ODBIERZ TWÓJ BONUS :: »

Pocztówka z Jakarty

Autor: Beata Mirecka-Jakubowska
Data dodania do serwisu: 2003-03-19
Relacja obejmuje następujące kraje: Indonezja
Średnia ocena: 6.39
Ilość ocen: 144

Oceń relację

Beata Mirecka-Jakubowska
bmj.mirexsj.com
beatamj@rad.net.id

Każde lotnisko ma swój niepowtarzalny zapach. Wysiadając w Atenach zaciągam się delikatnym wiatrem, łaskoczącym nozdrza zapachem żywicy nadmorskich sosenek. W Abu Dhabi nawet w środku nocy żar przeciska się przez tkaninę ubrania i parzy ciało. A na lotnisku w Jakarcie przy przejściu przez ostatnie automatyczne drzwi zderzamy się z masą wilgotnego powietrza. Skóra momentalnie pokrywa się cieniuteńkim nalotem pary, jak gdyby chciała zrekompensować sobie przebywanie w suchym powietrzu Europy.

Samochód podjeżdża i załadowawszy bagaże suniemy wolno w stronę autostrady do miasta. Już na lotnisku mamy przedsmak tutejszych obyczajów na drogach. Pomimo znaków zakazu postoju i parkowania, wzdłuż terminalów kłębią się wytworne limuzyny, taksówki i różnorakie samochody osobowe. Wszyscy chcą jak najszybciej odebrać swoich pasażerów - toteż stoimy w korku czekając, aż wreszcie któryś kierowca pójdzie po rozum do głowy i ustąpi miejsca innemu, by ten mógł się przesunąć i dać wyjechać ustępującemu.

Nowym pasmem autostrady omijającej stare, zatłoczone centrum miasta mkniemy do nowego centrum, rozciągającego się z północy od pomnika Monas na południe aż do słynnej dzielnicy handlowej - Blok M. Wzdłuż ulic Thamrin i Sudirman okazałe biurowce wyrosły jak grzyby po deszczu. W 1983 roku, gdy tu przyjechaliśmy, na całej długości obu ulic było może 5, może 10 budynków. Teraz jest to Manhattan, a każdy biurowiec urzeka unikalnością architektury, choć wielu narzeka na kiczowatość niektórych budowli. Jadąc od lotniska w stronę tego centrum mijamy inne molochy - centrum handlowe i hotel Citraland, kompleksy apartamentów, oraz monstrualnych rozmiarów kompleks Taman Anggrek z jego 8 czy 10 wieżowcami mieszkalnymi które ustawiono tak blisko siebie że z okien można sąsiadom niemal "zaglądać do garnków".

Dojeżdżając do Hotelu Hilton (jedno skrzydło 15 lat temu, dziś kilka oraz ekskluzywne wieżowce apartamentów) skręcamy na południe w stronę dzielnic preferowanych przez pracowników z zagranicy. Przebijamy się wolniutko przez zatłoczony Blok M, mijając kompleksy sklepów, dworzec autobusowy, no i oczywiście słynne nocne kluby ożywające dopiero wieczorem. Z każdej strony kłębią się czarne wyziewy z rur wydechowych autobusów, trzykołowych dwusuwów "bajajow" i spokojnie czekających w kilometrowych korkach samochodów osobowych. Zatłoczenie na drogach sięga zenitu szczególnie w porze deszczowej, gdy studzienki ściekowe nie nadążają przyjąć powodzi lejącej się z nieba, woda stoi więc na szosie tworząc ogromne jeziora. Przejechanie wówczas kilku kilometrów w czasie poniżej kilku godzin graniczy z cudem.

Ale dziś nie pada i w normalnym czasie 50 minut (z lotniska mamy 20 km) dojeżdżamy do naszej dzielnicy. Południowa Jakarta dzieli się jeszcze na kilka mniejszych części. Dzielnica Kemang, ze słynnym sklepem spożywczym "KemChicks", gdzie można kupić prawie wszystko, co dusza kulinarna zapragnie, opanowana została głównie przez Holendrów i Brytyjczyków. Dzielnicę Pondok Indah, gdzie znajduje się Międzynarodowa Szkoła w Jakarcie, zamieszkują głównie Amerykanie i Japończycy. Niemniej jednak, sporo rodzin rozsiało się po całej Jakarcie, a autobusy szkolne dowożą dzieci nawet z odległych miejscowości jak Bogor, Tangerang czy fabrycznej Bekasi.

Życie płynie tu pod znakiem pracy i szkoły. Wśród "expats" czyli zagraniczniaków, najczęściej pracuje tylko mężczyzna, i to od świtu do nocy, gdyż do pracy wyjeżdża rano by zdążyć przed korkami ulicznymi, a wraca późno wieczorem po kolacji z interesantem. Tymczasem żona zajmuje się dziećmi, szkołą, i działalnością charytatywną. Niewiele jest tu miejsc pracy dla kobiet - poza szkołami, których jest kilka, oprócz dwóch międzynarodowych są także inne szkoły: Brytyjska, Francuska, Japońska, Koreańska, Holenderska, Niemiecka, Ghandi School, oraz kilka szkół indonezyjskich z wykładowym językiem angielskim. Prawo indonezyjskie traktuje kobiety inaczej, toteż pracująca kobieta nie ma żadnych przywilejów przysługujących pracującemu mężczyźnie. Wobec tego, większość kobiet - matek dzieci uczęszczających do którejkolwiek z tych szkół - angażują się w organizację zajęć pozaszkolnych jak sport, religia czy kluby językowe, lub zajęć wspomagających program typu zorganizowanie Dnia ONZ, Dnia Ziemi, czy Tygodnia Indonezji. Inne kobiety natomiast zajmują się pracą charytatywną z organizacjami wszelkiego rodzaju - od upośledzonych malarzy, po sierocińce i obozy uchodźców z Kambodży. Jako że każda rodzina "białych" (za których uważani są wszyscy nie będący Indonezyjczykami) jest społecznie zobligowana do zatrudnienia 2-5 osób służby (w zależności od wielkości domu, potrzeb rodziny, i zasobności kasy, choć z tym większość nie ma problemów) kobiety mają mniej pracy typowo domowej. Jedna dziewczyna pierze i prasuje, druga sprząta i ściele łóżka, trzecia gotuje, czwarta jest tylko do niemowlęcia, jej mąż sprząta ogród i zajmuje się basenem, a jeszcze inny chłopak jest kierowcą samochodu. Niektóre rodziny zatrudniają jeszcze więcej osób - powodem bywa i snobizm, ale też i litość gdy służąca przyprowadzi "kuzynkę" ze wsi i prosi o znalezienie jej pracy. A tu w każdej wsi wszyscy są kuzynami i kuzynkami!

Ale mają życie!!! - powie zapracowana kobieta w Europie, gdzie na jej głowie jest i praca zawodowa, i zakupy, i cała robota w domu, i dzieci, i jeszcze wymagający mąż.

Tak, jest lżej pod względem pracy domowej. Lecz coś za coś!!! Nie ma tu parków, gdzie można wyjść z dzieckiem na spacer. W ogóle się tu nie spaceruje, prawie cała Jakarta pozbawiona jest chodników! Jeździ się wszędzie samochodem. Jest to trzecie miasto na świecie pod względem zanieczyszczenia powietrza. W porze deszczowej zalane ulice uniemożliwiają poruszanie się gdziekolwiek, pomijając już fakt zalewania domu, a muszę wspomnieć że większość Jakarty ma otwarte ścieki, tzw. rynsztoki, w których nagminnie buszują szczury. Woda deszczowa wypłukująca te rowy nie jest więc najprzyjemniejsza. W porze suchej pobyt w klimatyzacji i wyjście na zewnątrz to wejście do sauny - a takich zmian temperatur robi się dziennie setki. Płacimy więc za ten klimat chorobami, reumatyzmem, i tęsknotą za suchym, rześkim powietrzem którego można nabrać cale płuca i rozkoszować się zapachem. Moje dzieci nigdy nie widziały wiosny - bazi, kaczeńców, pączkujących listków, nigdy nie zaszurały butami w stosach opadłych liści, nie piekły na polu ziemniaków, nie zbierały kasztanów...

Jakarta - miasto-moloch. Może jednak lepiej żyć w Warszawie?

29-04-199