ODBIERZ TWÓJ BONUS :: »

U stóp himalajskich ośmiotysięczników

Autor: Radek Kozłowski, Klementyna Michalska
Data dodania do serwisu: 2007-10-08
Relacja obejmuje następujące kraje: Nepal
Średnia ocena: 5.46
Ilość ocen: 135

Oceń relację

<p align="justify">&nbsp;&nbsp;&nbsp; &nbsp;&nbsp;&nbsp; Sama myśl o Himalajach wydawała nam się początkowo kompletną abstrakcją. Kojarzone z wielkimi, komercyjnymi projektami najwyższe g&oacute;ry świata rysowały się w naszej świadomości jako miejsce niedostępne dla młodych, żądnych świata ludzi. I jakkolwiek sami początkowo rozbawieni byliśmy brawurą własnego pomysłu, stopniowo przekonaliśmy się, że można. Nie chodziło nam przecież o wycieczki dla bogatych leniuch&oacute;w. Himalaje można przemierzać także w pojedynkę, bez jazgotu tragarzy, jak&oacute;w z dobytkiem na barkach, przewodnik&oacute;w, kt&oacute;rych złote rady i doświadczenie nie pozwalają zgubić się w tłumie temu podobnych rozwrzeszczanych, kolorowych grup. Magia Himalaj&oacute;w działa na zmysły. My wiedzieliśmy, że można inaczej. Można po swojemu. I wiedzieliśmy, że nam się uda. </p><div align="justify"> </div><div align="justify"> </div><p align="justify">&nbsp;&nbsp;&nbsp; &nbsp;&nbsp;&nbsp;&nbsp; Już od pierwszych chwil spędzonych na nepalskiej ziemi czułem, że miejsce to ma w sobie coś wyjątkowego. Kontrastując z potwornie brudnym, betonowo obrzydliwym, hałaśliwym i zatłoczonym terminalem w Delhi, lotnisko międzynarodowe w Katmandu, wciśnięte pomiędzy łańcuchy g&oacute;rskie, wydało się mi prawdziwą oazą spokoju. Do budynku portu szliśmy pasem startowym nie niepokojeni przez nikogo, cisza, spok&oacute;j, czyste powietrze. Schludny terminal z wypastowaną kamienną podłogą, kompletna pustka wewnątrz. </p><div align="justify"> </div><div align="justify"> </div><p align="justify">&nbsp;&nbsp;&nbsp; &nbsp;&nbsp;&nbsp; Czar prysł bardzo szybko. Oszołomieni krzykiem zaciskającego się gwałtownie wok&oacute;ł nas tłumu taksiarzy nie przebieraliśmy w ofertach i bez specjalnego targowania, dla świętego spokoju, wsiedliśmy do pierwszej z brzegu zdezelowanej Taty koloru wiśniowego, pamiętającej jeszcze czasy kr&oacute;la Mahendry. Jeśli ktoś chciałby w pigułce poznać nepalski temperament, bez wahania proponuję kr&oacute;tki kurs taks&oacute;wką. Dla człowieka, kt&oacute;ry jeszcze kilkanaście godzin wcześniej delektował się wygodami cywilizacji zachodnioeuropejskiej, skończyło się to totalnym kulturowym szokiem. Zardzewiały szrot śmiało przemykał pomiędzy g&oacute;rami śmieci, zwierzętami wszelkiej maści i przeznaczenia, rowerami, motocyklami, rikszami i innymi podobnego kalibru cudami motoryzacji.</p><p align="justify">&nbsp;<img src="_grafika/photos/users/88ecc90ffa67a87ca91e4ab43c4969a5/photos/004kat.jpg" alt="Nepal, Katmandu" width="500" height="375" /></p><p align="center"><em>Jeden z wielu rikszarzy na ulicach Kathmandu</em><em>&nbsp;&nbsp;&nbsp; &nbsp; <br /></em></p><p align="justify">&nbsp;&nbsp;&nbsp; &nbsp;&nbsp;&nbsp; Każde w swoim kierunku, bez oglądania się na cokolwiek. Te kilkanaście minut jazdy to zbyt mało by pojąć fenomen bezkolizyjnej przeprawy przez miasto przy braku zachowania jakichkolwiek przepis&oacute;w. Komunikacyjna anarchia z symfonią klakson&oacute;w w tle.</p><div align="justify"> </div><div align="justify"> </div><p align="justify">&nbsp;&nbsp;&nbsp; &nbsp;&nbsp;&nbsp; Katmandu &ndash; miasto kontrast&oacute;w, jak wszystko w Nepalu. Z jednej strony potworny brud, śmieci wydzielające od&oacute;r nie do wytrzymania, masa bezdomnych wychudzonych zwierząt o wątpliwym zdrowiu. Z drugiej strony kolorowe neony, wszechobecne telefony kom&oacute;rkowe i kafejki internetowe na każdym rogu ulicy. Kraj, edyktem kr&oacute;lewskim zamknięty na świat aż do lat pięćdziesiątych XX wieku wciąż tkwi mentalnie w średniowieczu. Aktualnie, to feudalne do niedawna państewko, gdzie jeszcze kilkadziesiąt lat temu szczytem luksusu była szyba w oknie, gwałtownie zachłystuje się nowoczesnością. Szczeg&oacute;lnie wśr&oacute;d młodych, zapatrzonych ślepo w indyjski wz&oacute;r z południa. Starych nie widać. Umierają zbyt szybko, by się zestarzeć. Prawdziwy fenomen na mapie świata, o czym naprawdę warto pamiętać na każdym kroku.</p><div align="justify"> </div><p align="justify">&nbsp;<img src="_grafika/photos/users/88ecc90ffa67a87ca91e4ab43c4969a5/photos/017kat.jpg" alt="Nepal, Katmandu, Durbar Square" width="500" height="375" /></p><div align="justify"> </div><p align="center">&nbsp;<em>Durbar Square- dawna siedziba kr&oacute;la Nepalu</em>&nbsp;&nbsp;&nbsp; &nbsp;&nbsp;&nbsp;<br /> </p><p align="justify">&nbsp;&nbsp;&nbsp; &nbsp;&nbsp;&nbsp; To co zapamiętałem z tych kilku dni w Katmandu to piękne słońce, przyjemnie ciepłe wieczory, potworny gwar i tłok w wąskich uliczkach centrum, wszechobecny kurz i, pomimo pełni sezonu, praktycznie brak białych ludzi. Dzięki temu mogliśmy lepiej poznać samych Nepalczyk&oacute;w. Wiecznie uśmiechnięci, uprzejmi i pomocni. Co ujmuje szczeg&oacute;lnie to ich beztroskie, pomimo biedy, podejście do życia i niewiarygodna uczciwość. Większość transakcji umawiana jest ustnie, bez względu na kwotę. Z każdym dniem upadały kolejne mity przywiezione z cywilizowanej Europy.</p><div style="text-align: center"><img src="_grafika/photos/users/88ecc90ffa67a87ca91e4ab43c4969a5/photos/219ktm.jpg" alt="Nepal, Katmandu" width="500" height="375" /></div><p align="center">&nbsp;&nbsp;<em>Kathmandu; świątynia dw&oacute;ch religii- buddyjska i hinduistyczna, zwana świątynią małp</em></p><p align="center">&nbsp;</p><div style="text-align: center"><img src="_grafika/photos/users/88ecc90ffa67a87ca91e4ab43c4969a5/photos/227ktm.jpg" alt="Nepal, Katmandu" width="500" height="666" /></div><p align="center">&nbsp;&nbsp;<em>Kathmandu; palenie zwłok nam świętą rzeką</em></p><p align="center">&nbsp;</p><div style="text-align: center"><img src="_grafika/photos/users/88ecc90ffa67a87ca91e4ab43c4969a5/photos/228ktm.jpg" alt="Nepal, Katmandu" width="500" height="375" /></div><p align="center">&nbsp;&nbsp;<em>Kathmandu; kąpiel w świętej rzece, do kt&oacute;rej wrzucane są resztki spalonych zwłok w celu przejęcia mądrości i doświadczenia zmarłych</em></p><p style="text-align: justify; text-indent: 35.45pt" class="MsoNormal" align="justify">&nbsp;&nbsp;</p><div style="text-align: center"><img src="_grafika/photos/users/88ecc90ffa67a87ca91e4ab43c4969a5/photos/215ktm.jpg" alt="Nepal, Katmandu" width="500" height="375" /></div><p align="center">&nbsp;<em>&nbsp;Kathmandu; świątynia dw&oacute;ch religii- buddyjska i hinduistyczna, zwana świątynią małp.</em></p><p style="text-align: justify; text-indent: 35.45pt" class="MsoNormal" align="justify">&nbsp;&nbsp;</p><div style="text-align: center"><img src="_grafika/photos/users/88ecc90ffa67a87ca91e4ab43c4969a5/photos/234ktm.jpg" alt="Nepal, Katmandu" width="500" height="375" /></div> <p align="center">&nbsp;<em>Kathmandu; największa buddyjska stupa Nepalu</em></p><div align="justify"> </div><div align="justify"> </div><p align="justify">&nbsp;&nbsp;&nbsp; &nbsp; Szybko też przekonaliśmy się, jak biedne i szablonowe było nasze wyobrażenie samych Himalaj&oacute;w. Okazało się być bardzo niesprawiedliwe, one bowiem zaskakiwały nas dosłownie na każdym kroku. Choć lecąc kilkunastoosobowym Twin Otterem, </p><div style="text-align: center"><img src="_grafika/photos/users/88ecc90ffa67a87ca91e4ab43c4969a5/photos/022luk.jpg" alt="Nepal, Katmandu" width="500" height="375" /></div><p align="center">&nbsp;<em>&nbsp;Samolot, kt&oacute;rym pokonaliśmy trasę Kathmandu- Lukla</em></p><p align="justify">przez przednią szybę kabiny pilot&oacute;w widzieliśmy poczt&oacute;wkową panoramę najwyższych himalajskich szczyt&oacute;w &ndash;białe wierzchołki, pokryte grubą warstwą lodu, srebrzyły się promieniami ostrego jesiennego słońca. I takimi je chcieliśmy widzieć &ndash; ekstremalnie surowymi i pięknymi zarazem. Tyle że przez trzy tygodnie naszego trekkingu g&oacute;ry pokazywały nam całą paletę odcieni. Zdarzyło się, że powracając w to samo miejsce po kilku dniach nie byliśmy w stanie uwierzyć, że tu już wcześniej byliśmy. Przywoływany z pamięci obraz skąpanego w zieleni gąszczu drzew i krzew&oacute;w, teraz, zabarwiony na ż&oacute;łto-czerwono jesienny krajobraz przedstawiał zupełnie nową jakość. Pory roku tasowały się bez opamiętania, nie pozwalając nam popaść w znudzenie. Były dni, gdy zasypywani śniegiem wytrwale pokonywaliśmy kolejne odcinki, innymi razy w pełnym słońcu z trudem łapaliśmy oddech gęstego, gorącego powietrza. </p><div align="justify"> </div><div align="justify"> </div><p style="text-align: justify; text-indent: 35.45pt" class="MsoNormal" align="justify">Jeśli jednak ktoś chce zobaczyć Himalaje pełne śniegu &ndash; zawiedzie się. Bo śniegu doświadczyliśmy niewiele. Nawet bardzo wysoko, powyżej pięciu tysięcy metr&oacute;w - gdzie okiem nie sięgnąć jedynie skały, kamienie i brunatna, wypalona przez silne słońce, trawa. Tylko jednego dnia było naprawdę biało. Lekko przypr&oacute;szone gałęzie drzew, białe zbocza, w tle szczyty siedmio i ośmiotysięcznik&oacute;w. Ujmująca zimowa sceneria, był to w zgodnej opinii najefektowniejszy<a id="_anchor_1" name="_msoanchor_1" href="#_msocom_1" title="_msoanchor_1" onmouseover="msoCommentShow('_anchor_1','_com_1')" onmouseout="msoCommentHide('_com_1')"></a> dzień podczas całej wyprawy. Czar prysł jednak stosunkowo szybko, o poranku ostre jesienne słońce bezlitośnie stopiło resztki białego puchu, szlak pokryła warstwa błota, a otoczenie przybrało szarobury kolor. Szczęśliwie, gdy dotarliśmy do klasztoru w Tengboche, miejsce to wciąż jeszcze opierało się bezlitosnym słonecznym promieniom. Naszym oczom ukazał się widok niezapomniany. Zasypana śniegiem malutka wioska, otoczona ścianą g&oacute;r z dominującym w tle, majestatycznym Ama Dablam. <!--[if !supportAnnotations]--><!--[endif]-->&nbsp;</p><p style="text-align: justify; text-indent: 35.45pt" class="MsoNormal" align="center"><em>Największy klasztor buddyjski Nepalu; Tengboche</em> </p><div style="text-align: center"><img src="_grafika/photos/users/88ecc90ffa67a87ca91e4ab43c4969a5/photos/062ten.jpg" alt="Nepal, Tengboche" width="500" height="375" /></div><p style="text-align: justify; text-indent: 35.45pt" class="MsoNormal" align="justify">&nbsp;</p><div style="text-align: center"><img src="_grafika/photos/users/88ecc90ffa67a87ca91e4ab43c4969a5/photos/060ten.jpg" alt="Nepal, Tengboche" width="500" height="375" /></div><p>&nbsp;</p><div style="text-align: center"><img src="_grafika/photos/users/88ecc90ffa67a87ca91e4ab43c4969a5/photos/058ten.jpg" alt="Nepal, Tengboche" width="500" height="375" /></div><p align="justify">&nbsp;&nbsp;&nbsp; &nbsp;&nbsp;&nbsp; Ciszę i spok&oacute;j tego świętego miejsca zakł&oacute;cały jedynie okrzyki i śmiech młodych lamajskich mnich&oacute;w, kt&oacute;rzy beztrosko... jeździli na nartach. Wykorzystując drobne nier&oacute;wności terenu wpinali buty w sk&oacute;rzane wiązania. Małe narty wypinały się często, powodując upadek śmiałka i radość pozostałych. Ci rozbawieni chłopcy za kilka godzin, w tłumie turyst&oacute;w, zmienią się w poważnych, skupionych i rozmodlonych mnich&oacute;w. Teraz, nie czując na sobie wścibskich spojrzeń i flesz&oacute;w aparat&oacute;w, zn&oacute;w byli małymi dziećmi. Staraliśmy się nie burzyć tej magicznej w swojej prostocie atmosfery himalajskiego poranka. Śpiące jaki, konie cierpliwie wygrzebujące źdźbła trawy spod śniegu, pies ospale podnoszący powieki, by zaszczycić nas swoim leniwym spojrzeniem.</p><div align="justify"> </div><div align="justify"> </div><p align="justify">&nbsp;&nbsp;&nbsp; &nbsp;&nbsp;&nbsp; I wreszcie sam klasztor. Na wejście okazała brama i dwie stupy, niczym strażnicy pilnujące gł&oacute;wnego budynku. Spore patio, zbudowane na planie kwadratu, arena religijnych uroczystości, tańc&oacute;w i obrzęd&oacute;w, prowadzące do serca budynku- obszernej sali z imponującym posągiem Buddy. Trafiliśmy tam jeszcze raz kilkanaście dni p&oacute;źniej, ponownie zahaczając o Tengboche w drodze powrotnej. Nie do końca świadomi powagi chwili znaleźliśmy się w&oacute;wczas w samym centrum religijnych obrzęd&oacute;w. W gęsto zadymionym pomieszczeniu modliła się grupa buddyjskich duchownych. W środku tego wszystkiego my, dwoje młodych ludzi z dalekiego kraju, nieśmiało wychylający wzrok zza modlitewnego bębna, rytmicznie obwieszczającego nadejście kolejnych etap&oacute;w uroczystości.</p><p align="center"><em>Święcenie nowej stupy w Tenboche</em></p><div align="justify"> </div><div style="text-align: center"><img src="_grafika/photos/users/88ecc90ffa67a87ca91e4ab43c4969a5/photos/182ten.jpg" alt="Nepal, Tengboche" width="500" height="375" />&nbsp;</div><div style="text-align: center">&nbsp;</div><div style="text-align: center"><img src="_grafika/photos/users/88ecc90ffa67a87ca91e4ab43c4969a5/photos/175ten.jpg" alt="Nepal, Tengboche" width="500" height="339" /></div><div align="justify"> </div><p align="justify">&nbsp;&nbsp;&nbsp; &nbsp;&nbsp;&nbsp; To był w og&oacute;le niezwykły dzień w Tengboche. Spaliśmy u starego Nepalczyka o chińskich rysach twarzy, ze spiczastą br&oacute;dką i wiecznie roześmianymi oczami. Praktycznie każdą rozmowę kwitował gwałtownym wybuchem rubasznego śmiechu. Wszyscy świeccy mieszkańcy Tengboche byli na sw&oacute;j spos&oacute;b związani z klasztorem. Podobnie było w przypadku naszego gospodarza. Jego imponujący, murowany przybytek najprawdopodobniej służy poza sezonem mnichom za schronienie. Spaliśmy w skromnej ciemnej celi z małym okienkiem. Wiecz&oacute;r spędziliśmy w przytulnej izbie przy herbacie z grupą lamajskich duchownych. Przymierzali partię plastikowych okular&oacute;w, kt&oacute;rych pokaźną ilość przywi&oacute;zł tego dnia francuski lekarz. Buddyjscy dostojnicy, trzymając arkusze zabazgrane trudnymi do rozszyfrowania symbolami, rozbawieni sprawdzali kolejne egzemplarze szkieł. Przez chwilę zupełnie zapomnieli o wymaganej powadze. Przyglądaliśmy się tej niezwykłej scenie popijając gorący ros&oacute;ł z makaronem.</p><div align="justify"> </div><div align="justify"> </div><p align="justify">&nbsp;&nbsp;&nbsp; &nbsp; Ich obecność nie była przypadkowa. Od naszego gospodarza dowiedzieliśmy się, że następnego dnia o poranku odbędzie się wyjątkowa uroczystość. Nie mogliśmy tego przegapić. Do wioski przybyli najważniejsi duchowni z całego Nepalu, w tym przeorowie klasztor&oacute;w Pengboche, Dingboche i Thame. Spotkanie na najwyższym szczeblu. Wszystko z powodu nowiutkiej stupy, wymagającej poświęcenia. Trwające wiele godzin monotonne modlitwy w oparach gęstego dymu nadwyrężyły jednak naszą cierpliwość. Ruszyliśmy więc dalej, nie doczekując ich końca. </p><div align="justify"> </div><div align="justify"> </div><p style="text-align: justify; text-indent: 35.45pt" class="MsoNormal" align="justify">Bo Tengboche tego dnia było już zupełnie innym miejscem niż wtedy, gdy zasypane śniegiem widzieliśmy je pierwszy raz. Brama klasztoru stanowiła prawdziwą granicę między dwoma światami, niestety coraz bardziej się przenikającymi. Za bramą świat znowu nabierał niezrozumiałego pędu. Ten pęd na barkach jucznych zwierząt przynieśli ze sobą biali ludzie. Porozsadzani przy stołach, krzątający się przed namiotami turyści opanowali wioskę, wszędzie narzucając swoje zasady. Tengboche przestało być oazą spokoju. Ruszyliśmy w dalszą drogę, musieliśmy zmienić otoczenie. Z jednej strony<a id="_anchor_2" name="_msoanchor_2" href="#_msocom_2" title="_msoanchor_2" onmouseover="msoCommentShow('_anchor_2','_com_2')" onmouseout="msoCommentHide('_com_2')"></a> zdegustowani, z drugiej szczęśliwi, że choć na chwilę udało nam się uchwycić i poczuć utraconą atmosferę tego miejsca. To pewnie była jedna z ostatnich ku temu okazji. <!--[if !supportAnnotations]--></p><div align="justify"> </div><div align="justify"> </div><p align="justify">&nbsp;&nbsp;&nbsp; &nbsp;&nbsp;&nbsp; Gdy sir Edmund Hillary budował w Lukli lotnisko, był pełen wiary i nadziei, że przysłuży się temu regionowi jak nikt inny. Kilkanaście lat p&oacute;źniej wyznał, że popełnił największy błąd swojego życia. Błąd nieodwracalny, sprowadzający na Himalaje prawdziwy kataklizm. Niedostępne dotychczas g&oacute;ry otworzyły swoje podwoje przed ciekawskimi. Tych z roku na rok przybywa, niestety ilość nie idzie w parze z jakością. Snobistyczna rządza wyczynu, gorączka Everestu przysłania oczy. W ciągu całego trekkingu spotkaliśmy zaledwie pojedyncze(sic!) osoby, kt&oacute;re dźwigały sw&oacute;j dobytek na własnych plecach, poznające świat na swoich zasadach. I w przeważającej większości byli to Polacy. Bo w Himalajach panują już inne standardy. Te uosabia głośna grupa, z własnym przewodnikiem, grupą tragarzy i ich jak&oacute;w - walizek na czterech owłosionych nogach. W wielu rozmowach słyszeliśmy o wyzysku Szerp&oacute;w, kt&oacute;rym płaci się głodowe stawki, kt&oacute;rzy śpią pod gołym niebem na mrozie, podczas gdy ich wypoczęty &bdquo;pan&rdquo; raczy się gorącym posiłkiem przy ogniu. Powstające nakładem fundacji Hillary&rsquo;ego przycz&oacute;łki dla tragarzy tylko w minimalnym stopniu rozwiązują problem.</p><div style="text-align: center"><img src="_grafika/photos/users/88ecc90ffa67a87ca91e4ab43c4969a5/photos/194khu.jpg" alt="Nepal, Khumjung" width="500" height="375" /></div><div align="justify"> </div><div align="justify"> </div><div align="justify"> </div><p align="center">&nbsp;<em>&nbsp;Khumjung; kamienie modlitewne wzdłuż drogi</em></p><p align="justify">&nbsp;&nbsp;&nbsp; &nbsp;&nbsp;&nbsp; Szerpowie, ludzie g&oacute;r. To kolejny z fenomen&oacute;w tej krainy. Żyją tu i umierają, nie znając innego świata. Mentalnie r&oacute;żnią się znacznie od Nepalczyk&oacute;w z nizin. Nie poznali jeszcze siły pieniądza, zresztą na dobrą sprawę, na co im got&oacute;wka wśr&oacute;d g&oacute;r? Choć z drugiej strony, inspirowani napływem białych powoli zmieniają się, jak i cały Nepal. Biały człowiek wzbudza ciekawość. Wyświetlacz lcd w aparacie to sensacja dla całej wioski. Chęć naśladowania budzących podziw białych ludzi p&oacute;ki co objawia się przede wszystkich ubiorem. Oczywiście produkcji nepalskiej, bo tu nikt do praw autorskich nie przywiązuje wagi. Chcesz wyglądać modnie, pokazać swoje bogactwo &ndash; wyglądaj jak biały przybysz z Zachodu, choćbyś miał być jedynie jego tanią podr&oacute;bką... Zresztą podobny tok myślenia rzuca się w oczy w całym Nepalu &ndash; billboardy, reklamy w telewizji, modne audycje &ndash; wszystko w języku angielskim.&nbsp;</p><div style="text-align: center"><img src="_grafika/photos/users/88ecc90ffa67a87ca91e4ab43c4969a5/photos/163dzo.jpg" alt="Nepal, Sagarmatha National Park" width="500" height="666" /></div> <p align="center">&nbsp;<em>&bdquo;Sklep&rdquo; na trasie</em></p><div align="justify"> </div><p align="justify">&nbsp;&nbsp;&nbsp; &nbsp;&nbsp;&nbsp; Minęliśmy grupę Szerp&oacute;w. Każdy w puchowej kurtce z niedbale naszytym czymś, co ma przypominać logo znanej zachodniej marki. Na nogach jedno z dw&oacute;ch pospolitych rodzaj&oacute;w obuwia. Pierwsze z nich to chińskie trampki materiałowe ze wzorem moro &ndash; to dla tych bogatszych. Biedniejsi, stanowiący większość, preferują gumowe klapki. Mr&oacute;z, śnieg &ndash; gołe stopy przyodziane w klapki &ndash; niezawodny zestaw. Trzeba nie lada sprawności, by nie runąć w przepaść w takim &bdquo;obuwiu&rdquo;, lawirując pomiędzy kamieniami przysypanymi śniegiem, nierzadko w biegu z kilkudziesięcioma kilogramami na barkach. Są w tym prawdziwymi mistrzami. </p><div align="justify"> </div><div style="text-align: center"><img src="_grafika/photos/users/88ecc90ffa67a87ca91e4ab43c4969a5/photos/041nam.jpg" alt="Nepal, Namche Bazaar" width="500" height="375" /></div><div align="justify"> </div><p align="center">&nbsp;&nbsp;&nbsp;&nbsp; &nbsp; <em>Namche Bazaar- stolica Szerp&oacute;w</em> </p><p align="justify">&nbsp;&nbsp;&nbsp; &nbsp;&nbsp;&nbsp; Bieda doskwiera Szerpom na każdym kroku. Niby przywykli do trudnych warunk&oacute;w, niby nie są świadomi, że można mieszkać w czystym domu, bez trzody i kur w sypialni. Ale wspominany przeze mnie podziw dla białego człowieka uświadamia Nepalczykom, że można żyć lepiej. Horyzonty poszerza im dodatkowo powszechna edukacja. Wszystkie dzieci objęte są obowiązkiem szkolnym, szkoły obecne są w każdej większej wiosce. Nie może więc dziwić doskonała znajomość angielskiego oraz rosnąca świadomość obywatelska.</p><div style="text-align: center"><img src="_grafika/photos/users/88ecc90ffa67a87ca91e4ab43c4969a5/photos/038snp.jpg" alt="Nepal, Sagarmatha National Park" width="500" height="375" /></div><p align="center"><em>&nbsp;Kamień, na kt&oacute;rym wyryte są modlitwy; okrążenie go wystarcza za modlitwę</em></p><p style="text-align: justify; text-indent: 35.45pt" class="MsoNormal" align="justify">&nbsp;</p><div style="text-align: center"><img src="_grafika/photos/users/88ecc90ffa67a87ca91e4ab43c4969a5/photos/040snp.jpg" alt="Nepal, Sagarmatha National Park" width="500" height="375" /></div><p align="center">&nbsp;&nbsp;<em>Most wiszący na trasie do Namche Bazaar</em></p><div align="justify"> </div><p style="text-align: justify; text-indent: 35.45pt" class="MsoNormal" align="justify">&nbsp;&nbsp;</p><div style="text-align: center"><img src="_grafika/photos/users/88ecc90ffa67a87ca91e4ab43c4969a5/photos/082dole.jpg" alt="Nepal, Sagarmatha National Park" width="500" height="666" /></div> <div align="justify"> </div><div align="center">&nbsp;&nbsp;&nbsp; &nbsp;&nbsp; <em>Kuchnia w jednym z &bdquo;lodży&rdquo; (ang. lodge), w kt&oacute;rej przygotowywane są posiłki dla turyst&oacute;w</em></div><p align="justify">&nbsp;&nbsp;&nbsp;&nbsp; &nbsp;&nbsp;&nbsp; Świadomość rodzi frustrację, a ta z kolei jest doskonałą pożywką dla rewolucji. O partyzantce maoistycznej czytaliśmy mn&oacute;stwo jeszcze przed wyjazdem. Rzeczywistość zweryfikowała nasze wyobrażenie. Ruch jest wyraźnie mniej agresywny, niż to opisuje szukająca sensacji prasa, ale też niewyobrażalnie bardziej rozległy niż to, co bagatelizujący zagrożenie zachodni eksperci chcieliby wszystkim wm&oacute;wić.</p><div align="justify"> </div><div style="text-align: center"><img src="_grafika/photos/users/88ecc90ffa67a87ca91e4ab43c4969a5/photos/035mon.jpg" alt="Nepal, Sagarmatha National Park" width="500" height="375" /></div><div align="justify"> </div><p align="center">&nbsp;<em>Transport bagażowy...&nbsp;</em>&nbsp;<em>&nbsp; &nbsp;&nbsp;&nbsp;&nbsp;</em><br /> </p><p align="justify">&nbsp;&nbsp;&nbsp; &nbsp;&nbsp;&nbsp; Obsmarowane setkami ciągnących się niczym mantra napis&oacute;w mury, tysiące domowej roboty plakat&oacute;w &ndash; to był pierwszy nasz kontakt z maoistyczną propagandą. Ginie on gdzieś w zgiełku stolicy, Katmandu żyje własnymi problemami. Ale w g&oacute;rach komuniści nie mają konkurencji. Na każdym kroku widzimy rewolucyjne odezwy, podobizny wodz&oacute;w... Pierwszy realny nasz kontakt z partyzantką miał miejsce już drugiego dnia, na kilka godzin przed wejściem do Sagarmatha National Park. Bojownicy pobierali haracz, blokując jedyny most przewieszony nad rwącą rzeką Dudh Kosi. Elegancki transparent z czerwonego materiału kulturalnie oznajmiał z kim mamy do czynienia oraz dlaczego &bdquo;uprzejmie prosi się&rdquo; o uiszczenie stosownego podatku. Wysokość owej &bdquo;dobrowolnej&rdquo; składki na rewolucję regulował przygotowany dokument. Nie było to dużo na tyle, by rujnowało nasz budżet, jednocześnie nie tak mało, by spokojnie &oacute;w ubytek got&oacute;wki zignorować. Na potwierdzenie transakcji otrzymaliśmy ładny, profesjonalnie zaprojektowany bilecik(!). Wszystko miło i przyjemnie.</p><p style="text-align: justify; text-indent: 35.45pt" class="MsoNormal" align="justify">&nbsp;</p><div style="text-align: center"><img src="_grafika/photos/users/88ecc90ffa67a87ca91e4ab43c4969a5/photos/206luk_1maoisci.jpg" alt="Nepal, maoiści" width="500" height="257" /></div><p align="center">&nbsp;&nbsp;&nbsp;&nbsp; &nbsp;&nbsp; <em>Potwierdzenie dokonania zapłaty maoistom</em></p><div align="justify"> </div><div align="justify"> </div><p align="justify">&nbsp;&nbsp;&nbsp;&nbsp; &nbsp;&nbsp;&nbsp; Już w Katmandu w bulwarowej prasie przeczytałem, że pewien Polak niemalże przypłacił życiem sw&oacute;j op&oacute;r przeciwko wsparciu rewolucji. Jak napisano, tłumaczył się &bdquo;własnymi fatalnymi doświadczeniami z czas&oacute;w komunizmu w Polsce&rdquo;. My aż tak szaleni nie byliśmy, choć oczywiście oszukaliśmy czerwonych na kilkaset rupii. Z drugiej jednak strony trudno odm&oacute;wić im pewnych racji. Zapatrzeni w komunistyczny idealizm, na pytanie &bdquo;Po co?&rdquo;, potrafili palcem wskazać obiekty, kt&oacute;re za zebrane pieniądze pobudowali, wyremontowali czy udoskonalili. Kr&oacute;l, z pałacu otoczonego wysokim murem wszystkich szerpańskich problem&oacute;w nie widzi. A w zasadzie to nie widzi żadnych.</p><div align="justify"> </div><div align="justify"> </div><p align="justify">&nbsp;&nbsp;&nbsp; Maoiści, czując przychylność mieszkańc&oacute;w, pr&oacute;bują &oacute;w podatny grunt wykorzystać. Skutecznie. Są wszędzie. Organizują spotkania, tłumaczą tubylcom, że mogą żyć lepiej, dostatniej i że receptą na to może być tylko komunizm. Wciąż nie wierzysz? To zapraszamy na efektowne przedstawienie &ndash; będą tańce, śpiewy, występy zespoł&oacute;w, światła i muzyka z głośnik&oacute;w. Radość, zabawa, sielanka &ndash; to czeka Ciebie drogi Szerpie w laickim świecie według Mao. Jednocześnie najbardziej szokujące i niezrozumiałe wydaje się być rosnące poparcie rewolucji wśr&oacute;d emigrant&oacute;w z Tybetu. To przede wszystkim Oni, polityczni i religijni emigranci, z ogromnym zaciekawieniem i nadzieją w oczach obserwowali tańczące na scenie postacie. W Nepalu pozostają na społecznym marginesie, koczując pod gołym niebem. Tandetne przedstawienia, pełne światełek i błyskotek, mają zwiastować lepsze jutro. W tym całym wariactwie tylko lamowie zachowują trzeźwość umysł&oacute;w, smutnymi oczami obserwując laicyzację społeczeństwa.</p><div align="justify"> </div><div align="justify"> </div><div align="justify"> </div><p align="justify">&nbsp;&nbsp;&nbsp; &nbsp;&nbsp;&nbsp; Oddziaływanie na zmysł słuchu to naprawdę bardzo zmyślna strategia. Nepalczycy to niezwykle utalentowany muzycznie nar&oacute;d. Uwielbiają śpiewać i tańczyć. Nieraz, gdy otuleni w śpiworach pr&oacute;bowaliśmy zasnąć, dochodziły nas z oddali nepalskie śpiewy, charakteryzujące się powtarzanym po kilkadziesiąt razy kr&oacute;tkim motywem i zapewne improwizowanym tekstem. Gdy zapada mrok, przy ognisku, można pomyśleć, że czas tu zatrzymał się w miejscu. Muzyka towarzyszy im wszędzie. Śpiewają, gwiżdżą, nucą sobie pod nosem r&oacute;żne miejscowe przeboje, kt&oacute;re po pewnym czasie nawet byliśmy w stanie pokojarzyć. Większym luksusem jest noszony w ręce czarny chiński plastikowy magnetofon. Obok szczęśliwego właściciela luksusowego towaru zbiera się w&oacute;wczas większa grupa miejscowych i dalej podr&oacute;żują już wsp&oacute;lnie, oczywiście ze śpiewem na ustach.&nbsp;</p><div align="justify"> </div><p align="justify">&nbsp;&nbsp;&nbsp; &nbsp;&nbsp;&nbsp; Bo podr&oacute;żowanie stanowi sens życia Nepalczyka. Nie potrafią ustać w miejscu. To nar&oacute;d tragarzy. Można by pomyśleć, że urodzili się po to, by dźwigać r&oacute;żnej maści produkty we wszystkich możliwych kierunkach. Na ścieżkach, szczeg&oacute;lnie w niższych partiach, mijaliśmy ich dziesiątki. Szczeg&oacute;lnie w dniu sobotniego targu przemarsz bywał uciążliwy. Dodając do tego grupy turyst&oacute;w, momentami robiło się naprawdę tłoczno. Trudno się dziwić, że trasa z Lukli do Namche nazywana jest potocznie &bdquo;autostradą&rdquo;.</p><div align="justify"> </div><div align="justify"> </div><p align="justify">&nbsp;&nbsp;&nbsp; &nbsp;&nbsp;&nbsp; Były jednak na szczęście także i takie chwile, gdy byliśmy zupełnie sami. Przede wszystkim podczas przedzierania się na p&oacute;łnoc, w kierunku Gokyo. Ta trasa wciąż przegrywa w konkurencji z komercyjną przeprawą do bazy pod Mount Everestem, choć nie jest tajemnicą, że właśnie rejon Gokyo oferuje najpiękniejsze himalajskie krajobrazy.</p><div style="text-align: center"><img src="_grafika/photos/users/88ecc90ffa67a87ca91e4ab43c4969a5/photos/101lak.jpg" alt="Nepal, Gokyo" width="500" height="375" /></div><p align="center">&nbsp;<em>&nbsp;Czwarte jeziorko Gokyo</em></p><p style="text-align: justify; text-indent: 35.45pt" class="MsoNormal" align="justify">&nbsp;</p><div style="text-align: center"><img src="_grafika/photos/users/88ecc90ffa67a87ca91e4ab43c4969a5/photos/111lak.jpg" alt="Nepal, Gokyo" width="500" height="375" /></div><p align="center">&nbsp;<em>&nbsp;Trzecie jeziorko Gokyo</em></p><p style="text-align: justify; text-indent: 35.45pt" class="MsoNormal" align="justify">&nbsp;&nbsp;</p><div style="text-align: center"><img src="_grafika/photos/users/88ecc90ffa67a87ca91e4ab43c4969a5/photos/089mach.jpg" alt="Nepal, Sagarmatha National Park" width="500" height="666" /></div><p align="center">&nbsp;<em>&nbsp;Trzy miejscowości na zboczu w dolinie prowadzącej do Gokyo</em></p><p style="text-align: justify; text-indent: 35.45pt" class="MsoNormal" align="justify">&nbsp;&nbsp;</p><div style="text-align: center"><img src="_grafika/photos/users/88ecc90ffa67a87ca91e4ab43c4969a5/photos/103lak.jpg" alt="Nepal, Ngozumpa" width="500" height="375" /></div><p align="center">&nbsp;<em>Największy lodowiec w Himalajach, Ngozumpa, niestety, przysypany skałami</em></p><div align="justify"> </div><p style="text-align: justify; text-indent: 35.45pt" class="MsoNormal" align="justify">&nbsp;&nbsp;&nbsp; &nbsp;&nbsp;&nbsp; Bywały w&oacute;wczas dni, gdy nie spotykaliśmy w zasadzie nikogo, wyłączając pasterzy. Choć i dla nich nie jest to miejsce przyjazne &ndash; otoczenie z każdą godziną, z każdym pokonywanym metrem wysokości, przyjmowało coraz bardziej księżycowy krajobraz. Kamienie oraz lekki szary pył stały się naszym nieodzownym towarzyszem. Wtedy też zetknęliśmy się z pierwszym himalajskim ośmiotysięcznikiem &ndash; oświetlona słonecznymi promieniami sylwetka majestatycznego Cho Oyu wskazywała nam przez najbliższe dni drogę na p&oacute;łnoc.&nbsp;</p><div style="text-align: center"><img src="_grafika/photos/users/88ecc90ffa67a87ca91e4ab43c4969a5/photos/102lak.jpg" alt="Nepal, Cho Oyu" width="500" height="375" /></div> <p align="center">&nbsp;&nbsp;&nbsp;&nbsp; &nbsp;<em>&nbsp; Cho Oyu</em></p><div align="justify"> </div><p align="justify">&nbsp;&nbsp;&nbsp; &nbsp;&nbsp;&nbsp; Drogę trudną, bo naznaczoną znaczną zmianą wysokości. Z tego też powodu trasa ku Gokyo często staje się śmiertelną pułapką, pomimo niewielkich trudności technicznych. Wszystkiemu winna choroba wysokościowa- na ratunek może zabraknąć czasu. </p><div align="justify"> </div><div align="justify"> </div><p align="justify">&nbsp;&nbsp;&nbsp; &nbsp;&nbsp;&nbsp; My nad trzecie z kolei, szmaragdowe jeziorko Gokyo dotarliśmy bez większych problem&oacute;w. To nad nim ulokowała się mała osada o tej samej nazwie, niegdyś sezonowa osada pasterska, dziś jako jedyna w promieniu dnia drogi przez cały rok dająca schronienie podr&oacute;żnikom. Szczęśliwie daleko jej do zgiełku podobnych miejsc położonych w niższych partiach Himalaj&oacute;w. Zatrzymaliśmy się tu na kilka dni, okolica oferuje bowiem wiele trekkingowych atrakcji. A wszystko na wysokości pięciu tysięcy metr&oacute;w. To wysokość, kt&oacute;ra już robi wrażenie &ndash; przede wszystkim na organizmie. </p><div align="justify"> </div><div align="justify"> </div><p align="justify">&nbsp;&nbsp;&nbsp; &nbsp;&nbsp;&nbsp; Widoki wynagradzają jednak cały trud. Idąc wzdłuż najdłuższego w Himalajach (choć niestety przysypanego warstwą pyłu) lodowca Ngozumpa dotarliśmy niemalże do st&oacute;p Cho Oyu, jego sylwetka była dosłownie na wyciągnięcie ręki. Po wdrapaniu się na jeden z wielu w okolicy pag&oacute;rk&oacute;w naszym oczom ukazał się widok jeszcze bardziej spektakularny. Oto w oddali, idealnie na tle błękitnego nieba, rysowała się sylwetka Kr&oacute;lowej G&oacute;r &ndash; Mount Everestu. Zresztą właśnie rejon Gokyo uchodzi na najlepszy punkt widokowy na Everest, kt&oacute;ry, spoglądając nań od zachodniej strony, nie jest przysłaniany przez ściany potężnej Lhotse.</p><div align="justify"> </div><div style="text-align: center"><img src="_grafika/photos/users/88ecc90ffa67a87ca91e4ab43c4969a5/photos/126sun.jpg" alt="Nepal, Gokyo" width="500" height="375" /></div><p align="center">&nbsp;<em>&nbsp;Zach&oacute;d słońca na szczycie Gokyo Ri</em></p><p align="center">&nbsp;</p><div style="text-align: center"><img src="_grafika/photos/users/88ecc90ffa67a87ca91e4ab43c4969a5/photos/117sun.jpg" alt="Nepal, Gokyo" width="500" height="375" /></div><p align="center">&nbsp;<em>&nbsp;Zach&oacute;d słońca na szczycie Gokyo Ri; widok na lodowiec Ngozumpa</em></p><p style="text-align: justify; text-indent: 35.45pt" class="MsoNormal" align="justify">&nbsp;&nbsp;</p><div style="text-align: center"><img src="_grafika/photos/users/88ecc90ffa67a87ca91e4ab43c4969a5/photos/123sun.jpg" alt="Nepal, Gokyo" width="500" height="375" /></div><p align="center">&nbsp;&nbsp;<em>Zach&oacute;d słońca na szczycie Gokyo Ri</em></p><p style="text-align: justify; text-indent: 35.45pt" class="MsoNormal" align="justify">&nbsp;&nbsp;</p><div style="text-align: center"><img src="_grafika/photos/users/88ecc90ffa67a87ca91e4ab43c4969a5/photos/129ri.jpg" alt="Nepal, Gokyo" width="500" height="375" /></div><p align="center">&nbsp;&nbsp;&nbsp;&nbsp; &nbsp;&nbsp; <em>Miejscowość Gokyo widziana ze szczytu Gokyo Ri</em></p><div align="justify"> </div><p align="justify">&nbsp;&nbsp;&nbsp; &nbsp;&nbsp;&nbsp; Pełni szczęścia doświadczyliśmy jednak dopiero po wejściu na Gokyo Ri. Ten bardzo łatwy szczyt, g&oacute;rujący nad wioską Gokyo okazał się być idealnym punktem obserwacyjnym. Widać z niego cztery ośmiotysięczniki &ndash; Cho Oyu, Everest, Lhotse i Makalu oraz całe morze himalajskich siedmio- i sześciotysięcznik&oacute;w. Wielu wrażeń dostarczyło nam wejście wieczorne, kiedy to daliśmy się skusić wizją zachodu słońca z Everestem w tle. Gruba warstwa chmur pokryła dolinę, nad nią my, oderwani od codzienności, kt&oacute;ra została gdzieś na dole, samotnie na szczycie przeżyliśmy chwile trudne do opisania.</p><div style="text-align: center"><img src="_grafika/photos/users/88ecc90ffa67a87ca91e4ab43c4969a5/photos/161dzo.jpg" alt="Nepal, Sagarmatha National Park" width="500" height="375" /></div><p align="center">&nbsp;<em>&nbsp;Droga z Dzonghla do Dingboche</em></p><p align="center">&nbsp;</p><div style="text-align: center"><img src="_grafika/photos/users/88ecc90ffa67a87ca91e4ab43c4969a5/photos/052ten.jpg" alt="Nepal, Sagarmatha National Park" width="500" height="375" /></div><p style="text-align: justify; text-indent: 35.45pt" class="MsoNormal" align="justify">&nbsp;</p><div style="text-align: center"><img src="_grafika/photos/users/88ecc90ffa67a87ca91e4ab43c4969a5/photos/151chola.jpg" alt="Nepal, Cho La" width="500" height="375" /></div><p align="center">&nbsp;<em>&nbsp;Przełęcz Cho La</em></p><p style="text-align: justify; text-indent: 35.45pt" class="MsoNormal" align="justify">&nbsp;&nbsp;</p><div style="text-align: center"><img src="_grafika/photos/users/88ecc90ffa67a87ca91e4ab43c4969a5/photos/045nam.jpg" alt="Nepal, Namche Bazaar" width="500" height="375" /></div><p>&nbsp;</p><div style="text-align: center"><img src="_grafika/photos/users/88ecc90ffa67a87ca91e4ab43c4969a5/photos/103lak.jpg" alt="Nepal, Ngozumpa" width="500" height="375" /></div><p align="center">&nbsp;&nbsp;&nbsp;&nbsp; &nbsp;&nbsp; <em>Największy lodowiec w Himalajach, Ngozumpa, niestety, przysypany skałami</em></p><div align="justify"> </div><div align="justify"> </div><p align="justify">&nbsp;&nbsp;&nbsp; &nbsp;&nbsp;&nbsp; Bo też całą tę wyprawę można określić mianem codziennego zmagania się ze skrajnościami. Od zgiełku po absolutną ciszę, od śniegu po pustynię, od rekreacji w dolinach po wdrapywanie się na złą sławą owianą przełęcz Cho La. Na monotonię nie spos&oacute;b narzekać, szczeg&oacute;lnie jeśli zapomni się o stereotypach. Bo Himalaje mają wciąż do zaoferowania niepor&oacute;wnywalnie więcej ponad płytkie skojarzenia. Trzeba tylko umieć to dostrzec. Dostrzec między wierszami wszechobecnej komercji. Warto, wrażenia pozostaną na całe życie. </p><div align="justify"> </div><p align="justify">Sponsorem wyprawy została firma Oskar z Warszawy- importer herbat, kt&oacute;ra umożliwiła realizację wyjazdu.</p><div style="text-align: center"><img src="_grafika/photos/users/88ecc90ffa67a87ca91e4ab43c4969a5/photos/261oskar.jpg" alt="" width="219" height="158" /></div> <p align="justify">&nbsp;&nbsp;</p><div><!--[endif]--> <div><div id="_com_2" class="msocomtxt"><!--[if !supportAnnotations]--></div> <!--[endif]--></div> </div>