<p><em>Państwo Środka to ponad 1,3 mld mieszkańców, którzy przemierzają pociągami wzdłuż i wszerz prawie połowę Azji. Wsiadając w jeden z takich wehikułów czasoprzestrzeni można się niejednego nauczyć o ludziach i zwyczajach oraz nabrać pokory dla nas samych, Europejczyków.</em></p> <p> </p> <p>Pierwsza podróż chińskim pociągiem pozwala nam zaznać rozkoszy podróżowania w klasie soft seating, kiedy to płacąc 253 yuany udajemy się w podróż z Pekinu do Kantonu. Aby jednak odbyć tę trasę (ok. 2500 km) musimy przedtem zakupić bilety, o które nie tak łatwo. W tym celu należy stanąć w kolejce do odrębnych kas dla obcokrajowców, z czym można zetknąć się również w Rosji i krajach WNP. Ot takie ułatwienie dla turystów, za które trzeba jednak zapłacić. </p> <p>Dworzec Zachodni, na którym się znajdujemy to ogromne miasteczko ludzi czekających na pociąg, jakiego nie widziałem wcześniej w miastach europejskich. Opis dworca, na którym się znajdujemy daje obraz ogromu ludzi, którzy zamieszkują Państwo Środka.
</p><img src="_grafika/photos/users/48b28d2f339c2e9f1937f9cd9cb1de03/photos/Chiny_-_Pekin13.jpg" alt="" /> <p> </p> <p>Budynek to kilkupiętrowa pagoda z ogromnym placem dworcowym. Aby dostać się do środka należy przejść przez bramki prześwietlające bagaże (typowe zabezpieczenia w dużych chińskich miastach). Aby uniknąć zniszczenia klisz fotograficznych szukamy alternatywnego wejścia, które znajdujemy poprzez restaurację McDonald’s. Ku memu zdziwieniu różni się ona bardzo od europejskich sieci. Serwowane są tam różnego rodzaju potrawki z ryżem, mięsem, warzywami itp. podobne specjały, mające niewiele wspólnego z ogólnie przyjętym w fast foodach menu. Wpadamy w małe zakłopotanie, ponieważ w głównej sali dworcowej naszym oczom ukazują się kilkudziesięcioosobowe kolejki przy kilkunastu kasach. Z pomocą pewnej Rosjanki mieszkającej w Chinach stajemy się posiadaczami bezcennej kartki z napisem: „chcemy 3 miejsca siedzące do…”. Na następnym poziomie sytuacja jest podobna: mnóstwo kas i długie kolejki. Mijając olbrzymie poczekalnie, w których na dużych telebimach można oglądać TV, dochodzimy do kasy dla obcokrajowców. Na szczęście jest tylko jedna kolejka. Po pewnym czasie szczęśliwi wracamy do hotelu, aby rano wyruszyć w podróż. W pożegnalny wieczór z naszymi polskimi przyjaciółmi poznanymi w Pekinie raczymy się kilkoma butelkami 50% wódki ryżowej w cenie ok. 3 PLN za każdą.</p> <p>Chińczycy osiągnęli wysoki rozwój cywilizacyjny, kiedy my tworzyliśmy jeszcze proste struktury plemienne. Na rozwój ten wpłynęło połączenie kilku czynników: kult cesarza i bezgraniczne podporządkowanie, kult rodziny, później filozofia konfucjańska oraz niezwykła dociekliwość i przedsiębiorczość. Każdy Chińczyk interesuje się wszystkim i niczym. Zagubiony turysta stanowi dla niego wielką atrakcję: można mu doradzić, zaprowadzić w odpowiednie miejsce i przy okazji trochę go wykiwać. Doradzą nam jednak jak taniej pojechać autobusem, kiedy mamy już bilety na PKP, które możemy im oddać, bo dla nas są bezużyteczne. Doprowadzą nas do najtańszego hotelu w mieście i najlepszej restauracji, które okazują się być interesem prowadzonym przez znajomego lub rodzinę. Innym razem podążając w obranym prze siebie kierunku nie będziemy przez nikogo zaczepiani, a leżący w ukropie jak muchy na chodnikach Chińczycy nie obdarzą nas nawet spojrzeniem z ukosa. Nie ma nic za nic.</p> <p>Chińskie miasta tętnią pełnią życia do wczesnych godzin rannych, dlatego polecam nocne wędrówki. Są one bardziej bezpieczne niż nocne przechadzanie się europejskimi metropoliami. Pod płaszczem nocy oddalamy się poza „bezpieczną” dla zachodnich turystów strefę kilkunastu metrów od naszego hotelu, aby przełamać stereotypy i poznać zwykłe życie, które rozkwita w tych godzinach – w chłodzie oraz pośród przytłaczających zewsząd zapachów. Pomiędzy ulicznymi latarniami, na rogach ulic, w ciemnych zakątkach walących się ruder płoną ogniska życia, wokół których gromadzą się rodziny i znajomi. Ogniska te służą do przyrządzania strawy na dużych wokach. Ich zaletą jest to, że można w nich przygotować potrawę w stosunkowo krótkim czasie, co wpływa pozytywnie na jakość jedzenia. Podczas całego pobytu w Chinach, – jeśli mamy tylko taką możliwość – korzystamy z tego rodzaju kuchni. Przy okazji można zaobserwować jak powstaje nasze danie, co za każdym razem wzmaga mój apetyt.</p> <p>Powszechną praktyką w Chinach jest wyrzucanie śmieci gdzie popadnie. Brak koszy spowodowany jest albo obawą przed zamachami bądź, co bardziej prawdopodobne zbyt dużą ich ilością. W związku z tym ulicami przechadzają się ekipy sprzątające, które dbają o czystość. U nas za to są i kosze na śmieci i śmieci dookoła nich. Ta sama prawidłowość obowiązuje w pociągach. Co kilka godzin personel kolei przewala kilkudziesięciu centymetrowe hałdy śmieci i wyrzuca je bezpośrednio z pociągu na peron stacji. Dla kogoś z zewnątrz sytuacja ta wydaje się, co najmniej dziwna i śmieszna. Jednak, jakiego rozmiaru musiałyby być kosze przy tak olbrzymiej populacji ludzi? </p> <p>Powiedzenie mówi, że Chińczycy podróżują nocą, o czym mieliśmy okazję się przekonać w niedługim czasie. Anioł spadł nam z nieba, kiedy po kilkukrotnych podejściach do kas nie mogliśmy nabyć biletu z Changszy do Xi’an. Miasto urodzenia wodza Mao nie przyciąga atrakcjami, dlatego czym prędzej chcieliśmy dojechać, aby obejrzeć Armię Terakotowych Żołnierzy. Przy kasach nie pomogła nam nawet nasza magiczna karteczka. Beznadzieję chwili uratował ów anioł - szwajcarski student, który zakupił dla nas bilety. Co prawda mieliśmy podróżować półtora doby w klasie hard seating, ale nie miało to dla nas specjalnego znaczenia. W tej klasie pociągu ze świecą szukać podróżnych z tzw. „uprzemysłowionej” części świata. To czyniło naszą podróż bardziej ciekawą i prawdziwą. Po wejściu do pociągu od razu okazuje się, że nie ma miejsc siedzących w związku, z czym zajmujemy wolną przestrzeń w korytarzu koło toalety. Niektórzy podróżni zaopatrzeni są w małe krzesełka. Co pewien czas musimy wstawać, aby przepuścić chiński „Wars” oraz ekipę sprzątającą śmieci. </p> <p>Człowiek podróżujący w ciasnocie, nie mogąc w dłuższym przedziale czasu skupić swojej uwagi na czymkolwiek prowadzi intensywne obserwacje otoczenia. Pierwsze spostrzeżenie to brak szacunku do kobiet, który można było zauważyć przy kolejkach do toalety, do kas muzeów. Kobiety biernie przyjmowały fakt wpychania się przed nie niecierpliwych mężczyzna. Zdarzyło nam się kilkakrotnie zaburzyć tę harmonię obyczajowości przepuszczając ostentacyjnie kobiety. Z prowadzonych obserwacji wyłania się również obraz mężczyzny - opiekuna dzieci. Wielu mężczyzn troskliwie opiekowało się małymi dziećmi w różnych sytuacjach, czego nie zauważa się często w kulturze europejskiej.</p> <p>Kobieta słońce. Siedziała naprzeciw mnie i nachalnie na nią patrzyłem. Nie mogłem nasycić wzroku. Ona zaś uśmiechała się do mnie życzliwie jak gdyby była moją ciocią. Należała na pewno do jednej z wielu mniejszości etnicznych zamieszkujących Chiny. Jej twarz można było określić cyrklem, natomiast części dystalne twarzy były na tyle mało uwypuklone, że całość tworzyła bardzo oryginalny efekt. Oczy daleko osadzone, wąskie, długie usta, mały płaski nos, niewielkie uszy oraz zarysowany podbródek przywodziły mi na myśl porównanie z symbolami słońca u Indian Ameryki Południowej. Było w tej kobiecie dużo dobroci i mądrości życiowej, co sprawiało, że dobrze jej z oczu patrzyło. W kraju liczącym przeszło 1,3 mld osób, obserwacja jego mieszkańców to nie lada gratka dla antropologa. Na pierwszy rzut oka wszystkie twarze wyglądają podobnie, jednak po dłuższym przyjrzeniu się widzimy wielonarodowość i wieloetniczność tego kraju. Wczesnym rankiem zajmujemy siedzące miejsca w sąsiedztwie rodziny Lucky Luke’a. Siedzący obok mężczyzna wraz ze swymi dwoma synami mógłby swobodnie wystąpić w ekranizacji tej popularnej kreskówki. Twarze pociągłe, nosy długie, lekko odstające uszy znowu nie pozwalały nudzić się moim zmęczonym podróżą oczom. Jednak najciekawsze było przed nami, kiedy to ojciec rodziny wysunął spod siedzenia miednicę z gromadką ślimaków wielkości naszych winniczków i zaczął je karmić z osobna kawałkami pokrojonej kiełbasy. To była dla mnie nie lada atrakcja, której nie zaznałbym podróżując w zamkniętych przedziałach sypialnych.</p> <p>Przemieszczając się najgorszą i najtańszą klasą pociągów można napotkać zwykłych, prostych ludzi. Jadąc w kierunku północnym takim właśnie pociągiem wjeżdżamy na terytorium Mongolii Wewnętrznej. Prowincja ta historycznie należy do Mongolii, jednak podobnie jak Xin Jang, czy Tybet jest dziś częścią Państwa Środka. Okazuje się, że dla podróżujących stanowimy „gwóźdź programu” ich trasy przejazdu. Pasażerowie zmieniają się często, podobnie jak w polskich pociągach osobowych, w związku, z czym nasza atrakcyjność z czasem nie maleje. Do świdrujących spojrzeń muszę się przyzwyczaić podczas całej podróży. Teraz to ja jestem obserwowany. Nie do pomyślenia jest, żeby biały człowiek z najbogatszej części świata podróżował z ludźmi, którzy należąc do mniejszości narodowej, (mimo, że są w Mongolii) są pogardzani prze większość Chińczyków należących do grupy Han. Aby potwierdzić naszą autentyczność jesteśmy, co pewien czas dotykani, nasi zmieniający się, co pewien czas sąsiedzi śmieją się z naszych włosów, nosów, owłosienia na nogach itp. </p> <p>Inność to egzotyka odbierana na całym świecie w podobny sposób. Najważniejsze, aby nie była ona odbierana z pogardą, przywołującą w myślach wszelkie nabyte stereotypy, lecz z szacunkiem i zainteresowaniem, które pomoże nam zdystansować się od otaczającej rzeczywistości.</p>
</p><img src="_grafika/photos/users/48b28d2f339c2e9f1937f9cd9cb1de03/photos/Chiny_-_Pekin13.jpg" alt="" /> <p> </p> <p>Budynek to kilkupiętrowa pagoda z ogromnym placem dworcowym. Aby dostać się do środka należy przejść przez bramki prześwietlające bagaże (typowe zabezpieczenia w dużych chińskich miastach). Aby uniknąć zniszczenia klisz fotograficznych szukamy alternatywnego wejścia, które znajdujemy poprzez restaurację McDonald’s. Ku memu zdziwieniu różni się ona bardzo od europejskich sieci. Serwowane są tam różnego rodzaju potrawki z ryżem, mięsem, warzywami itp. podobne specjały, mające niewiele wspólnego z ogólnie przyjętym w fast foodach menu. Wpadamy w małe zakłopotanie, ponieważ w głównej sali dworcowej naszym oczom ukazują się kilkudziesięcioosobowe kolejki przy kilkunastu kasach. Z pomocą pewnej Rosjanki mieszkającej w Chinach stajemy się posiadaczami bezcennej kartki z napisem: „chcemy 3 miejsca siedzące do…”. Na następnym poziomie sytuacja jest podobna: mnóstwo kas i długie kolejki. Mijając olbrzymie poczekalnie, w których na dużych telebimach można oglądać TV, dochodzimy do kasy dla obcokrajowców. Na szczęście jest tylko jedna kolejka. Po pewnym czasie szczęśliwi wracamy do hotelu, aby rano wyruszyć w podróż. W pożegnalny wieczór z naszymi polskimi przyjaciółmi poznanymi w Pekinie raczymy się kilkoma butelkami 50% wódki ryżowej w cenie ok. 3 PLN za każdą.</p> <p>Chińczycy osiągnęli wysoki rozwój cywilizacyjny, kiedy my tworzyliśmy jeszcze proste struktury plemienne. Na rozwój ten wpłynęło połączenie kilku czynników: kult cesarza i bezgraniczne podporządkowanie, kult rodziny, później filozofia konfucjańska oraz niezwykła dociekliwość i przedsiębiorczość. Każdy Chińczyk interesuje się wszystkim i niczym. Zagubiony turysta stanowi dla niego wielką atrakcję: można mu doradzić, zaprowadzić w odpowiednie miejsce i przy okazji trochę go wykiwać. Doradzą nam jednak jak taniej pojechać autobusem, kiedy mamy już bilety na PKP, które możemy im oddać, bo dla nas są bezużyteczne. Doprowadzą nas do najtańszego hotelu w mieście i najlepszej restauracji, które okazują się być interesem prowadzonym przez znajomego lub rodzinę. Innym razem podążając w obranym prze siebie kierunku nie będziemy przez nikogo zaczepiani, a leżący w ukropie jak muchy na chodnikach Chińczycy nie obdarzą nas nawet spojrzeniem z ukosa. Nie ma nic za nic.</p> <p>Chińskie miasta tętnią pełnią życia do wczesnych godzin rannych, dlatego polecam nocne wędrówki. Są one bardziej bezpieczne niż nocne przechadzanie się europejskimi metropoliami. Pod płaszczem nocy oddalamy się poza „bezpieczną” dla zachodnich turystów strefę kilkunastu metrów od naszego hotelu, aby przełamać stereotypy i poznać zwykłe życie, które rozkwita w tych godzinach – w chłodzie oraz pośród przytłaczających zewsząd zapachów. Pomiędzy ulicznymi latarniami, na rogach ulic, w ciemnych zakątkach walących się ruder płoną ogniska życia, wokół których gromadzą się rodziny i znajomi. Ogniska te służą do przyrządzania strawy na dużych wokach. Ich zaletą jest to, że można w nich przygotować potrawę w stosunkowo krótkim czasie, co wpływa pozytywnie na jakość jedzenia. Podczas całego pobytu w Chinach, – jeśli mamy tylko taką możliwość – korzystamy z tego rodzaju kuchni. Przy okazji można zaobserwować jak powstaje nasze danie, co za każdym razem wzmaga mój apetyt.</p> <p>Powszechną praktyką w Chinach jest wyrzucanie śmieci gdzie popadnie. Brak koszy spowodowany jest albo obawą przed zamachami bądź, co bardziej prawdopodobne zbyt dużą ich ilością. W związku z tym ulicami przechadzają się ekipy sprzątające, które dbają o czystość. U nas za to są i kosze na śmieci i śmieci dookoła nich. Ta sama prawidłowość obowiązuje w pociągach. Co kilka godzin personel kolei przewala kilkudziesięciu centymetrowe hałdy śmieci i wyrzuca je bezpośrednio z pociągu na peron stacji. Dla kogoś z zewnątrz sytuacja ta wydaje się, co najmniej dziwna i śmieszna. Jednak, jakiego rozmiaru musiałyby być kosze przy tak olbrzymiej populacji ludzi? </p> <p>Powiedzenie mówi, że Chińczycy podróżują nocą, o czym mieliśmy okazję się przekonać w niedługim czasie. Anioł spadł nam z nieba, kiedy po kilkukrotnych podejściach do kas nie mogliśmy nabyć biletu z Changszy do Xi’an. Miasto urodzenia wodza Mao nie przyciąga atrakcjami, dlatego czym prędzej chcieliśmy dojechać, aby obejrzeć Armię Terakotowych Żołnierzy. Przy kasach nie pomogła nam nawet nasza magiczna karteczka. Beznadzieję chwili uratował ów anioł - szwajcarski student, który zakupił dla nas bilety. Co prawda mieliśmy podróżować półtora doby w klasie hard seating, ale nie miało to dla nas specjalnego znaczenia. W tej klasie pociągu ze świecą szukać podróżnych z tzw. „uprzemysłowionej” części świata. To czyniło naszą podróż bardziej ciekawą i prawdziwą. Po wejściu do pociągu od razu okazuje się, że nie ma miejsc siedzących w związku, z czym zajmujemy wolną przestrzeń w korytarzu koło toalety. Niektórzy podróżni zaopatrzeni są w małe krzesełka. Co pewien czas musimy wstawać, aby przepuścić chiński „Wars” oraz ekipę sprzątającą śmieci. </p> <p>Człowiek podróżujący w ciasnocie, nie mogąc w dłuższym przedziale czasu skupić swojej uwagi na czymkolwiek prowadzi intensywne obserwacje otoczenia. Pierwsze spostrzeżenie to brak szacunku do kobiet, który można było zauważyć przy kolejkach do toalety, do kas muzeów. Kobiety biernie przyjmowały fakt wpychania się przed nie niecierpliwych mężczyzna. Zdarzyło nam się kilkakrotnie zaburzyć tę harmonię obyczajowości przepuszczając ostentacyjnie kobiety. Z prowadzonych obserwacji wyłania się również obraz mężczyzny - opiekuna dzieci. Wielu mężczyzn troskliwie opiekowało się małymi dziećmi w różnych sytuacjach, czego nie zauważa się często w kulturze europejskiej.</p> <p>Kobieta słońce. Siedziała naprzeciw mnie i nachalnie na nią patrzyłem. Nie mogłem nasycić wzroku. Ona zaś uśmiechała się do mnie życzliwie jak gdyby była moją ciocią. Należała na pewno do jednej z wielu mniejszości etnicznych zamieszkujących Chiny. Jej twarz można było określić cyrklem, natomiast części dystalne twarzy były na tyle mało uwypuklone, że całość tworzyła bardzo oryginalny efekt. Oczy daleko osadzone, wąskie, długie usta, mały płaski nos, niewielkie uszy oraz zarysowany podbródek przywodziły mi na myśl porównanie z symbolami słońca u Indian Ameryki Południowej. Było w tej kobiecie dużo dobroci i mądrości życiowej, co sprawiało, że dobrze jej z oczu patrzyło. W kraju liczącym przeszło 1,3 mld osób, obserwacja jego mieszkańców to nie lada gratka dla antropologa. Na pierwszy rzut oka wszystkie twarze wyglądają podobnie, jednak po dłuższym przyjrzeniu się widzimy wielonarodowość i wieloetniczność tego kraju. Wczesnym rankiem zajmujemy siedzące miejsca w sąsiedztwie rodziny Lucky Luke’a. Siedzący obok mężczyzna wraz ze swymi dwoma synami mógłby swobodnie wystąpić w ekranizacji tej popularnej kreskówki. Twarze pociągłe, nosy długie, lekko odstające uszy znowu nie pozwalały nudzić się moim zmęczonym podróżą oczom. Jednak najciekawsze było przed nami, kiedy to ojciec rodziny wysunął spod siedzenia miednicę z gromadką ślimaków wielkości naszych winniczków i zaczął je karmić z osobna kawałkami pokrojonej kiełbasy. To była dla mnie nie lada atrakcja, której nie zaznałbym podróżując w zamkniętych przedziałach sypialnych.</p> <p>Przemieszczając się najgorszą i najtańszą klasą pociągów można napotkać zwykłych, prostych ludzi. Jadąc w kierunku północnym takim właśnie pociągiem wjeżdżamy na terytorium Mongolii Wewnętrznej. Prowincja ta historycznie należy do Mongolii, jednak podobnie jak Xin Jang, czy Tybet jest dziś częścią Państwa Środka. Okazuje się, że dla podróżujących stanowimy „gwóźdź programu” ich trasy przejazdu. Pasażerowie zmieniają się często, podobnie jak w polskich pociągach osobowych, w związku, z czym nasza atrakcyjność z czasem nie maleje. Do świdrujących spojrzeń muszę się przyzwyczaić podczas całej podróży. Teraz to ja jestem obserwowany. Nie do pomyślenia jest, żeby biały człowiek z najbogatszej części świata podróżował z ludźmi, którzy należąc do mniejszości narodowej, (mimo, że są w Mongolii) są pogardzani prze większość Chińczyków należących do grupy Han. Aby potwierdzić naszą autentyczność jesteśmy, co pewien czas dotykani, nasi zmieniający się, co pewien czas sąsiedzi śmieją się z naszych włosów, nosów, owłosienia na nogach itp. </p> <p>Inność to egzotyka odbierana na całym świecie w podobny sposób. Najważniejsze, aby nie była ona odbierana z pogardą, przywołującą w myślach wszelkie nabyte stereotypy, lecz z szacunkiem i zainteresowaniem, które pomoże nam zdystansować się od otaczającej rzeczywistości.</p>