ODBIERZ TWÓJ BONUS :: »

Moje Grand Tour, czyli pielgrzymowanie...

Autor: Kuba Fedorowicz
Data dodania do serwisu: 2010-03-29
Średnia ocena: 6.21
Ilość ocen: 56

Oceń relację


O mnie…

Mam 23 lata. Urodziłem się i mieszkam w Warszawie. Tam tez uczyłem się, najpierw w XXVII LO im. Tadeusza Czackiego, a następnie na Wydziale Geografii i Studiów Regionalnych, gdzie w 2009 roku obroniłem licencjat na kierunku Gospodarka Przestrzenna. Interesuje się wszelka działalnością outdoorową, jak teraz się to nazywa. Lubię chodzić po górach, jestem przewodnikiem górskim SKPB Warszawa, w wolnych chwilach jeżdżę na nartach, uprawiam ski-alpinizm, próbuje tez swych sił we wspinaczce. Odbyłem kilka rejsów pełnomorskich, a w sezonie prowadzę jachty na Mazurach. Uwielbiam sport ogólnie, uprawiam kilka dyscyplin, zarówno drużynowych jak i indywidualnych, ale najbardziej związany jestem z siatkówką. Nie odmawiam sobie jednak od czasu do czasu piwa na imprezie. Uważam, ze we wszystkim należy mieć umiar. Fascynuje się tez aspektami nieco bardziej spirytualnymi czy tez może 'mistycznymi'..
 

Podczas gdy większość moich znajomych szykowała się do kolejnych etapów w swoim życiu, czyli np. studiów magisterskich, poważnej pracy zawodowej, a niektórzy nawet do założenia rodziny, ja wiedziałem, ze to jeszcze nie dla mnie. Pomysł na długi wyjazd, taka włóczęgę z plecakiem, kiełkował we mnie juz od kilku lat. Z początku były to marzenia, które z czasem przybrały na mocy. Idei było wiele, ewoluowały, zmieniały się, ale prawie od samego początku wiedziałem, ze moim pierwszym celem będzie Ameryka Łacińska. Miała być to podróż do wnętrza siebie, trochę też forma sprawdzenia się. Chciałem zobaczyć jak może wyglądać życie gdzie indziej, poszerzyć horyzonty, nabrać dystansu do wszystkiego i odnaleźć nowe inspiracje. Umocnić się. Wreszcie zapadła decyzja.

Wielu ludzi z czasem rezygnuje ze swoich marzeń, wyrastają z nich, zamieniają je na inne, bardziej 'przyziemne' (co nie znaczy, że 'gorsze'). Wpadają w wir 'dorosłego życia', przywiązują się do wygód, swoich zwyczajów i rzeczywistości, którą sami zwykli nazywać 'szarą'.  Ja, wiedząc o tym, mając niejako wybór i przede wszystkim możliwość.. pożyczyłem pieniądze i wyjechałem. Nie na wakacje, na długo i daleko. Bez konkretnego planu, przewodników, w założeniu na rok. Podróżuje poznając ludzi, język, lokalna kulturę i obyczaje. Zwiedzam, ale i 'pielgrzymuje'. Często odwiedzam miejsca oglądane przez turystów, szukam autentyczności, celowo wybierając towarzystwo czy pewne okoliczności. Ważne dla mnie jest nie tylko dotarcie z punktu A do B, ale tez to, co 'po drodze'.. To moja 'grand tour'.

 

O podróży, czyli krótko o tym, co już za mną...

Razem z kolega wyruszyłem z Polski w drugiej połowie października 2009. Autostopem dojechaliśmy do Portugali. Zamierzałem załapać się na jeden z jachtów płynących przez Atlantyk. Szukałem przez internet i w marinach na Gibraltarze oraz w Lizbonie, jednak w końcu poleciałem samolotem. Dobrze pamiętam dzień, w którym wylądowałem sam na lotnisku w Monterrey, w północnym Meksyku. Bez znajomości języka, w gorącym klimacie i z ciężkim plecakiem, w którym znajdował się mój cały dobytek - śpiwór, namiot, skromny komplet ubrań, apteczka, aparat i reszta drobiazgów. Od razu ‘zabłądziłem’ w ponoć nieodpowiedniej dzielnicy miasta, szukając hostelu dla 'backpackerow'. Poznany piec minut temu facet ze sklepu spożywczego podrzucił mnie pod same drzwi hotelu, zgarniając mnie swym samochodem prosto z ulicy. W Meksyku spędziłem miesiąc, a mógłbym jeszcze ze dwa spokojnie. Pierwszy raz wszedłem na szczyt powyżej 5 tys. metrów n.p.m., pierwszy raz byłem w dżungli, a nad Pacyfikiem próbowałem surfingu. Dużo się nauczyłem. Miesiąc później była kolorowa Gwatemala, z zatłoczonymi, głośnymi autobusami, niesamowitą przyroda i indianami. W jednym z takich autobusów mnie okradli. Następnie był zupełnie spokojny Salvador. Łagodne góry, soczysta zieleń lasów i przemili ludzie. Od tego momentu moim głównym środkiem transportu zaczął znów być autostop. Nigdy nie widziałem też tyle broni palnej, co w tym kraju. Święta spędziłem w przepięknej Nicaragui, skąd przedostałem się do Kostaryki, uważanej za Szwajcarię Ameryki Środkowej. Tamtejsze ceny jednak sprawiły, że dość szybko znalazłem się w Panamie. Najpierw Bocas del Toro, później nocna wspinaczka przez las tropikalny na wulkan Baru i oto jestem w stolicy tego kraju, Panama City. Trzy tygodnie spędzam na pokładzie polskiego jachtu, należącego do Tomka Lewandowskiego, szóstego człowieka w historii, który opłynął świat non stop, bez zawijania do portów. To był ważny punkt na mojej Drodze. Później, kombinowanym transportem lotniczo-wodno-ladowym, omijam niesławny Darien Gap, odcinek nieprzebytej dżungli pomiędzy Panama i Kolumbia. Zajmuje mi to prawie trzy dni, ale wreszcie docieram do Ameryki Południowej. Różnice widać gołym okiem. Odległości zaczynają być jakby większe i nie jest to kwestia tylko i wyłącznie liczby kilometrów. W sierra Nevada del Cocuy wchodzę znów sam na szczyt powyżej 5 tys. metrów, ale najmilej wspominam jazdę po górach mleczarka o 6 nad ranem wraz z całym inwentarzem. Autostop w Kolumbii testował moja cierpliwość, czeka się tu czasem bardzo długo. Ludzie boja się napadów, które niestety nie są tu rzadkością. Wciąż też są aktywne, kryjące się głęboko w górach, jednostki paramilitarne guerillas. Na szczęście liczne na drogach kontrole wojskowe pomagają mi zatrzymywać czasem ciężarówki! Po miesiącu w Kolumbii mój hiszpański pozwala na zawiązywanie trwalszych niż do tej pory przyjaźni z miejscowymi. Spałem juz w Ameryce Centralnej w domach ludzi, ale w Bogocie ugościł mnie w swym domu rodzinnym pewien dentysta, który tak mnie polubił, ze za darmo w swej klinice zaleczył mi wszystkie ubytki! Natomiast w Cali, światowej stolicy salsy i operacji plastycznych, spędziłem ‘niechcący’ ponad tydzień, nie mogąc się otrzasnąc z uroku imprez salsowych i tamtejszych dziewczyn.. Kolejnym krajem na mojej drodze jest Ekwador i dalej na południe, przez Peru, Boliwię, Chile, Argentynę, aż do ostatniego miasta świata, Ushuaia. A potem? Potem trzeba będzie pewnie obrócić się na pięcie... :)



Antarktyda, czyli wszystko w bieli...- 18.02.2011 czytaj...

“Gdzie ta koja wymarzona w snach?”- 21.01.2011 czytaj...

Czekając na wiatr w żaglach… - 17.01.2011 czytaj...

Moja “Mekka” na skraju świata… - 10.01.2011 czytaj...

Torres del Paine - 5.01.2011 czytaj...

Orki, Złodziejka Palców i Żydzi czyli… Patagonia - 20.12.2010 czytaj...

Śnij, odkrywaj - 4.12.2010 czytaj...

Despedida - 15.11.2010 czytaj...

To już rok minął, jak ten czas leci… - 20.10.2010 czytaj...

Hostel California – wiosna w Mendozie - 16.10.2010 czytaj...

Naprawdę czuję jak wariuje w żyłach krew! - 9.10.2010 czytaj...

Pogoda pod psem - 31.08.2010 czytaj...

Pół Salaru de Uyuni - 13.08.2010 czytaj...

2000 kilometrów autostopowej żeglugi - 6.08.2010
czytaj...

Salar de Uyuni z buta - 26.07.2010
czytaj...

Musialbym sie chyba gdzie indziej urodzic… - 16.07.2010
czytaj...

Huayna Potosi (6088 m npm) - 9.07.2010 czytaj...

Od Manizales do szalonego La Paz 14.03 - 25.06. 2010 czytaj...
 

Wywiady z drogi:

Z cyklu „Wywiady z Drogi” – odcinek 1-szy – ja

Z cyklu „Wywiady z Drogi” – odc. 2 – Tomek Zakrzewski

Z cyklu „Wywiady z Drogi” – odc. 3 – Szymon “Szymuś’ Kochański

Z cyklu “Wywiady z Drogi” – odc. 4 – Tamtaramy

Z cyklu “Wywiady z Drogi” – odc. 5 – Wujek Filip

Z cyklu “Wywiady z Drogi” – odc. 6 – Pasikonik

Z cyklu “Wywiady z Drogi” – odc. 7– Ewa Kamila

Z cyklu “Wywiady z Drogi” – odc. 8 – Daria i Tomek

Z cyklu “Wywiady z Drogi” – odc. 9 – Mariusz, Renata i Marta

Z cyklu “Wywiady z Drogi” – odc. 10 – Maniek, Dorota i Maksio

Z cyklu “Wywiady z Drogi” – odc. 11 /ostatni/ – Marta i Bartek