ODBIERZ TWÓJ BONUS :: »
« < 774 775 776 777 778 ... 924 > »

Campa w sakwach, czyli rowerem na Dach Świata

Nową serię książek podróżniczych Szlaki ludzi ciekawych odkryłam na krakowskich Targach Książki. Ładnie wydane, pełne kolorowych fotografii, ubrane w mięciutką okładkę, tak charakterystyczną dla Bezdroży - książki kusiły i zapraszały do zapoznania się z ich wnętrzem. Na pierwszy ogień poszła Campa w sakwach.

Autor, Piotr Strzeżysz jest rowerowym zapaleńcem - na jednośladzie zwiedził ponad trzydzieści krajów w obrębie czterech kontynentów. Campa... jest zapisem dwóch wypraw na Dach Świata, które autor odbył w dość specyficznych warunkach - pierwszą podczas pory deszczowej, drugą - w czasie zimy. Mimo problemów z nie zawsze sprzyjającą aurą, chińską biurokracją oraz porozumiewaniem się z miejscową ludnością uśmiech nie znikał z twarzy rowerzysty. Nawet wszechobecne prośby o pieniądze (money, money, money!) - co może dziwić, kierowane również przez napotkanego cyklistę, któremu pomógł w naprawie roweru! - nie mogły odebrać mu radości z bycia w drodze. Dla Piotra bowiem nie jest ważny przebyty dystans czy zwiedzone zabytki, lecz ten swoisty stan, w jaki wprawia go podróżowanie.

Campę w sakwach czyta się szybko i przyjemnie, a liczne fotografie ubarwiają lekturę i nadają jej autentyczności (choć jedna z nich zasiała we mnie ziarnko niepokoju - autor napisał, że spał w domu u Chang Suo, a zza krowy stojącej na podwórku wyziera... rozłożony namiot, obok którego stoi rower). Ogromnym plusem publikacji są też liczne wskazówki, których Piotr udziela na wypadek gdyby któryś z czytelników chciał ruszyć jego śladem. Wprawdzie niektóre przemyślenia autora były zbyt osobiste i nie powinny znaleźć się w książce (kiedy Karina, rowerzystka napotkana w Tybecie, po nocy spędzonej we wspólnym namiocie na kolejny nocleg wybrała hotel, autor skwitował to słowami: Cóż, chyba za słabo grzałem poprzedniej nocy...), a on sam wydawał się osobą niezbyt towarzyską, trudno jednak nie darzyć go sympatią.

Na koniec małe wyjaśnienie odnośnie tytułowej campy, która kojarzyła mi się z campingiem czy obozem, zmieszczonym w rowerowych sakwach. Nic bardziej mylnego! Campa to tybetańska potrawa, składająca się z mąki jęczmiennej wymieszanej z herbatą (oczywiście słoną i z dodatkiem masła).
poczytajka.blogspot.com 2012-01-12

Szlak transsyberyjski. Moskwa - Bajkał - Mongolia - Pekin. Wydanie 4

Szlak transsyberyjski. Moskwa - Bajkał Mongolia Pekin to Przewodnik, który został tak pomyślany, by służył praktyczną pomocą zarówno w fazie planowania wyjazdu, jak i podczas samej podróży oraz by dostarczał jak najwięcej informacji krajoznawczych i był dobrą „lekturą do poduszki". Przewodnik pomaga wybrać najwygodniejszą opcję przejazdu, opisuje warunki podczas podróży, transsyberyjskie zwyczaje i kuchnię, tak by być przygotowanym na wszystkie niespodzianki. Jest to też chronologiczny opis przejazdu pociągiem na trasie Moskwa - Pekin. Podróżnik możne się również dowiedzieć wielu ciekawych rzeczy o mijanych na trasie miastach i regionach. Orientację ułatwiają znacznie schematy trasy z odległościami pomiędzy poszczególnymi miastami. Skrupulatnie, niemal drobiazgowo przygotowany opatrzony kolorowymi zdjęciami, licznymi mapkami i schematami stanowi doskonałe uzupełnienie wiedzy którą każdy globtroter-amator posiada z programów telewizyjnych. By ułatwić nam poruszanie się po regionie autorzy zaopatrzyli publikację w słownik rosyjsko-mongolsko--chiński (co najważniejsze z pisownią fonetyczną). Doskonałe opracowanie, w które każdy amator przygód powinien się zaopatrzyć.
Goniec Górnośląski P.A., 2012-01-12

Adobe Photoshop Lightroom 3. Podręcznik dla fotografów

Photoshop Lightroom - podręcznik dla fotografów to w zasadzie książka dla każdego kto fotografuje i używa Lightroom'a (a nawet i więcej o czym za chwilę). Nie ma znaczenia doświadczenie - znajdzie się tu coś cennego zarówno dla tych, którzy są na początku swojej przygody z cyfrowymi negatywami jak i dla tych, którzy mają swoje przyzwyczajenia.

Książka ta jest w zasadzie jednocześnie podręcznikiem wyjaśniającym tajemnice wszystkich suwaków i opcji, pozwalającym pójść drogą "od zera do bohatera", jak i zbiorem ogromnej ilości podpowiedzi co do drobiazgów zwyczajnie ułatwiających życie osobie fotografującej, których bez lektury nie sposób się domyśleć. Ta druga niejako warstwa mnie uwiodła. Autor sam fotografuje, wytworzył ogromny zasób różnorodnych zdjęć i dzieli się swoimi doświadczeniami w rozwiązywaniu różnych problemów, które wydaje mi się ma ze swoim dorobkiem każdy z nas. W odniesieniu do różnych opcji (edycyjnych, katalogowych czy wreszcie związanych z przygotowaniem do prezentacji) znaleźć tu można wiele wskazówek - takich "dobrych praktyk", które pojedynczo lub grupami można adoptować do swojego toku pracy nad zdjęciem. Autor jednocześnie niczego nie narzuca, ale jeśli czytając sprawdza się te ciekawostki na żywym organizmie to niektóre okazują się całkiem przydatne. Książka pełna jest zresztą osobistych odniesień do właściwości pewnych narzędzi czy przyjmowanego toku pracy nad zdjęciem, są one jednak poparte argumentacją zdania autora, z którą można się wewnętrznie zgodzić lub nie.

Kilka słów o samej treści - jak przystało na pozycję o Photoshop Lightroom książka dzieli się na części poświęcone poszczególnym modułom programu. Przyznam, że początkowo zmartwiła mnie duża ilość miejsca poświęcona modułowi Library, jednak po przeczytaniu jestem zdania, że warto mieć tą książkę nawet wyłącznie dla tej części. Jak się bowiem okazało moduł, który z pozoru wyświetla zdjęcia ma bardzo wiele do zaoferowania w dziedzinie katalogowania dużych zasobów zdjęciowych. W tej właśnie części zostało zarysowanych wiele problemów z którymi boryka się każdy kto ma na dyskach kilka lub kilkanaście tysięcy przeróżnych zdjęć. Tu tez, jest wiele cennych rad jak wykorzystać Lightroom do katalogowania czyniąc te zasoby używalnymi bez nadwyrężania pamięci czy żmudnego szukania po misternie zaplanowanych układach folderów na dysku... Kolejny jest moduł Develop - tu również kawałek po kawałku dowiadujemy się o poszczególnych narzędziach na ciekawych przykładach na okrasę dostając kolejną porcję propozycji dobrych praktyk. Ta część książki może być z powodzeniem wykorzystana przez wszystkich tych którzy pracują z Adobe CameraRAW zamiast Lightrooma, bowiem moduł Develop to w gruncie rzeczy ACR z drobnymi różnicami i kilkoma dodatkami. Finałem tej części jest opis różnych podejść do integracji Lightroom'a z Photoshopem i wykorzystania ich silnych i słabych stron. Jedyne czego mi brakowało w tej części to więcej odniesień do fotografii analogowej - choć zdaję sobie sprawę że nie to było tematem warto było jednak wiecej miejsca poświęcić korzeniom niektórych suwaków programu. Dalej mowa o drukowaniu i prezentacji zdjęć w formie cyfrowych pokazów slajdów czy galerii webowych. Całość zamyka poradnik dotyczący ustawiania modułów i konfiguracji samego programu. Rzecz bardzo poręczna bo nie rozstrzelona po całej treści a zebrana w jednym miejscu.

Jestem zdania, że warto mieć tę książkę - czy korzysta się z tylko ACR czy też z całego Lightroom'a to naprawdę świetne kompendium wiedzy o pracy z plikami RAW. Od samej strony technicznej, ostrzegam, że rzecz jest mało poręczna i ciężka (niewygodnie czyta się na leżąco :) ) niemniej jakościowo wydana bardzo ładnie i wytrzyma wiele, wiele kartkowań bez większego uszczerbku. Pochwała należy się też tłumaczowi, tekst czyta się lekko dłuższy kontakt z "podręcznikiem dla fotografów" nie jest męczący co jak na podręcznik jest nie lada osiągnięciem.
Fotoferia.pl Bartek Gąsiorek, 2011-11-10

Rozbitek. Siedemdziesiąt sześć dni samotnie na morzu

Ponieważ siedemdziesiąt jeden procent powierzchni ziemi zajmują naturalne akweny wodne, zrozumiałym jest nazywanie jej „Błękitną planetą”. Podziwiając urodę turkusowych jezior, bystrość płynących rzek oraz bezkresność oceanów, jasnym staje się fakt umiłowania wodnego żywiołu przez marynarzy, żeglarzy, kajakarzy i pływaków. Zdarza się jednak, że niesprzyjające warunki atmosferyczne: kłębiące się chmury, silny wiatr oraz wysokie fale są przyczyną morskich katastrof. Ze względu na dużą odległość od brzegu, pozostali przy życiu rozbitkowie tylko przy sprzyjającym szczęściu są w stanie wyjść z owej „walki z żywiołem” zwycięsko.

Taką właśnie niebezpieczną przygodę przeżył Steven Callahan, który przez siedemdziesiąt sześć dni samotnie dryfował po oceanie. Jego książka jest wzruszającą relacją, przemawiającą szczerością i autentycznością wypowiedzi oraz prostotą zdarzeń. Dzięki zastosowanej przez autora formie pamiętnika, czytelnik ma okazję poznać trud i samotność każdego kolejnego dnia. W długiej „podróży do brzegu” Steven Callahan borykał się z uciążliwym głodem i pragnieniem, palącym słońcem oraz silnym, porywistym wiatrem. Stanowiąca jedyne schronienie rozbitka pneumatyczna tratwa ratunkowa pieszczotliwie przez niego nazywana „Gumową Kaczuszką”, prowizoryczny harpun do walki z rekinami, inne nieliczne przedmioty codziennego użytku, a także słońce i księżyc, to niemi świadkowie chwil dłużących się jak „stulecie rozpaczy”.

Opisane przez Callahana surowe warunki wzbudzają w czytelniku z jednej strony współczucie, z drugiej natomiast podziw dla wytrwałości, nieugiętości i pragnienia przeżycia. Momentom zwątpienia, zniechęcenia, rezygnacji, rozpaczy oraz upadku nadziei została przeciwstawiona wola przetrwania i desperacka walka o życie. Wszystko to sprawia, że działania podejmowane przez dryfującego rozbitka są godne najgłębszych refleksji nad życiem, codziennością i przemijaniem.

Książka Rozbitek. Siedemdziesiąt sześć dni samotnie na morzu jest jedną z serii Szlaki ludzi ciekawych. Wiele wiadomości z dziedziny marynistyki pozwala szczegółowo pogłębić wiedzę. Mnóstwo jednokolorowych ilustracji, rysunków i schematów, czyni lekturę jeszcze ciekawszą. Napisana w sposób przystępny oraz niezwykle zajmujący, bez wątpienia trafi w gusta tych, którzy zaliczają się do grona miłośników przygód. Warto jednak, by sięgnął po nią każdy z nas, bowiem problem odpowiedzialnego traktowania człowieczeństwa jest szczególną potrzebą ludzi wszystkich czasów i narodów. Przykład walczącego o życie rozbitka uczy godnego przyjmowania codziennych wyzwań.
granice.pl Danuta Szelejewska

Australia Tour

Forrest Gump powiedział, że życie jest jak bombonierka. Nigdy nie wiesz, co jest w środku i jakie nadzienie będzie miała wylosowana czekoladka. Tak też był z pozycją „Australia Tour”. Zanim do mnie trafiła spodziewałem się książki wzbogaconej zdjęciami. Co otrzymałem? Album, ze zdecydowaną przewagą zdjęć nad tekstem. Co nie znaczy, że ta kombinacja nie była smaczna.

W głowie mojego imiennika, Przemysław Salety, znanego rajdowca, Jacka Czachora, oraz dwóch pozostałych zapalonych motocyklistów (Adam Badziak i Jarosław Stec) zrodził się pomysł na podróż po Australii. Znaleźli sponsorów i dostali to, o czym marzyli: miesiąc na Antypodach. Możliwe, że kolejność była odwrotna, tzn. w głowach sponsorów pojawił się pomysł, znaleźli celebrytów i zaczął się Australia Tour. Rzeczywisty obrót spraw pozostawmy domysłom.

Jak wspomniałem „Australia Tour” to głównie album ze zdjęciami wzbogacony o teksty wielkości smsa lub dwóch. Co powstało? Zachęta do odwiedzenia królestwa kangurów i koali. Byłem tam i to w miejscach, gdzie pojawili się motocykliści. Od Melbourne do Sydney podróżowałem z nimi nie tylko, jako bierny odbiorca. Powróciły wspomnienia. Spokojne i wyluzowane Melbourne. Dzika i tajemnicza Tasmania. Pingwiny na Philip Island. Latarnia morska w Wollongong. Opera i most w Sydney. No i tamtejsze kangury i koale.

Kto był w Australii zrozumie czym jest jej czar, relaks, dzikość i wszechobecne wyluzowanie. Kto jeszcze nie to po przejrzeniu albumu „Australia Tour” zacznie sprawdzać ceny połączeń lotniczych z Antypodami.
Z życia książek Przemek Opłocki, 2012-01-03
« < 774 775 776 777 778 ... 924 > »