ODBIERZ TWÓJ BONUS :: »

Grunwald 2010 i jeszcze trochę

Autor: Grzegorz Kortas
Data dodania do serwisu: 2010-10-18
Relacja obejmuje następujące kraje: Polska
Średnia ocena: 9.28
Ilość ocen: 18

Oceń relację

Dzień pierwszy

Bydgoszcz - Budzistowo - Kołobrzeg (8.07.2010)

(t= 2,33 h śr.= 9,30 km/h dyst.= 24 km)

 

 

 

 

 

Z dworca głównego z Bydgoszczy wyjeżdżam do Kołobrzegu pociągiem o g. 12.38. Na miejscu jestem o g. 16.45. Na szczęście jest przedział do przewozu rowerów. Kołobrzeg to miasto uzdrowiskowe. W mieście i okolicach występują źródła wody mineralnej, solanki oraz pokłady borowiny. W Kołobrzegu leczy się głównie choroby górnych dróg oddechowych, krążenia i choroby stawów. To jedno z najstarszych miast na Pomorzu Zachodnim, które istniało już w VIII wieku, gdzie funkcjonował gród obronny słynny na całe Pomorze (pierwotna lokalizacja na terenie dzisiejszej wsi Budzistowo). Szukam kempingu. Znajduję taki za 25 zł, w tym jest 3,50 zł klimatycznego. Nazywa się Baltic. Warunki są bardzo dobre. Rozbijam namiot i ruszam rowerem do Budzistowa, gdzie znajduje się zabytkowy kościół pw. św. Jana Chrzciciela z 1222 roku.

 

 

Po powrocie zagaduję sąsiadów na kempingu. Okazuje się, że to bydgoszczanie z Górzyskowa. Pytam się dozorcy, jaka jest woda w morzu, a on mi odpowiedział, że już 20 lat nie kąpał się w morzu (mieszka 250 m od plaży). Zawsze jeździ do rodziny nad jezioro. Ciekawe rzeczy.

 

 

 

 

Udaję się nad morze. Jadę wzdłuż wybrzeża ścieżką rowerową. Po zjedzeniu lodów czas na kąpiel. Jestem jedynym kąpiącym się. Woda jest dosyć ciepła. Ruszam do latarni. Kupuję sobie hot doga za 4 zł. od chłopaka jeżdżącego rowerową kuchnią. Jak się dowiedziałem jego firma ma takie 4 wykonane na specjalne zamówienie przez profesjonalny zakład. Stara się jeździć, ale ma tylu klientów, że najczęściej stoi w jednym miejscu. Podziwiam jeszcze piękny zachód słońca i wracam do namiotu. Biorę prysznic i spać.

 

 

 

 

 

Dzień drugi

Kołobrzeg - Sarbinowo - Gąski - Mielno - Dąbki - Bobolin (9.07.2010)

(t= 6,17 h śr.= 12,9 km/h dyst.= 81,5 km)

 

Pobudkę mam o g. 7.00. Żegnam się z sąsiadami z Bydgoszczy i ruszam o g. 8.30. Jadę wzdłuż wybrzeża trasą międzynarodowego szlaku dookoła Bałtyku. W sklepie w Podczelu robię zakupy - bułki, smalec i ser krojony. Rozmawiam z kierowcą dowożącym towar do sklepu. Mówi mi, że już 4 lata nie był nad morzem, ponieważ czuje przesyt. A poza tym jest uczulony na słońce. Na rękach i plecach ma widoczne bąble. Wyszły tu szaleństwa młodości.

 

 

 

 

Skręcam na niebieski szlak prowadzący do najstarszego dębu w Polsce, starszego niż najsławniejszy Bartek. Rośnie on w Lesie Kołobrzeskim ok. 15 km na południowy wschód od Kołobrzegu. Jego wiek ustalono na 800 lat. 19 sierpnia 2000 dąb został ochrzczony. Otrzymał imię Bolesław, upamiętniono w ten sposób króla Bolesława Chrobrego, za którego przyczyną powstało w 1000 roku biskupstwo w Kołobrzegu. Od głównej drogi to ok. 1,5 km, ale teren jest trudny. Wystające korzenie, ślisko i szalejące muchy i komary robią swoje. No ale drzewo jest wyjątkowe i warto się natrudzić.

 

 

 

 

 

Robi się upalnie. Temperatura sięga 32 °C. Śniadanie jem dopiero o g. 12.00 w Gąskach. Mimo upałów wszędzie są informacje o wolnych pokojach. Miejscowi mówią, że dzieje się tak z powodu powodzian, którzy muszą remontować swoje domy i odmawiają wcześniejsze rezerwacje. Dojeżdżam do Mielna, które robi wrażenie dostojnego kurortu. Leży ono nad jeziorem Jamno. Przy grającym akordeoniście zgromadzili się młodzi i zaczęli tańczyć. Jakieś było ich zdziwienie, gdy sam wstał i dał wszystkim pokaz kilku figur akrobatycznych. A później jakby nigdy nic wrócił do grania. To było niezłe. Dalej jadę przez Osieki i Rzepkowo zgodnie z oznaczeniem trasy międzynarodowego szlaku rowerowego.

 

 

 

W Bukowie Morskim przejechałem 70 km i tyle chciałem dzisiaj zrobić ze względu na kolano po operacji, ale niestety nie było tam dostępu do morza, a planowałem kąpiel. Jadę wzdłuż wybrzeża jeziora Bukowo. Poza jeziorami w Słowińskim Parku Narodowym Bukowo jest uważane za najlepiej zachowany przymorski akwen w Polsce. Żyje w nim ok. 20 gatunków ryb, m.in. chroniony minóg rzeczny, koza, wędrowna sieja, troć i łosoś. Występuje także unikatowa populacja płoci migrująca między zbiornikiem a Bałtykiem. W Dąbkach biuro kempingu było już zamknięte (od g. 18.00, a byłem przed g.19.00). Myślałem już o tym czy nie spróbować dojechać do Darłowa, do franciszkanów u których już kiedyś nocowałem, ale jest trochę za daleko.

 

 

 

 

 

Rozglądam się za polem namiotowym. Znalazłem je dopiero w Bobolinie na terenie Urzędu Morskiego po przejechaniu kolejnych 10 km. Duży, gwałtowny sztorm nawiedził tę miejscowość w zimie 1913/14. Do Bobolina wylała się olbrzymia masa wody, zalewając prawie całą wieś i połączenia drogowe. Przez chwilę Jezioro Bukowo, oddalone od Bobolina 3 km, połączyło się z morzem. Miejscowość ma wiele luksusowych domków do wynajęcia. W jednym z nich był nawet kryty basen. Pole namiotowe kosztuje 15 zł. Idę na zakupy, a następnie nad morze (ok. 400 m). Jestem jedynym kąpiącym się. Czekam jeszcze na zachód słońca i wracam. Na kempingu jest ciepła woda. Biorę więc prysznic i idę spać.

 

 

 

 

Dzień trzeci

Bobolin - Darłowo - Darłówko - Jarosławiec - Wicko Morskie - Duninowo - Ustka (10.07.2010)

(t= 6,11 h śr.= 12,1 km/h dyst.= 75 km)

 

 

 

 

Pobudka o g. 6.45. O g. 7.00 są 22 °C. Wyruszam o g. 8.15. Zakupy robię w następnej miejscowości w Żukowie Morskim, ponieważ w Bobolinie była duża kolejka do jedynego sklepu. W Darłowie jestem o g. 9.00. Teraz jest już 37 °C. Objeżdżam miasto. Darłowo zachowało unikatowy średniowieczny układ urbanistyczny z rynkiem po środku, jako głównym placem w mieście. Gród był otoczony murami z basztami i bramami. Do dziś zachowała się tylko jedna brama. Jest za to Zamek Książąt Pomorskich – jedyny w Polsce nadmorski gotycki zamek. Atrakcją jest rozsuwany most w Darłówku przy ujściu Wieprzy do morza. Akurat przepływał tam statek Unicus.

 

Opuszczam Darłowo i przez Kopań dojeżdżam do czerwonego szlaku, który biegnie po wale przeciwpowodziowym. Zaczyna się gdzieś w Darłowie, ale nie mogłem go znaleźć i trochę nadrobiłem kilometrów. Spotykam Francuzów, którzy przyjechali kamperem i dzisiaj zrobili sobie przejażdżkę rowerem. Jadą jeszcze na Litwę. W połowie drogi między Wicie a Jarosławcem pojawia się asfalt. W Jarosławcu funduje sobie smażona rybę. Była bardzo dobra i dobrze podana.

 

 

 

 

 

Najbardziej charakterystycznym elementem krajobrazu Jarosławca - i zarazem największą atrakcją - jest latarnia morska, której światło widoczne jest z odległości 24 mil morskich. Jest to jedna z 9 latarni na polskim wybrzeżu. Ten zabytkowy obiekt z 1829 roku zbudowany został na planie koła, z czerwonej i glazurowanej cegły. Wszystkie kondygnacje podkreślają ozdobne gzymsy. Z balkonu szczytowego, znajdującego się na wysokości 33 metrów, rozciąga się widok na morze i dwa przybrzeżne jeziora Wicko i Kopań. Latarnia usytuowana jest w samym centrum miejscowości.

 

 

 

 

Mijam Wicko Morskie gdzie znajduje się Centralny Poligon Sił Powietrznych. Jest upalnie i chcę się trochę ochłodzić. Skręcam więc na plażę nad jezioro Wicko w Łącku. Plaża jest na przystani żeglarskiej. Po kąpieli mogę jechać dalej. Za Królewem teren zrobił się pagórkowaty. Ani fragmentu płaskiego. Wzniesienia są dosyć długie i strome. Jadę przez Zaleskie i dalej główna drogą. Po g. 17.00 w sobotę nie było dużego ruchu. W Duninowie robię zakupy. Przy kościele znajdują się dwa grobowce von Frankensteinów, jeden zabił księdza i w ramach pokuty ufundował kościół.

 

 

 

 

 

Chciałem iść na Mszę św., ale się spóźniłem. W Ustce jestem o g. 18.00. Tutaj zlokalizowane jest Centrum Szkolenia Marynarki Wojennej, będące głównym ośrodkiem szkoleniowym dla potrzeb Marynarki Wojennej. Latarnia morska w Ustce wybudowana została w 1892 z czerwonej cegły u nasady wschodniego falochronu, posiada ośmiokątną wieżę o wysokości 21,5 m, wysyła światło na odległość prawie 30 km, zastąpiła światło latarni wciąganej od 1871 na maszt stacji pilotów. W kaplicy o. Pio będzie Msza św. o g. 19.00. I tak mi się udaje ją odprawić. Umawiam się z proboszczem na jutrzejszą niedzielę. Rozbijam się na polu namiotowym prawie w centrum Ustki na ul Polnej za 13 zł. Jest ciepła woda. Jadę się wykąpać. Tym razem w morzu. Jestem jedynym kąpiącym się. Na deptaku udało mi się obejrzeć końcówkę meczu o 3 miejsce w mistrzostwach świata pomiędzy Urugwajem a Niemcami. Ci drudzy zdobyli miejsce na podium. Jeszcze kilka zdjęć i wracam na pole namiotowe.

 

 

 

 

 

Dzień czwarty

Ustka - Dębina - Rowy - Czołpino - Smołdzino - Gardna Wielka - Objazda - Rowy (11.07.2010)

(t= 6,30 h śr.= 12,9 km/h dyst.= 83 km)

 

O g. 7.00, kiedy się obudziłem było już 25 °C. Zgodnie z umową jadę na niedzielną Mszę św. na g. 8.00 do kaplicy o. Pio. Po Mszy św. wracam na pole namiotowe i się pakuję. Chwilę rozmawiam z parą która wyruszyła po raz pierwszy na wyprawę rowerową. Chcą jechać do Gdańska. Życzę im dobrej podróży. Wyruszam o g. 9.45.

 

 

 

 

 

Najpierw jadę pieszym szlakiem czerwonym. Kiedy droga staje się zbyt ciężka skręcam na asfalt. Dzięki spotkanej rowerzystce trafiam w Zapadłe na czerwony szlak rowerowy. Teraz jest znacznie lepiej. Dojeżdżam do Objazdy, gdzie robię zakupy. Teraz jadę na nowo położonym asfalcie. Mijam Dębinę. To mniej znana miejscowość nadmorska z wybrzeżem klifowym. Jest 39 °C. Temperatura niesamowita. W Rowach tracę motywację i siły do dalszej jazdy. Przejechałem trochę powyżej 30 km. Postanawiam tu zostać. Kieruję się na pole namiotowe koło kościoła w cenie 12 zł. Pełno tutaj Niemców.

 

Kościół który stoi niedaleko ma ciekawą legendę. Pewien rybak dogadał się z diabłem, że ten pomoże mu wybudować gospodę. Diabeł cieszył się z takiego obrotu sprawy, bo sądził, że gospoda będzie siedliskiem wszelkiej rozpusty. Ochoczo wziął się do znoszenia kamieni na budowę z okolicznych pól. Właśnie niósł przez jezioro kolejna partię kamieni, gdy dowiedział się, że nie będzie to gospoda, tylko kościół. Niesione kamienie porzucił (stąd Kamienna Wyspa na Jeziorze Gardno), a budowlę próbował spalić. Ślad po zamachu diabła jest widoczny do dziś w postaci osmolonego, czarnego kamienia w południowej ścianie kościoła.

 

 

 

 

 

 

 

Jest wczesne popołudnie i nie będę siedział resztę dnia na polu. Na plażę jest za gorąco. Decyduję się na jazdę do latarni morskiej w Czołpinie, ale już bez bagażu. Myślę, że dam radę. Kupuję bilet jednorazowy za wstęp do Słowińskiego Parku Narodowego (4,50 zł). Park jest położony na wybrzeżu środkowym, pomiędzy Łebą a Rowami. Północną granicę parku stanowi na długości 32,5 km brzeg Bałtyku. W roku 1977 UNESCO uznało park za Światowy Rezerwat Biosfery.

 

Park nazwę swą zawdzięcza grupie ludności Kaszubskiej - Słowińcom, którzy niegdyś zamieszkiwali podmokłe, niedostępne, nieatrakcyjne gospodarczo tereny. Na terenie parku oznakowanych jest 140 km pieszych szlaków turystycznych, które przebiegają przez najbardziej charakterystyczne przyrodniczo i krajobrazowo tereny. Spotykam małżeństwo ze Śląska w średnim wieku, które na rowerach jedzie po prostu przed siebie, dopóki będą mieli ochotę. Dzisiaj zostają na terenie Parku.

 

 

 

 

 

Szlak prowadzi leśnymi ścieżkami wzdłuż jezior Gardno, Dołgie Wielkie, Dołgie Małe. Po 2 h męczącej drogi, momentami nawet bardzo, dojeżdżam do latarni morskiej Czołpino. Zbudowano ją między jeziorami Gardno i Łebsko około 1000 metrów od brzegu morskiego, na wysokiej wydmie. Dom latarnika wraz z zapleczem gospodarczym znajduje się u podnóża wydmy od strony lądu. Została oddana do użytku 15 stycznia 1875 r. U podstawy wieża ma średnicę 7 m, a wysokość latarni wynosi 25,2 m. Od lipca 1994 roku latarnia została udostępniona do zwiedzania, dzięki czemu można z jej wieży podziwiać piękno roztaczającego się dookoła Słowińskiego Parku Narodowego. Niedaleko, bo 2 km dalej są unikatowe na skalę światową ruchome wydmy piaskowe. Wydma Czołpińska to druga najbardziej znana po Łąckiej wydma Słowińskiego Parku Narodowego. Wydma ta jest nieco bardziej porośnięta trawami niż Łącka, ale także ma swój niepowtarzalny urok. Z wydmy widać górę wieży latarni morskiej Czołpino jak również wzgórze Rowokół. Przez wydmę Czołpińską wiedzie czerwony szlak turystyczny do wydmy Łąckiej. Jego trasa wiedzie jednak nie wydmami ale plażą. Jest bardzo ciekawie. Czas niestety godni, bo przede mną kawał drogi z powrotem. Droga lasem jest zbyt trudna, decyduję się jechać asfaltem przez Smołdzino.

 

 

 

 

 

 

Gmina Smołdzino usytuowana jest na Nizinie Gardeńsko - Łebskiej z najwyższym wzniesieniem górą Rowokół (115 m npm). Od Gardny Wielkiej zaczynają się górki. Wcześniej było płasko. Dalej jadę przez Objazdę. We wsi znajduje się ryglowy kościół pw. Matki Boskiej Częstochowskiej wybudowany przed 1606 r. Nieco odsunięty po drugiej stronie wspaniałego parku posadowiony jest dwór. Od dwóch lat remontowany. Taki kompleks nie jest tu, w tym regionie powszechnym rozwiązaniem urbanistycznym- z rzadka bowiem kościół był fundowany przez dziedzica.

 

Wieża kościoła była umieszczana jako oznakowanie na mapach morskich pochodzących jeszcze z początku XX w. jako oznakowanie nawigacyjne (jest widziana z morza jeśli nie rosną obok niej wysokie drzewa. W linii brzegu morskiego, licząc od Darłowa, od zachodu występują następujące znaki topograficzne na mapach morskich: Marszewo, Zaleskie, Duninowo, Ustka, Wytowno, Objazda, Gardna Wielka, Rowokół. W okolicy znaleziono kilka przedmiotów pochodzących z uzbrojenia Wikingów, np. w latach 30. XX w. natrafiono na miecz Wikinga. Ponownie przejeżdżam przez Dębinę. Trochę z tym wszystkim przesadziłem. Miało być tylko tak rekreacyjnie a wyszło 50 km. Ale warto było. W Rowach jestem około godziny dwudziestej drugiej. I tak mimochodem objechałem całe jezioro Gardno. Kupuję sobie loda i picie. Wziąłem ze sobą 4 litry napojów, ale to nie wystarczyło. W barze oglądam końcówkę meczu o mistrzostwo świata między Niemcami a Hiszpanią. Wygrała Hiszpania. I tak kończę dzień pełen wrażeń.

 

Dzień piąty

Rowy - Objazda - Gardna Wielka - Retowo - Dębina - Rowy (12.07.2010)

(t= 4,02 h śr.= 10,7 km/h dyst.= 43 km)

 

 

 

 

 

Dzisiaj pospałem sobie trochę dłużej, ponieważ chcę zostać jeszcze jeden dzień w Rowach. Upał jest potworny. Jest tak jak przez ostatnie dni czyli 39 °C. Objeżdżam Rowy. Kupuję sobie na obiad smażoną rybę. Następny etap to kąpiel w jeziorze Gardna w Gardnie Wielkiej. Mam do przejechania 20 km w jedną stronę Trasa jest mi znana z dnia wczorajszego. Gardna Wielka to stara słowińska wieś rybacka z ośrodkami wypoczynkowymi.

 

 

 

 

 

 

Jezioro Gardno jest drugim co do wielkości w Słowińskim Parku Narodowym, a zarazem drugim pod względem zajmowanej powierzchni polskim jeziorem przybrzeżnym. Współczesna długość linii brzegowej tego zbiornika wynosi 23,3 km. Nad jezioro jadę ok. 2 h, a więc bardzo wolno. Ale też się nie spieszę. Na plaży jestem po g 15.00. Po raz pierwszy na tej wyprawie na chwilę za chmury schowało się słońce. W Gardnie Wielkiej w jeziorze bardzo wolno podnosi się poziom wody. Po ok. 0,5 km miałem jej do pasa. Jest co chodzić.

 

 

 

 

 

Po kąpieli zawracam i jadę szlakiem przez Retowo wzdłuż jeziora Gardno. Oznaczenia trasy są słabe. Ale jest i punkt widokowy i zrobione nowe mostki. Jest bardzo ładnie. Kto nie jechał niech żałuje. Skręcam na Dębinę by zobaczyć klif Dębiński. Sama miejscowość Dębina leży 2 km na zachód od jeziora Gardno, na które rozpościera się ze wsi wspaniała panorama, jakiś kilometr od morskiego brzegu i 5 km od Rowów. Miejscowość otaczają wspaniałe lasy z dużym udziałem dębów, od których Dębina wzięła swą nazwę.

 

 

 

 

 

 

Ponoć dawno, dawno temu w owych lasach mieszkał drwal ze swą córką. Dziewczyna każdego dnia kąpała się w leśnym źródełku i za każdym razem gdy to zrobiła, stawała się piękniejsza. Któregoś razu znaleziono ją przy źródełku martwą, nikt jednak nie odkrył zagadki jej nagłej śmierci. Pochowano ją przy źródle, w grobie przykrytym wielkim kamieniem. Niektórzy twierdzą, że mogiła zachowała się do dzisiaj. We wsi zamieszkuje na stałe niewiele ponad 100 osób. Jest tutaj o wiele mniej turystów niż w Rowach. Nie schodzę do plaży ponieważ nie ma zejścia dla rowerów, a klif jest wysoki. Pieszym czerwony Szlakiem Nadmorskim jadę do Rowów. Kilka razy musiałem prowadzić rower, ponieważ było pełno piachu. Samego morza nie widać. Słychać tylko szum morskich fal. Upał jest taki, że wypiłem w ciągu dnia ponad 6 litrów napojów. Po krótkim wypoczynku na polu namiotowym udaję się na plażę w Rowach. Tym razem nie kąpię się sam, a jest g. 20.00. Zachód słońca, na który jak zwykle czekam, nie jest tak efektowny. Jutro trzeba ruszyć w dalszą trasę by zdążyć na inscenizację na Grunwaldzie.

 

 

 

 

 

 

Dzień Szósty

Rowy - Objazda - Słupsk - Dębnica Kaszubska - Gałęzowo (13.07.2010)

(t= 5,26 h śr.= 12,8 km/h dyst.= 79 km)

Wstaję o g. 7.00. Wyjeżdżam o g. 8.30. Kiedy robiłem zdjęcie kościoła w Rowach ktoś mnie zagadnął o rower. Okazało się, że to jest, może niektórym znany, rowerzysta, Waldemar Burchardt który z żoną tutaj wczasuje. Pytałem się o jego stronę internetową która jest trochę zaniedbana. Okazuje się, że ma teraz nową pasję - motocykl, którym objechał sporą część Europy. Ale jeszcze w tym roku ma ruszyć i rowerem. Zrobiłem im zdjęcie. Jadę już kolejny raz przez Objazdę na Słupsk. Temperatura jest taka sama jak w poprzednie dni. Założyłem nowe bloki SPD do sandałów. Stare zdjąłem jeszcze w Bydgoszczy. Zobaczę czy będę w stanie w nich jechać. Okazuje się, że od razu jadę o jedno przełożenie wyżej. Taki jest obiektywny efekt działania bloków. Sprężyny mam nastawiane na najlżejsze napięcie.

 

No i zaczęły się górki. Niektóre mają po kilka kilometrów. Największa i najbardziej stroma to wyjazd ze Słupska (7%). Słupsk leży nad rzeką Słupią i jest oddalony od Bałtyku o 18 km. Miasto ściśle współpracuje z nadmorska Ustką m.in. tworząc dwumiasto. Są tu liczne zabytki, które znajdują się na Europejskim Szlaku Gotyku Ceglanego. Młyn Zamkowy, jest najstarszym obiektem przemysłowym na Pomorzu. Jest tu najstarsza czynna winda w Europie i największa na świecie kolekcja prac plastycznych Witkacego i witkacjanów. Objeżdżam miasto i robię zakupy. Na spóźnione śniadanie jem bułeczki i jogurt. O g. 14.00 zaszło słońce za chmury i temperatura spadła do 25 °C.

 

 

 

 

 

 

Ruszam dalej. Przejeżdżam przez Park Krajobrazowy Dolina Słupi. Jest on największym z 9 parków krajobrazowych istniejących na terenie województwa pomorskiego. i jest jednym z najstarszych parków krajobrazowych w Polsce. Jego powierzchnia wynosi 37 040 ha i wraz ze swoją otuliną - 83 170 ha, obejmuje obszar środkowego biegu rzeki Słupi i jej zlewni od miejscowości Soszyca do drogi Krępa-Łosino. Park Krajobrazowy „Dolina Słupi" jest parkiem typu dolinnego, a jego teren został ukształtowany w okresie topnienia północnoatlantyckiego lądolodu, co przyczyniło się do bogactwa form krajobrazu i znacznego zróżnicowania wysokościowego terenu. Aż 72% powierzchni zajmują lasy. Ważnym elementem krajobrazu są jeziora o różnej wielkości, kształcie i pochodzeniu, na czele z największym jeziorem Parku - Jeziorem Jasień (590 ha).

 

 

 

 

 

Ze względu na różnorodność i bogactwo awifauny cały obszar Parku został uznany za jedną z 118 ostoi ptaków w Polsce. W 2004 cały obszar Parku włączony został do sieci Natura 2000 jako obszar specjalnej ochrony ptaków jako „Dolina Słupi". Dla ochrony najcenniejszych fragmentów naturalnej przyrody, na terenie Parku utworzono 4 rezerwaty przyrody i ustanowiono 57 pomników przyrody. Przejeżdżam przez Dębnicę Kaszubską. O g. 17.00 w Natarzynie zaczęło padać. Temperatura spadła do 20 °C. Na razie czekam na przystanku PKS. Rozmawiam chwilę z miejscowym chłopcem, który jest bardzo ciekawy wszystkiego. Później doszedł jego ojciec.

 

 

 

 

 

Będąc w Słupsku zagadnąłem pewnego chłopca o to gdzie jest rynek. Po chwili doszedł ojciec i wyzwał dlaczego rozmawia z obcymi. Dwa różne podejścia. Ruszam po g. 18.00 kiedy przestało już lać. Jadę wśród lasów i z rzadka mijam jakieś miejscowości. Jestem w końcu w Parku Krajobrazowym. Rozglądam się za noclegiem. Na poboczu dostrzegłem informację o polu namiotowym w Europejskim Centrum Ekologicznym w Gałęzowie. Skręcam w prawo. W wiosce pytam się o nocleg. Zostaję skierowany na boisko, ale tutaj niczego nie ma. Wracam nad jezioro i po chwili rozmowy miejscowy gospodarz zaprosił mnie do siebie na podwórko. Rozbijam tam namiot i wracam nad jezioro by się wykąpać. W Gałęzowie jest początek ścieżki przyrodniczej „Okolice jeziora Głębokiego". Jest zimno, ale woda ciepła. Później jeszcze chwila rozmowy z gospodarzem i idę spać.

 

Dzień siódmy

Gałęzowo - Bytów - Półczno - Kościerzyna - Gdynia - Sopot (14.07.2010)

(t= 6,21 śr.= 12,2 km/h dyst.= 77,5 km)

 

 

 

 

W nocy miałem nieprzyjemne zdarzenie. Mianowicie ktoś o g. 3.00 zajechał komarkiem na podwórze. Później chodził wokół namiotu. Nie wiedziałem o co chodzi i opanował mnie strach. Prawdopodobnie gospodarz umówił się z kimś na ryby i mi o tym nie powiedział. To nie było zbyt miłe. Pobudkę po trudnej nocy mam o g. 7.00. Wyjeżdżam o g. 8.30 zostawiając gospodarzowi pieniądze na dobre piwo. Jadę koło elektrowni w Gałęźni Małej. W 1920 r. kiedy ją budowano była to największa elektrownia wodna w północnej Europie, a jej rozwiązania techniczne (nowe metody umacniania skarp kanału, budowa żelbetowych rurociągów i sztolni) były wzorcowe dla całej Europy. Prąd wytwarzany w tej elektrowni był przesyłany do centrali w Szczecinie.

 

 

 

 

Od początku dzisiejszej trasy są same górki i to całkiem niezłe. Bardzo często jadę na najlżejszych przełożeniach. Słońce co jakiś czas chowa się za chmurami. Trasa prowadzi przez Park Krajobrazowy Doliny Słupi. Jest pięknie. Cisza i dużo zieleni. Zatrzymuję się na jagody które rosną tuż obok drogi. Ruch jest bardzo mały. Dojeżdżam do Bytowa. Tutejszy zamek był zachodnią strażnicą krzyżaków oraz siedzibą krzyżackich urzędników zwanych prokuratorami. Z tego miasta pochodzi Czesław Lang, znany kolarz oraz organizator Tour de Pologne i Škoda Auto Grand Prix MTB. Żeby zaoszczędzić czas jadę drogą krajową. Samochodów jest zadziwiająco mało. Nie wiem czy tak jest zawsze. Ale dobrze ponieważ zupełnie nie ma pobocza. Gorzej jest od skrzyżowania z drogą na Chojnice.

 

 

 

 

 

W Pozezdrzu kąpię się w jeziorze, które ma mocno brązowy kolor. Miejscowi mówią, że woda była badana i można się kąpać. Kolor jest prawdopodobnie od torfu. Spędzam tam miłe chwile. Kiedy dojechałem do Kościerzyny obliczyłem, że mam ponad 200 km do Grunwaldu i dwa dni na ich przejechanie. Postanawiam podjechać pociągiem do Malborka. Kolację jem u Zmartwychwstańców zaproszony przez nich po Mszy św. Spotykam księdza z Szubina i rozmawiamy o wspólnych znajomych. Byłem tam na parafii przez dwa lata. Niestety żeby dostać się do Malborka muszę jechać przez Trójmiasto. Pociąg mam o g. 19.17. W Gdyni jestem o g. 21.00. Objeżdżam Skwer Kościuszki i udaję się na Redłowo, gdzie według mapy miał być kemping. Ale nic z tego. Jadę do Sopotu, gdzie wiem że na pewno jest kemping. Jestem tam o g. 23.00 po przejechaniu 7 km z Gdyni. Trzeba przyznać, że w nocy jechało się o wiele lepiej ze względu na temperaturę.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Dzień ósmy

Sopot - Malbork - Dzierzgoń (15.07.2010)

(t= 3,32 h śr.= 10,5 km/h dyst.= 37 km)

 

 

 

 

Budzę się o g. 6.30. Kemping jest położony przy głównej arterii łączącej Gdańsk z Gdynią. Hałas jest bardzo duży. Ale mi to nie przeszkadzało w spaniu. Sopot jest najmniejszym pod względem ludności powiatem grodzkim w Polsce. Może także poszczycić się najniższym w Polsce stopniem bezrobocia wynoszącym 1,9% (ok. 300 osób). To miasto uzdrowiskowe. Molo w Sopocie jest najdłuższym drewnianym molem w Europie o długości 512 metrów. Po porannej toalecie jadę na stację PKP. Pociąg do Malborka mam o g. 10.17. Jest g. 8.30. Mam więc trochę czasu na zwiedzanie. Byłem tu już wiele razy, ale teraz dopiero pierwszy raz wszedłem na latarnię morską. Widok jest wspaniały. Później jem mega gofra za 9 zł i udaję się na stację PKP. W Malborku jestem po dwunastej. Przy zakładaniu prawej sakwy urywa mi się dolny hak. Muszę ją przywiązać sznurkiem, który mam ze sobą. W Malborku oglądam niedawno otwarty deptak, a później zamek i okolice.

 

 

 

 

 

 

Gotycki zamek wzniesiony przez Krzyżaków w latach 1274-1457 jest jedną z największych twierdz średniowiecznej Europy i przykładem średniowiecznej architektury obronnej. W latach 1309-1457 był siedzibą mistrzów Zakonu Krzyżackiego i stolicą Państwa Krzyżackiego. otoczony murami obronnymi z bramami, składający się z trzech oddzielnych zamków: Zamku Wysokiego, Zamku Średniego oraz Zamku Niskiego zwanego także Przedzamczem. Okolice zamku są opanowane przez telewizję i policję, ponieważ dzisiaj o g. 16.00 ma być m.in. prezydent na widowisku z okazji 600 - lecia Bitwy pod Grunwaldem. Wyjeżdżam z Malborka o g. 14.00. Wróciła fala upałów i jest 38 °C.

 

 

 

 

Górki niestety są dalej i to spore. Często jadę po 7 km/h. Po 20 km mam dosyć upałów i kładę się we właśnie mijanej wiosce na ręczniku. Podszedł ktoś do mnie i pytał się czy mi się nic nie stało. To miło. Czas mija od podjazdu do podjazdu. Do Dzierzgonia dojechałem o g. 17.30. Kiedy zagaduję jakąś panią o tutejszy zabytkowy kościół to wspomina mi o Mszy św. o g. 18.00. Warto chwilę poczekać. Po Mszy św. zostałem zaproszony na kolację i nocleg przez wikariusza ks. Grzegorza Furgała. Przez chwilę o tym myślałem, ponieważ do Grunwaldu zostało około 100 km i jeden dzień jazdy, ale w końcu skorzystałem z oferty. Biorę prysznic i i idę zwiedzić wzgórze zamkowe które sąsiaduje z kościołem. Tam kiedyś znajdował się zamek krzyżacki. Teraz wzgórze jest odnawiane z przeznaczeniem na skwer dla mieszkańców. Niewiele tam już pozostałości po zamku.

 

 

 

 

 

W latach dziewięćdziesiątych, ubiegłego wieku, były prowadzone badania archeologiczne w rejonie wsi Bągart, Nowiny i Mokajny. Efektem prac było odkrycie starożytnych pomostów. Dwa z nich znajdują się w okolicach Bągart i są datowane na 1000 lat, trzeci biegnie na linii Nowiny – Mokajny, jego wiek określa się na ponad 2500 lat, a więc sięga czasów rzymskich. Kolejny pomost to fragment szlaku bursztynowego, jeden z niewielu dowodów na kontakty miejscowej ludności z Imperium Rzymskim. Archeolodzy niemieccy, przed II wojną światową, w tym rejonie znaleźli skarb – rzymskie monety. We wczesnym średniowieczu, do ziemi dzierzgońskiej docierały wyprawy Wikingów. Świadczy o tym znaleziona w pobliżu Bągart ich łódź. W 997 roku, z misją chrystianizacyjną na tę ziemię przybył biskup Wojciech. Misjonarz jednak został zamordowany przez jedno z pruskich plemion.

 

 

 

 

Biskup stał się pierwszym polskim świętym, a dziś patronem całej Europy. W latach 1247 – 1248 z inicjatywy Mistrza Krajowego Heinricha von Wida, Krzyżacy wybudowali na wzgórzu potężną warownię. Stała się ona od 1250 roku siedzibą komturii krzyżackiej i komtura szatnego. W 1409 roku rozpoczęła się wojna polsko – krzyżacka. 15 lipca 1410 roku na polach Grunwaldu rozegrała się największa bitwa średniowiecznej Europy, w której wzięli udział dzierzgońscy zakonnicy z komturem Albrechtem von Schwarzburg na czele. Wielki szatny poległ w walce. 21 lipca 1410 roku, w drodze na Malbork, król Władysław Jagiełło wkracza do Dzierzgonia i zatrzymuje się w zamku. Król przyjął delegację miast pruskich między innymi Elbląga, które złożyły hołd wierności monarsze. Władzę nad zamkiem Jagiełło przekazał Zbigniewowi z Brzezina i 24 lipca ruszył w dalszy pochód na Malbork.

 

 

 

 

 

W 1411 roku zamek zdobywają Krzyżacy, a w ręce polskie ponownie trafia w roku 1414 w czasie „wojny głodowej”. Z rozkazu króla zamek podpalono. Dzierzgońska warownia nie cieszyła się dobrą sławą. Określano ją mianem „przeklęty zamek”. Opowiada o tym legenda autorstwa polskiego kronikarza Jana Długosza „Duchy dzierzgońskiego zamku”. Upadek konfraterni zmusił zakonników do przeniesienia komturii do zamku w Przezmarku. W 1429 r. następuje odbudowa warowni. Na zamku dzierzgońskim swą funkcję pełniło 42 komturów. Wielu późniejszych Wielkich Mistrzów. Między innymi Luder z Brunszwiku czy Konrad von Wallenrod.

 

 

 

 

Mieszczanie dzierzgońscy w roku 1440 przystępują do Związku Pruskiego. W czasie wojny trzynastoletniej zamek ponownie zostaje spalony. Konflikt kończy się podpisaniem II Pokoju Toruńskiego w 1466 r. Na mocy traktatu Dzierzgoń zostaje przyłączony do Korony i staje się miastem granicznym i siedzibą starostwa. Gotycki kościół Św. Trójcy i św. Katarzyny, na terenie którego się znajduję, wznoszono etapowo od ok. 1310 do 1. poł. XIV w. Ks. Grzegorz proponuje mi ponowny wyjazd do Malborka, tym razem samochodem, na widowisko transmitowane prze TVP. Chętnie na to przystaję. Jesteśmy niestety spóźnieni, bo w programie TVP jest tylko retransmisja i wszystko zaczęło się o 1h wcześniej. Obchodzimy zamek nocą i wracamy o g. 23.30.

 

 

 

 

Dzień dziewiąty

Dzierzgoń - Iława - Lubawa - Stębark - pola Grunwaldu (16.07.2010)

(t= 7,35 h śr.= 12 km/h dyst.= 99 km)

 

 Pobudka o g. 6.20. Później Msza św. i śniadanie na plebanii. Dziękuję za gościnę. Wyjeżdżam o g. 9.00. Dzisiejszy cel to pola Grunwaldu i ok. 100 km do przejechania. Wybieram krótszą wersję trasy. Od Mortęga do Jerzwałdu jest kostka brukowa. We wsi Jerzwałd znajduje się siedziba Zespołu Parków Krajobrazowych: Park Krajobrazowy Pojezierza Iławskiego, Park Krajobrazowy Wzgórz Dylewskich. Właśnie przejeżdżam przez tereny Parku Krajobrazowego Pojezierza Iławskiego. Na terenie Parku znajduje się oligotroficzne jezioro Jasne - słodkowodne, charakteryzujące się niską zawartością substancji odżywczych rozpuszczonych w wodzie i dobrym natlenieniem - niezwykle rzadkie w skali Europy, o niespotykanie czystej i przeźroczystej wodzie. 

 

 

 

 

 

Cała wyprodukowana materia organiczna podlega procesowi mineralizacji i powraca do obiegu, stąd mała ilość osadów. Na temat jeziora krąży wiele legend i opowieści. Faktem historycznym jest używanie jego wody do produkcji piwa przez Niemców. W świadomości tutejszych mieszkańców krążą również niezwykłe opowieści o zatopionej tu bursztynowej komnacie oraz rzekomo cudownej i uzdrawiającej mocy wody.Po 5 kilometrowej przeprawie przez kostkę brukową skręcam do ośrodka wczasowego zwanego Krupówki (pole namiotowe kosztuje 9 zł). Kąpię się w jeziorze Płaskim by trochę się schłodzić. Dzisiaj jest znowu upał - 35 °C. Jestem tam do g. 13.00.

 

 

Mijam miejscowość wczasową Siemiany położone nad najdłuższym oraz szóstym pod względem powierzchni w Polsce jeziorem Jeziorak. Jego długość to ponad 30 km. Jest połączone Kanałem Elbląskim z Zalewem Wiślanym i Jeziorem Drwęckim. Jeziorak jest również tematem książki: „Nowe przygody Pana Samochodzika" Zbigniewa Nienackiego, gdzie tytułowy bohater szuka skarbów zrabowanych podczas II wojny światowej. Autor zresztą mieszkał w Jerzwałdzie. Wieś i jej mieszkańcy są pierwowzorem wsi Skiroławki opisanej w powieści Nienackiego. Niestety Zbigniew Nienacki był aktywnym członkiem PZPR (od 1962), ORMO (od 1963), PRON (od 1982) i ZLP. W latach 80. w lokalnej prasie pisał artykuły krytykujące „Solidarność".

 

 

 

 

Zrobiło się ładniej. Jem jagody rosnące przy drodze. Od miejscowości Gardzień robi się bardziej płasko. W latach 1838-1864 w pałacu w Gardzieniu pomieszkiwała nieślubna córka Hieronima Bonapartego (brat Napoleona) i Diany von Pappenheim - pisarka Jenny von Pappenheim. Będąc dzieckiem bywała na dworze książęcym w Weimarze i była zaprzyjaźniona z przyjaciółmi matki, Johannem von Goethem i Friedrichem Schillerem. W Gardzieniu urodził się jej syn - Otto von Gustedt - pruski rotmistrz i adiutant Fryderyka III Hohenzollerna.

 

 

 

 

Wjeżdżam do Iławy. Miasto przed 1945 r. niemieccy mieszkańcy nazywali „Perłą Ober- landu”. Stąd pochodzi Edward Stachura. W samej Iławie oprócz wspomnianego Jezioraka jest jeszcze kilkanaście mniejszych jezior (m.in. Mały Jeziorak, Iławskie, Dół). Malowniczo położone jeziora i rzeki Pojezierza Iławskiego tworzą wraz z Kanałem Elbląskim szeroki system żeglugi śródlądowej, łączącej okoliczne zbiorniki wodne. Kanał ten umożliwia dopłynięcie z Iławy aż do Morza Bałtyckiego.

 

Za Iławą jest już płasko. Niestety duży ruch samochodów między Iławą a Lubawą utrudnia poruszanie się. O g. 17.00 przejechałem 67 km i jestem w dobrej formie. Chyba dojadę dzisiaj do Grunwaldu. Zostały jeszcze 32 km. Od Sampławy znowu pojawiły się górki, ale są dosyć łagodne. Mijam Lubawę, która zasłynęła z tego, że w latach 1535-1539, czterokrotnie przebywał w niej słynny astronom Mikołaj Kopernik. Słynie także z Biblii Gutenberga, zwanej też Biblią Pelplińską. Zakupił ją dla zamku biskupów chełmińskich biskup Chrapicki. Na początku XIX w., po zmianie granic biskupstwa, Biblia została wraz ze stolicą diecezji przeniesiona do Pelplina. Herb Lubawy przedstawia biskupa Chrystiana, który przyniósł na ziemię lubawską wiarę chrześcijańską: symbolizuje też władców miasta, którymi przez pięćset lat byli biskupi chełmińscy.

 

 

 

 

 

Podczas wojny Polski z zakonem krzyżackim, spod Lubawy wojska krzyżackie wyruszyły w lipcu 1410 r. pod Grunwald. Do czasów nam współczesnych z zamku zachowały się jedynie fundamenty i ściany piwnic (po pożarze w końcu XVIII w., przez następne stulecie, zamek stopniowo rozbierano). Nawiedzam Sanktuarium Matki Boskiej Lipskiej w Lipach. Kościół pw. Nawiedzenia Najświętszej Maryi Panny powstał na przełomie XVI i XVII w. dla upamiętnienia cudownych objawień Maryi, na miejscu wcześniejszej kaplicy z XIII w. Teraz tereny Parku Krajobrazowego Wzgórz Dylewskich. Wyróżnia się on w skali całych Mazur osobliwą rzeźbą terenu. To część polodowcowego łańcucha zwanego Garbem Lubawskim. Tutaj znajduje się najwyższe na całym Pojezierzu Mazurskim wzniesienie - Góra Dylewska (312 m npm). Te tereny turyści nazywają mazurskimi Bieszczadami.

 

Kiedy przez Napromek mijam dwóch rowerzystów z sakwami. Rozpoznałem jednego z nich. To przewodnik turystyczny z którym jeździłem po Podlasiu z ministrantami. Zaraz do niego zadzwoniłem i chwilę porozmawialiśmy. Jak się okazało też wybiera się na pola Grunwaldu, ale najpierw jedzie do Malborka. Z synem zrobił już dziś 160 km i jedzie dalej. Po drodze robię zakupy i od miejscowych słyszę o mnóstwie ludzi jadących tam gdzie ja. Zbliżam się do Stębarka. Wszędzie jest mnóstwo samochodów stojących w potężnych korkach. Lawirując między samochodami dostaję się do wioski. Dalej nie ma co jechać. Jest już g. 21.00. Miejsce noclegowe znajduję na podwórzu domu nr 40 (50 zł. za 3 noclegi). Rozbijam namiot i na piechotę udaję się na miejsce inscenizacji. Mam ok. 2 km. Duże wrażenie zrobił na mnie nocny turniej rycerski. Szczególnie siła z jaką uderzają się rycerze. To nie przelewki. Kładę się spać o g. 23.30.

 

Dzień dziesiąty

Pola Grunwaldu - Gierzwałd (17.07.2010)

(t= 1,20 h śr.= 12 km/h dyst.= 15,5 km)

 

 

 

 

 

Budzę się o g. 7.30. Dzisiaj jestem na miejscu. Celem jest inscenizacja w 600 - lecie Bitwy pod Grunwaldem. Niestety jest upalnie (39 °C). Nie będzie łatwo. Stębark jest znany głównie z powodu dwóch bitew, jakie rozegrały się w jego pobliżu: bitwa pod Grunwaldem z 15 lipca 1410 i bitwy pod Tannenbergiem z 26-30 sierpnia 1914 roku pomiędzy wojskami niemieckimi i rosyjskimi. W 1939 roku niemiecka akcja mająca na celu przeprowadzenie eksterminacji polskiej warstwy przywódczej (niem. Liquidierung der polnischen Führungsschicht) i inteligencji dostała kryptonim Unternehmen „Tannenberg" (pol. Operacja Stębark).

 

 

 

 

Na terenie tej miejscowości znajduje się Muzeum Bitwy Grunwaldzkiej. Do przejścia mam jakieś 2 km. Wszędzie tysiące ludzi. Wszechobecny pył kładzie się na wszystkim co napotka. Jest mnóstwo stoisk z piwem browaru Tyskie, który jest sponsorem imprezy. Obchodzę teren pola bitwy i robię zdjęcia. Rycerze mają swój obóz i nie ma tam dostępu. Od g. 11.00 siedzę pod namiotem Polskiego Radia - Jedynki. Mam trochę cienia.

 

 

 

 

 

Później, kiedy zaczęła się inscenizacja, wszyscy mieli usiąść. Ja będąc na górze i stojąc mogłem wszystko widzieć. Sam pokaz nie był jakiś szczególnie emocjonujący. To nie był film. Akcja rozgrywała się w krótkich aktach. Na przykład podpalenie wioski, wręczenie dwóch mieczy, zdobycie polskiej flagi itp. Takie krótkie akcje z komentarzem lektora. A wszystko w temperaturze prawie 40 °C. Trzeba podziwiać rycerzy, którzy grubo brani jeszcze musieli się poruszać w tym słońcu. Toteż później niektórych wynoszono. Po bitwie, kiedy jechał rycerz przebrany za króla Jagiełłę, zebrany tłum w drodze do obozu krzyczał: Niech żyje król! Wielkiego Mistrza jak zabitego położono na wozie w czasie

inscenizacji, tak też go wywieziono z pola.

 

 

 

 

 

Po wszystkim wróciłem na miejsce noclegu, żeby trochę odetchnąć i się obmyć. Nie miałem już picia, a w jedynych dwóch sklepach w Stębarku były kolejki na 100 m. Szybko zresztą wyprzedano picie. W podwórzu można było tylko kupić piwo. Zaczął się dramat kierowców i ich pasażerów, ponieważ samochody stały w korku w miejscu po kilka godzin, a picie szybko się kończyło i nie było gdzie go kupić. Postanowiłem pojechać na zakupy do sąsiedniej miejscowości. I tak klucząc między samochodami i wielokrotnie jadąc po polach, po 7 km dostałem się do Gierzwałdu. Powstanie tej miejscowości datuje się na XIV wiek. Z zakupami nie było problemu.

 

 

 

 

 

 

Wróciłem tą samą drogą. Samochody dalej stały w korku. Wyjazd z pola bitwy trwał do późnych godzin nocnych. Wieczorem wróciłem na pola Grunwaldu. Odbywały się tu koncerty zespołów Boys i Harlem. Świetny koncert dał później zespół Armia z 3 bisami. Zespół dostał się tu tylko dlatego, że był eskortowany przez policję. Koncert zaczął się od Bogurodzicy zagranej na waltorni. Wieczór zakończył się wspaniałym pokazem sztucznych ogni. Wracam do siebie i po toalecie w zimnej wodzie idę spać.

 

 

 

 

  

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Dzień jedenasty

Pola Grunwaldu - Grunwald (18.07.2010)

(t= 2 h śr.= 7,3 km/h dyst.= 15 km)

 

 

 

 

Jest niedziela. Rano zaczyna lać. Trwa to przez 1,5 h, dlatego wyleguję się w śpiworze do g. 9.00. Temperatura spadła do 21 °C. Kiedy przestało przygotowuję się do Mszy św. w Stębarku. Kościół jest pełny. Przyszło wielu harcerzy. Po skończonej Mszy św. przebieram się, biorę rower i jadę na pole bitwy gdzie dziś odbywa się jarmark średniowieczny. Problemem jest błoto po ulewie. Samochody nie mogły wyjechać zakopując się w grząskiej ziemi. Pogoda wielu odstraszyła i dlatego tłumów nie ma. Mając rower mogę pojeździć po okolicy. Udaję się do wioski Grunwald. Mieszka w niej 800 mieszkańców. W dokumentach wymieniana była już na początku XIV w. W odległości 2 km na południowy wschód od wsi Grunwald, pomiędzy Stębarkiem, Łodwigowem i Ulnowem, leży historyczne pole bitwy, w której połączone wojska polsko – litewsko - ruskie (ok. 29 tys. zbrojnych) pod ogólnym dowództwem Władysława Jagiełły odniosły zwycięstwo 15 lipca 1410r. nad wojskami krzyżackimi (ok. 21 tys. zbrojnych), dowodzonymi przez Ulricha von Jungingena.

 

 

 

 

Podjeżdżam pod 5-metrowy Kopiec Jagiełły usypany w sierpniu 1959 przez uczestników Ogólnopolskiego Zlotu Zuchowych Kręgów Pracy ZHP, w odległości 1,3 km na południowy wschód od Pomnika Zwycięstwa Grunwaldzkiego na polu bitwy pod Grunwaldem. Miejsce to jest hipotetycznym stanowiskiem dowodzenia króla Władysława Jagiełły na krótko przed bitwą oraz w jej pierwszej fazie. Z Kopca rozpościera się rozległy widok na pole bitwy. W miejscu tym odbywają się ogniobrania kończące Zloty Grunwaldzkie, organizowane przez „Wspólnotę Drużyn Grunwaldzkich".

 

 

 

 

 

Oglądam ruiny kaplicy pobitewnej, znajdującej się na polach Grunwaldu. Są one konkretnym dowodem archeologicznym świadczącym o lokalizacji wydarzeń 15 lipca 1410r. Kaplicę Najświętszej Marii Panny polecił wznieść w roku 1411 pośrodku trójkąta Stębark - Grunwald - Łodwigowo nowy wielki mistrz Zakonu Krzyżackiego, Henryk von Plauen, wyposażając ją w przedmioty liturgiczne pochodzące z Malborka. Wskutek starań wielkiego mistrza papież wydał, 6 października 1412r., bullę indulgencyjną z odpustem dla wszystkich, którzy nawiedzą kaplicę w oznaczonych dniach świątecznych. Poświęcenie kaplicy odbyło się 12 marca 1413r.

 

Dla jej upiększenia sprowadzono z Malborka obrazy, m.in. Matki Bożej, a także dzwon. W odległości ok. 50-100m od kaplicy znajdowały się mieszkania kapłana zakonnego, sześciu duchownych świeckich oraz uczniów - archeologowie natrafili w tym miejscu na konstrukcje z kamienia podczas prac wykopaliskowych w latach 1958-1960. Przy okazji odsłaniania fundamentów samej kaplicy odkryto pięć grobów zbiorowych, zawierających według wszelkiego prawdopodobieństwa szczątki rycerzy poległych w bitwie grunwaldzkiej (widoczne ślady urazów bitewnych). Już z odległości kilku kilometrów, jadąc szosą Stębark – Grunwald widoczny jest pomnik i metalowe maszty usytuowane na najwyższym wzniesieniu terenu.

 

 

 

 

 

Całe pobojowisko liczy kilka kilometrów kwadratowych. Częścią zespołu pomnikowego jest również amfiteatr. Jego arenę zajmuje owalna, prawie dwudziestometrowa, kamienna makieta, która obrazuje rozstawienie wojsk przed bitwą. Oznakowano przypuszczalne miejsca obozów wojskowych oraz miejscowości: Grunwald, Łodwigowo i Stębark. Pod amfiteatrem mieści się małe muzeum oraz audytorium, salka kinowa, w której można obejrzeć fragmenty filmu Krzyżacy, zrealizowanego na podstawie powieści Henryka Sienkiewicza. Wystawę otwiera popiersie króla Władysława Jagiełły. U stropu zawieszono chorągwie: wielką krakowską z orłem w koronie i litewską z Pogonią. W dalszej części ekspozycji znajduje się duża kolekcja broni średniowiecznej, drzewcowej i obuchowej, jak również miecze, koncerze, tasaki, topory bojowe i ówczesna broń palna oraz kusze. To wszystko udało mi się zobaczyć. Wieczorem niczego nie ma już w programie dlatego resztę dnia spędzam w namiocie. Wieczorem czeka mnie jeszcze prysznic pod zimną wodą, kiedy zrobiło się już naprawdę zimno. Później długo musiałem się rozgrzewać.

 

Dzień dwunasty

Pola Grunwaldu - Olsztynek - Jedwabno - Szczytno - Wałpusz (19.07.2010)

(t= 6,10 h śr.= 14,1 km/h dyst.= 88 km)

 

 

 

Dziś opuszczam pola Grunwaldu. Jadę jeszcze na chwilę na pola bitewne ostatni raz rzucić okiem i zrobić zdjęcie kiedy jest pusto. Kieruję się na Olsztynek. W Olsztynku znajduje się zamek krzyżacki, wybudowany w latach ok. 1350-1360. Zamek w końcu XVIII wieku popadł w ruinę i został częściowo rozebrany, odbudowano go w latach 1847-1849 w stylu neogotyckim i przekształcono na gimnazjum. Niemcy w mieście założyli obóz jeniecki - Stalag I B Hohenstein. Ogółem zmarło tutaj około 55 000 jeńców. Jest to liczba ogromna, jeśli weźmie się pod uwagę fakt, że nie był to obóz zagłady tylko obóz dla jeńców wojennych podległy Wehrmachtowi. W mieście można zwiedzić skansen – Muzeum Budownictwa Ludowego – Park Etnograficzny.

 

 

 

 

 

Ja tego nie uczyniłem. Będzie na następny raz. Po niedzielnym ochłodzeniu znowu zrobiło się upalnie. W informacji turystycznej dostaję darmową mapę Warmii, której mi brakowało. Droga prowadzi wśród lasów. Jem jagody i maliny. Teren jest pagórkowaty na tyle, że dzisiaj najwięcej razy przekroczyłem 40 km/h. Mijam wiele jezior. Przejeżdżam np. koło jeziora Kiermoz Wielki w Kurkach. Często staję ze względu na upał. Wjechałem do turystycznej miejscowości Jedwabno. Cały czas towarzyszy mi świetny asfalt. W Szczytnie jestem po siedemnastej. Oglądam ruiny zamku krzyżackiego z ok. 1370 r. W okresie średniowiecza zamek był siedzibą komtura, pierwotnie elbląskiego, później ostródzkiego, od 1525 r. (po sekularyzacji Prus) - siedzibą starosty. W latach 1579-81 zamek został przebudowany na reprezentacyjny zamek myśliwski dla księcia Jerzego Fryderyka.

 

 

 

 

Od końca XVIII w. popadł w zapomnienie i ruinę. Wzniesiono tu gmach starostwa, a fragmentu zamku zaadaptowano na muzeum. Zaglądam na plażę na jeziorze Domowym Dużym. W mieście niestety nie ma pola namiotowego. Informacja turystyczna jest już zamknięta. Od spotkanych chłopaków dowiaduję się, że jest w Wałpuszu jakieś 7 km od Szczytna. Kieruję się więc na jezioro Wałpusz. Okazało się, że jest tam porządny ośrodek wypoczynkowy „Cicha Polana". Można tu wynająć domki. Pole kosztuje 14 zł. Młodzież z wymiany z Niemcami ma dzisiaj dyskotekę. Ja rozbijam namiot i idę się wykąpać. Jest już dosyć zimno. Po wieczornej toalecie w łazience z ciepłą wodą i prysznicem idę spać.

 

Dzień trzynasty

Wałpusz- Świętajno - Ruciane Nida - Wierzba - Mikołajki (20.07.2010)

(t= 6,12 h śr.= 12,3 km/h dyst.= 80 km)

Wstaję o g. 6.15. Piorę brudne rzeczy i w mokrych jadę dalej. Wyruszam o g. 8.00. Zapowiada się na piękny dzień. Już od Szczytna był gorszy asfalt. Górki są krótsze ale intensywniejsze. Jadę lasami. Temperatura powietrza jest w rozsądnych granicach 29 °C. Ale w południe jest już prawie 40 °C. Przejeżdżam przez Stare Kiejkany w którym jest słynny Ośrodek Szkolenia Agencji Wywiadu. Wszystko otoczone porządnym podwójnym płotem i monitorowane. Wjeżdżam do miejscowości Babięta położonej nad Babiecką Strugą, na szlaku kajakowym rzeki Krutyni. Widzę jezioro i znaki prowadzące do stanicy wodnej PTTK, ale jest bardzo dużo różnica poziomów i omijam tę atrakcję.

 

 

 

 

 

Przejeżdżam przez miejscowość Zgon. Nazwa wywodzi się od zgonu bydła do wodopoju nad jeziorem Mokrym. Przez wiele lat mieszkał tu i pracował pisarz Igor Newerly. W Zgonie napisał „Wzgórze Błękitnego Snu" i „Zostało z uczty bogów". Dotarłem do Mazurskiego Parku Krajobrazowego. Na terenie parku znajduje się największe w Polsce jezioro Śniardwy o powierzchni 11 416 ha (wraz z jeziorami Kaczerajno i Seksty). O g. 15.00 jestem w Ruciane Nida. Miasto powstało w 1966 roku w wyniku połączenia dwóch wiosek: Nidy i Rucianego, które do dziś oddziela dwukilometrowy skrawek lasu. Położone jest nad jeziorem Nidzkim i Guzianką Wielką. Łączy je Śluza Guzianka (długość 44m, szerokość wrót 7,5m, różnica poziomów wody około 2,2m).

 

 

 

 

Miasto często nazywane jest „bramą Mazur" ze względu na swoje położenie. Ponieważ jest upalnie jadę na plażę na przystani żeglarskiej. Woda jest ciepła, ale w sam raz aby się schłodzić. O g. 16.00 ruszam dalej na prom w Wierzbie po upewnieniu się w Informacji Turystycznej, że kursuje. Od miejscowości Warnowo na długości 8 km nawierzchnia jezdni jest dramatycznie zła. Muszę się spieszyć, żebym zdążył na prom. Jest on czynny od 10.00 do 18.00. Ostatni kurs od strony Mikołajek jest o g. 17.40. Kursuje co godzinę i pokonuje odległość 360 m, a przeprawa nim trwa 10 min. Prom w miejscowości Wierzba koło Mikołajek jest jedynym czynnym promem na wodach jezior mazurskich. Kursuje po jeziorze Bełdany. Po przeprawie Kieruję się czerwonym szlakiem. Wjeżdżam do Mikołajek od strony, gdzie jest piękny widok z góry. W Mikołajkach łączą się jezioro Tałty z jeziorem Mikołajskim. W czasach krzyżackich były to dwa oddzielne jeziora połączone strumieniem. Położenie miasteczka nad atrakcyjnymi jeziorami stworzyło tu żeglarską stolicę Polski. Nazwa miejscowości pochodzi od patrona kościoła św. Mikołaja.

 

 

 

 

 

Słyszę dzwon na Mszę św. o g. 18.30. Wiem więc gdzie jechać. Po Mszy św. zostałem zaproszony na kawę do proboszcza. Szukam jakiegoś pola namiotowego. Przejeżdżałem przed Mszą św. koło kempingu Wagabundy, ale to jest kawałek drogi i sporo górka do pokonania, a tu powoli zaczyna się robić ciemno. Decyduję się na rozbicie namiotu na polu namiotowym koło plaży miejskiej. Koszt 20 zł bez ciepłej wody i bez prysznica. To chyba najdroższe pole namiotowe o takim standardzie w Polsce. Jeszcze właściciele oszukali mnie, że drugiego nie ma a było 100 m dalej przy tej samej ulicy Okrężnej. Krótko przed zamknięciem plaży idę więc się wykąpać. Później jeszcze nocny spacer po Mikołajkach i kładę się spać o g. 23.30.

 

Dzień czternasty

Mikołajki - Orzysz - Ełk (21.07.2010)

(t= 5,19 h śr.= 12,5 km/h dyst.= 67 km)

 

 

 

 

 

Pobudka o g. 6.15. Plusem pola na którym jestem jest widok na Mikołajki i bliskość centrum. Nie ma się co ociągać. Wyruszam o g. 7.45. Jak dotychczas najwcześniej. Po zrobieniu zakupów kieruję się na jezioro Łuknajno. Jest ono jedną z najważniejszych europejskich ostoi ptactwa wodnego. Nazwa jeziora pochodzi od bałtyjskiego słowa "lukne", czyli grzybienie. Łuknajno jest naturalnym tarliskiem ryb żyjących w Śniardwach. Nic więc dziwnego, że utworzono tu Rezerwat przyrody Jezioro Łuknajno. Rezerwat ten położony jest na terenie Mazurskiego Parku Krajobrazowego, ok. 5 km od Mikołajek. Jest tutaj jedna z największych w Europie kolonii łabędzia niemego, liczącej w niektórych latach około 2000 osobników.

 

 

 

 

Wchodzę na wieżę widokową na jezioro. W miejscowości Łuknajno również jest wieża widokowa, ale płatna. Znajduje się ona na terenie gościńca „Pod Łabędziem". Ponieważ jest jeszcze zamknięty więc wchodzę za darmo. Przede mną rozciąga się panorama największego jeziora w Polsce - Śniardwy. Po uczcie przyrodniczej trzeba ruszać dalej. Przejeżdżam przez Chmielewo i po 15 km jestem w Dziubiele. Trasa była ekstremalnie trudna. Wiele kilometrów kostki brukowej. Atakujące gzy i komary, piach i luźne kamienie. Było bardzo trudno, ale warto. Korzystam dzisiaj, jak i wcześniej, z dokładniejszej mapy - Mazury w skali 1:75 000 (1 cm - 750 m). W Okartowie przejeżdżam przez piękny przesmyk między jeziorami Śniardwy i Tyrkło. Staję co kilka kilometrów ponieważ znów jest upał. Temperatura sięga 34 °C. Oto i miejscowość imienniczka – Grzegorze.

 

 

 

 

 

W Orzyszu trafiam na odnowioną, bardzo porządną, i do tego darmową, plażę miejską. Jestem tu o g. 13.00. Kąpię się do g. 14.30. W dalszej drodze towarzyszą mi długie górki. W Ełku jestem o g. 17.30. Miasto znajduje się na terenie tzw. Zielonych Płuc Polski. Jest stolicą diecezji ełckiej, ustanowionej przez papieża Jana Pawła II, którą odwiedził 8 czerwca 1999 roku w trakcie VII apostolskiej pielgrzymki do Polski. Pytam się o kemping. Mając już taką informację jadę dalej. Mijam kościół kanoników regularnych. Tam udaję się na Mszę św. Później jestem zaproszony na kolację. Po obfitym posiłku jadę na miejski kemping obok plaży - cena 20 zł., a warunki o niebo lepsze od pola w Mikołajkach. Po rozbiciu namiotu spaceruję sobie promenadą na jeziorem Ełckim. A później czas na kąpiel o g. 21.00. Jestem jedynym kąpiącym się. Później dochodzi jakaś dziewczyna. Biorę prysznic i idę spać.

 

Dzień piętnasty

Ełk - Augustów - Studzieniczna (22.07.2010)

(t= 4,02 h śr.= 13,7 km/h dyst.= 55,8 km)

Budzę się o g. 6.30. Robię pranie i składam namiot. Niedaleko mnie swój namiot miał motocyklista. Okazało się, że przyjechał ze Szwajcarii i wraca z wyprawy po Litwie, Łotwie i Estonii. Życzyliśmy sobie dobrej podróży. Wyjeżdżam o g. 8.30. Dzisiaj będzie upalnie. Już teraz jest ok. 30 °C. Dokładnie o g. 12.00 mijam granicę województwa podlaskiego. Temperatura wzrasta do 38 °C. Jest dobry asfalt. Teren pagórkowaty. Często muszę jechać 7 km/h. Kiedy przejeżdżam koło jeziora w Jeziorkach wiele się nie zastanawiam i tak jak stałem, oprócz sandałów i skarpet, wszedłem do jeziora. Cóż za orzeźwienie. Po krótkiej kąpieli jadę w mokrych rzeczach. Po 1 h wszystko jest suche.

 

 

 

 

W Augustowie jestem już o g. 13.30 po przejechaniu prawie 50 km. Nazwę i herb z monogramem miasto przyjęło od swego założyciela króla Zygmunta Augusta. Od wschodu, południa i północy otoczony jest Puszczą Augustowską. Od 1993 roku posiada status uzdrowiska (bogate złoża borowiny, w okolicy źródła wody mineralne). Jest tutaj bardzo ładnie, a Informacja Turystyczna jest najładniejsza spośród tych które widziałem. Pomieszczenie jest nawet klimatyzowane. Dostaję tam darmowy plan miasta. Są i ścieżki rowerowe. Jadę pięknym bulwarem, ale niestety mostki są ze schodami jak w Wenecji i nie można nimi jechać. Jednak są alternatywne drogi. Mając tyle czasu postanawiam gdzieś popłynąć statkiem. Myślę o Studzienicznej. Jadę do portu Żeglugi Augustowskiej. Ostatni rejs jest o g. 15.40. Mam więc trochę czasu. Kupuję bilet. Z rowerem koszt 34 zł.

 

Udaję się na plażę. Pomosty chyba są największe z dotychczasowych. Dzisiaj kąpię się już drugi raz. Rejs trwa do g. 17.40. Prowadzi przez jeziora i Kanał Augustowski. Długość kanału to 101 km, w tym 82 km w granicach Polski. Miał on być drogą wodną łączącą okrężną dopływy Wisły z Bałtykiem z pominięciem Pomorza po wprowadzeniu przez Prusy w 1823 represyjnych ceł. Śluzowanie na trasie mojej przejażdżki odbyło się na śluzach Augustów i Przewięź. Płynę tym samym statkiem co Jan Paweł II w 1999 roku - Serwy. Miejscowość Studzieniczna oddalona jest tylko około 7 km od Augustowa, administracyjnie należy do tego miasta. Rozrzucona jest na trzech wysepkach, które w sposób naturalny, lub sztuczny połączyły się z lądem. Na pierwszej wyspie znajduje się plebania, kościół parafialny oraz inne nieliczne zabudowania. Drugą wyspę, którą przed wieloma laty połączono z lądem specjalnie usypaną groblą, zajmuje Sanktuarium Matki Bożej Studzieniczańskiej.

 

 

 

 

 

Trzecią wyspę stanowi teren turystyczny. Nie jest znana dokładna historia, ani data przybycia do kaplicy na wyspę Cudownego Obrazu Matki Boskiej. Obraz ten - wizerunek Matki Bożej Częstochowskiej, według legendy był obrazem polowym wojska polskiego. Po wyprawie napoleońskiej na Moskwę, został ofiarowany przez polskich żołnierzy biorących w niej udział, jako votum dziękczynne za ocalenie życia i szczęśliwy powrót do Ojczyzny. Był to zapewne rok 1812 lub nieco później. W krótkim czasie Obraz stał się głównym symbolem miejsca, a Jego obecność spowodowała żarliwy kult maryjny i dalszy napływ pielgrzymów. W 1876 roku na wyspie zostaje zbudowana murowana, ośmiokątna kaplica, która w swym dawnym kształcie zachowała się do dziś. Umieszczona na 64 dębowych palach wbitych w podłoże w technice takiej, jaką budowano w tym czasie śluzy Kanału Augustowskiego.

 

 

 

 

 

 

Sanktuarium położone jest nad jeziorem Studzienicznym. W 1999 roku odwiedził je papież Jan Paweł II. Na pamiątkę tego wydarzenia postawiono pomnik około 2,5 metrowej wysokości z odlaną z brązu figurą Ojca Świętego. O jego niezwykłości decyduje posadowienie na wodzie i artystyczna wymowa kompozycji. Wiernie odtworzona jest chwila przybycia Ojca Świętego na wyspę i zejście na ląd ze statku po specjalnym trapie. Z laską w prawej dłoni i różańcem w lewej Ojciec Święty jakby wyraźnie posuwa się w pielgrzymim zamyśleniu ku Kaplicy Matki Bożej. Napis na tablicy pod pomnikiem brzmi: „Byłem tu wiele razy, ale jako Papież po raz pierwszy i chyba ostatni”.

 

 

 

 

 

Murowana kapliczka w kształcie ośmiokątnej rotundy, została wybudowana w 1872 r. przez inżyniera pracującego przy Kanale Augustowskim - Ludwika Jeziorkowskiego. Osadzona na 64 dębowych palach, połączonych kratowaniem z solidnych bali i wzmocnionych brukiem kamiennym. Nawiązuje do stylu renesansowego. Studzieniczna stała się głównym miejscem kultu w diecezji ełckiej. W czasie rejsu kapitan opowiada o mijanej okolicy. Na koniec wszyscy śpiewamy Barkę i otrzymujemy pamiątkę od Pustelnika. Idę pytać się o miejsce na nocleg. Obok plebanii jest pole namiotowe. Jednak otrzymuję zaproszenie do domku gościnnego. Jest tam już ksiądz z Oławy. Biorę prysznic, a o g. 19.00 w piątkę odprawiamy Mszę św. Później proboszcz zaprosił wszystkich na obfitą i przepyszną kolację. Zrobiliśmy ognisko i mimo tego, że doskwierały komary, posiedzieliśmy w gronie kapłańskim do północy razem z gospodarzem ks. Wojciechem Jabłońskim.

 

 

 

 

 

Dzień szesnasty

Studzieniczna - Krusznik - Wigry - Stary Folwark - Suwałki (23.07.2010)

(t= 5,16 h śr.= 13 km/h dyst.= 69 km)

 

 

Pobudka o g. 7.20. Jeszcze chwila rozmowy z księżmi i ruszam o g. 8.30. Dzisiaj znowu będzie upalnie. Rano jest już 26 °C. Jadę w stronę Sejn drogą krajową nr 16. Jest dosyć spokojnie. Chciałem odwiedzić klasztor w Wigrach. Ksiądz proboszcz zdecydowanie odradzał mi jazdę krajówką nr 8 na Suwałki. Jest tam ogromny ruch TIR-ów. To stamtąd wjeżdżają do Augustowa i go korkują. Stąd problem obwodnicy i Doliny Rospudy. Planowana była od 1992, pierwsze opracowania kilku wariantów przebiegu trasy powstały w 1996 roku. W lutym 2007 roku rozpoczęto budowę drogi w wersji przechodzącej przez chronione, m.in. w ramach sieci Natura 2000, tereny Doliny Rospudy, co spotkało się ze znacznym nasileniem protestów organizacji ekologicznych. Niestety cierpią bardzo na tym mieszkańcy Augustowa.

 

 

 

 

 

Jadę przez płaskie tereny Puszczy Augustowskiej. Jest ona jednym z największych kompleksów leśnych Polski, a wraz z puszczami Litwy i Białorusi bezpośrednio z nią sąsiadującymi, stanowi jeden z największych zwartych kompleksów Europy. Przecina ją dział wodny Wisły i Niemna. Roślinność Puszczy Augustowskiej, charakterystyczna dla północno-wschodniej Europy, odznacza się dominowaniem mszystych lasów iglastych sosnowo - świerkowych i obecnością dużych powierzchni torfowisk. O g. 11.00 dojechałem do granicy Wigierskiego Parku Narodowego. Jest to jeden z największych parków narodowych w Polsce. Park utworzony został na obszarze 14956 hektarów. Prawie cały obszar Wigierskiego Parku Narodowego leży w środkowej części dorzecza rzeki Czarna Hańcza, dopływu Niemna.

 

 

 

 

W Kruszniku, będąc nad jeziorem, stosuję metodę kąpieli w rzeczach. Temperatura już sięgnęła 38 °C i potrzebne jest orzeźwienie. Większość trasy to drogi szutrowe. Częściowo jechałem szlakiem pieszym, ale później okazał się zbyt trudny (dużo piachu i ostre górki). Jest tu sporo dobrze oznaczonych tras rowerowych. Mijam Czerwony Krzyż. O g. 14.00 po przejechaniu 30 km jestem w Wigrach. Znajduje się tutaj były klasztor Kamedułów malowniczo położony na wzgórzu nad jeziorem Wigry. Odbudowane eremy i inne obiekty są użytkowane jako ośrodek wypoczynkowy. Teren jest tylko dzierżawiony przez państwo. Chcieli go oddać diecezji, ale na warunkach które jej nie odpowiadały i biskup się nie zgodził. Jest to świetne miejsce do tego by zobaczyć jak wygląda klasztor kamedułów.

 

 

 

 

 

Tuż u stóp klasztornego wzgórza jest przystań Żeglugi Mazurskiej. Po zwiedzaniu idę zjeść loda do baru. Jadąc przez Stary Folwark zauważam Informację Turystyczną. Tam otrzymuję plan centrum Suwałk. Stary Folwark to popularna miejscowość letniskowa, położona na północnym brzegu jeziora Wigry, w obrębie Wigierskiego Parku Narodowego. Była już przed wojną znanym ośrodkiem turystycznym. Wieś została założona w 1700 r. przez kamedułów wigierskich. W Suwałkach znalazłem o g. 17.20. Żeby dojechać do miasta musiałem się mocno napracować, aby pokonać poprzedzające je górki.

 

 

 

 

W Informacji Turystycznej otrzymuję spis wszystkich zabytków miasta ze zdjęciami i opisem. Na g 18.00 udaję się do konkatedry na Mszę św. Zostaję poproszony na kolację i nocleg z czego chętnie korzystam. Miasto powstało z osady założonej w XVII w. przez zakon kamedułów z pobliskiego klasztoru w Wigrach, jako jedna z osad na kolonizowanych przez nich wyludnionych terenach dawnej Jaćwieży, a 3 marca 1720 roku przywilejem królewskim August Sas II potwierdził prawa miejskie Suwałk. Objeżdżam miasto. Widać tu wpływy kamedułów. Ulice są bardzo szerokie i prostopadłe względem siebie. Jadę na plażę miejską nad Zalew Arkadia gdzie się kąpię. Nie ma dużo chętnych, ponieważ robi się już zimno. Wracam o g. 21.00.

 

 

 

 

 

 

 

Dzień siedemnasty

Suwałki - Jeleniewo - Smolniki - Hańcza - Olecko (24.07.2010)

(t= 6,02 h śr.= 12,9 km/h dyst.= 78 km)

 

 

 

 

Wstaję o g. 6,20. Mszę św. odprawiam o g. 7.00 z Jezuitą. Dwóch miejscowych księży ma dzisiaj jeszcze po trzy Msze św., więc trochę w ten sposób pomagamy. Po obfitym śniadaniu na plebanii i spakowaniu się ruszam dalej. Zgodnie z uwagami proboszcza, dla którego najładniejsze w okolicy są Smolniki i panorama z nich się rozciągająca, kieruję się najpierw na Jeleniów. Trasa nie jest już taka pagórkowata jak wczoraj. W Jeleniewie trafiam na otwarty drewniany kościół parafialny pod wezwaniem Najświętszego Serca Pana Jezusa z 1878 r. Właśnie odbywa się Msza św. pogrzebowa. W wieży kościoła znajduje się największa w Polsce kolonia rozrodcza nietoperza nocka łydkowłosego (Myotis dasycneme). To drewniany kościół z 1878 roku, z rokokowym wyposażeniem, pochodzącym z nieistniejącego już kościoła w Magdalenowie koło Wigier. Jest to jedyny tej klasy zabytek sakralnej architektury drewnianej na Suwalszczyźnie. Wieś powstała około 1770 roku.

 

 

 

 

Po 10 latach istnienia została przekształcona w miasto dzięki działalności reformatorskiej na tych terenach Antoniego Tyzenhausa, wówczas zarządcy ekonomii królewskich na Litwie. Jeleniewo dość szybko utraciło prawa miejskie - bo po około 30 latach. Pomimo tego miejscowość dalej rozwijała się. Dopiero znaczny rozwój Suwałk spowodował zubożenie Jeleniewa i sprowadzenie go do funkcji wsi. W latach 1815-1829 przez Jeleniewo prowadził trakt pocztowy z Warszawy do Petersburga. Dziś po dawnej świetności pozostał jedynie małomiasteczkowy układ przestrzenny z rynkiem i rogatkami. To są już tereny Suwalskiego Parku Krajobrazowego utworzonego 12.01.1976 r. jako pierwszy park krajobrazowy w Polsce. Położony jest na Pojezierzu Litewskim w mezoregionie Pojezierze Wschodniosuwalskie. Obejmuje Zagłębienie Szeszupy i tereny otaczające jezioro Hańcza. Leży na obszarze 4 gmin - Jeleniewo, Wiżajny, Przerośl i Rutka-Tartak, należących do woj. podlaskiego. Powierzchnia parku wynosi 6284 ha (62,8 km²). Duże, otwarte przestrzenie odsłaniają rzeźbę polodowcową, która jest najcenniejszym walorem parku. Wchodzę na Górę Cisową.

 

 

 

 

 

Rower zostawiam w trawie obok straży pożarnej. Góra Cisowa jest wzniesieniem o regularnym stożkowatym kształcie, określanym mianem „Suwalskiej Fudżijamy", „Góry Gulbieniskiej" lub „Góry Sypanej", którą to nazwę ludowa legenda łączy z leżącym u jej stóp jeziorem Kopanym. Według tej legendy góra została usypana sztucznie z ziemi wydobytej w miejscu, gdzie obecnie znajduje się jezioro. Nazwę Góry Cisowej nadano jej od rosnącego podobno kiedyś na jej szczycie potężnego cisa. Stanowi doskonały punkt widokowy na teren Parku, rozpościera się stąd rozległa panorama na Zagłębienie Szeszupy, którego dno pokrywają liczne jeziora, łąki, torfowiska oraz wzniesienia, tworząc niepowtarzalny krajobraz. Troszkę trzeba się natrudzić by na nią wejść zwłaszcza w czasie upału. Ale warto. Góra ta jest symbolem całej Suwalszczyzny. Z kolei kieruję się do Smolnik. Swoją nazwę zawdzięczają smolarzom, którzy w XVI wieku, w środku Puszczy Mereckiej zakładali pierwsze, niewielkie osady przemysłowe zwane budami. W ciągu niespełna stu lat, ok. 1642 r., powstała tu 13-to włókowa wieś.

Przed samą miejscowością znajduje się punkt widokowy „U Pana Tadeusza" z widokiem na zespół jezior kleszczowickich oraz widoczną w oddali Górę Cisową. Urodę tego miejsca wykorzystali w swoich filmach Tadeusz Konwicki („Dolina Issy" wg Cz. Miłosza) i Andrzej Wajda („Pan Tadeusz" wg A. Mickiewicza). Ze Smolnik skręciłem na Starą Hańczę. Początkowo ominąłem zakręt ponieważ jechałem z tak duża prędkością z górki, że nie wyhamowałem. Droga pokryta jest szutrem. Jest też trochę piachu. Kilka razy muszę prowadzić rower po górki.

 

 

 

 

W Starej Hańczy kąpię się w jeziorze Hańcza na malutkiej plaży. Jest ono najgłębszym jeziorem w Polsce (108,5 m). Od 1963 r. jezioro Hańcza jest rezerwatem krajobrazowo-wodnym. Orzeźwiony jadę przez Hańczę w stronę Olecka. Pojawia się niestety kostka brukowa. Przed Oleckiem krajobraz zupełnie się zmienia. Pojawiły się lasy. Jest też bardziej płasko. Jadę dosyć szybko. Koło g. 18.00 temperatura spada z 39 °C do 25 °C. Przejeżdżam przez niewielką, ale znaną rzekę Rospudę. O g. 19.10 jestem w Olecku. Próbuję znaleźć nocleg. Niestety na polu namiotowym nikogo nie ma w recepcji. W mieście zaś pole namiotowe jest już nieczynne. Próbuję w pensjonacie Jagoda ale też nikogo nie ma. W końcu trafiam do kościoła. Jest właśnie jakiś późny ślub. Dzwonię do proboszcza i znajduję gościnę. Poczęstowany kolacją idę zwiedzać miasto. Obchodzi ono 450 -lecie. Zostało założone w roku 1560 przez księcia Albrechta na pamiątkę spotkania się z królem Zygmuntem Augustem, fundatorem pobliskiego miasta Augustowa. Z ciekawostek, to w dniu 9 lutego 1929 roku w Olecku zanotowano najniższą temperaturę na dzisiejszych ziemiach polskich. Termometr na wówczas niemieckiej stacji meteorologicznej pokazał minus 42,2 stopnia. Do dziś rekord ten nie został pobity. W mieście trwają rocznicowe imprezy. Trafiam na koncert rockowy. Wracam o g. 22.30 i po kąpieli w wannie idę spać.

 

Dzień osiemnasty

Olecko - Wydminy - Sucholaski - Giżycko - Węgorzewo - Kal (25.07.2010)

(t= 6,25 h śr.= 13,9 km/h dyst.= 89 km)

W niedzielny poranek wstaję o g. 7.20. O g. 8.00 wraz z dwoma innymi księżmi odprawiam Mszę św. Parafia w której spałem okazała się Sanktuarium Podwyższenia Krzyża Świętego. W chwili założenia Olecko było całkowicie protestanckie. W wieku XIX osiedliła się tu większa ilość katolików. Krzyż misyjny przy kościele wykonany z drzewa dębowego został ustawiony w 1960 roku na zakończenie misji parafialnych. 10 września 1981 w czasie przygotowania do odpustu, po nabożeństwie wierni wychodzący z kościoła zauważyli strugi płynące z przodu i z prawej strony krzyża pod ramieniem poprzecznym. Sączące się krople koloru czerwonego spływały kilka dni. „Krwawienie” trwało do końca listopada 1981 roku. 2 marca 1982 „krwawienie” ponowiło się. Wierni uznali to za znak - wezwanie i przestrogę. Ludność odczytywała w tym znaku krwawiące rany Chrystusa. Wydarzenie stało się głośne nie tylko w regionie, ale też i w całej Polsce. Zaczęły napływać pielgrzymki z całego kraju. Krzyż obudowano, tworząc rodzaj kaplicy na planie kwadratu. Wyruszam po śniadaniu dopiero o g. 10.15. Najpóźniej w całej wyprawie. Dzisiaj pogoda się zmieniła. Słońce schowało się za chmurami. Temperatura spadła do 20 °C. Muszę się cieplej ubrać. Zakładam jeszcze podkoszulkę i kurtkę gameksową. Jak na niedzielę ruch na drodze wojewódzkiej jest dosyć duży. Górki są dalej. Bardzo rzadko pojawiają się lasy. Towarzyszą mi przede wszystkim pola i łąki. W Kurklanach widzę z drogi kościół z 1574 r. Mijam Pozezdrze. W czasie II wojny światowej obok Pozezdrza wybudowana została kwatera Himmlera. We wsi była placówka batalionu policyjnego zabezpieczająca ochronę Himmlera. Po wczorajszym dosyć forsownym tempie czuję się troszkę osłabiony. O g. 15.00 przejechałem tylko 40 km.

 

 

 

 

Jadąc miedzy Wydminami a Sucholasami mam piękny widok na jezioro Wydmińskie. Po wjeździe na drogę krajową w miejscowości Upałty ruch samochodów radykalnie się zwiększył. Jakby wszyscy chcieli nagle wjechać lub wyjechać z Giżycka. Dojechałem tam o g. 16.00. Giżycko jest nazywane stolicą żeglarstwa w Polsce. Okolice Giżycka mają największą w Polsce liczbę jezior. W samym mieście są to: Niegocin, Kisajno, Tajty, Popówka Duża, Popówka Mała, Wojsak. Jak mówił mi misjonarz z Ukrainy spotkany w Ełku, a pochodzący z Giżycka, to jest prawdziwa stolica Mazur, a nie żadne Mikołajki. Miasto sprawia pozytywne wrażenie. Ponieważ jest zimno, nikt się nie kąpie w jeziorze. Molo jest w remoncie.

 

 

 

 

 

W Giżycku trwa impreza o nazwie Giżycki Tydzień Żeglarski (od 16 do 25 lipca). Przez chwilę obserwuję konkursy imprezy. Jadę nad kanał. Właśnie jest otwarty most i przepływają jachty. Kieruję się na Węgorzewo przez Świdry. Jadę po nowo położonym asfalt. Ruch jest bardzo niewielki. Za to spotykam wielu rowerzystów. W Ogonkach mijam pustą plażę. Jeszcze wczoraj byłoby pełno ludzi (a jest niedziela). Ogonki to wieś turystyczna położona na przesmyku między jeziorami Święcajty i Stręgiel. Przez miejscowość przepływa rzeka Sapina łącząca te jeziora.

 

 

 

 

W Węgorzewie jestem o g. 20.00. Pytam się o pole namiotowe. Dowiaduję się, że jest w miejscowości Kal. Muszę przejechać ok. 5 km. Trafiam na międzynarodowy kemping „Niebieska Tawerna". Kosztuje 20 zł, ale jest bardzo porządne. Kal to wieś która znajduje się na półwyspie, pomiędzy jeziorami Mamry i Święcajty. Została założona przez Anzelma von Tettau, który w 1469 roku, ze swym bratem Janem, otrzymał zamek Węgobork wraz z otaczającą puszczą. Mieszkańcy byli ludźmi wolnymi. Nie odbywali służby wojskowej na sposób rycerski oraz nie pracowali przy budowie i naprawie zamków. Mieszały się tu wpływy pruski, litewski, polski, o czym mogą świadczyć napisy w tych językach, na legendarnym słupie w Kalu. Słońce które cały dzień było schowane za chmurami ukazało się by pokazać piękny zachód. Tak kończy się dzień.

 

 

 

 

 

 

Dzień dziewiętnasty

Węgorzewo - Przystań - Mamerki - Gierłoż - Kętrzyn - Święta Lipka (26.07.2010)

 (t= 4,53 h śr.= 12,6 km/h dyst.= 62 km)

 

 

 

 

 

 

Pobudkę robię o g. 7.30. W czasie pakowania zauważyłem, że mrówki opanowały mi sakwę. Były ich setki. Jedynym sposobem na nie okazała się woda spod prysznica. Tak udało mi się ich pozbyć. Po takiej przygodzie wyjeżdżam o g. 9.00. Spadł 5 minutowy deszczyk. Słońce jest schowane za chmurami. Objeżdżam Węgorzewo. Historia miasta sięga pierwszej połowy XIV wieku. W Węgorzewie Krzyżacy w 1335 r. zbudowali u ujścia Węgorapy do Mamr drewniany zamek, zwany Angerburg. Został on spalony w 1365 r. w czasie najazdu Litwinów. Nowy zamek usytuowano w tym samym miejscu. Węgorzewo 4 kwietnia 1571 uzyskało prawa miejskie, nadane przez księcia Albrechta Fryderyka Hohenzollerna. W latach 1844-1856 przekopano kanały łącząc Wielkie Jeziora Mazurskie w jeden system wodny, co umożliwiło komunikację parową z Węgorzewa do Giżycka. Węgorzewo opuszczam o g. 10.00. Przejeżdżam koło jeziora Mamry, jednego z największych jezior w Polsce.

 

 

 

 

 

Największa wyspa na Mamrach i jednocześnie Mazurach to Upałty. Mijam kanał Mazurski. Jest on jedną z unikalnych budowli z oryginalnymi rozwiązaniami technicznymi, wspaniale wkomponowany w środowisko naturalne. Projekt budowy Kanału Mazurskiego, który powstał pod koniec XIX wieku, opierał się na wcześniejszych pracach braci polskich, którzy osiedli na terenie Prus Książęcych. W XVII w. Józef Naronowicz - Naroński opracował dokładne mapy jezior i plan połączenia kanałem rzeki Pregoły z Niemnem, a kontynuator jego prac Samuel Suchodolec (Suchodolski) opracował projekt kanału mającego połączyć jezioro Śniardwy z jeziorem Niegocin i dalej z rzeką Pregołą.

 

 

 

 

Celem budowy było odprowadzenie w kierunku północnym wód z Wielkich Jezior Mazurskich do rzeki Pregoły w celu uzyskania drogi wodnej do Bałtyku, oraz wykorzystania energii wodnej do poruszania siłowni wodnych i osuszenia około l7 tysięcy hektarów łąk. W późniejszym okresie zrezygnowano z funkcji energetycznej kanału i planowano wykorzystać go jedynie jako drogę wodną do transportu drewna, materiałów budowlanych, torfu oraz turystyki. Długość kanału wynosi 51,7 km w tym 22 km na terenie Polski. Między Kamionką Wielką a Radziejową muszę pokonać kostkę brukową. Jak zwykle jedzie się bardzo ciężko.

 

 

 

 

 

W Mamerkach zwiedzam bunkry. Bilet kosztuje 8 zł. Jest to jeden z najlepiej zachowanych w Polsce kompleksów niezniszczonych bunkrów niemieckich z okresu II wojny światowej - Kwatera Naczelnego Dowództwa Wojsk Lądowych (OKH) „Mauerwald". Została ona wybudowana w odległości 18 km na wschód od kwatery Hitlera, w lesie, w miejscowości Mamerki nad Kanałem Mazurskim. Ogółem w kwaterze zamieszkiwało około 1500 osób, w tym ponad 40 generałów. Hitler złożył trzy wizyty w kwaterze OKH. W skład kompleksu wchodzi bunkier „gigant”, którego ściany i stropy mają grubość 7 metrów. Teraz czas na Gierłoż. W lipcu 1940 roku twórca „Organisation Todt", 50-letni gen. mjr dr inż. Fritz Todt otrzymał zadanie budowy tajnego obiektu w Die Görlitz (Gierłoż). Inżynierowie Todta byli znakomitymi specjalistami od budowy umocnień wojskowych i bunkrów. Dlatego to właśnie jemu zlecono przygotowanie jednego z najsłynniejszych i najtajniejszych obiektów II Wojny Światowej - kwatery kętrzyńskiej nazwanej „Wilczym Szańcem" - „Die Wolfschanze".

 

 

 

 

Ścisły obszar kwatery wynosił 250ha, lasu - 800ha. Całość zabezpieczona była zaporami z drutu kolczastego oraz polami minowymi o szerokości od 50 do 100m. Cały obszar kwatery składał się z trzech koncentrycznie położonych stref bezpieczeństwa. Właśnie w Wilczym Szańcu miał miejsce słynny zamach na Hitlera. W czwartek 20 lipca 1944r. dokładnie o godzinie 12:42 potężny wybuch wstrząsnął kwaterą, w powietrzu fruwały framugi okienne i urwane gałęzie. Bombę z opóźnionym zapłonem przywiózł przybyły na naradę z Berlina pułkownik Claus von Stauffenberg. Eksplozja nie zabiła jednak Hitlera. Doznał on tylko niewielkich obrażeń i był w stanie jeszcze tego samego dnia przyjąć przybyłego z wizytą Mussoliniego. Oglądam tylko zewnętrze bunkry, które można zobaczyć za darmo. Miejscowi opisali mi jak tam dojechać. Wystarczy obok wiaty skręcić w lewo na drogę betonową. I po krótkim czasie ukazują się bunkry. Pół kilometra wcześniej przez płot rzuciłem okiem na Park Miniatur Warmii i Mazur przedstawiający zabytki obu regionów. Przede mną Kętrzyn. Na drodze nr 592 do Kętrzyna jest bardzo duży ruch. Ale jakoś udaje się przejechać.

 

 

 

 

Miasto leży na ziemiach plemienia Bartów. Najazdy krzyżackie doprowadziły do spalenia istniejących grodów, a mieszkańców, którzy przyjęli chrzest, przesiedlano. Pozostałą ludność mordowano, wsie i grody palono. Dopiero w 1329 zbudowano strażnicę krzyżacką na zgliszczach grodu o pruskiej nazwie Rast. W pobliżu już w 1330 rozpoczęto budowę kościoła św. Katarzyny (rozebrany w XIX wieku). Walki z wojskami litewskimi dowodzonymi przez książąt Olgierda i Kiejstuta, doprowadziły do zniszczenia strażnicy w 1345 r. Zakon krzyżacki już w 1350 zdołał odbudować osadę, rozpoczął budowę murów obronnych. Prawa miejskie zostały nadanie w dniu 11 listopada 1357 przez Henninga Schindekopfa przez lokację na prawie chełmińskim. Wójtem - zasadźcą został Henryk Padeluche. W obrysie murów od strony południowej wybudowano warowny kościół św. Jerzego i zamek krzyżacki.

 

 

 

 

 

Miasta bronić miało 13 baszt, w murach zbudowano dwie bramy. 7 maja 1946 roku nadano miastu nową nazwę Kętrzyn od nazwiska Wojciecha Kętrzyńskiego, historyka z XIX wieku walczącego z germanizacją Mazur. Zaczęło padać. Chowam się w restauracji zamkowej gdzie chciałem coś zjeść, ale nie mogę doczekać się kelnera. Trafiam do kawiarni, gdzie jem najlepszą w życiu zapiekankę z cebulą w cenie 8 zł. Można się nią spokojnie najeść. Kupuję sobie też herbatę na rozgrzewkę. Jest tylko 19 °C. W międzyczasie przestaje padać. Przede mną znane mi sanktuarium w Świętej Lipce, gdzie opiekę duszpasterską prowadzą Jezuici. Początki sanktuarium maryjnego sięgają XIV w. i znamy je tylko z opowiadań ludowych przekazywanych ustnie przez kilka wieków. Swą nazwę wzięło od lipy. Bo od bardzo dawna stała na tym miejscu rozłożysta lipa, a na niej prawie z pierwszym posiewem chrześcijaństwa w Prusach - pojawiła się figurka Matki Boskiej z Dzieciątkiem.

 

Święta Lipka, to także obiekt zabytkowy niezwykłej wartości, zaliczany do najwspanialszych okazów późnego baroku w Polsce. Zespół architektoniczny złożony z kościoła, krużganku i klasztoru, posiada zachowaną w stanie prawie nie zmienionym bogatą i różnorodną dekorację. Dojechałem tam o g. 17.20. Wchodzę do bazyliki. Właśnie odbywa się pokaz słynnych organów, których niektóre fragmenty są ruchome np aniołki. Po pokazie chciałem jechać dalej, ale zaczęło mocno padać. Chyba Matka Boża chciała bym był blisko Niej. Nocleg znajduję w domu pielgrzyma. Mimo tego, że słońce jest za chmurami jest jakoś nadzwyczajnie jasno. W restauracji Hotelu 500 funduję sobie słodką przekąskę w postaci naleśników, sernika i gorącej czekolady do picia. Zadowolony wracam do pokoju.

 

Dzień dwudziesty

Święta Lipka - Reszel - Bisztynek - Lidzbark Warmiński - Stoczek Klasztorny - Pieniężno (27.07.2010)

(t= 7,17 śr.= 13,4 dyst.= 98 km)

 

 

Wstaję o g. 6.30. Mszę św. w bazylice odprawiam o g. 7.00. Później jem śniadanie z Jezuitami. Jest też znany mi wcześniej o. Mieczysław Wołoszyn, który prowadził tu kiedyś obozy biblijne. Opuszczam gościnne progi sanktuarium o g. 9.20. Powietrze jest bardzo wilgotne. W nocy lało. Temperatura powietrza - 18 °C. Nieraz lekko mży. Zaraz za Świętą Lipką jest granica między Mazurami a Warmią. Na Warmii rządzą łany zbóż. Na Mazurach zaś łąki. Po przejechaniu 6 km jestem w Reszlu. Na całym 6 km odcinku ze Świętej Lipki do Reszla znajduje się 15 barokowych kapliczek drogi różańcowej, pochodzących z 1743 roku, zlokalizowanych niemal naprzemienne po obydwu stronach drogi.

 

 

 

 

 

W latach 1254 - 1354 na Warmii powstało dwanaście miast, między innymi Lidzbark Warmiński, Olsztyn i Reszel, który prawa miejskie uzyskał w 1337 r. (o akcie lokacyjnym) Po bitwie pod Grunwaldem w Reszlu gościły wojska króla Władysława Jagiełły. Po 50 latach istnienia miał duży gotycki kościół (w latach 1475 - 1503 przebudowany), zamek biskupi (budowa 1350 - 1401), ratusz, składy towarowe, klasztor, szpital, wodociąg oraz mury obronne. Był drugim pod względem zamożności i znaczenia miastem Warmii. W 1520 roku Król Zygmunt Stary obsadził zamek w Reszlu załogą 400 Czechów, którzy ograbili okolice miasta. W

tym samym roku na przedmieściach miasta odbyła się bitwa z Tatarami.

 

 

 

 

W wyniku przyłączenia Warmii do Prus rozszerzyły się jej kontakty handlowe z takimi krajami jak: Francja, Hiszpania czy Włochy. Szczególnie silnie rozwinął się handel zbożem i suknem. Przyczyniło się to do bogacenia mieszczan. Pod koniec XVIII wieku proboszczem w Reszlu był Marcin Krasicki. Często odwiedzał go brat, biskup warmiński Ignacy Krasicki. Proboszcz rezydował w starej plebanii znajdującej się między zamkiem a kościołem. Tam też odbywały się spotkania rodzinne. Bracia interesowali się wykopaliskami. W 1781 roku znaleźli oni starożytną urnę z popiołami. Od 1945 roku Reszel powrócił do Polski.

 

Reszel ma najlepiej zachowane, pochodzące z czasów średniowiecza zabytki, a szczególnie pochodzącą z XIX wieku najbardziej kompletną na Warmii staromiejską zabudowę. Wchodzę na wieżę kościoła farnego z XIV w., skąd rozpościera się piękny widok na Zamek Biskupów Warmińskich i zabudowę starego rynku, a także na okolice Reszla. Wejście na wieżę kosztuje 4 zł. Po wejściu byłem cały mokry od potu. Taras widokowy jest na wysokości 51,2 m i trzeba przejść 232 stopnie. Dalej kieruję się na Bisztynek. Później skręcam na Lidzbark Warmiński. W Rokitniku zaatakowały mnie dwa duże psy. Na szczęście z naprzeciwka jechał samochód i dały mi spokój. Po drodze widzę wiele pasiek. Cecha charakterystyczna tego regionu. Zobaczyłem znaki prowadzące do sanktuarium w Stoczku Warmińskim (Klasztornym).

 

 

 

 

Po krótkim zastanowieniu się postanawiam tam pojechać. Jest nowo położony asfalt. Niestety bardzo wieje. Sanktuarium jest na uboczu i trzeba nadrobić kilka kilometrów z głównej drogi. Sanktuarium strzegą Marianie. Kościół pw. Nawiedzenia NMP w Stoczku wybudowano jako wotum dziękczynne biskupa Mikołaja Szyszkowskiego po zakończeniu wojny ze Szwecją. Po wybudowaniu świątyni w 1641 r. do kościoła sprowadzono kopię obrazu Matki Boskiej Salus Populi Romani (Zbawienie Ludu Rzymskiego), pochodzącego z Rzymu z Bazyliki Matki Bożej Większej. W klasztorze w Stoczku przez rok (1952-1953) więziony był przez władze komunistyczne Prymas Tysiąclecia. Tutaj właśnie przygotował akt zawierzenia Matce Bożej całej Ojczyzny. W jednym z pomieszczeń znajduje się dziś izba pamięci, utrwalająca obecność ks. Prymasa w tym miejscu. W roku 1987 decyzją papieża świątynia podniesiona została do rangi Bazyliki Mniejszej. Miejsce jest ciche i spokojne.

 

 

 

 

 

Wracam na główną drogę. Dojeżdżam do Lidzbarka Warmińskiego. Miasto od 1350 r. do XIX wieku był stolicą Warmii i dawniej jej największym miastem. Miasto było ważnym centrum wiary i kultury w Rzeczypospolitej Obojga Narodów, często dlatego też nazywano je Perłą Warmii. Przez długi czas było pod panowaniem biskupów warmińskich. Po wschodniej stronie miasta znajduje się jeden z najcenniejszych zabytków w Polsce. Jest nim okazały zamek gotycki Biskupów Warmińskich z XIV w. Zespół zamkowy wzniesiono na stosunkowo wąskim półwyspie przy ujściu Symsarny do szerzej rozlewającej się tutaj Łyny. właściwy zamek (dom) usytuowany został mniej więcej pośrodku tego półwyspu; od południa rozciągało się przedzamcze, od północy zaś - przy zbiegu rzek - młyn zamkowy, którego teren, niewątpliwie silnie ufortyfikowany, tworzył jakby drugie przedzamcze. Na zamku przebywały znamienite osoby: Mikołaj Kopernik, papież Pius II, Jan Dantyszek, Ignacy Krasicki, Stanisław Hozjusz, Marcin Kromer, Jan Olbracht Waza, Adam Stanisław Grabowski, Karol XIII, Napoleon Bonaparte i wielu innych.

 

A oto przykład jednej z potyczek słownych biskupów: Pewnego razu, gdy Krasicki podejmował na zamku Jana Ursyna Niemcewicza, ten zauważył, iż usługuje im bardzo brzydka służąca i zażartował: „Kto z brzydką grzeszy, dwa razy grzeszy, bo i Boga obraża i ludzi śmieszy". Biskup oczywiście nie pozostał dłużny i odrzekł: „Kto z brzydką grzeszy, duszę swą zbawia, bo grzesząc jednocześnie pokutę odprawia". Niestety zamek jest remontowany, więc oglądam go tylko z zewnątrz. Oglądam za to kościół pw. św. Ap. Piotra i Pawła z XIV w. Pani, która pełniła dyżur w kościele, krótko mi o nim opowiedziała. Do Bramy Wysokiej jest remontowana droga i nie ma dojazdu. O g. 17.00 wyjeżdżam z Lidzbarka. Skręcam na Pieniężno. skąd będzie łatwiej dojechać do następnego celu - Elbląga. Po męczącej jeździe po górach i w zimnie. Dwa razy zaatakowany przez psy o g. 20.00 dojechałem do Pieniężna. To był jeden z najdłuższych etapów na tej wyprawie. Nie chce mi się już szukać Werbistów, którzy mają tutaj swoje seminarium misyjne. Jadę na kemping za 10 zł, gdzie jest zupełnie pusto. Gospodarz, który tutaj mieszka, wprowadza mnie do piwnicy domu, gdzie jest tapczan i ciepła woda z prysznicem tylko dla mnie. Dzisiaj miałem ubrane grube skarpety, nogawki, rękawki, podkoszulkę, dwie koszulki z krótkim rękawkiem, cienki polar i kurtkę z gameksu. Na wiatr jeszcze włożyłem mapę pod kurtkę.

 

Dzień dwudziesty pierwszy

Pieniężno - Braniewo - Frombork - Elbląg (28.07.2010)

(t= 6,06 śr.= 13 dyst.= 78 km)

 

 

 

 

 

Pobudka o g. 7.20. Trochę pospałem po wczorajszym męczącym etapie. O g. 8.30 wyruszam z kempingu. Objeżdżam Pieniężno. Z historii miasta wiadomo że Prusowie założyli w tym miejscu gród obronny, który nazywał się Melcekuke. Ostatnim księciem staropruskim był prawdopodobnie Wewa. W połowie XIII w. stoczył krwawy bój z Krzyżakami ponosząc klęskę. W efekcie, zgodnie z umową między Krzyżakami a papieżem Innocentym IV, Warmię otrzymał biskup, a Terra Wewa przekazana została kapitule. Pierwsze zapiski w kronikach zakonu krzyżackiego podają datę 1282 r., kiedy to biskup warmiński przekazał posiadłości Wewy kapitule z poleceniem założenia parafii i wzniesienia kościoła. Krzyżacy nazywali miasto Mehlsack. Nie jest dokładnie znana data nadania praw miejskich, niektóre źródła podają 1295 r., jednak w dokumentach po raz pierwszy nazwy civitas (łac. – miasto) użyto w 1312 r.

 

 

 

 

Na zwiedzanie miasta trzeba by całego dnia. Sam rezerwat Wałszy zajmuje ok. 5 godzin. Pieniężno opuszczam o g. 9.30. Jest 21 °C, a więc dużo cieplej. Wychodzi nawet słońce zza chmur. Między Pieniężnem a Braniewem droga się mocno wypłaszcza. Można więc jechać dużo szybciej. Po 30 km jestem w Braniewie. I tu jestem zaskoczony ilością zabytków w mieście. Na ich zwiedzanie trzeba by także całego dnia. Braniewo jest najstarszym miastem warmińskim, powstało ok. 1240 r. na miejscu dawnego staropruskiego grodu i wykształciło się wokół zamku krzyżackiego. Położone na obu brzegach rzeki Pasłęki, w pobliżu ujścia do Zalewu Wiślanego, do końca XVIII w. był tu port handlowy. Patronką Braniewa jest błogosławiona Regina Protmann 13 czerwca 1999 roku matka Regina została beatyfikowana przez papieża Jana Pawła II. W informacji turystycznej nie mają niestety darmowego informatora o zabytkach. Można za to kupić taki za 2,50 zł. Po krótkim objeździe miasta stwierdzam, że już wystarczy. O g. 11.30 ruszam dalej. Znowu pojawiają się górki. Około godziny 14.00 dojechałem do Fromborka.

 

 

 

 

 

Miasto obchodzi swoje 700 - lecie. Na Wzgórzu Katedralnym znajduje się cenny zespół zabytkowych obiektów. Gotycka bazylika jest najstarszą budowlą wzgórza. Wzniesiono ją w latach 1329-1388. W końcu XV w. dobudowano do niej gotycką kaplicę św. Jerzego, a w XVIII w. kaplicę barokową. Ściany i sklepienia trzynawowej bazyliki ozdobiono polichromią (1888). W katedrze znajdują się jedne z najsłynniejszych w kraju barokowych organów (1683). Dawny gotycki pałac biskupi powstał w poł. XVI w., a przebudowano go w duchu baroku w latach 1727-1728. W 1945 r. spłonął, ale został odbudowany w latach 1965-1970. Obecnie stanowi siedzibę Muzeum Mikołaja Kopernika. Gotycko-renesansowa kustodia została zbudowana na początku XVI w. i przebudowana w 1630, a następnie 1713 r. Kanonie wewnętrzne pochodzą z XVII-XVIII w.

 

 

 

 

 

Dziś są zajęte przez bibliotekę i pracownie muzealne. Gotyckie, ceglane obwarowania wzgórza katedralnego, m.in.: Wieżę Kopernika i Dzwonnicę (Wieża Radziejowskiego), wzniesiono w okresie od połowy XIV do końca XV w. Wieża Kopernika jest najstarszym elementem fortyfikacji Wzgórza Katedralnego. Została zbudowana przed 1400 r., wyższe kondygnacje wielokrotnie przebudowywano na przestrzeni XV-XVIII w. W latach 1504-1543 wieża była własnością Mikołaja Kopernika, tu znajdowało się jego mieszkanie. Została spalona w 1945 r., następnie zrekonstruowana. Prace zakończono w 1965 r.

 

 

 

 

 

 

Obecnie mieści się w niej ekspozycja pt. Gabinet uczonego doby renesansu. Dzwonnica zwana wieżą Radziejowskiego to budowla gotycko - barokowa z XVI-XVII w. Spłonęła w 1945 r., została odbudowana w latach 1972-1973. W przyziemiu mieści się muzealne planetarium. Na wyższych kondygnacjach prezentowane są wystawy sztuki współczesnej. Tam znajduje się również planetarium i taras widokowy, z którego podziwiać można panoramę Fromborka i okolic. W dzwonnicy zawieszone jest wahadło Foucaulta, służące do naocznego stwierdzenia ruchu obrotowego Ziemi. Renesansowa Wieża Wodna, ceglana z XIV-XVI w. W 1571 r. zainstalowano w niej urządzenie wodociągowe dostarczające wodę na Wzgórze Katedralne. Był to drugi tego typu wodociąg w Europie. Obecnie jest wieżą widokową. Wejście na nią kosztuje 5 zł i widok jest bardzo ładny. Wejście do dawnej katedry kosztuje 6 zł. Do muzeum trzeba kupić osobny bilet. W ogóle Frombork to pełne zabytków wzgórze katedralne i troszkę domów. 

 

 

 

 

W czasie zwiedzania o g. 15.45 zaczyna lać. Temperatura spada do 18 °C. Muszę się trochę rozgrzać. Udaję się do restauracji „Pod Wzgórzem". Zamawiam sobie karkówkę. Teraz najedzony i rozgrzany mogę jechać dalej. Wyjeżdżam o g. 16.55. Za Fromborkiem zaczyna mocno padać. Pierwszy raz ubieram mój strój przeciwdeszczowy. Temperatura spada do 16 °C. Chciałem jechać drogą przez Tolkmicko i Park Krajobrazowy Wysoczyzny Elbląskiej, ale robi się zbyt ekstremalnie. Leje i mgła ogranicza widoczność do 50 m. Wybieram krótszy wariant do Elbląga. Nie jadę przez Park ale za to wjeżdżam na najwyżej położoną miejscowość Parku - Milejewo obok Góry Maślanej (196,9 m npm). Później jadę już z górki przy bardzo słabej widoczności. Do Elbląga dojechałem o g. 20.10. Tutaj jest lepsza pogoda. Udaję się na międzynarodowy kemping za 20 zł. Widzę mnóstwo niemieckich kamperów. Po rozbiciu namiotu idę na Stare Miasto. Robi wrażenie. Wracam w strugach deszczu.

 

 

 

 

 

Dzień dwudziesty drugi

Elbląg - Nowy Staw - Lichnowy - Tczew (29.07.2010)

(t= 5,01 śr.= 12,5 dyst.= 63 km)

 

 

Elbląg został założony przez Krzyżaków w 1237. Pod koniec II wojny światowej znacznie zniszczony przez walki między Niemcami i Armią Czerwoną. Prawie całkowicie zburzona została zabudowa Starego Miasta, które uchodziło za jedno z największych i najpiękniejszych w Europie. Był rok 1521. Od kilku lat toczyła się wojna między Wielkim Mistrzem Zakonu Krzyżackiego Albrechtem, a królem Polski Zygmuntem. W tym czasie Elbląg był miastem przygranicznym, które od czasów pokoju toruńskiego należało do Rzeczpospolitej. W trakcie tej wojny szczęście sprzyjało raz jednej, raz drugiej stronie. Wojska zakonu zajęły Braniewo, natomiast Polacy opanowali zamek w Pasłęku.

 

Elbląg, jako zamożny ośrodek i do tego znajdujący się przy samej granicy, był ważnym punktem strategicznym dla Krzyżaków. Wielki Mistrz postanowił więc zdobyć miasto. W tym właśnie celu 4 marca 1521 roku z Królewca wyruszyło w stronę Elbląga 2 tysiące zbrojnych pod wodzą Kaspra von Schwalbacha i Moritza von Knebel. Mimo wcześniejszych ostrzeżeń miasto było słabo pilnowane. Straże, zwykle czujne, drzemały znużone uroczystościami obchodzonymi w mieście do późnych godzin nocnych. Rankiem 8 marca, kiedy mgły zaczęły okrywać okoliczne pola, przekupieni zdrajcy napadli na straże, opuścili zwodzony most i otworzyli ciężkie dębowe bramy.

 

 

 

 

Krzyżacy jak lawina runęli na miasto. Knechtów zakonnych jako pierwszy ujrzał miejski kowal Antoni Boran. Zwołał on ludzi, którzy wspólnymi siłami próbowali unieść zwodzony most. Rozgorzała walka. Most runął do fosy. Nie przeszkodziło to jednak nacierającym rycerzom. Ponadto w mieście znalazła się już znaczna grupa zbrojnych. Inni nadciągali i lada chwila powinni dostać się w obręb murów miasta. Na Starym Rynku zaroiło się. Od strony miasta zbliżały się szybkie, głośne kroki biegnących ludzi. To nieliczna załoga grodu spieszyła na pomoc. Kilkudziesięciu mieszczan wdarło się na wieżę, z której rzucili na napastników kamienie, belki, gorącą smołę i popiół, dzięki czemu wstrzymali atakujących. Ale w odległości kilkuset metrów od bramy pojawiła się zwarta kolumna pozostałych sił krzyżackich.

 

W tych okolicznościach pośród walczących znalazł się nikomu nieznany czeladnik piekarski. Kiedy nacierająca kolumna była już kilkadziesiąt metrów od bramy, zaczął on swą piekarską łopatą ciąć grube sznury, na których wisiała dębowa krata znajdująca się w bramie. Piekarczyk uderzał łopatą raz po raz, aż sznury zaczęły pękać. Wreszcie drgnęła ciężka, nabijana żelaznymi ćwiekami krata i osunęła się na dół, przygniatając pierwsze szeregi knechtów, którzy zdążyli już wejść w głąb bramy. Krzyżacy odstąpili od murów miasta. A ci, którzy byli już w środku, po krótkiej walce musieli się poddać. Męstwo Piekarczyka uczczono piosenką, a łopatę, którą przeciął liny, zawieszono we wnętrzu bramy. Jej cząstki wisiały tam jeszcze przez ponad 250 lat. Również na znak zwycięstwa w bramie wyrzeźbiono znak łopaty, a każdy 8 marca - aż do 1772 roku, obchodzono w Elblągu jako święto miejskie.

 

 

 

 

 

Rano leje. Wstaję o g. 7.30 i idę się myć. W toalecie są włączone kaloryfery z powodu panującego zimna. Jest 16 °C. Zastanawiam co robić dalej. Dzisiaj jest ostatni dzień wyprawy. Mogę jechać pociągiem do Bydgoszczy, chociaż z przesiadką. Ale z rowerem to ciężko. Ostatecznie decyduję się jechać dalej rowerem. Chcę dotrzeć do Tczewa do którego jest ok. 50 km i stamtąd bez przesiadek dostanę się do Bydgoszczy, a do tego chociaż w strugach deszczu, pooglądam trochę piękne i wyjątkowe Żuławy.

 

Obszar Żuław Wiślanych stanowi tylko teoretycznie płaską równinę, wznoszącą się niewiele ponad poziom morza i nieznacznie podniesioną w górę rzeki. Niedostrzegalne w terenie dla ludzkiego oka różnice w wysokości, wychwytuje dopiero mapa topograficzna. Pozwala ona stwierdzić istnienie wielu różnej wielkości nabrzmień, a także powierzchni położonych poniżej poziomu morza, tworzących obszary depresyjne. Powierzchnia Żuław u nasady delty, przy rozgałęzieniu Leniwki i Nogatu w tak zwanej Mątowskiej Głowie, znajduje się nieco powyżej 10 m npm. stąd powierzchnia stopniowo się obniża w kierunku północnym i północno-wschodnim, aby mniej więcej na linii Święty Wojciech, Kiezmark, Nowy Dwór Gdański, Jegłownik i Rozgart osiągnąć 0 m i przejść w kilka obniżeń leżących poniżej poziomu morza. Obszary depresyjne stanowią ok. 28% ogólnej powierzchni delty.

 

Największy obszar depresyjny rozpościera się wokół Jeziora Druzno (także Drużno). Na jego obszarze w Raczkach Elbląskich znajduje się najniżej położony punkt depresyjny Polski (1,8 m ppm.). Jest to miejsce położone przy drodze krajowej numer 22 pomiędzy miastami Elbląg i Malbork. Do XII wieku obszar Żuław charakteryzował się bardzo niewielkim zaludnieniem, co wynikało ze stałego niebezpieczeństwa powodzi. W XIII wieku rozpoczęła się intensywna, słowiańsko - pruska kolonizacja, pozostałością której są istniejące po dzień dzisiejszy osady i systemy odwadniające oraz liczne nazwy miejscowości. W średniowieczu oraz późniejszym okresie Żuławy (niem. nazwa Werder) były terenem intensywnej kolonizacji holenderskiej (mieszkali tu Olędrzy, wyznania mennonickiego) a następnie niemieckiej. Najszybciej w 1536 roku w Lichnowach.

 

 

 

 

Wyruszam o g. 9.30 wcześniej pakując się w deszczu. Z Elbląga wzdłuż trasy krajowej nr 7 prowadzi ścieżka pieszo - rowerowa. Robię częste postoje. Mimo, że jest płasko to wiatr i deszcz są męczące. W Jazowej skręcam w boczną drogę na Nowy Staw. Znajduje się tu most nad Nogatem stanowiący granicę administracyjną z województwem warmińsko-mazurskim. Rzeka Nogat jest jednym z ujściowych ramion Wisły o długości 62 km. Uchodzi licznymi odnogami do Zalewu Wiślanego, tworząc deltę. Mijam Myszewo. W Nowym Stawie jestem o g. 13.00. Idę cały mokry do kawiarni. Niestety nie ma gorącej czekolady. Kupuję dwie zapiekanki i herbatę oraz trochę słodkości. W międzyczasie przestało padać. Wychodzi słońce i temperatura zaraz wzrasta do 25 °C.

 

Nowy Staw liczy ok. 4 tys. mieszkańców. Teren, na którym rozbudował się Nowy Staw, wznosi się od 2,5 do 5,3 m npm. Tutejsze gleby, zwane madami, należą do najurodzajniejszych na terenie Pomorza. Mady charakteryzuje silne nawodnienie, dlatego okoliczne grunta "pocięte" są siecią rowów odwadniających. Od 1400 r., przez kilka dziesięcioleci budowano monumentalny, największy na Żuławach kościół parafialny św. Mateusza - Kolegiata Żuławska. Objeżdżam ją dookoła, a zauważyłem dopiero jak chciałem wyjechać z miasta. Trasa na Tczew jest poszerzona i jak na Żuławy to autostrada. Dojeżdżam do mostu na Wiśle. Jest niestety w remoncie i trzeba nadrobić kilka kilometrów. Dowiaduję się od miejscowych, że można nim przejść tylko na samym końcu jest brama nad którą trzeba przenieść rower.

 

Może być ciężko. Na moście spotykam sakwiarza z Niemiec, który jedzie na Litwę. Na mapie pokazałem mu gdzie jest kemping w Malborku. Dowiedziałem się od niego, że brama jest otwarta. Jest nadzieja. I rzeczywiście. Pięć minut po moim przejeździe bramę zamknięto. Nie dałbym radę przenieść roweru. Tak znalazłem się w Tczewie. Wiślane mosty stanowią szczególną atrakcję Tczewa. Jako pierwszy, w latach 1851-1857, powstał most drogowy i był wówczas jednym z najdłuższych na świecie (837 metrów długości). Jego budowa kosztowała 4 miliony talarów. Kamień węgielny pod budowę położył Fryderyk Wilhelm IV. Most początkowo miał dziesięć wież i dwie bramy wjazdowe z pięknymi portalami – do dzisiaj pozostały jedynie cztery wieże. Amerykańskie Towarzystwo Inżynieryjne uznało most tczewski za międzynarodowy zabytek inżynierii budowlanej (na tej samej liście jest m.in. paryska wieża Eiffel’a). Drugi most, kolejowy, powstał w latach 1888-1890. Jadę na dworzec PKP kupić bilet. Kosztuje 45 zł. Wracam na pięknie odbudowane bulwary. Znów wracam na stację. W Bydgoszczy jestem o g. 21.00.