ODBIERZ TWÓJ BONUS :: »

Na rowerze przez 6 krajów

Data dodania do serwisu: 2006-11-16
Relacja obejmuje następujące kraje: Polska, Słowacja, Węgry, Chorwacja, Bośnia, Hercegowina, Czarnogóra, Bałkany
Średnia ocena: 5.90
Ilość ocen: 371

Oceń relację

Po kilku tygodniach przygotowań, nareszcie wyruszamy na wyprawę rowerową. Nasza trasa będzie przebiegała przez sześć krajów, Polskę, Słowację, Węgry, Chorwację, Bośnię i Hercegowinę oraz Czarnogórę i pokonamy na rowerach około dwóch tysięcy kilometrów. Jesteśmy małżeństwem trzydziestoparolatków, które lubi poznawać świat z perspektywy roweru. Podróż rowerem daje możliwość w miarę swobodnego przemieszczania, a jednocześnie zapewnia większy kontakt z otoczeniem. Na rowerze poruszamy się wolniej niż samochodem, więc można wiele więcej rzeczy zauważyć np. jak wyglądają gospodarstwa na wsi, jak i z czego buduje się domy. Czasami ktoś nas zagadnie pytając skąd jesteśmy, skąd i dokąd jedziemy oraz ile kilometrów dziennie przejeżdżamy . W ten sposób rower nie jest tylko środkiem transportu lecz pretekstem do poznania wielu ludzi różnych kultur, wyznań i narodowości.
Wyruszamy z Lublińca w piątek 11 sierpnia. Podróż powinna nam zająć trzy tygodnie, w każdym bądź razie bilet lotniczy z Dubrownika mamy na 2 września. Pogoda pochmurna, ale nie pada. Przejazd przez Śląsk nie należy do przyjemności, mimo że staramy się wybierać drogi o najmniejszym natężeniu ruchu. Za to namiot wieczorem stawiamy nad brzegiem Soły w okolicach Kęt. Rano pakujemy rzeczy do sakw, mała kawa i w drogę. Granicę przekraczamy w Korbelowie, po zjedzeniu pysznej kwaśnicy i wykonaniu kilku telefonów do przyjaciół.
W niedzielę leje z przerwami na mżawkę, wiatr wieje w oczy, jedziemy w większości pod górę, a z pod kół przejeżdżających samochodów rozpryskują się fontanny wody czyli horror rowerzysty. Trasa, którą teraz jedziemy jest nam znana z poprzedniej wyprawy na Krym. Wiemy gdzie się zatrzymać na dobre jedzenie i gdzie znaleźć nocleg. Zwiedzamy Turciańskie Teplice ale basen termalny jest nieczynny z powodu złej pogody, a termy będą czynne w poniedziałek. Na pocieszenie nabieramy gorącej wody ze źródła i ruszamy dalej.
Basen termalny Kremnica

Następnego dnia rano jesteśmy w Kremnicy, gdzie Darek wymienia uszkodzoną tylną oponę w swoim rowerze. Następnie już same przyjemności, bo jedziemy na basen termalny. Cena biletu to około 8zł. Dzisiaj Iwona łapie pierwszą gumę. Dalej trasa wiedzie wzdłuż nowej autostrady. Do granicy z Węgrami mamy jeszcze około 70km. Zjeżdżamy z gór i jedziemy po mocno pagórkowatym terenie. Mijamy przepiękne wioski zamieszkane przez mniejszość węgierską. Granicę przekraczamy w Komarnie, ale najpierw zwiedzamy stare miasto. Po węgierskiej stronie wstępujemy do Tesco, nie po zakupy lecz aby się umyć. Jest to jeden ze sposobów na poranną toaletę gdy nie nocujemy na kempingu.

Komarno SłowacjaSłowacja

Dzisiaj dotarliśmy do raju rowerzystów jesteśmy nad Balatonem. Dokoła jeziora Węgrzy wybudowali sieć dobrze oznaczonych dróg rowerowych. Kempingi co kilka kilometrów, tanie jedzenie przy plaży, po prostu raj. Nawet pogoda dopisuje, w południe było 30C.
Następnego dnia jesteśmy w Kasztely, gdzie zwiedzamy muzeum marcepanu. Jako, że oboje jesteśmy łasuchami i uwielbiamy słodycze degustacja obowiązkowa, a po plażowaniu i obiedzie żegnamy Balaton. Jedziemy do źródeł termalnych w Zalakaros. Niestety docieramy zbyt późno, aby skorzystać z kąpieli. Nocujemy na łące.
Ruszamy na granicę z Chorwacją. Niestety pierwsze podejście nie udane. Przejście graniczne w Zakany okazało się tylko kolejowym , chociaż moja mapa pokazuje całkiem co innego. Do następnego przejścia w Goli mamy dodatkowe 50 kilometrów. Chorwacja, którą teraz oglądamy jest całkiem inna od tej nadmorskiej i turystycznej. Jedziemy doliną rzeki Sawa do Sisaka, mijając po drodze pola kukurydzy i zadbane tętniące życiem wioski. Po kilkudziesięciu kilometrach tereny się zmieniają. Wjeżdżamy na pogórze oraz tereny, na których toczyły się działania wojenne. Mijamy spalone i zniszczone domy oraz tablice ostrzegające przed minami. Z uwagi na to zagrożenie decydujemy się na nocleg na łące przy domu gospodarza.
ChorwacjaChorwacja - most na rzece Sawie

Do Plitvickich jezior mamy jeszcze około 100 kilometrów. Na miejscu jesteśmy po południu. Jesteśmy wykończeni ciągłymi podjazdami, więc wybieramy najbardziej leniwy sposób zwiedzania, czyli prom i kolejkę. Jeziora mają piękny szmaragdowy kolor, a łącząc się ze sobą tworzą liczne wodospady.
Jeziora Plitvickie

Wieczorem zrywa się silny wiatr, całą noc pada. Z namiotu wychodzimy o dziesiątej. Jedziemy w deszczu, wiatr nadal wieje a na dodatek zrobiło się zimno. Około południa spotykamy Bruna szwajcara z bośniackim pochodzeniem, który jedzie samotnie na rowerze ze Szwajcarii do Szibenika, aby spotkać się ze swoim ojcem, którego nie widział od 25 lat.
Szwajcar Bruno

Następnego dnia przyroda wynagradza nam wczorajszą złą pogodę. Od rana piękna pogoda, do południa prawie same zjazdy, widoki rewelacyjne. Przy drodze rosną figi, a jakby tego było mało nadarzyła się kąpiel w górskiej rzece. Do Splitu pozostaje nam około 50km. Niestety znów pojawiają się tablice ostrzegające przed minami. Pozostaje do wyboru nocleg u gospodarza lub na świeżo wykoszonej łące. Wybieramy łąkę.
Około południa docieramy do Splitu. Stare miasto niestety zostało obstawione straganami z pamiątkami. Turystów tysiące - po prostu szczyt sezonu. Pstrykamy kilka zdjęć i uciekamy na plażę. Po południu jedziemy dalej wzdłuż wybrzeża. W ciągu dwóch ostatnich dni klimat znacznie się zmienił. Noce na wybrzeżu są ciepłe w przeciwieństwie do nocy w górach, gdzie nad ranem było 8 stopni, a co za tym idzie zmieniła się roślinność. Pojawiają się cyprysy, winnice przy drogach rosną figowce, gaje oliwne i pomarańczowe. W powietrzu unosi się zapach dojrzałych fig i żywicy sosnowej. Jedziemy powoli relaksując się wspaniałymi widokami. Nocujemy na kempingu w Zaostrogu.
Dalej jedziemy drogą wzdłuż Neretwy. W Metkowiczu spotykamy sympatycznego Mika – Niemca, z którym jedziemy razem do granicy z Bośnią i Hercegowiną, a następnie do Mostaru. Iwona przewróciła się na koleinie na śliskiej nawierzchni, na całe szczęście skończyło się na niegroźnych otarciach. W Mostarze wynajmujemy pokój. W mieście widać liczne ślady prowadzonych walk w 1993 roku. Warto zobaczyć stare miasto oraz odbudowany most łączący dzielnicę chrześcijańską z muzułmańską.
Dalej kierujemy się stronę Czarnogóry. Wszędzie widać pozostałości po prowadzonych walkach. Około południa pada deszcz i jest burza. Chronimy się pod daszkiem przy wejściu do jednego z domów. Mili gospodarze zapraszają nas na kawę. Widoki na trasie przepiękne. Wokół góry, wspaniałe doliny i czyste rzeki.
Około południa następnego dnia jesteśmy na granicy z Czarnogórą. Celnicy z zaciekawieniem wypytują o naszą drogę. Po kilku kilometrach kolejny raz pada. Chronimy się pod daszkiem opuszczonego budynku. Z naprzeciwka macha do nas starsza Pani i zaprasza na kawę. Zaabsorbowana naszymi osobami zapomniała o pozostawionym na piecu garnku. Gdy wchodzimy do domu dym jest we wszystkich pomieszczeniach. W ostatniej chwili Darek wynosi rozpalony garnek.
Czarnogóra

O ile mamy w Górach Stołowych drogę stu zakrętów, to dzisiaj jedziemy drogą stu tysięcy zakrętów – 44 km samych serpentyn. Z gór zjechaliśmy do Risana i znów jesteśmy nad morzem tym razem Czarnogóry. Turystów o wiele mniej, ceny przystępne. Dalej jedziemy wybrzeżem niekończącym się nadmorskim deptakiem. Tym sposobem trafiamy do miejscowości Kotor. Stare miasto położone na zboczu góry z zachowanymi murami obronnymi robi duże wrażenie i śmiało można je porównać do Chorwackiego Trogiru. Stara zabudowa doskonale zachowana, a turystów niewielu. Nocujemy na kempingu 6 km od Kotoru.


Dzisiaj robimy sobie "wakacje" - jedziemy na plażę do Budwy tj. około 30km. Wieczorem wracamy na kemping, z którego rano wyjechaliśmy.
Kolejnego dnia przeprawiamy się promem do Herceg Novi, wjeżdżamy ponownie do Chorwacji i zatrzymujemy się na kempingu w Kupari, skąd następnego dnia jedziemy zwiedzać Dubrownik. Stare Miasto otoczone jest murami obronnymi. Idąc po nich można je obejść wokół podziwiając przy okazji panoramę miasta i morze.
Następny dzień to krótkie plażowanie, dojazd na lotnisko w Cilipi i powrót samolotem do kraju.