Hiszpania - Portugalia - Hiszpania 2008
Autor: Magdalena Migalska
Data dodania do serwisu: 2009-08-31
Relacja obejmuje następujące kraje: Hiszpania, Portugalia
Średnia ocena: 5.61
Ilość ocen: 461
Oceń relację
<div align="justify"><font size="2">Pomysł powstał dawno, potem rósł w siłę. Półwysep Iberyjski. Hiszpania nasuwająca tyle sprzecznych skojarzeń, i Portugalia o której praktycznie nic nie wiadomo. W obu przypadkach trudno zdecydować, od czego zacząć. Po kilku zmianach planów, cięciu kosztów, reorganizacji wyjazdu – w drogę wyrusza przyszła studentka biotechnologii i student prawa i filozofii… Początek. Katalonia.Było już całkiem ciemno, gdy Jorki, nasz gospodarz (członek organizacji zapewne większości znanej- CouchSurfing - jeśli nie, odsyłam do odpowiednich stron internetowych) zamówił trzy piwa w jednej z kawiarni pod arkadami Plaza Real: -Kiedyś to było jedno z najniebezpieczniejszych miejsc Barcelony. Napady z bronią w ręku, pobicia… Ale teraz to… ¿Como ce dice? Jak to się mówi? Wyczyścili.Naszą niemal 6 tygodniową podróż zaczęliśmy właśnie od wybrzeży Katalonii – jej słynnego modernizmu oraz niesamowitych, surrealistycznych dzieł Dalego w Figueras i Port Lligat. Jordi był archeologiem, dzięki czemu był nie tylko świetnym rozmówcą, ale także bezcennym przewodnikiem po swoim mieście – z dumą opowiadał o czasach niepodległości jego małej ojczyzny, ostatnich pałacach królewskich, wielkich katedrach. Wskazywał dawne granice miasta, stare szlaki, przyciągające tłumy zwiedzających budowle Gaudiego, a nawet ulicę Awiniońską, gdzie mieściły się domy publiczne – i skąd Pablo Picasso zaczerpnął inspirację do swojego najbardziej znanego obrazu, później zwanego Pannami z Avignon’u. Pokazywał miejsca znane turystom i takie, do których się nie zapuszczają, prowadził nas zaułkami, w których obecnie Picasso powinien szukać swoich Panien, rozkochał nas w wąskich uliczkach Barri Gotic, Dzielnicy Gotyckiej, odkrył dla nas oblicze Barcelony do tej pory znane z filmów Almodóvara… - A Ty? Czujesz się Katalończykiem, prawda? – zapytałam - Oczywiście, Katalończycy nawet nie wyglądają jak Hiszpanie, mają jasną skórę, są mniej uczuciowi, emocjonalni. O Katalończykach mówią „Polacos” – zastanowił się chwilę i uśmiechną jakby dopiero wtedy uderzyła go myśl, że my również jesteśmy Polacos, po czym kontynuował – my jesteśmy Polacos Hiszpanii, wy jesteście Polacos Europy. Tylko wy mieliście więcej szczęścia, wasz kraj jest niepodległy… <img src="_grafika/photos/users/74c3da61c2042628df096596d5e51fb6/photos/Barcelona.jpg" alt="" width="505" height="378" />Droga na zachódZahaczyliśmy o Saragossę i odbywające się tam Expo2008, przejeżdżaliśmy przez Pampelunę - miasto rozsławione przez Ernesta Hemingway opisem święta Sanfermines, podczas którego ludzie uciekają wąskimi, brukowanymi uliczkami przed rozwścieczonymi bykami. Pampeluna, gdy nie jest ogarnięta tą trwającą 7 dni fiestą, to spokojne, urocze miasto. Zaglądnęliśmy do niewielkiego, mało znanego kościoła San Saturino. Poranne promienie słońca padają na nasze twarze, na ławki, podłogę. To nie muszle przegrzebka przytroczone do plecaków przejezdnych, ani laski wędrowne w sklepach z pamiątkami uświadamiają, że wkroczyliśmy na drogę Jakuba, najstarszy szlak pielgrzymkowy wiodący ku Santiago de Compostela. To ta drewniana podłoga w niewielkim kościele – wygładzona tysiącami nabożnych kroków, która ciągle ugina się i skrzypi pod ciężarem próśb o pomyślną w podróż. Euskal HerriaDwie godziny drogi i jesteśmy w Bilbao, stolicy Baskonii, skąd już tylko chwila do Sopelany. Miałam kiedyś przyjemność gościć u siebie dwójkę niezwykle sympatycznych studentów z tej miejscowości. Te same czarne włosy, czarne oczy, które teraz odnajduję w mijanych twarzach. I zapał, z jakim opowiadali o Euskal Herria – ojczyźnie Basków. Mają oni coś takiego w fizjonomii, że nietrudno wyobrazić ich sobie na placu broni, w roli wojowników. Najlepiej pradawnych. Jakiś niepokój ducha, jakiś błysk dziki w tych ciemnych oczach. Dzisiaj to ja mam okazję podziwiać ich niewielką miejscowość nad brzegiem oceanu, a także dynamicznie rozwijające się Bilbao, gdzie na tle błękitnego nieba lśni w słońcu srebrna bryła Muzeum Guggenheima.Skądkolwiek przybyli Baskowie, w tym miejscu zostali i tutaj chcą wolności. Ich pochodzenie owiane jest tajemnicą, choć współczesne badania genetyczne uchylają jej rąbka. Mają wiele wspólnego z Irlandczykami i Szkotami, być może po linii celtyckich osadników, co zdaje się nawet potwierdzać piękne wybrzeże zatoki biskajskiej, pokrewne zielonym klifom Irlandii... <img src="_grafika/photos/users/74c3da61c2042628df096596d5e51fb6/photos/Sopelana_Baskonia.jpg" alt="" width="498" height="373" />KastyliaObecny kształt Hiszpanii wynikł z połączenia kilku niezależnych państewek półwyspu Iberyjskiego, lecz jej główny, obowiązujący w całym kraju język - castillano – pochodzi z Kastylii. Do tego najbardziej Hiszpańskiego z Hiszpańskich regionu dotarliśmy dopiero po dwóch tygodniach. Zawitaliśmy do Burgos, miejsca spoczynku legendarnego rycerza – Cyda, oraz do Leónu, stolicy regionu, gdzie mogliśmy kosztować lokalnych przysmaków: suszonych szynek, wędzonych serów, oraz świetnych tapas – przystawek serwowanych do wina czy piwa - tutaj wyjątkowo dodawanych za darmo! <img src="_grafika/photos/users/74c3da61c2042628df096596d5e51fb6/photos/tapas.jpg" alt="" width="495" height="371" />Campus StellaeW końcu przyszedł czas na Galicję, kolejny region, po Katalonii i Baskonii, który bardzo autonomię sobie ceni. Późnym wieczorem zobaczyłam po raz pierwszy charakterystyczne, białe wieże katedry, rysujące się wyraźnie na tle rozgwieżdżonego nieba. Według legendy szczątki świętego Jakuba dotarły do brzegów Galicji na magicznej barce. Jego ciało miało zostać przewiezione w głąb lądu, tam gdzie wiernych uczniów zaprowadziły najjaśniejsze gwiazdy. W miejscu tym, zwanym Gwiezdnym Polem, czyli Campus Stellae, wkrótce wyrosło piękne miasto, które mieliśmy zobaczyć następnego dnia.Rankiem wyruszyliśmy mu na spotkanie. Małe uliczki, niskie białe domki, granitowe odrzwia i nadproża, zielone okiennice. Inna jest Galicja od pozostałych części Hiszpanii. To ciekawe, i może nie tak oczywiste, że Kastylijskie domki nie mają mchów na ścianach. Słońce wypala wszystko. Tutaj wręcz przeciwnie, życie wciska się w drobne szczeliny. Katedra w Santiago de Compostela zachwyca, jakby świadomość emocji tych wszystkich, co byli tu przed nami, którzy wędrowali tu miesiącami, którzy dotarłszy tu skonali z wycieńczenia, tych co przeżyli duchową przemianie ale też tych co przeszli tylko ostatnie 100 kilometrów – czyniła ją jeszcze piękniejszą. Nawet dla nas, profanów, którzy przyjechali tu autobusem.Wieczorem, kosztując ośmiornicy (Galicja słynie bowiem z owoców morza), zapytałam naszego kolejnego gospodarza, Marcosa.-Umiesz Galicyjski, a czy czujesz się Galicyjczykiem? Bo wiesz, Baskowie, Katalończycy…- Marcos to Marcos – przerwał mi – nie ma znaczenia skąd pochodzę. Ważne, kim jestem, bez względu na język, jakim mówię. Zresztą język powinien łączyć ludzi, a nie dzielić. A oni to robią dla pieniędzy. Północ jest bogata w Hiszpanii, nie to, co południe: Andaluzja, Murcja, Extremadura. Północne regiony chcą mieć więcej dla siebie, dlatego dążą do większej niezależności… Nad brzegiem rzeki DuoroKońca dobiegł drugi tydzień podróży, opuściliśmy zachwycające Santiago i ruszyliśmy na południe, do Portugalii. Przez Bragę, Guimaraes aż do Porto. Nasz pociąg wił się zgrabnie po zboczu głębokiej doliny Duoro, a przed nami ukazało się malowniczo rozłożone na jej północnej stronie miasto. Podróż kończy się na dworcu São Bento, który witając turystów jest świetną wizytówką miasta. Główny, wysoki holl po sam sufit wyłożony jest pięknymi azulejos-szkliwionymi, najczęściej niebieskimi płytkami ceramicznych, które zdominowały zdobienia ścian kościołów, jak również fasad budynków użyteczności publicznej, sklepów i rezydencji prywatnych. Zresztą nie tylko w Porto, cała Portugalia z nich słynie. Noc zapadła na uliczki Ribeiry, zabytkowej dzielnicy w centrum, nim dotarliśmy na gwarne nabrzeże. Po przeciwnej stronie rzeki - cudnie rozświetlona Vila Nova de Gaia – ośrodek producentów porto. Co ciekawe, to wciąż odrębne miasto, powstałe w XIII wieku z inicjatywy władcy, który nie mogąc dogadać się z biskupem Porto w sprawie ceł przewozowych, postanowił założyć konkurencyjny port. Ironiczne jest to, że właśnie Vila Nova de Gaia była i jest głównym producentem sławnego trunku, nazwę zawdzięczającego konkurentce. <img src="_grafika/photos/users/74c3da61c2042628df096596d5e51fb6/photos/Porto.jpg" alt="" width="498" height="374" />„Gdzie ląd się kończy……a morze zaczyna” – tak o ojczyźnie mówił Luís de Camões – jeden z największych portugalskich poetów, wieszcz. Takie a nie inne słowa cisnęły się na usta, gdy opuściliśmy Porto, i udaliśmy się dalej na południe. Gdzieś w połowie kraju dotarliśmy na brzeg oceanu Atlantyckiego. Kilka kroków, i mogłam spojrzeć na roztrzaskujące się kilkanaście metrów pod moimi stopami fale. Inny niż spokojna zatoka Biskajska, niż morze Śródziemne. Bezkresny, majestatyczny, potężny, niebezpieczny. Ocean, z nim nierozerwalnie związana jest Portugalia, on był przyczyną jej częściowej izolacji, ale i potęgi - osiągniętej dzięki zamorskim wyprawom. <img src="_grafika/photos/users/74c3da61c2042628df096596d5e51fb6/photos/Atlantyk_Portugalia.jpg" alt="" width="508" height="381" /> Lisbon StorySiedząc na środku Praça do Comercio, tuż koło pomnika króla Józefa I, przyglądaliśmy się życiu najbardziej oddalonej od Polski stolicy europejskiej. Podszedł do nas szemrany mężczyzna. Mierzy nas wzrokiem oceniając czy będziemy zainteresowani jego towarem, pochyla się lekko ku nam z miną najwyższej konspiracji i wykonując charakterystyczny gest dłonią mamrocze: „Szyszy”? Nie - kręcimy głową – nie chcemy haszyszu ani marihuany. Tak pamiętam Lizbonę, żółte, rozklekotane tramwaje mknące stromymi uliczkami, wyłaniają się zza winkli ni stąd ni zowąd, nic nie robiąc sobie ze swojego dostojnego wieku - tak, że trzeba przed nimi uskakiwać. Fałszywi sprzedawcy okularów rozprowadzają haszysz przy jakimś milczącym przyzwoleniu policji, pełno jest turystów i studentów, multikulturowej i kolorowej młodzieży, naciągaczy, którzy pobierają niewielkie opłaty za „dobrowolne” wskazanie miejsca parkingowego. Najstarsza dzielnica - Alfama, – wciąż wabi amatorów specyficznej atmosfery starości odrapanymi kamienicami, ambiwalentnym urokiem ciemnych zaułków, przyciąga wspomnieniem bohemy, a w jej przeróżnej klasy lokalach słychać wieczorami dźwięki dwunastostrunowej, portugalskiej gitary i rzewne pieśni fado. Powrót do Hiszpanii - AndaluzjaAl-Andalus to arabskie określenie Półwyspu Iberyjskiego, lub konkretnie tych terenów, które znajdowały się pod rządami muzułmańskich zdobywców. Stąd oczywiście pochodzi współczesna nazwa regionu – Andaluzja. Samo to słowo brzmi już tajemniczo, trochę jak senne marzenie, trochę jak westchnienie niesione wiatrem, przynosząc wspomnienia złotego wieku islamu. To arabskie dziedzictwo, tłamszone przez wieki, uczyniło z Hiszpanii to, czym jest teraz, a zasymilowane i nieco zakamuflowane, jest bez wątpienia jednym z najbardziej barwnych i oryginalnych elementów w europejskiej mozaice.</font> </div><p align="justify"><font size="2">Stolica Andaluzji – Sewilla - powitała nas nieznośnym zaduchem, tak odmiennym od rześkiego powietrza wybrzeża portugalskiego. Nim się zorientowaliśmy, trafiliśmy nieszczęśliwie w samo turystyczne centrum: najdroższych restauracji, reprezentacyjnych butików oraz zatrzęsienia pamiątek związanych z dwoma najbardziej charakterystycznymi elementami powszechnie rozumianej kultury hiszpańskiej: flamenco i corridą. Oba nierozerwalnie związane z tym miastem. To trzeba było zobaczyć! Tylko, co wybrać – płatny spektakl flamenco, na wysokim poziomie artystycznym, w nie wielkim gronie osób, czy pulchną tancerkę w lokalnej knajpce, gdzie nikt nie zwraca uwagi na niedostatki warsztatu, za to jest wesoło, gwarnie i tłoczno? Wybór był prosty – odwiedziliśmy oba miejsca. Stukot obcasów i szelest barwnej, falbaniastej sukni przy dźwiękach hiszpańskiej gitary – niezapomniane, poruszające przeżycie.</font></p><div align="justify"><font size="2"> <img src="_grafika/photos/users/74c3da61c2042628df096596d5e51fb6/photos/Flamenco.jpg" alt="" width="493" height="369" /> Zostały nam już tylko dwa tygodnie, wyruszamy do Granady. Niezapomniana Alhambra, ostatni bastion Maurów na półwyspie Iberyjskim. Z zewnątrz, warowna twierdza, w żaden sposób nie zdradza wspaniałych skarbów, które ukrywa w środku. Prawdą jest, że trudno o większą karę, niż być ślepcem w Alhambrze, a quien no ha visto Granada, no ha visto nada, kto nie widział Granady, nic nie widział. Mają jednak rację też ci, którzy mówią, że tak naprawdę wszyscy jesteśmy ślepcami w Alhambrze, gdyż widzimy tylko misterne wzory, powtarzające się w nieskończoność, uwodzące nasz wzrok, a nie widzimy arabeskowych liter i słów, które są dla nas tylko kolejnym zdobieniem. Bez przewodnika nie jesteśmy w stanie odczytać wierszy i fraz, którymi budowle przemawiają do odwiedzających… Nim udamy się w głąb kraju odwiedzamy jeszcze Kordobę. Po wejściu do najbardziej spektakularnego zabytku, Meczetu – Katedry, ukazał się nam las kolumn i zdające się ciągnąć po horyzont, dwupoziomowe łuki. Wnętrze to jest przedziwnym połączeniem świątyni chrześcijańskiej i meczetu, w którym zaskakująco zestawione są krzyże i misterne arabeski. Oto miasto trzech Abrahamowych religii jednej Księgi, które kiedyś żyły w niemal perfekcyjnej zgodzie i tolerancji, gdzie dawno temu kwitła sztuka, filozofia, nauka. Nikt nie wie, jak potoczyłyby się losy świata, gdyby taki stan rzeczy utrzymał się kilka wieków dłużej… Kastylia 2Mieliśmy jechać już do Madrytu, ale uparłam się na wiatraki. Bo jak to, zjechać taki kawał Hiszpanii i nie widzieć słynnych potworów Don Kijota? Nadkładając kilka godzin, udajemy się w stronę regionu Kastylia-La Mancha. Dotarliśmy do małego, sennego miasteczka Consuegra, położonego u stóp niewielkiego pagórka. Na jego szczycie - niewzruszone, białe wiatraki, a także ruiny niewielkiego zamku. To częsty widok w kastylijskich miasteczkach, bo tak naprawdę, jest to Kraina Zamków (nazwa Kastylia wywodzi się od hiszpańskiego słowa castillo, czyli zamek). Gdy wdrapaliśmy się na wzgórze mogliśmy podziwiać panoramę okolicy – interior półwyspu, suchą mesetę, niekończące się, monotonne, płaskie, pola, nieliczne wzgórza. Tu chyba niewiele się nie zmieniło od czasów Cervantesa, brakuje tylko Rycerza Smętnego Oblicza i wiernego giermka, Sancho Pansa… <img src="_grafika/photos/users/74c3da61c2042628df096596d5e51fb6/photos/La_Mancha.jpg" alt="" /> Koniec. MadrytPo niemal 6 tygodniach, nasza wspaniała tułaczka dobiega końca. Ostatnie dni spędzamy w Madrycie. W zasadzie dopiero tutaj zupełnie zwalniamy, możemy odpocząć: wśród największych arcydzieł sztuki, w wielkich, klimatyzowanych muzeach, w licznych parkach, ogrodach, wśród bujnego życia nocnego. Spokojne pożegnanie z półwyspem Iberyjskim, z nadzieją, że jeszcze kiedyś tu powrócimy…</font></div>