poszliśmy zarezerwować bilety kolejowe do Datongu &ndash; jedziemy jutro o 10:10, mając okazję poznania chińskich hard sit&oacute;w przez 6,5 godziny (36Y za osobę + opłata za pośrednictwo w hostelu 25Y).</p><div align="justify"> </div><p align="justify">W hostelu miła niespodzianka &ndash; zamontowali klimatyzację, więc wybraliśmy się na fascynujący spacer po hutongach, gdzie nikt nie spodziewał się turyst&oacute;w &ndash; takie klimaty lubimy najbardziej, bo dają możliwość przyjrzenia się&nbsp; prawdziwemu życiu zwykłych ludzi.</p><div align="justify"> </div><p align="justify">Po powrocie zbawienny prysznic i grzeczny marsz do ł&oacute;żka, z powodu wykończenia i b&oacute;lu wszystkich mięśni J Nie oszczędzamy się, chcemy zobaczyć jak najwięcej!!!</p><div align="justify"> </div><p align="justify">&nbsp;&nbsp;</p><div align="justify"> </div><p align="justify"><strong>DZIEŃ PIĄTY</strong></p><div align="justify"> </div><p align="justify">Dzisiaj przed nami wielkie wyzwanie &ndash; pierwsza samotna podr&oacute;ż koleją i to w hard sitach. Na szczęście nie było tak źle, standard odpowiada naszej 2 klasie w pociągach kr&oacute;tkobieżnych, z tym że każdy ma sw&oacute;j numer miejsca na bilecie, a w suficie chłodzące wiatraczki. </p><div align="justify"> </div><p align="justify">Oszałamiające wrażenie wywarł na nas olbrzymi i cudny gmach dworca pekińskiego &ndash; Beiging West Railwaistation. Mimo jego rozmiar&oacute;w, ilości ludzi i pociąg&oacute;w,&nbsp; nie spos&oacute;b się tu zgubić &ndash; wszystkie informacje wyświetlane są na elektronicznych tablicach. W poczekalniach tłumy, na ponad godzinę przed odjazdem Chińczycy już niecierpliwie ustawiają się do kolejki, mimo tego, że każdy ma miejsc&oacute;wkę!!! Stoją zawzięcie i cierpliwie, pomimo upału i duchoty, nawet dzieci i to bez płaczu!!! My nie tracimy głowy i zostajemy na krzesełkach, czekając aż zaczną wpuszczać na perony. </p><div align="justify"> </div><p align="justify">&nbsp;&nbsp;&nbsp;&nbsp;&nbsp;&nbsp;&nbsp;&nbsp;&nbsp;&nbsp;&nbsp; Pociąg wbrew naszym oczekiwaniom (opowiadania innych, relacje w internecie), nie był ani przeludniony, ani zadymiony papierosowym dymem. Więcej, był nawet czysty, chociaż Chińczycy rzucają wszystkie śmieci na podłogę, a przy wysiadaniu nie zabierają ich ze sobą. Cud? Oczywiście, że nie - wszystko za sprawą pojawiającej się co jakiś czas osoby z mopem. Naszej podr&oacute;ży towarzyszyły przepiękne krajobrazy g&oacute;rsko-pustynne, ogromne, prawie niezamieszkane przestrzenie.</p><div align="justify"> </div><p align="justify">&nbsp;&nbsp;&nbsp;&nbsp;&nbsp;&nbsp;&nbsp;&nbsp;&nbsp;&nbsp;&nbsp; Na datońskim dworcu od razu &bdquo;wyłapali&rdquo; nas agenci CITS i zaoferowali hotel 100 m. od dworca &ndash; 150Y za dwuosobowy pok&oacute;j lub 45Y za ł&oacute;żko. Zaszaleliśmy i wzięliśmy dw&oacute;jkę na 8 piętrze, z łazienką, TV i klimatyzacją, w cenie także śniadanie. Zanieśliśmy tylko bagaże i marsz na miasto, rozejrzeliśmy się po okolicy, zrobiliśmy zakupy i urządziliśmy wieczorną &bdquo;ucztę&rdquo; za 45Y w pokoju. Jutro na własną rękę, środkami komunikacji miejskiej, jedziemy zwiedzić Yungang Caves, święte groty skalne.</p><div align="justify"> </div><p align="justify">&nbsp;</p><div align="justify"> </div><p align="justify"><strong>DZIEŃ SZ&Oacute;STY</strong></p><div align="justify"> </div><p align="justify">Najpierw autobusem nr 2 z dworca po lewej stronie dworca kolejowego za 1 Y, aż do miejsca gdzie znajduje się przystanek autobusu nr 3 (kierowca kazał nam wysiąść w odpowiednim miejscu gestykulując i m&oacute;wiąc po chińsku), potem bus nr 3 za 1,5 Y, kt&oacute;ry staje tuż przy Grotach Wzg&oacute;rza Chmur z V/VI w. n.e. Wstęp do Grot wynosi 60Y, za kt&oacute;re zobaczyliśmy 53 świątynie skalne, a w nich ponad 15 tys. r&oacute;żnej wielkości rzeźb. W grocie nr 5 znajduje się 17- metrowa figura Buddy, zresztą wszystkie są oszałamiające.</p><div align="justify"> </div><p align="justify">&nbsp;&nbsp;&nbsp;&nbsp;&nbsp;&nbsp;&nbsp;&nbsp;&nbsp;&nbsp;&nbsp; Po powrocie, wieczorem, podjęliśmy kulinarne wyzwanie &ndash; wstąpiliśmy do eleganckiej restauracji, gdzie kupiliśmy właściwie jajko niespodziankę, wybierając na chybił-trafił potrawy. Na szczęście trafiliśmy w 10, mimo braku angielskiego menu i anglojęzycznej obsługi. Jedliśmy pyszne mięso gotowane w tradycyjny spos&oacute;b - HOT POT (podgrzewany kociołek w stoliku) &ndash; ze smakowitym orzechowym sosem, ryżowym makaronem i przer&oacute;żnymi sur&oacute;wkami, dodatkami, deserem i napojami. Za tą niezapomnianą ucztę, z genialną obsługą, zapłaciliśmy zaledwie 60Y, a obydwoje wyszliśmy maksymalnie najedzeni!!!</p><div align="justify"> </div><p align="justify">&nbsp;&nbsp;&nbsp;&nbsp;&nbsp;&nbsp;&nbsp;&nbsp;&nbsp;&nbsp;&nbsp; Wr&oacute;ciliśmy przez centrum, gdzie na placu przed urzędem napotkaliśmy na tłumy Chińczyk&oacute;w, grających wsp&oacute;lnie w najrozmaitsze zabawy, ogarnęła nas tęsknota za takim rodzajem wsp&oacute;lnoty, za takim rodzajem spędzania wieczor&oacute;w, za takim rodzajem luzu!!!</p><div align="justify"> </div><p align="justify">&nbsp;</p><div align="justify"> </div><p align="justify"><strong>DZIEŃ SI&Oacute;DMY</strong></p><div align="justify"> </div><p align="justify">Cudowny dzień!!!</p><div align="justify"> </div><p align="justify">Rano pojechaliśmy do Hunyuan, żeby zwiedzić Wiszącą Świątynię (wstęp 60Y normalny i 30Y ulgowy). Po drodze zobaczyliśmy także świętą g&oacute;rę taoizmu Heng Shan, z kt&oacute;rej mnisi niegdyś dawali znaki za pomocą ognia, informujące m.in. o ilości nadciągającego wrogiego wojska (1 słup ognia oznaczał 100 przeciwnik&oacute;w). Xuangkong Si (Wisząca Światynia) założono w VI wieku, z powodu zalewającej ją rzeki, sukcesywnie wznoszona coraz bardziej ku g&oacute;rze aż do 1000 metr&oacute;w (dziś zaledwie 50m). Klasztor &bdquo;obsługuje&rdquo; obecnie 5 mnich&oacute;w, a w Sali Trzech Religii znajdują się posągi ich założycieli - Buddy, Konfucjusza i Laozi. </p><div align="justify"> </div><p align="justify">Po powrocie piesze przeszukiwanie miasta, by dotrzeć do buddyjskich świątyń. Kiedy już zwątpiliśmy znaleźliśmy wreszcie &bdquo;star&oacute;wkę&rdquo; ze świątynią Huayan z 1140r., gdzie przypatrywaliśmy się buddyjskiemu nabożeństwu. Po duchowych wojażach coś dla ciała -&nbsp; pielgrzymka do pobliskich sklep&oacute;w &ndash; świątyń dobrobytu, w kt&oacute;rych kupiliśmy kilka pamiątek. Wracając do hotelu musieliśmy zatrzymywać się, by pogawędzić z miejscowymi dzieciakami, chcącymi sprawdzić sw&oacute;j angielski. </p><div align="justify"> </div><p align="justify">&nbsp;</p><div align="justify"> </div><p align="justify"><strong>DZIEŃ &Oacute;SMY</strong></p><div align="justify"> </div><p align="justify">Dzisiaj mija już tydzień od opuszczenia naszego domu, czas płynie jak szalony!!! </p><div align="justify"> </div><p align="justify">Odwiedziliśmy drugą świątynię w Datongu Shanhua, ze słynną Salą Mahawiry (5 pozłacanych posąg&oacute;w Buddy), biblioteką i Ścianą Pięciu Smok&oacute;w w ogrodzie (wstęp 20Y normalny, 10Y ulgowy). Wieczorem opuszczamy to urocze, przemysłowe miasto i jedziemy do Xi&rsquo;an. Jako, że podr&oacute;ż trwa 17 godzin chcieliśmy zam&oacute;wić soft sleepy, ale były już wykupione i wzięliśmy hard sleepy (ponad 300Y za dwie osoby). Nie było źle &ndash; 6 ł&oacute;żek w przedziale, początkowo klaustrofobia, ale potem człowiek się przyzwyczaja.</p><div align="justify"> </div><p align="justify">&nbsp;&nbsp;</p><div align="justify"> </div><p align="justify"><strong>DZIEŃ DZIEWIĄTY</strong></p><div align="justify"> </div><p align="justify">Wreszcie dojechaliśmy do Xi&rsquo;an &ndash; dawnej stolicy i to tydzień po wizycie w Pekinie. Ta stolica Tang&oacute;w rozciągała się 9 km ze wschodu na zach&oacute;d i prawie 8 km z p&oacute;łnocy na południe, a centrum miasta zachowało zabudowę i układ z tej epoki. Zachowane mury pochodzą już z dynastii Ming i mają 14 km długości, w niekt&oacute;rych miejscach 12 m wysokości i 15-18m szerokości u podstawy.</p><div align="justify"> </div><p align="justify">Tym razem na stacji &bdquo;wyłapali&rdquo; nas przedstawiciele hotelu. Wybraliśmy jednego z nich i poszliśmy z nim do hotelu 5 min. od dworca. Najpierw cena wywoławcza 180Y za dwuosobowy pok&oacute;j z łazienką, po licytacji 160Y, więc zam&oacute;wiliśmy 3 noce. Po prysznicu pomaszerowaliśmy do centrum &ndash; zobaczyliśmy XIV wieczne wieże Dzwon&oacute;w i Bębn&oacute;w, miejskie targowisko itp. Wieczorem musieliśmy już zgrać zdjęcia na płytkę, bo jutro zwiedzamy Terakotową Armię a ją po prostu trzeba sfotografować z każdej strony.</p><div align="justify"> </div><p align="justify">&nbsp;</p><div align="justify"> </div><p align="justify">&nbsp;</p><div align="justify"> </div><p align="justify">&nbsp;</p>