ODBIERZ TWÓJ BONUS :: »

Nord vegen – droga na Północ - Norwegia

Autor: Wilhelm Karud
Data dodania do serwisu: 2012-03-19
Średnia ocena: 9.36
Ilość ocen: 14

Oceń relację

Nord vegen – droga na Północ

Patrząc na drogowskaz w Lindesnes na południu kraju, skąd do Kirkenes przy granicy z Rosją jest 2822,3 km, czujemy się jak pod Mount Everestem. Gdybyśmy chcieli z Oslo do Kirkenes przejść brzegami mórz, zatok i fiordów zrobilibyśmy ponad 20 000 kilometrów. Kraj niewiele większy od Polski ma linię brzegową dłuższą niż Stany Zjednoczone. Wiele jej fragmentów zalicza się do najpiękniejszych tras turystycznych świata.

... Powstała droga nie należąca do nikogo, wiodąca przez rozległą ziemię bezpańską ... – pisał prawie sto lat temu Knut Hamsun, laureat literackiej Nagrody Nobla z 1920. roku. Ojczyzna pisarza wzięła nazwę od staronordyckiego nord vegen – „droga na północ”. Po lekturze jego „Błogosławieństwa ziemi” zacząłem jeździć do Norwegii. Na własnej skórze chciałem odczuć, jak człowiek zmaga się z samotnością, skalistym gruntem, długą nocą i trzaskającym przez pół roku mrozem. Szybko odkryłem, że borealna przestrzeń to nie tylko knieja, kamienie i ciężka praca. Dziś po raz kolejny jestem na północy kontynentu. Cieszę zmysły dźwiękami, kolorami, zapachami i smakami okręgu Trøndelag. Szukam śladów historii kraju.

 
Trondheim – stolica Sør -Trøndelag

            Ponad tysiąc lat temu portowy gród Nidaros usadowił się u ujścia rzeki Nidelvy do Trondheimsfjorden. W miejscu, gdzie wody Atlantyku długimi jęzorami fiordu łączą się z górami interioru, Olaf  I Tryggvason budował swoją pierwszą siedzibę i mury obronne. Król wikingów od 995. roku zasłużył się potomnym sprzyjając wprowadzaniu chrześcijaństwa i broniąc Norwegii przed duńskim agresorem. Miasto szybko stało się ważnym portem, twierdzą obronną i centrum kultu religijnego. Na wyspie Munkholmen obok lochów więziennych, miejsc straceń wrogów i wież obronnych powstał klasztor Benedyktynów. W cichych przystaniach fiordu szkutnicy budowali długie łodzie morskich zdobywców a w zakolu Nidelvy rosły mury katedry. Obecne Trondheim (miasto kilka razy zmieniało nazwę) przez wiele lat było siedzibą królów i pełniło funkcję stolicy państwa. Tu zbierał się pierwszy norweski parlament – Ting, a katolickie arcybiskupstwo przetrwało aż do Reformacji. Miasto trawiły liczne pożary a największy, zwany „pożarem Hornmana”, w 1681. roku pochłonął 90% zabudowy. Podczas II wojny światowej Niemcy wybudowali tu bazę okrętów podwodnych z zamiarem panowania nad obszarem Północnego Atlanatyku.


Charakterystyczna zabudowa Starówki w Trondheim

         Wcześnie rano stoję pod statuą założyciela miasta zwrócony w kierunku północnym. Zza starych doków, historycznych nabrzeży i jachtowej przystani wyłaniają się kontury Munkholmen. Na wyspę co kilkadziesiąt minut można popłynąć szybkim promem. To obecnie popularne miejsce rekreacji, ważny punkt na trasie wycieczek szkolnych, jeden z symboli historii miasta. Za plecami mam fragment szerokiej alei Munkegata z ratuszem miejskim a głębiej północną fasadę Katedry św. Olafa. Ze świątynią sąsiaduje średniowieczny Pałac Arcybiskupi, jeden z oddziałów Muzeum Narodowego i Muzeum Sztuki. W pobliżu jest też najdalej na świecie na północ położona synagoga z jedynym w Norwegii Muzeum Żydowskim. Zwiedzając je poznałem przejmującą historię Cissi Klein. Wprost ze szkolnej ławki żydowską dziewczynkę zabrała policja wysyłając bezpośrednio do Auchswitz-Birkenau.

         Ulicą Kongens Gate idę w kierunku Starówki. Mijam stragany jarmarku żywności, jaki w centrum miasta odbywa się w każdą sobotę. Okoliczni farmerzy, rybacy, piekarze i producenci ekologicznej żywności prezentują tu swoje wyroby. Kosztuję salami z łosia, zapieczonego z serem chleba, konfitury z maliny moroszki i kilku gatunków kozich serów. Jest miód wrzosowy, kmin rzymski, z uprawy którego słynie Trøndelag, oraz domowej produkcji czekolada z odrobiną ... dziczyzny. Chwilę rozmawiam z Anne Huitfeldt, właścicielką okolicznych lasów, łąk i mokradeł. Farmerka produkuje wyroby z mięsa łosia i pardwy sprzedając je w całym Trøndelag a nawet w Oslo. Starą siedzibę przodków zamieni wkrótce na rustykalny pensjonat. Na ulicznym targowisku przybywa ludzi. Jezdnia, chodniki i ścieżki rowerowe zaczynają tętnić porannym życiem. Trondheim liczy 170 tysięcy mieszkańców, z czego 30 tysięcy to studenci. Podobny do wielkiego kościoła najstarszy gmach Uniwersytetu góruje nad miastem. Widzę go na wzniesieniu po prawej stronie. Na wprost, na zalesionym wzgórzu, wznosi się Kristiansten Festning – XVII. wieczna forteca broniąca miasta przed zagrożeniem ze strony Szwecji. Przede mną charakterystyczna, niezwykle barwna, drewniana zabudowa brzegów Nidelvy. To stare stoczniowe magazyny, byłe przetwórnie ryb, powrozownie, warsztaty szkutnicze i wędzarnie. Starówka ciągnie się od najstarszego w mieście mostu, Gamle Bybro, aż do obiektów starej stoczni. Stamtąd już niedaleko do przystani, gdzie cumują statki linii Hurtigruten. Ta jedna z najpiękniejszych morskich tras świata łącząca Bergen z Kirkenes to najlepsza turystyczna promocja Norwegii.     


Święty wiking, stabbur i pomnik flądry.


Początek jesieni w okręgu Trøndelag to dobry czas na zwiedzenie tego fascynującego kawałka Norwegii. Przymrozki jeszcze nie poraziły zieleni, runo leśne wydaje właśnie smakowite owoce a imprez na wolnym powietrzu wciąż wiele. Po ścierniskach w Skogn przechadzają się żurawie, w rzece Ogna biorą pstrągi, grupka pielgrzymów podąża do noclegowni w Aspåsen. Z biegnącej przez cały kraj trasy E-6 na odcinku Trondheim - Steinkjer zjeżdża wiele pojazdów. To głównie Norwegowie coraz liczniej ruszający podziwiać rodzimy krajobraz, poznawać miejsca ważne dla historii kraju i kosztować lokalnych przysmaków. Ale nie tylko oni. Przed ruinami średniowiecznego klasztoru Munkeby spotykam grupę turystów z Hiszpanii. Przed kilku godzinami zeszli na ląd ze statku kursującego wzdłuż atlantyckiego wybrzeża Norwegii. Zwiedzili gotycką katedrę św. Olafa w Trondheim, drewnianą zabudowę miasteczka Levanger a na jednej z farm zjedli fårikål – jagnięcinę z kością, tradycyjnie podawaną z kapustą, ziołami i ziemniakami w mundurkach. Dziwi ich niespodziewanie piękna pogoda, ilość zadbanych zabytków, obfitość regionalnych potraw i gościnność gospodarzy. Szlak pielgrzymkowy św. Olafa porównują do traktu św. Jakuba wiodącego do Santiago de Compostela. Stwierdzają też, że norweska tradycja stabbur przypomina iberyjskie hórreo. To drewniane, usadowione na palach przewiewne budynki od stuleci służące przechowywaniu wszelkich rodzajów żywności. Zarówno hiszpańskie hacjendy, szwajcarskie czy angielskie farmy,  jak i siedziby norweskich posiadaczy ziemskich nie mogły się bez nich obejść.

Stabbur to długa norweska tradycja

Jestem w Stiklestad, miejscu znanym każdemu potomkowi wikingów, Ibsena i Muncha. Stoję na łące, gdzie 29. lipca 1030. roku rozegrała się bitwa przesądzająca o chrystianizacji Norwegii i zjednoczeniu państwa. Po okresie bezkrólewia z wygnania na Ruś powrócił król Olaf II Haraldsson. Wiking wyświęcony w francuskim Rouen stawił czoła silnej armii zebranej przez pogańskich wodzów. Poległ w nierównej walce ale jego śmierć nie była daremna. Wierzący pochowali go w Nidaros a o jego czynach w obronie wiary zaczęły krążyć legendy. Rok po bitwie został świętym, śpiewano o nim pieśni, uwieczniano na średniowiecznych miniaturach, stawiano mu ołtarze i pomniki. W miejscu pochówku już w XI. stuleciu zaczęto budować wielką katedrę. Dziś to największa w całej Skandynawii i najdalej od Rzymu położona gotycka budowla sakralna. To także miejsce koronacji królów norweskich, skarbnica relikwii, narodowych symboli i centrum pielgrzymek wyznawców kilku religii.   


Prawosławna ikona z wizerunkiem św. Olafa w kościele w Stiklestad

         Zwiedzam kamienny kościół w Stiklestad usytuowany w miejscu śmierci Olafa. W skromnym wnętrzu wyróżniają się obrazy przedstawiające jego męczeństwo, piękna średniowieczna chrzcielnica z reliefami i prawosławna ikona. To dar jednej z cerkwi w Nowgorodzie, gdzie wypędzony przez Kanuta Wielkiego król przebywał na banicji. Nieopodal świątyni przechodzę przez teren skansenu. Kilkanaście drewnianych wiejskich budynków ilustruje historię osadnictwa od czasów wikingów do początków ubiegłego stulecia. Fotografuję kolejny tego dnia stabbur, charakterystyczną budowlę do przechowywania żywności. Na chwilę wspinam się na wzgórze zwieńczone pomnikiem Olafa II Haraldssona na koniu. Niżej na skarpie w każdą rocznicę bitwy odbywają się historyczne inscenizacje. Organizuje je miejscowe centrum historii i kultury, w którym jest też małe regionalne muzeum, punkt informacji dla pielgrzymów, sala wystawowa, dwie restauracje i hotel. Rok temu w Stiklestad oddano do użytku Dom Wikingów. Przypominający odwróconą łódź długi drewniany obiekt mieści salę obrad, wielką sypialnię i spiżarnie wikińskiej społeczności. Sprzęty, posągi bóstw (Odyn i Freja) i ornamentyka wnętrz starają się oddać charakter epoki. Przed ponad tysiącem lat z pobliskiej przystani wikingowie ruszali na podbój Wysp Brytyjskich, Islandii, Grenlandii a także Włoch i Ameryki Północnej. Fascynującą historię ich wypraw poznałem niedawno z lektury książki Farleya Mowata „Wyprawy wikingów”, PIW, Warszawa, 1972.

 
Złota Droga, brusznica i pluszcz zwyczajny

         Jadąc z Trondheim do centrum regionu Innherred w Steinkjer można wiele zobaczyć, odczuć, posłuchać i posmakować. W miasteczku kwiatów Levanger trzeba zwiedzić drewnianą zabudowę starego centrum, kurhan z początków naszej ery i kilka średniowiecznych kościółków. Na przełomie sierpnia i września odbywają się tu inscenizacje artystyczne poświęcone epoce Wikingów. Kilka dni przed moim pobytem w Levanger gościł król Norwegii Harald V. W parku w Straumen nad fiordem Borgen warto pospacerować wśród miniaturowych rzeźb Nilsa Aasa kończąc trasę przy intrygującej artystycznej instalacji. To pomnik ważnej dla Norwegów ryby, flądry. Elementy filigranowej konstrukcji wydają ciche dźwięki – melodie inspirowane twórczością Edwarda Griega. Straumen okalają wielokilometrowe aleje brzóz, między którymi biegną szlaki rowerowe. Den Gyldne Omvei (Złota Droga) to malownicza trasa łącząca 18 kooperujących z sobą farm, galerii, wytwórni ekologicznej żywności i pensjonatów. W kameralnych zatoczkach fiordów, na leśnych polanach i na górskich zboczach trafimy do sadyb farmerskich pamiętających XVIII. wiek. Ich właściciele prowadzą wspólne turystyczne projekty, wymieniają się produktami i informują na temat potrzeb gości. W Gulburet kosztuję zupy z kurek, piwa z lokalnego browaru Ølutsalg, kilku rodzajów miodu i podpłomyków lefse nadzianych mielonym mięsem pardwy. Na farmie Gangstad zajadam się dojrzewającymi serami domowej produkcji i słucham opowieści o przodkach właścicielki. Astrid od niedawna produkuje też lody i to w 12. gatunkach. Oprócz popularnych smaków jej wyroby pachną melisą, kminem i brusznicą. Gdy na targach żywności w Niemczech poproszono ją o nową recepturę wymyśliła lody o nazwie „król kniei” inspirowane smakami norweskiego lasu. Z okien częściowo schowanej w ziemi restauracji Øyna Parken oglądam panoramą kilku gmin Innherred położonych nad odnogami trzeciego co do długości norweskiego fiordu. Na talerzu mam halibuta z wiórkami smażonej szynki, łyżką grubej ikry, kurkami z cebulką i listkiem świeżej bazylii. Nieopodal stoi biały, długi na 18 metrów, drewniany budynek farmerski przeniesiony tu w całości z innej wsi specjalnym transportem. Obecnie to pensjonat Husfrua a podawane tam placki ziemniaczane i befsztyki skuszą mnie następnego dnia. Wtedy też sfotografuję położony nieco niżej na stoku kamienny kościół. Świątynię w Sakshaug wybudowano w połowie XII. wieku a w jednym z portali umieszczono płaskorzeźbę (maska diabła) wcześniejszego pochodzenia.


Trondhejmsfjord ma wiele odnóg (początek Gyldne Omvei)

*
 
         Nazajutrz obejrzę pochodzące z epoki kamiennej ryty naskalne w Bardal i tajemniczy krąg kamienny nieopodal Egge. W Yttervik Gard będę uczył się rozpoznawać zioła, pomogę czyścić brusznicę i przygotowywać 140 porcji paja z żurawiną. Zwiedzę starą kopalnię miedzi w Mokk a wiosłową łodzią popływam po stawach w Brandheia. Po kilku kilometrach marszu dotrę do symbolicznego środka Norwegii nieopodal Gaulstad. Niechcący przestraszę też pluszcza zwyczajnego (Cinclus cinclus). Ten niepozorny ptaszek (jeden z symboli kraju) gnieździ się w mało dostępnych szczelinach skalnych nad górskimi rzekami. Nie nazbieram jednak prawdziwków, które mijam co krok na wszystkich ścieżkach Innherred, bo podczas krótkiego pobytu w Trøndelag nie mam co z nimi zrobić. Wrócę tu kiedyś specjalnie na grzybobranie.


 Wiesław Karliński

Widok z Yttervik Gard na północny kraniec Trondheimsfjordu