ODBIERZ TWÓJ BONUS :: »

Finlandia

Autor: Bartłomiej Lechowski
Data dodania do serwisu: 2004-05-26
Relacja obejmuje następujące kraje: Finlandia
Średnia ocena: 6.50
Ilość ocen: 231

Oceń relację

Jaka jest ta Finlandia? Jak tam jest? To pytanie nurtowało mnie od szkoły podstawowej. Chciałem tam pojechać już od czwartej czy piątej klasy, kiedy zobaczyłem zdjęcie w podręczniku do geografii. Wreszcie udało się! Po trwających jakiś czas przygotowaniach wybrałem się w samotną wędrówkę po fińskiej Laponii, za kołem podbiegunowym.

Jako cel wybrałem sobie Park Narodowy Pallas – Ounastunturi, a następnie planowałem pojechać do drugiego parku – Lemmenjoki. Ale... zacznijmy od początku.

Dostać się do Finlandii z Polski to nie lada trudność. Nie kursują żadne promy, a jedyna droga morska prowadzi przez Szwecję lub Niemcy. Koleją również się nie dojedzie. Co ciekawe, nie ma nawet pociągu do Tallina, skąd do Helsinek już niedaleko.

Ja wybrałem się z Warszawy do stolicy Estonii autokarem, który kursuje raz w tygodniu. Podróż trwa całą noc, a ostatni przystanek autokaru jest w porcie, z którego odchodzą promy między innymi do Helsinek. Tutaj szybko kupiłem bilet i wsiadłem na prom "Meloodia" o 15.30 i po 4,5 godzinach byłem w Helsinkach. Warto dodać, że samo wpływanie do portu jest szalenie ciekawe. Prom przepływa niekiedy przez bardzo wąskie kanały pomiędzy wysepkami otaczającymi miasto od południa. Jest ich naprawdę mnóstwo! (http://www.tallink.fi/en/index.html).

W stolicy Finlandii długo nie zabawiłem. Powędrowałem przez centrum miasta i w miarę szybko znalazłem dworzec kolejowy. Tutaj niestety zostałem niemile zaskoczony. Okazało się, że koleje fińskie nie przewidują zniżek dla studentów z innych krajów, bez ważnej międzynarodowej legitymacji studenckiej. Udałem się więc na dworzec autobusowy, lecz szybko zmieniłem decyzję po tym, kiedy dowiedziałem się, że bilety są jeszcze droższe. Ostatecznie, za podróż koleją z Helsinek do Rovaniemi zapłaciłem 70 €. Cena ta była jednak adekwatna do warunków i czasu podróży. Pociąg jechał od godziny 22.30 do 10.55, czyli ponad 12 godzin i było naprawdę bardzo przyjemnie. Bez porównania z polskimi ekspresami. (http://www.vr.fi/heo/eng/).

Rovaniemi leży praktycznie na kole podbiegunowym. Jest to miasto świętego Mikołaja, którego jednak nie widziałem. Obok stacji kolejowej jest plac, na którym zatrzymują się autokary jadące na daleką północ. Do jednego z nich wsiadłem i pojechałem do Muonio. Dalej autokar przekracza granicę ze Szwecją. Po drodze rozmawiałem z Duńczykiem mieszkającym w Norwegii a pracującym w Finlandii. Pytałem, jak wygląda ta trasa zimą. Odparł, że pług przejeżdża raz na dwa dni, jednak mimo to Finowie nie mają z przejazdem większych problemów (jak oni to robią ?!). Powiedział też, że jeśli kierowca widzi zaspę na drodze, to nie powinien przez nią przejeżdżać, bo może to być po prostu śpiący renifer. Po drodze, przy szosie zobaczyłem właśnie pierwsze renifery. W Muonio, w centrum informacji turystycznej zaopatrzyłem się w odpowiednią (tak mi się wtedy wydawało) mapę, po czym autostopem udałem się w okolice hotelu Pallas. (http://www.metsa.fi/natural/nationalparks/pallas-ounastunturi/index.htm)

Trzeba w tym miejscu podkreślić, że z podróżowaniem "stopem" w Finlandii nie ma większego problemu, chyba że jesteśmy na bocznych drogach na północy, gdzie rzadko jeżdżą samochody (czego doświadczyłem później). Przy hotelu Pallas, gdzie zaczyna się szlak wiodący na północ przez Park Narodowy Pallas – Ounastunturi zatrzymałem się, żeby przejrzeć dokładniej mapę i przygotować się. Tutaj spotkałem trzech Finów, którzy popijając piwo rozmawiali w zupełnie niezrozumiałym języku zapewne o przebytej podróży. Widać było, że wrócili z parku, więc spytałem po angielsku. Nie myliłem się, a drążąc temat, wypytałem o szczegóły. Dowiedziałem się, że na kilku dłuższych odcinkach szlaku nie ma źródeł wody, więc trzeba się w nią zaopatrzyć i mieć zapas. Powiedzieli mi również, że można spać w schroniskach, małych drewnianych domkach ogólnodostępnych dla turystów, bez konieczności rozbijania namiotu. Zadziwił mnie panujący w nich porządek. W środku jest kuchenka gazowa, duży kominek, naczynia i miejsce do spania, a to wszystko za darmo.

Przed moim odejściem spytali jaką mam mapę. Okazało się, że nie jest ona zbyt przydatna, bo brakuje dużej części parku. Na miejscu nie można było kupić odpowiedniej (były tylko takie, jaką miałem), więc zrobili kserokopię swojej. Oto kolejny przykład gościnności i uprzejmości Finów. Mając już odpowiednie mapy wyruszyłem szlakiem w kierunku północnym.

Szlak wije się wschodnimi stokami dużego wzniesienia. Nie ma tutaj drzew, jedyna roślinność to wrzosy. Wkrótce za wzgórzami zginął hotel i ostatnie znaki cywilizacji. Wokół czuje się ogrom otaczającej przestrzeni i surowość klimatu.

Podróżowanie tutaj jest najłatwiejsze w porze letniej. Trwa wówczas dzień polarny, temperatura waha się w granicach 18 – 20 °C, więc można chodzić bez ograniczeń, na ile starczy sił. Tego dnia dotarłem do Nammalakuru, gdzie spędziłem noc. Na niewielkim wzniesieniu stoją dwa drewniane domki. Jeden z nich jest zamykany, dzięki czemu można zarezerwować sobie miejsce na nocleg. Pierwszej nocy w domku byłem sam.

Kolejnego dnia wyruszyłem dość wcześnie rano. Popsuła się pogoda, zaczął padać deszcz. Nie zrezygnowałem jednak z wędrówki, nasunąłem kaptur i szedłem dalej. Szlak ponownie wspinał się na wzgórze, po drodze mijając ogrodzenie rozdzielające prawdopodobnie pastwiska reniferów. W miarę upływu czasu pogoda polepszała się. Kolejne schronisko, które mijałem po drodze to Hannukuru, znajdujące się na dość dużym wzniesieniu, u którego podnóża jest niewielki staw i tradycyjna fińska sauna. W domku zrobiłem sobie odpoczynek, wysuszyłem zmoczone przez deszcz rzeczy i ruszyłem dalej.

Za Hannukuru szlak skręca na wschód. Idzie się pomiędzy niewielkimi rumowiskami skalnymi, mijając karłowate drzewa,po czym ścieżka prowadzi nas na rozległy płaskowyż. Rozciąga się on jak okiem sięgnąć, aż po sam horyzont. Po kilku kilometrach powoli zaczyna się wznosić, by ostatecznie opaść w dolinę niewielkiego potoku. Tam znajduje się Sioskuru. Na tym odcinku, tuż przed samym zejściem do dolinki zobaczyłem ogromne stado dzikich reniferów. Liczyło na oko 70 sztuk, a może i więcej. Próbowałem podejść i zrobić zdjęcie, lecz na nic to się zdało. Im bliżej podchodziłem, tym bardziej się ode mnie oddalały. Nocowałem w Sioskuru i wstałem nieco później niż poprzedniego dnia. Dystans ponad 20 kilometrów pokonany z Nammalakuru dał się we znaki. Z trudem podniosłem się rano obudzony hałasem za oknem. Okazało się, że to renifery przechodziły tuż obok drzwi. Ogromne stado reniferów, które widziałem poprzedniego dnia!

Ostatni etap, z Sioskuru nad jezioro, po którego drugiej stronie leży miasteczko Hetta to około 10 km marszu. Po drodze pokonuje się najwyższy w parku wierzchołek Pyhakero, który jest widoczny z całej okolicy. Widać z niego bardzo odległe wzniesienia prawdopodobnie aż po południowo zachodni skrawek Parku Narodowego Lemmenjoki.

Szlak kończy się nad jeziorem Ounasjarvi (jarvi po fińsku to jezioro, joki – rzeka). Dochodzimy do miejsca, w którym na plaży leży flaga. Trzeba ją zatknąć, aby z drugiego brzegu jeziora przypłynęła wodna taksówka, która zabiera nas na drugą stronę za 5 €. Takim sposobem znalazłem się w miejscowości Hetta.

Jak już wcześniej wspomniałem, w planach miałem podróż do Parku Narodowego Lemmenjoki, który jest znacznie większy od odwiedzonego. Dużo więcej w nim terenów dzikich, a szlaki obejmują tylko północno-wschodnią część. Jednak ze względu na znacznie wyższą cenę biletów kolejowych zrezygnowałem. Trudno było mi się z tym pogodzić, lecz musiałem rozpocząć podróż powrotną. Kolejną noc spędziłem "na dziko" pod namiotem, rozbijając się niedaleko szosy nad rzeką, na wschód od Hetty.

Tutaj po raz pierwszy pogryzły mnie komary. Słyszałem, że mogą być bardzo dokuczliwe, lecz ze względu na bardzo suche lato wcześniej ich nie spotkałem. Następnego dnia dotarłem autostopem do Rovaniemi, gdzie z bólem serca musiałem pożegnać się z Laponią. Jadąc szosą, po lewej stronie widziałem dość duże wzniesienia. Za nimi rozciąga się już Lemmenjoki.

W Helsinkach, podobnie jak wcześniej, spacer do portu południowego, chwila odpoczynku i na prom. Tym razem nie do Tallina, tylko do Rostoku w Niemczech. Podróż przez Bałtyk trwała blisko 20 godzin. W kajucie na promie byłem z Włochem i Estończykiem. Po jakimś czasie doszedł do nas pokaźniejszych rozmiarów Niemiec. Niestety, miejsce do spania, jakie mu przypadło znajdowało się tuż pod sufitem, na znacznej wysokości. Nie mogąc się do niego dostać z niesmakiem rzucił "O szajse" i poirytowany wyszedł... :)

Cóż zatem napisać w podsumowaniu. Była to na pewno najbardziej udana wyprawa. Niesamowita kraina, po której udało mi się podróżować, na zawsze zostanie mi w pamięci i będę się starał za wszelką cenę tam wrócić (Lemmenjoki!), tym razem nie sam. Była to droga podróż, prawda, ale czyż miejsce nie jest warte wielu wyrzeczeń ?

Na koniec chciałbym wymienić najważniejsze rzeczy, które miałem ze sobą i które wydają mi się niezbędne w podobnej wycieczce:
- ciepłe, górskie buty, bez nich nie ma mowy, żeby przejść taki dystans po trudnym terenie,
- namiot, jeśli chcemy spędzić noc nie tylko na terenie parku narodowego,
- saperka i niewielka siekierka, aby rozpalić ognisko,
- ciepła, nieprzemakalna odzież – pogoda na północy często się zmienia kilkakrotnie w ciągu dnia,
- kompas i dokładne mapy – na terenach dzikich nietrudno się zgubić, wzniesienia i pagórki wszystkie wyglądają identycznie.
Myślałem też o podróżowaniu po Finlandii rowerem, jednak zrezygnowałem z powodu trudności w poruszaniu się nim na terenach parku.

Jeśli ktoś miałby jakieś pytania związane z podróżowaniem do i po Finlandii, z chęcią udzielę wskazówek i rad.