ODBIERZ TWÓJ BONUS :: »

Cypr – w gaju oliwnym zaklęty

Autor: Dorota Wojdal
Data dodania do serwisu: 2005-09-09
Relacja obejmuje następujące kraje: Cypr
Średnia ocena: 6.05
Ilość ocen: 220

Oceń relację

       Wiele opowiadano mi o gościnnych Cypryjczykach. Uwierzyłam i nie rozczarowałam się. Trafiłam dokładnie w czas Świąt Wielkanocnych. Znajoma Greczynka zaprosiła mnie do swojego ogrodu, by pokazać świąteczne tradycje. Ogród był piękny, zielony i pomarańczowy, pachnący mandarynkami. Pośród drzew stał bielony wapnem, stary piec z żelaznymi, ozdobnymi drzwiami. Kilka dni przed świętami w piecu wypieka się wielkanocny chleb z ciasta przyrządzanego według tradycyjnej receptury. Prace już trwały. Kilka kobiet przygotowywało zaczyn. Również i ja zostałam wciągnięta do tej przyjemnej pracy, po chwili przyłączyła się do nas sąsiadka, później następna i następna... Ogród wypełnił się gośćmi, wesołym pokrzykiwaniem, śmiechem. Ktoś przyniósł wino i rozlewał do szklanek. Ktoś zaprosił nas na kolację – to Katarina. Jej mąż prowadzi uroczy pensjonat pod strzelistym cyprysem. Na ten wieczór przygotował coś specjalnego dla swoich gości i przyjaciół. Dania tradycyjnej kuchni, wino i muzykę. Kolacja był obfita, lecz nie huczna przez wzgląd na trwający właśnie post, którego mieszkańcy Cypru przestrzegają z należytym szacunkiem i czcią. Jedyny wyjątek, który skłania Cypryjczyków do złagodzenia postu, to chęć ugoszczenia turystów i odsłonięcia przed nimi pełnego wachlarza cypryjskich tradycji podczas tak przecież szybko mijających wakacji. Rozmowy trwały do późna.

       Nazajutrz, kiedy wszyscy jeszcze spali, wyruszyłam na zwiedzanie wyspy. Udałam się do miejsca, w którym rozpoczęła się piękna historia Cypru – do Paphos, na plażę Afrodyty. Według mitów, świtem, pewnego pięknie rozpoczynającego się dnia, kiedy nad lądem powiewała morska bryza niosąca małe krople słonej wody, z morza wyłoniła się Bogini Miłości. Odziana jedynie w zwiewny szal misternie utkany ze spienionej morskiej fali, poczyniła pierwszy krok, później kolejne i upodobała sobie tę piękną wyspę. Kiedy wróciłam, Katarina wyjęła z przepastnej, skrzypiącej szafy, swoje najpiękniejsze, koronkowe, śnieżnobiałe serwety. Podobne wyrabia się w wioskach rozrzuconych w Górach Troodos. Te jednak Katarina przez lata wykonywała sama uczona tego kunsztu przez babcię i mamę. Udekorowałyśmy nimi dom, dzięki czemu niezwykle zyskał wypełniając się świąteczną atmosferą. Na kilka dni pojechałyśmy w Góry Troodos, by błądzić krętymi, wąskimi drogami i zaglądać do ukrytych tu starych klasztorów. Niektóre z nich były tak niskie, że wyglądały jakby skłoniły się przed potęgą i majestatem gór. Zauważyłam niemal wszechobecny zapach róż. Słodka woń wydobywała się niewiadomo skąd i płynęła za nami ścieżkami pośród pól. Katarina wyjaśniła mi, że niedaleko znajduje się wytwórnia wody różanej i obiecała, że któregoś dnia, kiedy nastanie sezon, zabierze mnie tam abyśmy zażyły relaksującej i upojnej kąpieli w płatkach róż. To propozycja tak kusząca, że od razu zaczęłam w myślach planować następny przyjazd na Cypr. Tymczasem trzeba było wracać by poczynić kolejne przygotowania do świąt, które nastać miały lada dzień. Cypryjczycy podobnie jak Polacy gotują na Wielkanoc jaja. Nie robi się tu jednak pisanek, a wszystkie jaja barwi się na czerwono na znak upamiętnienia krwi Chrystua. Ostrożnie układałyśmy je z Katariną w wiklinowym koszu. Zgodnie z tradycją, w świąteczny dzień, przed posiłkiem, odbywa się bitwa. Kolejno wszyscy stukają się jajkami, a osoba, której jajko pozostanie całe będzie się cieszyć szczęściem i dobrobytem przez cały rok.

       Po zakończeniu świątecznego śniadania zostaliśmy zaproszeni przez starego Greka Evrosa na spacer. Szliśmy przez kwitnący gaj drzew oliwnych i tam usłyszałam najpiękniejszą historię. Nie wiem czy to Grek, czy szumiące wraz z wiatrem drobne listki opowiedziały mi o parze starych ludzi, którzy mieszkali w małym bielonym domku na skraju tego niezwykłego gaju. Mieszkali tam chyba ponad sto lat w wielkiej miłości i wzajemnym szacunku. Czuli się już bardzo, bardzo starzy, chorzy i zmęczeni, ale żadne z nich nie chciało umrzeć pierwsze, by nie zostawić ukochanego w smutku i rozpaczy. Prosili Boga, aby wezwał ich do siebie w tym samym czasie. Pewnego poranka Bóg wysłuchał ich modlitw i kiedy tylko wzeszło słońce nakazał im iść do ogrodu. Poszli tam pełni wiary i nadziei, choć przepełnieni zwykłym ludzkim strachem. Przylgnęli do siebie w najgłębszym, starczym uścisku.....i wtedy Bóg przemienił ich w drzewo oliwne. Do dziś, kiedy tylko mam okazję przyglądam się drzewkom oliwnym – każde z nich splecione jest z dwóch, wzajemnie obejmujących się pni. Drobne, poskręcane gałązki przeplatają się niczym palce kochanków, a owoce są delikatne niczym pocałunki.