ODBIERZ TWÓJ BONUS :: »

Stopem po Chorwacji

Autor: Wilhelm Karud
Data dodania do serwisu: 2006-07-06
Relacja obejmuje następujące kraje: Chorwacja
Średnia ocena: 6.15
Ilość ocen: 1623

Oceń relację

Obudził nas postawny mężczyzna z dzbanem białego wina w ręku. Domowym dionizjakiem chciał okazać słowiańską gościnność.

Na rozwidleniu dróg przed Gospiciem znaleźliśmy się przed 4 rano i nie bardzo wiedzieliśmy co z sobą zrobić. Ante, wiozący nas busem młody Chorwat, musiał wezwać pomoc drogową, bo pękła mu jakaś uszczelka. Zdążył jedynie zjechać z dopiero co oddanej do użytku nitki autostrady i czekał na serwisanta. Nie udało nam się dotrzeć do Splitu, jak planowaliśmy i trzeba było skorygować marszrutę. Na szczęście Chorwacja oferuje tyle krajoznawczych możliwości, że w każdym jej fragmencie znajdzie się coś godnego zobaczenia. Zarówno w stolicy kraju Zagrzebiu, jak i w pozostałych 20-tu żupaniach (okręgach), trafimy na średniowieczne twierdze, stare świątynie, wiekowe pałace i zamki. Zewsząd blisko do jakiegoś parku narodowego, pomnika przyrody, skansenu lub jaskini. Na Istrii, którą dopiero co zjeździliśmy, w ciągu trzech dni można przeżyć turystyczną przygodę życia. Ten półwysep jest niczym klinowaty kawał keksu nadziany smakowitymi kąskami zarówno w środku, jak i na obrzeżach.

Veli Jože i wielka trufla

Trafiliśmy tam niejako z rozpędu w samochodzie geologów z Ratyzbony. Kilku magistrantów jechało badać pochodzenie budulca użytego podczas wznoszenia zamku w Pazinie. Zabrali nas z kolejki na przejściu granicznym między Słowenią a Chorwacją od strony Triestu. Wkrótce po przekroczeniu granicy, w Buje, skręcili w lewo i łagodnymi serpentynami jechaliśmy jeszcze około godziny. Wysadzili nas w samym sercu Półwyspu, w Motovunie. Jeszcze tego samego dnia okrążyliśmy miasteczko wzdłuż jego trzynastowiecznych murów. Wąskimi, brukowanymi uliczkami weszliśmy do miniaturowego centrum z kościołem św. Stefana (XVII w.). Przez o ponad wiek starszą bramę trafiliśmy na terasę, z której roztacza się cudowny widok na okoliczne lasy, sady i winnice. Drewno z motovuńskich lasów służyło ponoć do budowy Wenecji a ze szczepów miejscowych winorośli produkuje się znakomite czerwone wino teran. W tych stronach urodził się słynny chorwacki bohater narodowy, Veli Jože – Wielki Jan, zasłużony w walkach z weneckim okupantem (ma kilka pomników, jest opiewany w pieśniach ludowych a wiele kafejek i restauracji nosi jego imię). W pobliskiej wsi Beram, malowniczo usytuowanej na wzgórzu, oglądaliśmy kolejne fortyfikacje. Wieś pamięta czasy Ilirów, weneckie podboje i austriacko-tureckie wojny o Bałkany. W ciągu roku senna, ożywia się w dniu św. Marcina, kiedy to okoliczni plantatorzy przywożą tu dla degustacji młode wino. Stąd tylko kilometr do kościoła Matki Boskiej na Škriljinah ze słynnymi freskami z 1474 roku. Niegdyś zalepione tynkiem, zostały odkryte dopiero w 1913 roku. Sceny biblijne na tle krajobrazu Istrii namalował niejaki Vincent z Kastavy. Dzieło wiele mówi na temat życia dawnych mieszkańców Półwyspu, a umiejscowiony nad głównym wejściem do świątyni alegoryczny fresk Taniec Śmierci, zasługuje na największą uwagę. Drugi dzień przeznaczyliśmy na Pazin, Grožnjan i Aleję Głagolitów. Paziński kasztel, majestatycznie usytuowany nad przepastnym wąwozem, rozsławił Juliusz Verne. W należącym do Austrii warownym obiekcie umieścił część akcji powieści „Mateusz Sandorf”. Dziś jest tu muzeum etnograficzne a latem na zamkowym dziedzińcu organizuje się koncerty. 16 czerwca każdego roku obchodzony jest dzień Juliusza Verne’a. Podczas pobytu w centrum Pazinu warto zajść do biura informacji turystycznej (Stari trg 8) i nabyć broszurkę o Alei Głagolitów. Tę kilkukilometrową ścieżkę poświęconą ... alfabetowi, który długo opierał się cyrylicy, możemy przejść tuż po pobycie w Grožnjanie. Miasto artystów, Grožnjan, leży na trasie Motovun – Buje i od 40 lat stanowi centrum życia artystycznego Istrii. Mieści się tu kilkadziesiąt pracowni i warsztatów malarzy, grafików, tkaczy i rzeźbiarzy. Parę lat temu niedaleko stąd znaleziono największą w historii truflę. Ważyła 1.31 kg i wpisano ją do Księgi rekordów Guinessa. Co roku w październiku w tamtejszej Dolinie Mirny odbywa się Festiwal Trufli. Na Istrii wszędzie jest blisko, kierowcy chętnie podwożą a nocleg w ogrodzie gościnnych Chorwatów można mieć gratis.

Lokalnymi drogami pojechaliśmy następnie w stronę Rijeki. Z Pazinu do Opatiji zabrał nas węgierski autokar a resztę trasy spędziliśmy na pace starego robura. Największy chorwacki port przywitał nas rzęsistym deszczem ale nie odmówiliśmy sobie krótkiej wycieczki po starej części miasta. Na zachodniej stronie rynku jest tam średniowieczny kompleks klasztoru Augustianów. Część obiektów z początku XIV wieku nieźle się zachowała (kościół św. Jeronima z gotyckimi kaplicami, romańska dzwonnica z białego kamienia i Zborna Crkva). Mimo deszczu oczarował nas rijecki port – ruchliwy, kolorowy, pełen fantazji i egzotycznego gwaru. Podobnie targ, gdzie ze stosami pomidorów, śliw, brzoskwiń i jabłek sąsiadują kopce pachnących melonów, słoje złocistego miodu, pojemniki z figową konfiturą i butle z dziesiątkami gatunków lokalnych win.





Do Karlovaca dostaliśmy się nowiutkim volvo, którego kierowca testował maszynę przed zakupem większej partii aut przez jego firmę. Po zwiedzeniu zamku w pobliskim Ozalju (XIIIw.) należącym niegdyś do zamożnego rodu Frankopanów, łapaliśmy coś do Bosiljeva. Chcieliśmy wrócić do miejsca, skąd w stronę Splitu odbija nowa nitka autostrady. Na jednej ze stacji paliw zatrzymał się austriacki autokar i słuchaliśmy, jak jego dwaj kierowcy planują dalszą trasę. Zorientowaliśmy się, że zmierzają na Południe. Wieźli grupę amatorów rekreacyjnego nurkowania z Klagenfurtu. Okazało się, że nic nie wiedzą o oddanej niedawno do użytku autostradzie. Ze zdumieniem oglądali naszą mapkę, którą już przed sezonem 2005 otrzymaliśmy z Ośrodka Informacji Turystycznej Chorwacji w Warszawie. Na mapie zaznaczono nową arterię komunikacyjną znacznie przyspieszającą podróż z północy na południe kraju. Podwodę do Bosiljeva mieliśmy zapewnioną. Potem była wspinaczka do pobliskiego zamku, zwiedzanie klasztoru Dominikanów (XVI w.) i spotkanie z Ante, który późnym wieczorem zabrał nas do swego busa.

W Północnej Dalmacji

Drzemiących w śpiworach pod zadaszeniem do suszenia tytoniu obudził nas postawny jegomość z dzbankiem białego wina w ręku. Chrząknął kilka razy i cierpliwie czekał aż otworzymy oczy. Po miniaturkach flag na plecakach bez błędu rozszyfrował nasze pochodzenie i domowym dionizjakiem chciał okazać słowiańską gościnność. Nema kruha, nema vina – boli glava Dalmatina, witał nas Šime Jermen, właściciel winnicy, na obrzeżach której spaliśmy od kilku już godzin. Był pewien, że nasze przysłowia i tradycje też sławią chleb i wino. Z żoną i trójką nastoletnich dzieci wstali o świcie by w sadzie nieopodal pozbierać owoce figowców. Dzień wcześniej nad okolicą przeszła burza i wartościowy surowiec mógł się zmarnować. Jak wielu mieszkańców Bałkanów rodzina Šime żyje z uprawy winorośli, śliw, drzew figowych, papryki, czosnku, bakłażanów i innych płodów. Część owoców i warzyw przerabiają sami a część odwożą do punktów skupu. Domowe wino, rakiję i kilka gatunków travaricy sprzedają na targach w Gospiciu i Zadarze a po niektóre produkty przyjeżdżają do nich drobni handlowcy z okolicy. Nasz gospodarz przez chwilę opowiadał o tym, częstował puszystym, kukurydzianym pieczywem, dalmatyńskim serem i zachęcał do rozbicia namiotu. Byliśmy mu niezmiernie wdzięczni i już po kwadransie dwie pary naszych rąk włączyły się do pomocy w sadzie. Fig było parę setek kilogramów. Kilka dni deszczu sprawiło, że nabrały zbyt dużo obcej wilgoci i należało je natychmiast poddać obróbce. Pojadą do przetwórni, gdzie zamienią się w dżem, konfiturę i syropy do produkcji szlachetnych likierów.






Z naszej bazy w winnicy pod Gospiciem zrobiliśmy trzy jednodniowe wypady. Raz był to Nin – starożytne miasteczko z rzymskimi zabytkami z I wieku naszej ery, siedziba królów chorwackich i ważne biskupstwo. Leży naprzeciw pd. krańca wyspy Pag, łatwo się tam dostać z magistrali adriatyckiej i z Zadaru. Nin słynie obecnie z tak zwanej „najmniejszej katedry chrześcijańskiej” – kościółka św. Krzyża z początku IX wieku. Działał tam wojowniczy biskup Grgur, który zawzięcie walczył o wprowadzenie do liturgii chrześcijańskiej języka Słowian. W innym kościele, św. Anzelma, można obejrzeć cenne srebrne relikwiarze, datowane na VIII wiek. Kolejnego dnia zwiedziliśmy starówkę Zadaru, miasta od prawie trzech tysięcy lat leżącego na maleńkim półwyspie w pn. – zach. Dalmacji. Początkowo mieszkali tam Liburnowie, potem gród był ośrodkiem bizantyjskiej administracji, wolnym miastem, aż wreszcie w X wieku uznał zwierzchność chorwackich królów. Późniejsze wieki obfitowały w nie mniej ciekawe wydarzenia a przyczynili się do tego Wenecjanie, Krzyżowcy i Turcy. W Zadarze trzeba zwiedzić bazylikę św. Donata z IX wieku – romańską rotundę z trzema absydami, której wewnętrzne ściany udekorowano pozostałościami rzymskich ornamentów. Katedrę św. Stošija z romańskimi portalami, gotyckimi rozetami i kamiennym sarkofagiem z początku IX wieku. Rzesze turystów przyciąga też inny zadarski sarkofag, św. Šimuna, w kościele pod tym samym wezwaniem. Na jego wykonanie zużyto ok. 250 kg srebra i złota. Pochodzi z 1380 roku i jest dziełem złotników chorwackich. Innym razem wdrapaliśmy się na wierzchołki Velebitu – Gospić leży w rozległej dolinie między tym pasmem wapiennych gór a Malą Kapelą, przedgórzem Dinary. Z Vysočicy (1616 m.) przez lornetkę widzieliśmy ciągi czerwonych dachów miasteczka, rozlewiska dopływów rzeki Liki, krasowe formy na zboczach Velebitu i winnice, sady, plantacje, winnice ... . Chwilami zdawało się nam, że dostrzegliśmy gwarne targowisko w centrum Gospicia. Najstarsza córka Šime, Nevenka, prawie codziennie sprzedaje na nim domowe wino, śliwowicę i kilka gatunków travaricy (nalewki ziołowe sporządzane na bazie rakiji). Nazajutrz zdezelowanym ziłem służby leśnej dotarliśmy do Magistrali Transadriatyckiej i przez dwa dni plażowaliśmy w Bibinje.





Potem był ponowny wypad do Zadaru (romańska bazylika św. Kreševana z X wieku), krótki pobyt w Sukošanie (na wysepce ruiny pałacu letniego biskupów zadarskich z XV wieku) i dalszy rajd na południe, do środkowej Dalmacji. Za kilka dni mieliśmy tam zwiedzić Split z jednym z najokazalszych zabytków Chorwacji, rzymskim Pałacem Dioklecjana. (www.visitsplit.com)

Wypad w morze

W Biogradzie na Moru (30 km magistralą na pd. od Zadaru) zaplanowaliśmy dzień bez samochodu. Zapisaliśmy się na całodniową wycieczkę statkiem do Parku Narodowego Kornati. Trzeba było wstać o 5 rano. Ze względu na ćwiczenia służb ratownictwa morskiego zmieniono trasę rejsu i podróż musiała się wydłużyć. Zamiast płynąć wokół południowych krańców wyspy Pašman statek miał udać się na północ i skorzystać z przesmyku między Pašman a Ugljan. Za wczesną pobudkę biuro turystyczne dało 20% zniżki, obiecało kawę z deserem w przystani Kukljica na wyspie Ugljan i każdemu uczestnikowi jedno zdjęcie z rejsu gratis.





O poranku ponad 70 uczestników rejsu powitano na statku mocną kawą, jeszcze mocniejszą rakiją i słodkimi bułeczkami. Na stołach pojawiły się dzbany z kilkoma gatunkami win (malvazija, opolo, prošek, pošip čara) a po godzinie rejsu zapachniało rybą z rusztu. Cały czas grała ludowa muzyka Bałkanów, załoga donosiła kolejne porcje jadła, kapitan przechadzał się po pokładzie swej jednostki pływającej i swobodnie żartował z pasażerami w kilku językach. Wszyscy zapomnieli o skróconym śnie i kiedy łajba ni stąd ni zowąd zatrzymała się na pełnym morzu ochoczo zaczęli skakać do wody. Półgodzinny przerywnik, podczas którego majtkowie strzegli bezpieczeństwa kąpiących się, ośmielił całe towarzystwo jeszcze bardziej. Dalsza część rejsu, dwugodzinny pobyt na jednej z wysp archipelagu i słodki lunch w Kukljicy upłynęły w familiarnej atmosferze.

.................................................................................................................................

KORNATI






Uroczy, niezwykły archipelag składający się ze 147 wysp i wysepek, ciągnący się łańcuchami ok. 50 kilometrów, w odległości ok. 20 km od stałego lądu. Od 1981 r. część z nich stanowi Park Narodowy „Kornati”. Poza kilkoma miejscami nie ma tam stałych osad ludzkich. Na wyspach brak słodkiej wody, gleba jest skalista, porosła trawą, makią, z rzadka tylko na poletkach krasowych zobaczymy winnice, drzewka oliwne i figowe. Mieszkańcy sąsiedniej wyspy Murter gospodarują tu od kilku wieków wypasając zimą stada owiec. Wody wokół wysp obfitują w ryby, gąbki i drobną, kolorową faunę wodną, przez co stały się Mekką dla amatorów podwodnego safari i różnej maści kłusowników. Na wyspach przetrwały ślady osad, grodzisk i cmentarzy iliryjskich, budowli rzymskich i starochrześcijańskich.
www.kornati.hr
www.ugljan-pasman.com

.................................................................................................................................

Trochę cen (1 PLN = ok. 1.8 HRK, kuna chorwacka)

1 kg pomidorów u gospodarza 4-5 kn
1 kg fig 8-10
1 kg papryki 6-8
1 kg czerwonej cebuli 4
bochenek chleba 6-10
10 jaj w sklepie 8 – 12
1l oleju sojowego 8
0.5 kg margaryny 10
0.5 l piwa w sklepie 5
piwo w konobie (gospoda) 12 - 16
wino domowe, 1 l 15
1 l rakiji domowej 20
rakija w konobie 7 kn/0.3 ml
200 ml wina w barze 12
kawa 4-6
gałka lodów 4
pršut (wędzona szynka, miejscowy specjał) 40 kn/10 dag
dagnje (małże pieczone we własnym sosie) do 60 kn/kg
obiad w restauracji
(przystawka, zupa rybna, mięso z rusztu, piwo, deser) 80 kn
kartka i znaczek do Polski 5.50
wstępy do muzeum 6 - 12
nocleg na kempingu 2 – 4 euro/doba
rozbicie namiotu na kempingu 6 – 8 euro/doba
- całodniowa wycieczka statkiem na Kornati ( z Sukosanu, Biogradu, Zadaru) z pełnym wyżywieniem, winem do woli, pobytem nad tzw. „słonym jeziorem”, kąpielą w Adriatyku – ok. 240 kn

.................................................................................................................................

Nie da się zapomnieć chorwackich ...

Smaków

Oštrige – łowionych w rejonie Kanału Limskiego na Istrii. Owczego ostrego sera z wyspy Pag, w którym wyczujemy zioła całej Dalmacji. Kęsów jagnięcia pieczonego na ruszcie restauracji Krešimir w Senju. Warzywnej sałatki podanej w konobie Kaleta w Sukošanie – niby taka sama, jak szopska w Bułgarii lub horiatiki na Krecie, a przecież smakuje inaczej. Tureckiego pochodzenia baklavy – wilgotnego ciastka nasączonego miodem. A także dziesiątków innych dań, trunków, deserów i owoców.

Kolorów

Cynamonowej barwy ziemi spulchnionej tuż przed sadzeniem zimowego czosnku na poletku pod Gospiciem. Czerni, czerwieni i złota czapki lička kapa – płaskiego nakrycia głowy mężczyzn z dorzecza rzeki Liki. Barw dziesiątków jachtów, kajaków i skuterów wodnych w spokojniej marinie Kukljica na wyspie Uglian. Fioletów, różu, żółci i pomarańczy na adriatyckim horyzoncie podczas ostatnich chwil przed zachodem słońca. Jaskrawych ogników papryczek wśród żółknących już liści ich krzewinek.

Zapachów

Polanych gorącą czekoladą i rumem naleśników (palačinke). Intrygującego aromatu travaricy, nalewki z rakiji i owoców głożyny. Pieczonej z suszonymi śliwkami patki, kaczki upasionej w rozlewiskach Liki. Pašticady – pełnego ziół dalmatyńskiego gulaszu wołowego. Konfitury z zielonych pomidorów, której zapachowy bukiet nie da się porównać z niczym innym. Dymu wydobywającego się z licznych wędzarni ryb, kiełbasek i pršutu – miejscowego wędliniarskiego rarytasu.

Dźwięków






Wielojęzycznego gwaru na deptaku w międzynarodowym porcie w Rijece. Kierpców, gdy tancerka kolo tupie w rytm tamburicy – chordofonu szarpanego, lutni popularnej na całych Bałkanach. Pasterskich dzwonków uwieszonych u szyi owiec i kóz skubiących ubogą trawę na wschodnich zboczach Velebitu. Dzwonów licznych kościółków z doliny Ličko polje w niedzielne w senne przedpołudnie.
.................................................................................................................................

Lička kapa





Część pięknego i barwnego stroju Chorwata z okolic Gospicia. Oryginalna płaska czapka nieco przypominająca czarnogórską ale z haftami na czerwonym tle i obfitym, czarnym pękiem zwisających frędzli. Podczas ludowych festynów i świąt religijnych paraduje w niej wielu tubylców. Z pasją nosił ją ponoć Nikola Tesla, pionier radiofonii pochodzący z oddalonej o 6 km od Gospicia wsi Smiljan. Niektóre jej wersje kosztują nawet 44 dolarów. Odwiedzający kraj ojców Chorwaci z obczyzny kupują zazwyczaj po kilka sztuk.