ODBIERZ TWÓJ BONUS :: »

Turcjas. Orientalna podróż po Azji i Europie

Autor: Wojciech Kłoskowski
Data dodania do serwisu: 2007-12-11
Relacja obejmuje następujące kraje: Turcja
Średnia ocena: 5.91
Ilość ocen: 2356

Oceń relację

<p><font><font>Hos geldiniz! Witamy w Turcji!</font></font></p><p><font></font></p><p><font><font></font></font></p><font><font><p align="justify">Moją ambicją jest możliwe wierne odtworzenie i przedstawienie podr&oacute;ży po Turcji, kt&oacute;rą odbyliśmy we wrześniu 2007. Nie spos&oacute;b jednak ująć pewnych wrażeń w spos&oacute;b na tyle szczeg&oacute;łowy, aby potencjalny czytelnik poczuł choć w części to, co samemu się przeżyło. Największą przygodą jaka może nas spotkać jest podr&oacute;żowanie, zaś poznawanie poszczeg&oacute;lnych miejsc jest tylko tego konsekwencją. Tam wczuwaliśmy się na chwilę w człowieka sprzed 2000 lat i patrzyliśmy oczami wyobraźni jak to wtedy wszystko mogło wyglądać, ale jak to teraz wszystko przedstawić i zrelacjonować?? Tyle tam wspaniałych miejsc!! Generalnie wszystkie zostały przez nas obfotografowane. W zasadzie to co przedstawię poniżej, przeznaczone jest dla nas, i tak pozostanie, niezależnie od tego, jak wiele os&oacute;b tekst ten przeczyta. Prawdę m&oacute;wiąc, nie mam najmniejszego zamiaru zapraszać nikogo do podążania naszą drogą, napomknę tylko, że warto jechać do Turcji. </p><p align="justify">Nieodparta chęć poznania innych region&oacute;w świata pchała nas tym razem do Turcji. Mam duszę podr&oacute;żnika, wszystkiego jestem ciekaw i do poznania świata czy mentalności ludzi z innych kraj&oacute;w wiekokroć nam&oacute;wiłem żonę. Podr&oacute;żowaliśmy po Europie Wschodniej, Środkowej i Południowej, lecz poznanie Azji było tym doznaniem bez kt&oacute;rego nasze dusze były uboższe. Turcja była naszym kolejnym etapem marzeń o podr&oacute;żach. Czerpaliśmy tam radość z odkrywania nowego, ciekawego kraju. To właśnie tam Juliusz Cezar powiedział słynne słowa: veni, vidi, vivi. Teraz my możemy je z dumą powt&oacute;rzyć. Tam - w Azji Mniejszej - poznaliśmy tureckie g&oacute;ry i pustynie, rozległe wyżyny i wielkie r&oacute;wniny spowite śladami starożytnej historii; bajeczne miasta i urokliwe wioski położone nad turkusowo niebieskim i ciepłym morzem, a nade wszystko poczuliśmy smak kuchni tureckiej. Od zarania dziej&oacute;w tereny te przyciągały kolejnych najeźdźc&oacute;w swą atrakcyjnością, tak jak obecnie przyciągają miliony ludzi lubiących podr&oacute;żować. Ba ... nas też. ... a przed nami tyle jeszcze nie odkrytych miejsc .....</p><p align="justify">Pierwszy dzień wyprawy zapowiadał sympatyczny wyjazd. Wiadomo, złota polska jesień ubarwiła polskie krajobrazy. Była ciepła, cudowna pogoda. Czuliśmy, że urlop musi być udany.</p><p align="justify">Największe jednak wrażenie już od pierwszych chwil zrobił na nas &bdquo;Kraj nad Bosforem&rdquo;. &bdquo;Turcja jest jednym z najciekawszych kraj&oacute;w świata. Posiada b. dobry śr&oacute;dziemnomorski klimat, niezliczoną ilość zabytk&oacute;w kultury: mezopotamskiej, hetyckiej, greckiej, helleńskiej, rzymskiej, bizantyjskiej, seldżuckiej i osmańskiej. Po Ziemi Świętej posiada najwięcej pamiątek z początk&oacute;w chrześcijaństwa. Turcja jest krajem tanim, posiada świetne plaże nad M. Egejskim i Śr&oacute;dziemnym. Turcy są narodem niesłychanie gościnnym, a szczeg&oacute;lną sympatią cieszą się tu Polacy. Spotkanie z Turcją to wielka przygoda!!!&rdquo; /tak o Turcji wypowiada się wielki jej znawca i pasjonat Władysław Grodecki, z kt&oacute;rym dane było nam podr&oacute;żować/. </p><p align="justify">Turcja jest zbyt wielka i zr&oacute;żnicowana, aby od razu za pierwszym razem zwiedzić ją całą. Na początek warto dotrzeć do niekt&oacute;rych ciekawych miejsc; inne zwiedzić podczas kolejnych wypraw. Turcja jest takim krajem - tak nas zapewniono - do kt&oacute;rego można wracać wielokrotnie i za każdym razem poznawać na nowo jej piękno. Mnie ta teza przekonuje. </p><p align="justify">Turcję rozpoczęliśmy zwiedzać od Tracji - historycznej krainy na P&oacute;łwyspie Bałkańskim, obecnie w granicach Bułgarii, Grecji i Turcji. Wjechaliśmy w nią dawnym rzymskim traktem Via Egnatia (obecnie szosa E80 wiodąca do Europy). Pofalowane nagie wzg&oacute;rza, urodzajne pola, zasnute mgłą bagniska i schodzące do morza porośnięte winoroślą pag&oacute;rki tworzą malowniczy krajobraz. Pierwszą napotkaną miejscowością było Edirne - dawny Adrianopol i stolica imperium osmańskiego. Nad miastem g&oacute;ruje jeden z największych i najpiękniejszych meczet&oacute;w Turcji - meczet Selima. Wnętrze poraża ogromem i - mimo tłum&oacute;w zwiedzających - religijną atmosferą. Nie mieliśmy jednak dużo czasu by kontemplować uroki tej świątyni. Trzeba było jechać dalej jednak nie omieszkaliśmy stracić kilku cennych chwil błądząc po Star&oacute;wce. Jej układ to zwykły przypadek. Wg legendy układ ciemnych uliczek miał zapewnić schronienie przemytnikom i rzeźimieszkom. W dalszej drodze minęliśmy urokliwe i jakże gwarne, mimo p&oacute;źnej pory, Gelibolu, a następnie dotarliśmy do Eceabat. Można tam podziwiać cieśninę Dardanele, my zaś stamtąd promem przeprawiliśmy się do Azji. W cieśninie nieźle dmuchało. Po p&oacute;ł godzinie byliśmy w azjatyckiej części świata. Niby Azja się zaczęła, a trochę jakby europejsko. </p><p>&bdquo;Kto raz usłyszał głos Azji innego słuchał nie będzie&rdquo; (R. Kipling) </p><p align="justify">W Canakkale zatrzymaliśmy się na nocleg. Miasto nocą całkowicie nas zaskoczyło. Pierwszy raz zwiedziliśmy je grubo po p&oacute;łnocy, a miasto tętniło życiem. P&oacute;źniej, po posiłku, z balkonu hotelowego, przy czaju i Efez Pilsen, obserwowaliśmy tętniący życiem port pełen frachtowc&oacute;w i łodzi rybackich. Wszędzie gwar i światła. Mieliśmy też piękny widok na część Canakkale, port, a w oddali Dardanele i Europę. Na śniadanie, jakże inne od tych kontynentalnych, dostaliśmy prawdziwy turecki czaj, oliwki i świeży ser - zbliżony smakiem do feta. Tylko raz dostaliśmy podłe żarcie, ale było to jeszcze na Serbii. Rano zwiedziliśmy jeszcze najstarszą część miasta. Szybko. Do pokonania mieliśmy całkiem spory kawałek drogi prowadzącej wzdłuż wybrzeża Morza Egejskiego. </p><p align="justify">Kolejną miejscowością do kt&oacute;rej dotarliśmy była Troja - miejsce walki greckich i trojańskich bohater&oacute;w. Miasto Troja nie pozostawiło po sobie za dużo ślad&oacute;w. Ciągle trwają tam prace archeologiczne i odkrywane są nowe fragmenty. Cała trudność polega na tym, że Troja to nie jest jedna ruina, lecz właściwie to naliczono się 46 warstw r&oacute;żnych budowli jedna nad drugą wybudowanych w przeciągu 4000 lat. Skojarzenia z miejscem, w kt&oacute;rym w zasadzie obecnie nic niema - kupa kamieni porosłych trawą - są niesamowite: Helena, Parys, Agamemnon, Achilles i Odyseusz. No i Homer, kt&oacute;ry w Iliadzie i Odysei opisał tych bohater&oacute;w. Niejaki Schliemann, kt&oacute;ry Troję odkopał zrobił to na tyle skutecznie, że prawie nie ma czego tam oglądać - skarb zabrał sobie. Największą atrakcją jest drewniany koń trojański postawiony specjalnie dla turyst&oacute;w bo skarżyli się oni, że w Troi nie ma nic ciekawego. No to mają konia. </p></font></font><p><font><font><span><div style="text-align: center"><img src="_grafika/photos/users/eba3806ae7a4b9415f4e9b4dbc4dba8d/photos/P1150920.jpg" alt="" /></div><br /></span></font></font></p><p align="justify">&ldquo;Nie wierzcie temu koniowi. Cokolwiek to może być, obawiam się Grek&oacute;w, nawet gdy przynoszą dary.&rdquo; Wergiliusz Eneida, 20 rok p.n.e.</p><p align="justify">Nieopodal Troi, u podn&oacute;ża wzg&oacute;rza, poznałem inny świat - ob&oacute;z z namiot&oacute;w zamieszkały przez Arab&oacute;w, przypominający dawne obozy wojskowe. Wkoło smr&oacute;d i brud. Za to Turcy są bardzo gościnni. Grające Turczynki dopuściły mnie do gry tavla (backgammon) i w mgnieniu oka pokonały. Gra polega na wyprowadzeniu z kwadratowej planszy wszystkich swoich pionk&oacute;w umieszczonych w rzędzie na szpiczastych polach. W tym samym czasie blokuje się przeciwnika i zbija jego pojedyncze pionki. Ruch odbywa się po rzuceniu dwoma kostkami i zsumowaniu oczek. </p><p align="justify">Azja Mniejsza to spokojny urokliwy zakątek nad błękitnym morzem. Im dalej wjeżdżaliśmy w Azję, Turcja bardziej zachwycała. Droga do Pergamonu była bardzo malownicza, początkowo biegła przez g&oacute;ry, czasami stromo w d&oacute;ł, p&oacute;źniej wzdłuż wybrzeża Morza Egejskiego. Szosa wiła się wśr&oacute;d g&oacute;r i kilkakrotnie z wysokości rozciągał się wspaniały widok na zatokę i morze. Od Kucukkuyu zaczynają się nadmorskie kurorty i plaże. Minęliśmy kilka malowniczych rybackich port&oacute;w i zatok z błękitną wodą. W oddali tu i &oacute;wdzie wyłaniały się zielone wyspy. Widać było wyspę Lesbos pogrążoną w słońcu i mgle. Większość obiekt&oacute;w, kt&oacute;re warto zobaczyć, znajduje się przy autostradzie biegnącej wzdłuż wybrzeża, m.in. w Assos mamy świątynię Ateny. Og&oacute;lnie w okolicy znajduje się sporo ruin antycznych świątyń i posąg&oacute;w. Atrakcją samą w sobie była podr&oacute;ż przez urocze g&oacute;rskie szlaki i nadmorskie kurorty. </p><p><font><font></font></font></p><font><font></font></font><font><font><img src="_grafika/photos/users/eba3806ae7a4b9415f4e9b4dbc4dba8d/photos/IMG_4552.jpg" alt="" /><p align="justify">Dalej droga znowu wiodła przez piękne g&oacute;ry. Prawo, lewo, skała, morze, gaz, hamulec, g&oacute;ra, przepaść i znowu morze. Momentami nie było widać nawet urwiska poniżej, tylko rozpościerające się kilkaset metr&oacute;w niżej bezkresne lazurowe morze. Na jednym z zakręt&oacute;w zatrzymaliśmy się przy kilku straganach z oliwkami i mydłem. Targowaliśmy się o smaczne pistacje i figi, ale Turek był nieustępliwy. Nie kupiliśmy, ale przynajmniej podjedliśmy ich sporo. P&oacute;źniej minęliśmy kilka odkrywkowych kopalni złota. </p><img src="_grafika/photos/users/eba3806ae7a4b9415f4e9b4dbc4dba8d/photos/P1160093.jpg" alt="" /></font></font><font><font>&nbsp;</font></font><font><font>&nbsp;</font></font><font><font> <p align="justify">Tak dotarliśmy do Bergamy z dominującymi nad miastem ruinami Pergamonu. Pergamon należał do najpiękniejszych miast hellenistycznych i był wspaniałym przykładem urbanistyki hellenistycznej. Składa się z dw&oacute;ch części: Akropolu i pierwszego w historii sanatorium - Asklepiejonu. Przy wejściu mineliśmy jednostkę wojskową, gdzie tureccy żołnierze odbywali właśnie musztrę. </p></font></font><p><font><font></font></font></p><font><img src="_grafika/photos/users/eba3806ae7a4b9415f4e9b4dbc4dba8d/photos/IMG_4568.jpg" alt="" /></font><p><font></font></p><p><font></font></p><p><font></font></p><p><font><font></font></font></p><font><font></font></font><font><font><p align="justify">Akropol położony jest na wzg&oacute;rzu o wysokości 300 m. Na jego stoku wytatuowany jest gigantycznych rozmiar&oacute;w p&oacute;łksiężyc i gwiazda. Rozplanowanie licznych budowli i siatka ulic nawiązywały do ukształtowania terenu a całość otaczały mury obronne. W skład kompleksu wchodziły m.in.: </p><ul><li>&nbsp;wielka Biblioteka Pergamońska (druga po Bibliotece Aleksandryjskiej, zbiory biblioteki liczyły ok. 200 000 zwoj&oacute;w); </li><li>teatr dla 10 000 widz&oacute;w. Rozwiązanie architektoniczne budowli wzorowane jest na teatrach greckich. Widownia została wbudowana w strome zbocze i rozbudowana mocno wzwyż na wąskim wycinku koła (ukształtowanie zbocza nie pozwoliło na wybudowanie typowej widowni opartej na planie zbliżonym do p&oacute;łkola); </li></ul><img src="_grafika/photos/users/eba3806ae7a4b9415f4e9b4dbc4dba8d/photos/pergamon_2.jpg" alt="" /></font></font><p><font><font></font></font></p><ul><li><font><font>&nbsp;świątynia Dionizosa znajdowała się poniżej teatru, pozostały z niej nieliczne fragmenty; </font></font></li><li><font><font>świątynia Ateny Polias, zbudowana na tarasie w sąsiedztwie biblioteki, </font></font></li><li><font><font>dziedziniec z propylejami, </font></font></li><li><font><font>pałac kr&oacute;lewski i arsenał, </font></font></li><li><font><font>słynny ołtarz pergamoński poświęcony Zeusowi i Atenie, zbudowany w II wieku p.n.e. dla uczczenia zwycięstwa nad Galatami. Elementy ołtarza zostały wywiezione za zgodą sułtana do Berlina, gdzie został zrekonstruowany w Muzeum Pergamońskim. Na tarasie akropolu pozostała jedynie podbudowa ołtarza. Ołtarz mieliśmy okazję niedawno podziwiać w stolicy Niemiec. </font></font></li><li><font><font>na akropolu znajduje się także częściowo zrekonstruowana świątynia Trajana. </font></font></li></ul><p><font><font><img src="_grafika/photos/users/eba3806ae7a4b9415f4e9b4dbc4dba8d/photos/IMG_4617.jpg" alt="" /></font></font></p><p><font></font></p><p><font><font></font></font></p><p><font><font><img src="_grafika/photos/users/eba3806ae7a4b9415f4e9b4dbc4dba8d/photos/IMG_4597.jpg" alt="" /></font></font></p><p><font><font></font></font></p><font><font></font></font><font><font><p>Kilka doryckich kolumn i płyta akropolu - pozostałości bogatej historii regionu - nadal robią wrażenie. </p><p align="justify">P&oacute;źnym wieczorem przez Izmir udaliśmy się do Didymy. Szosa wiła się wśr&oacute;d g&oacute;r i kilkakrotnie wyłaniała się nad brzegiem morza, skąd na zachodzie roztaczały się przepiękne widoki, a dodatkowego uroku dodawał im zach&oacute;d słońca. Niezapomniane wrażenie sprawił także Izmir, przepięknie położony nad jedną z zatok Morza Egejskiego, z portem rozświetlonym blaskiem ostatnich promieni słonecznych. Zwraca on uwagę także swoją wielkością (trzecie miasto w Turcji, a nade wszystko malowniczymi budowlami usytuowanymi na zboczach wzg&oacute;rz. A ponieważ zach&oacute;d słońca to pora na modlitwę z jednego z minaret&oacute;w rozległo się wezwanie muezina. Po chwili dołączyli do niego muezini z innych stron miasta. Wrażenie niesamowite. </p><img src="_grafika/photos/users/eba3806ae7a4b9415f4e9b4dbc4dba8d/photos/IMG_4880.jpg" alt="" /></font></font><p><font><font></font></font></p><font><font></font></font><font><font><p align="justify">Na nocleg dotarliśmy do Didymy. Znajdują się tam dziesiątki hoteli, dyskotek i restauracji w kt&oacute;rych tętni życie nocą. Po zmierzchu centrum historyczne nabiera dodatkowego blasku. Do p&oacute;źnych godzin otwarte są sklepy, herbaciarnie, restauracje, a ulice wprost tętnią życiem. W Didymie kryje się także świątynia Apollina - słynna wyrocznia. Ogromne marmurowe kolumny najlepiej prezentują się w miękkim świetle przed zachodem słońca. Ale to co podobało mi się najbardziej to piękne skaliste g&oacute;ry wyrastające na horyzoncie z ciemnobłękitnego morza. W Didymie nie brakuje także miejsc do plażowania. A ile kobiet opalających się topless. W ciepłych wodach Morza Egejskiego spędziliśmy kilka sympatycznych chwil, następnie wygrzewając się na słońcu. No i po zachodzie słońca wybraliśmy się na spacer nad morzem. Woda była ciepła nawet wieczorem, a po drugiej stronie zatoki powoli tonęły w zmroku wysokie g&oacute;ry. </p><img src="_grafika/photos/users/eba3806ae7a4b9415f4e9b4dbc4dba8d/photos/P1160486.jpg" alt="" /></font></font><p><font><font></font></font></p><font><font></font></font><font><font><p align="justify">Cały kolejny dzień poświęciliśmy na poznawanie kultury starożytnej Grecji i Rzymu. Przez położone w malowniczej zatoce Kusadasi (w tłumaczeniu Wyspa Ptak&oacute;w) i Selcuk dotarliśmy do antycznego Efezu. Jest tak ogromny, że na jego zwiedzanie poświęciliśmy niemal p&oacute;ł dnia. A będzie jeszcze większy, gdyż jest ciągle odbudowywany. Efez zwiedzaliśmy z przewodnikiem Alim. Na pytanie, co mu się najbardziej podoba w Turcji, wskazał na Efez, Kapadocję i Istambuł. Efez to miejsce, kt&oacute;re po prostu trzeba zobaczyć, jeżeli w przyszłości chce się komuś pochwalić, że było się w Turcji. Jest to r&oacute;wnież miejsce, gdzie nienerwowo można zrobić kilkadziesiąt świetnych zdjęć. </p><p align="justify">Ponoć tam osiadł syn kr&oacute;la Aten, kt&oacute;remu wyrocznia dała wskaz&oacute;wkę: &quot;ryba i dzik&quot;. To właśnie tam ryba spadła w ogień, od kt&oacute;rego zajęły się krzaki, a z nich wyskoczył dzik. Stał się symbolem miasta, kt&oacute;rego początki sięgają 1000 r. p.n.e, kiedy osiedli tu Grecy. Jego złoty okres przypada na VI w. p.n.e. - był prosperującym portem i ważnym ośrodkiem handlowym, stał tu jeden z siedmiu cud&oacute;w świata - Artemizjon. W czasach rzymskich Efez szczycił się pozycją pierwszej i największej metropolii w Azji. Mieszkało w nim w&oacute;wczas 250 tys. ludzi. W tamtych czasach ponoć Efez leżał nad samym morzem, obecnie po morzu niema żadnego śladu. Morze Egejskie wycofało się ok. 5 km na zach&oacute;d. Dobrze je widać ze szczytu g&oacute;ry skąd właśnie roztacza się piękny widok na morze, zatokę i grecką wyspę Samos oddaloną 10 km od lądu. </p><img src="_grafika/photos/users/eba3806ae7a4b9415f4e9b4dbc4dba8d/photos/IMG_5117.jpg" alt="" /></font></font><p><font><font></font></font></p><p><font><font></font></font></p><font><font></font></font><font><font><p align="justify">Miasto jest zachowane w stopniu, kt&oacute;ry łatwo pozwala wyobrazić sobie, jak żyli tam Rzymianie. W sumie odkopano dopiero 1/3 powierzchni całego miasta. Pozostała część wciąż czeka, aż ponownie ujrzy światło dzienne. Zwiedzając ruiny bez problemu można sobie wyobrazić jak miasto wyglądało niegdyś. Szliśmy przez agorę - centrum administracyjne, służące publicznym debatom i przem&oacute;wieniom. Zadaszony odeon naprzeciw gromadził artyst&oacute;w, tam zbierała się też rada miasta. Dalej wybrukowaną ulicą z ciągnącymi się wzdłuż pięknymi arkadami doszliśmy do łaźni, biblioteki Gajusza Juliusza Celsusa. Fasadę zdobią korynckie kolumny oraz rzeźby kobiet uosabiających mądrość, dzielność, myśl i wiedzę. Dalej rzędy kolumn tworzyły kwadrat o ponadstumetrowym boku - to agora handlowa. Jest też gimnazjon do uprawiania ćwiczeń fizycznych, stadion, łaźnie portowe, nimfeum. Wszędzie olśniewa biały marmur. Miasto przecinają trzy gł&oacute;wne drogi: Arkadyjska, Marmurowa i Kuret&oacute;w (efescy kapłani). Marmurowa, wciąż ze znakomitą nawierzchnią, wiodła od świątyni Hadriana, z dobrze zachowanym portykiem, do teatru z I w. n.e, kt&oacute;ry mieścił nawet 25 tys. widz&oacute;w (nadal urządza się tam koncerty). Spotkaliśmy na niej wyrytą stopę, twarz kobiety, serce i krzyżyk - znak, że na najbliższej krzyż&oacute;wce znajdował się dom publiczny. Pierwsze z dwu pięter zachowało się całkiem dobrze - na ścianach freski, na podłogach mozaiki. W tych okolicach grasuje wielu sprzedawc&oacute;w &bdquo;autentycznych&rdquo; rzymskich monet, kt&oacute;re &bdquo;m&oacute;j brat wykopał w ruinach, ale nie m&oacute;w tego nikomu&rdquo;. </p><img src="_grafika/photos/users/eba3806ae7a4b9415f4e9b4dbc4dba8d/photos/Efez_001.jpg" alt="" /></font></font><p><font><font></font></font></p><p><font><font><img src="_grafika/photos/users/eba3806ae7a4b9415f4e9b4dbc4dba8d/photos/Efez_005.jpg" alt="" /></font></font></p><p><font><font></font></font></p><p><font><font><img src="_grafika/photos/users/eba3806ae7a4b9415f4e9b4dbc4dba8d/photos/IMG_4994.jpg" alt="" /></font></font></p><p><font><font></font></font></p><p><font><font><img src="_grafika/photos/users/eba3806ae7a4b9415f4e9b4dbc4dba8d/photos/Efez_002.jpg" alt="" /></font></font></p><p><font><font></font></font></p><p><font><font></font></font></p><font><font></font></font><font><font><p align="justify">Szczeg&oacute;łowy opis zabytk&oacute;w Efezu jest dostępny na <a href="http://pl.wikipedia.org/wiki/Efez">http://pl.wikipedia.org/wiki/Efez</a> </p></font></font><p><font><font></font></font></p><p align="justify">W tym miejscu warto nadmienić (dla mnie to było novum), iż w I wieku do Efezu dotarła wiara chrześcijańska. Św. Paweł, podczas swoich podr&oacute;ży misjonarskich, najprawdopodobniej trzykrotnie gościł tam i nauczał. Do gminy chrześcijańskiej św. Paweł skierował jeden sw&oacute;j list do Efezjan. Drugi list do Efezjan znajdujemy w Apokalipsie św. Jana (Ap 2,1-7). W 381 zamknięto świątynię Artemidy a chrześcijaństwo stało się religią dominującą. </p><p><font><font></font></font></p><p><font><font><img src="_grafika/photos/users/eba3806ae7a4b9415f4e9b4dbc4dba8d/photos/P1160385.jpg" alt="" /></font></font></p><p><font><font></font></font></p><font><font></font></font><font><font><p align="justify">Z Efezem związana była także postać św. Jana Ewangelisty, kt&oacute;ry zgodnie z tradycją tam przeżył ostatnie trzy lata życia i napisał swoją Ewangelię. Św. Jan osiedlił się w Efezie wraz z matką Jezusa Maryją, kt&oacute;rą sprowadził, zdaniem niekt&oacute;rych badaczy, wraz z św. Pawłem do Azji Mniejszej z Jerozolimy. Wyjazd prawdopodobnie był spowodowany nasilającymi się prześladowaniami chrześcijan żyjących w tym mieście. Na wzg&oacute;rzu Coressus, w powyżej ruin Efezu, znajduje się niewielka kapliczka wybudowana na fundamentach domu, w kt&oacute;rym, zgodnie z legendą, zamieszkała Maria. Do Meryemana (Dom Marii Dziewicy)dotarliśmy bardzo krętą ścieżką. Ponoć wieśniacy od wiek&oacute;w przychodzili się modlić właśnie tam, gdzie miała zasnąć Matka Boska. Dziś stoi tam na pierwotnych fundamentach skromna kapliczka, a poniżej mur z tysiącami skrawk&oacute;w materiału i papieru, kt&oacute;re turyści przywiązują do ściany. Koniecznie trzeba też spr&oacute;bować wody z trzech ujęć: zdrowia, szczęścia i płodności. </p><p align="justify">W pobliżu minęliśmy też grotę Siedmiu Śpiących Braci - tam na początku naszej ery skryło się siedmiu młodych chrześcijan z Efezu, uciekając przed prześladowaniami. Legenda m&oacute;wi, że zamurowani żywcem przez Rzymian obudzili się po 200 latach, kiedy trzęsienie ziemi odsłoniło wejście. </p></font></font><font><font> <p align="justify">Warte zwiedzenia było także Selcuk. Znajduje się tam Świątynia Artemidy - jeden z siedmiu cud&oacute;w antycznego świata - obecnie ruiny; na wzg&oacute;rzu stoi bazylika św. Jana; u st&oacute;p wzg&oacute;rza widnieje piękny meczet Isa Bey Camii. </p><p align="justify">Og&oacute;lnie ciekawe są losy tego regionu. Najpierw była tam świątynia Artemidy, jak ją rozebrano zbudowano rzymski Efez, następnie z ruin miasta wybudowano bazylikę św. Jana, by następnie z tych samych kamieni wznieść meczet Isabey. Na razie dalej on stoi. Dopiero jak go rozbiorą lub zburzą, będzie tłumnie zwiedzany. ... jak Efez. :)</p><p align="justify">&nbsp;Rano ponownie towarzyszył nam odległy śpiew muezina. Należy się małe wyjaśnienie, że muezin w Turcji ma postać elektroniczną - przez głośniki puszczane jest odpowiednio wzmocnione nawoływanie. Kolejnym punktem naszej wyprawy był Milet i Pamukkale. Milet imponuje teatrem hellenistycznym. W pobliżu znajdują się także ruiny miasta, a do najlepiej zachowanych budynk&oacute;w należą Łaźnie Faustyny - starożytny odpowiednik dzisiejszych pub&oacute;w - miejsc gdzie poświęcano się dyskusjom. </p><img src="_grafika/photos/users/eba3806ae7a4b9415f4e9b4dbc4dba8d/photos/P1160581.jpg" alt="" /><p align="justify">Droga wiedzie wzdłuż G&oacute;r Taurus (Bycze G&oacute;r). Maleńkie wioski, urokliwe wąwozy, zielone doliny, liczne minarety. Mijaliśmy niekończące się plantacje oliwek, fig i bawełny w rozległych dolinach zamkniętych imponującymi g&oacute;rami. Wysokie, strome, skaliste. Najwyższy szczyt Kaldi Dag ma 3734 metr&oacute;w. Podsumowując wskażę tylko, iż Turcja to kraj, kt&oacute;ry ze wszech stron otaczają g&oacute;ry: Taurus, wulkaniczny Ararat, G&oacute;ry Pontyjskie nad Morzem Czarnym - wszystkie o rzeźnie wysokog&oacute;rskiej, ze stromymi stokami, stożkowatymi szczytami i głębokimi dolinami. Tylu g&oacute;r w życiu jeszcze nie widziałem. Co ciekawe, minęliśmy także kilka rzek, ale w ich korytach nie było wody. Po przejechaniu 400 km dojechaliśmy do Pamukkale i Hierapolis. Podr&oacute;ż była długa, ale za to widoki z okien zachwycające: tureckie g&oacute;ry i p&oacute;łpustynny krajobraz. </p><img src="_grafika/photos/users/eba3806ae7a4b9415f4e9b4dbc4dba8d/photos/P1160092.jpg" alt="" /></font></font><font></font><font><font><p align="justify">Aby dotrzeć do starożytnego Hierapolis trzeba przejść przez setki ogromnych grobowc&oacute;w wzniesionych aby przechować ciała zmarłych (Nekropolia). Miasto Hierapolis zbudowano wzdłuż liczącej ponad tysiąc metr&oacute;w ulicy i to takiej &bdquo;prawdziwej&rdquo; z brukiem i kanalizacją. Hierapolis robi wrażenie tylko i wyłącznie w&oacute;wczas, gdy włączymy wyobraźnię i w zamian ruin odbędziemy wędr&oacute;wkę po starożytnym rzymskim mieście. Wok&oacute;ł stał las kolumn, liczne pozostałości po rozmaitych budowlach takich jak łaźnie, agora, nimfenium, tajemnicza świątynia ku czci Plutona, w kt&oacute;rej wydobywający się trujący gaz był wykorzystywany przez kapłan&oacute;w do robienia &bdquo;sztuczek&rdquo; ze zwierzętami i udowodnienia ludności wyższość klasy kapłan&oacute;w nad innymi. Największe wrażenie zrobił na nas teatr. Ogromny. Jest w tak dobrym stanie, że obecnie też odbywają się tam spektakle. Widok z g&oacute;ry na widownię, długą scenę i miejsce dla ch&oacute;ru, przywodzi na myśl najsłynniejszych bohater&oacute;w teatru antycznego. No i akustyka teatru jest nadal wspaniała; turysta stojący na środku sceny jest słyszalny nawet u szczytu widowni. A jak niesamowicie brzmią brawa. </p><img src="_grafika/photos/users/eba3806ae7a4b9415f4e9b4dbc4dba8d/photos/P1160674.jpg" alt="" /><p align="justify">&nbsp;</p><img src="_grafika/photos/users/eba3806ae7a4b9415f4e9b4dbc4dba8d/photos/Hierapolis_001.jpg" alt="" /></font></font><p><font><font></font></font></p><p><font><font></font></font></p><font><font></font></font><font><font><p align="justify">Obok teatru znajduje się Basen Klepoatry. Starożytni, mocno wierząc w lecznicze właściwości term, ulokowali uzdrowisko powyżej wapiennych taras&oacute;w Pamukkale. A przed nami była najlepsza atrakcja całej wyprawy - wapienne tarasy, zwane trawertynami, wypełnione wypływającą z wnętrza g&oacute;ry gorącą wodą, bogatą w liczne sole mineralne, a przede wszystkim w węglan wapnia tworzący nieprawdopodobną szatę naciekową. Od 1997 roku wstęp na tarasy Pamukkale ograniczony jest tylko do wyznaczonej ścieżki i do tego boso. Można poczuć własnymi stopami rzeźbę i fakturę tego cudu natury wpisanego do dziedzictwa UNESCO. Woda cały czas lała się po tarasach, raz ciepła, w innym miejscu lodowata; powierzchnia była nier&oacute;wna, ale o zaokrąglonych kształtach; słowem był to nieprzeciętny masarz dla st&oacute;p. Z bliska ukazują się nam obecnie wymurowane zbiorniki i skąpe ilości wody - widoki ciut inne niż na widok&oacute;wkach. O kąpieli w naturalnych basenach można zapomnieć. Chodząc po trawertynach korzystaliśmy z okazji i strzelaliśmy jedno zdjęcie za drugim.</p><p align="justify">Tamtejsze wody termalne wybijają w kilku miejscach, opadając łagodnymi szerokimi strugami. Wytrącający się węglan wapnia uformował schodzące kaskadami białe tarasy. W płytkich mlecznych nieckach wypełnionych wodą odbija się lazurowe niebo. Z daleka Pamukkale wygląda, jakby ktoś przeciągnął białą farbą po zielonoszarych wzg&oacute;rzach. Albo - niczym Christo - okrył je białym pł&oacute;tnem. Zresztą legenda m&oacute;wi, że giganci suszyli tam bawełnę - stąd nazwa Pamukkale, Bawełniany Zamek. Ponoć tam Selene zeszła na ziemię, by spotkać się z urodziwym pasterzem. Ten rozmarzył się w ramionach księżycowej bogini tak bardzo, że zapomniał wydoić krowę. Mleko rozlało się, tworząc księżycowy krajobraz. Rzeczywiście Pamukkale wygląda niesamowicie, jak zastygła biała lawa. Podobno gdzieś w okolicy są jeszcze gorące czerwone źr&oacute;dła, kt&oacute;re może i warto zobaczyć, ale nam nie starczyło na to czasu. </p><img src="_grafika/photos/users/eba3806ae7a4b9415f4e9b4dbc4dba8d/photos/P1160724.jpg" alt="" /></font></font><p><font><font></font></font></p><p><font><font><img src="_grafika/photos/users/eba3806ae7a4b9415f4e9b4dbc4dba8d/photos/P1160810.jpg" alt="" /></font></font></p><p><font><font></font></font></p><font><p align="justify">Gorące źr&oacute;dło, woda o właściwościach leczniczych i antyczne ruiny. Wszystko to tworzy niezapomniany klimat. A do tego zach&oacute;d słońca; najpiękniejsze w całej Turcji są właśnie w Pamukkale. Niezapomniany widok. Widok z taras&oacute;w na Pamukkale i g&oacute;ry za kt&oacute;rymi powoli chowało się słońce w pełni wynagrodził nam trudy całego dnia. Fotki, kt&oacute;re robiliśmy, najładniejsze wyszły o zachodzie słońca bo w&oacute;wczas było najlepsze słońce. </p><img src="_grafika/photos/users/eba3806ae7a4b9415f4e9b4dbc4dba8d/photos/P1160838.jpg" alt="" /></font><p><font></font></p><font><font></font></font><font><font><p align="justify">Wieczorem wybraliśmy się z wizytą do tureckiej kawiarenki. Sam wystr&oacute;j zachęca do spędzenia tam kilku chwil, a kawa po turecku czy herbata jabłkowa powodują, że warto zostać tam na dłużej, a w prawdziwą atmosferę miejsca wprowadza fajka wodna - nargile. Dodatkową atrakcją był widok na podświetlone tarasy wapienne oraz pieśń mezuin&oacute;w nawołujących wiernych do wieczornej modlitwy ku czci Allaha. No i oczywiście w lokalu siedziało się &bdquo;po turecku&rdquo;. Kawa po turecku jest niezła, lepsze jest piwo Efez (najlepiej ciemny), jednak najbardziej popularnym napojem jest herbata. Podawana z małymi kosteczkami cukru w specjalnych szklaneczkach, ani za mocna, ani za słaba. </p><p align="justify">Dalsze dni naszej wyprawy spędziliśmy w podr&oacute;ży do Istambułu-Konstantynopola-Bizancjum. Gorge Byron opisywał dawny Konstantynopol w taki spos&oacute;b:</p><p align="justify">&bdquo;Widziałem ruiny Aten, przemierzyłem większą część imperium tureckiego i wiele innych kraj&oacute;w Europy, a także kilka w Azji, lecz nigdy nie oglądałem dzieła natury czy sztuki, kt&oacute;re wywierało takie wrażenie jak widok w każdą stronę, poczynając od Siedmiu Wież aż po kraniec Złotego Rogu&rdquo;</p><p align="justify">Istambuł to ogromna metropolia. Właściwie to obecnie nie wiadomo, gdzie się zaczyna. Na przedmieściach ogromne blokowiska - sypialnie, kilkaset wieżowc&oacute;w co najmniej dwudziesto-trzydziestopiętrowych. Na drodze ścisk, kilkukilometrowe korki, gwar klakson&oacute;w. Największe wrażenie robi wjazd do Istambułu przez ponad kilometrowy most na cieśninie Bosfor. Co ciekawe płaci się tylko za wjazd do Azji. </p><p align="justify">Nie będę opisywał poszczeg&oacute;lnych zwiedzanych przez nas miejsc, napomknę tylko, że zwiedziliśmy Hipodrom, Błękitny Meczet i kilka innych z Sujemanem na czele, Hagia Sophia, Topkapi. Istambuł można poznać też inaczej. Wystarczy popatrzeć, poobserwować, pooddychać. W Stambule pojedynczy zabytek nic nie znaczy, jest ich pełno. W końcu miasto ma ponad 2000 lat. Budowle tak samo wyglądają na zdjęciach i na nich w większości przypadk&oacute;w prezentują się nawet lepiej niż w rzeczywistości. Ale czy w ten spos&oacute;b poznamy prawdziwe oblicze miasta, jego duszę?? </p><img src="_grafika/photos/users/eba3806ae7a4b9415f4e9b4dbc4dba8d/photos/P1170400.jpg" alt="" /></font></font><p><font><font></font></font></p><p><font><font></font></font></p><font><font></font></font><font><font><img src="_grafika/photos/users/eba3806ae7a4b9415f4e9b4dbc4dba8d/photos/P1170253.jpg" alt="" /><p align="justify">Przed wejściem do Błękitnego Meczetu musieliśmy zdjęć buty, a Justyna dostała specjalną chustę do zakrycia n&oacute;g. Przed wejściem należy zdjąć buty, przykryć nogi i ramiona. Ubi&oacute;r do przykrycia można nieodpłatnie pożyczyć. Można też było dokonać oblucji, czyli rytualnego obmycia rąk, twarzy, szyi i n&oacute;g. W środku ogromna przestrzeń pokryta dywanami i kopuła wsparta na kilkumetrowej średnicy filarach. Wrażenia niesamowite. Wyglądem niczym nie przypominają chrześcijańskich kościoł&oacute;w. W meczecie można długo siedzieć, patrzeć i chłonąć atmosferę miejsca. I kilka sł&oacute;w generalnie o meczetach. Składają się one z dziedzińca na kt&oacute;rym znajduje się fontanna ablucyjna i sali modlitewnej. Dziedziniec otoczony jest przeważnie perystylem czyli gankiem kolumnowym. W sali modlitewnej ściany wyłożone kafelkami, nisko zawieszone gigantyczne żyrandole, przez co sklepienie wydaje się niższe i przez co modlący czują się bliżej Boga. Wielkie, kaligrafowane napisy w języku arabskim zastępują obrazy. Kierunek na Mekkę wyznacza wbudowany w ścianę meczetu mihrab. Przy meczecie wznosi się także co najmniej jeden minaret, z kt&oacute;rego muezin, ze specjalnego balkonu, wzywa pięć razy dziennie wiernych do modlitwy. Leci to przez głośniki i obecnie krzyk&oacute;w tych nic nie jest w stanie zagłuszyć. </p><img src="_grafika/photos/users/eba3806ae7a4b9415f4e9b4dbc4dba8d/photos/P1170094.jpg" alt="" /><img src="_grafika/photos/users/eba3806ae7a4b9415f4e9b4dbc4dba8d/photos/P1170058.jpg" alt="" /></font></font><p><font><font></font></font></p><p><font><font></font></font></p><font><font><p align="justify">Hagia Sophia (Kości&oacute;ł Mądrości Bożej) robi wrażenie rozmiarem i wiekiem - świątynia przetrwała zamiecie dziejowe przez 1500 lat, a jedyna r&oacute;żnica jest taka, iż z kościoła chrześcijańskiego po zajęciu tych teren&oacute;w przez Turk&oacute;w przerobiony został na meczet. To co zwr&oacute;ciło moją uwagę, to ogrom tego kościoła-meczetu, przepiękne mozaiki, oraz kolumny pochodzące ze Świątyni Artemidy przywiezione z Efezu. Patrzyłem na te duże ocalałe kolumny i pr&oacute;bowałem sobie wyobrazić jak ten si&oacute;dmy cud świata m&oacute;gł wyglądać. Pod Efezem dane nam było podziwiać jedynie ruiny. </p><img src="_grafika/photos/users/eba3806ae7a4b9415f4e9b4dbc4dba8d/photos/P1170143.jpg" alt="" /></font></font><p><font><font></font></font></p><p><font><font></font></font></p><font><font></font></font><font><font><p align="justify">Sułtański pałac Topkapi przeni&oacute;sł nas w świat kultury orientalnej, tej znanej z książek i film&oacute;w. Pokoje sułtana, pok&oacute;j audiencji, kuchnia, skarbiec, to wszystko zaskoczyło swoim ogromem i przepychem. Harem rozbudził zaś wyobraźnię jako miejsca nieskrępowanych uciech cielesnych i rozpasania. Ciekawy jest też skarbiec, gdzie złoto lśniło na sułtańskiej broni, insygniach władzy. Z ogrod&oacute;w sułtańskich jest piękny widok na Bosfor i zatokę Złoty R&oacute;g.</p><p align="justify">Zrobiliśmy też zakupy na Kapali Carsi Grand Baazar - największym bazarze świata? Chyba nie. Jednak zadaszone uliczki targowe zrobiły ogromne wrażenie. Sprzedaje się tam wszystko. Ubrania, sk&oacute;ry, złoto, perfumy, dywany, itp. Zrobiliśmy tam całkiem udane zakupy. Wrażenie zrobił też tzw. Bazar Egipski. Na wąskich targowych uliczkach sprzedają zioła, powiązane w pęczki leżą r&oacute;żne liście i roślinki, bakalie, herbata (rozpuszczalna), kawa, kiełbasa. Nam odechciało się zakup&oacute;w. </p><img src="_grafika/photos/users/eba3806ae7a4b9415f4e9b4dbc4dba8d/photos/P1170409.jpg" alt="" /><img src="_grafika/photos/users/eba3806ae7a4b9415f4e9b4dbc4dba8d/photos/P1170264.jpg" alt="" /><p align="justify">Nie należy zgadzać się na pierwszą cenę. Nie byliśmy przecież Amerykanami. Na drugą i trzecią też nie. Jak nas spytają o cenę to najlepiej zaproponować połowę ceny lub jeszcze mniej, wybrzydzać, przebierać, szukać wad i w&oacute;wczas najprawdopodobniej Turek albo zgodzi się na naszą cenę lub nas pogoni. Ale nic straconego. Będą następni. Tam zakupy to niepospieszny rytuał i ciągłe negocjacje. Wyniki negocjacji: torebka z 55 lir&oacute;w do 20, akt&oacute;wka z 225 do 60. Scena targu idealnie jest przedstawiona w Żywocie Briana Monty Pathona. </p><p align="justify">Na bazarze, ale i poza nim, w szczeg&oacute;lności po zapadnięciu zmroku, można spotkać naciągaczy. Są wszędzie, nieustannie zaczepiają i wciskają kit. Zaciągają do sklep&oacute;w, namawiają na okazyjny zakup towaru. Ceny byli skłonni obniżyć nawet o ponad połowę, gdy widzieli, że nie jesteśmy zainteresowani. Ale po co nam skarpety za małe o 8 rozmiar&oacute;w. Co se palce obetne. </p><img src="_grafika/photos/users/eba3806ae7a4b9415f4e9b4dbc4dba8d/photos/P1170359.jpg" alt="" /><img src="_grafika/photos/users/eba3806ae7a4b9415f4e9b4dbc4dba8d/photos/P1170321.jpg" alt="" /><p align="justify">Na koniec odbyliśmy jeszcze rejs po zatoce Złoty R&oacute;g i cieśninie Bosfor - umożliwiający poznanie z jednej strony wybrzeża europejskiego, a z drugiej azjatyckiego. Stojąc na brzegu Istambułu widzieliśmy - oddzieloną wodami Morza Marmara, Złotego Rogu i Bosforu - Azję. Dotarliśmy aż na Morze Czarne. W ten spos&oacute;b mieliśmy styczność z wszystkimi morzami Turcji: Marmara, Egejskim, Śr&oacute;dziemnym i Czarnym. Na statku chcieli mnie klasycznie orżnąć. Zanim zam&oacute;wiłem kawę po turecku zapytałem o cenę. W odpowiedzi usłyszałem dwa. Inni płacili w lirach wobec czego byłem przekonany, że w takiej walucie padła odpowiedź. Gdy kelner przyni&oacute;sł kawę i dostał dwa liry, zażądał dw&oacute;ch euro. W odpowiedzi usłyszał ode mnie, że umawialiśmy się na dwa liry a nie euro i jak mu się nie podoba to niech zabiera kawę. Wydawało mi się, że już zaakceptował cenę, gdy tymczasem p&oacute;źniej przez ponad godzinę pr&oacute;bował zwerbować innych turyst&oacute;w by mnie przekonali do zapłacenia kolejnych dw&oacute;ch lir&oacute;w i co chwila krzyczał: &bdquo;tu lira&rdquo;. Była to jedyna brudna sztuczka Turk&oacute;w, na kt&oacute;rą pr&oacute;bowali bezskutecznie nas nabrać. </p><p align="justify">Dotychczas turecka architektura kojarzył się nam z widokami znad Bosforu, panoramą pałacu Topkapi, Hagia Sophią i minaretami Błękitnego Meczetu lśniącymi w blasku złotego p&oacute;łksiężyca. Tak też wygląda dawny Konstantynopol. Jednak Istambuł to nie tylko zabytki, kt&oacute;rych pełno wszędzie. Ślady przeszłości to jedno, a obecne życie miasta to dwa odmienne światy. Na ulicach tłok, zgiełk, ryk klakson&oacute;w, pokrzykiwania ulicznych sprzedawc&oacute;w i codzienne wezwania muezin&oacute;w do modlitwy. Turcy wychodzą na ulicę, witają się, zapraszają aby do nich wstąpić, a sprzedawcy są nachalni. Po Istambule wł&oacute;czyliśmy się jeszcze po zapadnięciu zmroku. Wiele zabytk&oacute;w jest w&oacute;wczas efektownie podświetlonych. W&oacute;wczas dzieje się więcej. Dotarliśmy w regiony Akwedukt&oacute;w rzymskich, przy kt&oacute;rych mieści się wesołe miasteczko. Tam Turczynki oczekiwały na swoich męż&oacute;w, kt&oacute;rzy modlili się w meczetach. Mieliśmy tam niezły przegląd stroj&oacute;w tureckich, tradycyjnej tureckiej muzyki, a wszystko przy szklaneczce herbaty i fajce wodnej. </p><img src="_grafika/photos/users/eba3806ae7a4b9415f4e9b4dbc4dba8d/photos/P1170011.jpg" alt="" />&nbsp; <p align="justify">Turcja kojarzyła nam się nadto z łaźniami tureckimi. Sama kąpiel nie jest droga, natomiast nie byliśmy w stanie zdecydować się na dodatkowy masaż. Na pewno hammany dostępne tylko dla Turk&oacute;w są tańsze, ale nie udało nam się ich odnaleźć. </p><p align="justify">W końcu musieliśmy wracać do domu. W hotelu na dachu mieliśmy sympatyczny tarasik, z kt&oacute;rego przy Efezie obserwowaliśmy miasto. Z jednej strony zatłoczona cieśnina, na wprost meczet, a z pozostałych stron oświetlone domy i hotele. W nocy nie widać całej okazałości brud&oacute;w tej metropolii. Czuć za to orientalne smrody. Z rana depce się za to po śmieciach i zgniliźnie. &bdquo;W Stambule nikt ulic nie zamiata, z wyjątkiem ps&oacute;w. Na każdej ulicy była kupa śmieci, a na tej kupie śmieci zgraja ps&oacute;w. Psy w Stambule rodzą się, żyją i zdychają na ulicach, nikt się o nie nie troszczy, nikt im nie dokucza.&rdquo; </p><p align="justify">Jednak pomimo hałasu, spalin, gorąca, brudu, wszechobecnych sprzedawc&oacute;w i naciągaczy Istambuł wywarł na nas pozytywne wrażenie. Ruch uliczny, życie nocne, zgiełk, meczety (ponad 2000), minatery, tureckie kobiety, nieeksponowane zabytki jeszcze z czas&oacute;w bizantyiskich wsp&oacute;łistniejące z nowoczesną zabudową, przepych pałac&oacute;w, Złoty R&oacute;g i most nad Bosforem w połączeniu ze sobą wpływają na niezapomnianą egzotykę miejsca. To miasto to symbol Orientu ze specyficzną atmosferą tajemniczości, egzotyką i licznymi zabytkami. Nie da się por&oacute;wnać Istambułu z Paryżem czy Wiedniem, atmosfera w każdym z tych miejsc jest inna, ale wszystkie mają w sobie coś magnetycznego co przyciąga i wywiera bardzo pozytywne wrażenia. A weźmy Bratysławę czy Berlin. Czy kogoś tam ciągnie?</p><p align="justify">Rano z kolei można spokojnie powałęsać się po ulicach i zaułkach. Wszędzie pusto. Sklepiki są jeszcze pozamykane, a miasto śpi. Budzi się dopiero koło południa. Rano nigdzie nikomu się nie śpieszy. </p><p align="justify">Na koniec jeszcze kilka sł&oacute;w o tureckiej kuchni. Generalnie smaczna. Najbardziej słynna z tureckich potraw - kebab - ma całkowicie inny wygląd i smak niż u nas. Wyśmienity jest doner kebab, ale i godny polecenia jest także adana kebab - mielona jagnięcia przyprawiona dużą ilością czerwonej papryki i oregano. Słowo kebab generalnie oznacza danie z mięsa. Śniadania składają się głownie ze słonego białego sera i oliwek, a także z masła, miodu, dżemu, pomidor&oacute;w, og&oacute;rk&oacute;w, a często r&oacute;wnież gotowanych jaj. Kilka razy trafiły się też nam naleśniki z ciasta francuskiego nadziewane serem i mięsem. Na śniadanie lub drugie śniadanie można skusić się na ayran, tj. rozcieńczony słoną wodą jogurt. Jako ciekawostkę mogę wskazać, że nazwa jogurt ma pochodzenie tureckie. Ciekawe były natomiast obiady. Tam zupy robi się niemalże ze wszystkiego. Do obowiązkowych ziemniak&oacute;w był ryż lub makaron plus symboliczna ilość mięsa, często z bakłażanem. Na deser - śliwki, granaty, winogrona lub arbuzy. Najpopularniejsze i najsmaczniejsze piwo to oczywiście Efez. Niezły jest także Marmara Pils - udało mi się znaleźć tylko jedną butelkę. Z zagranicznych kr&oacute;luje Tuborg. Dobra jest tez anyż&oacute;wka. Raki (z winogron) to jedyny alkohol jaki muzułmanie mogą pić (jest prawie idealnie biały i jak twierdzą: Allah nie widzi). A na zagrychę zielony melon lub kawałeczki koziego sera. Przy zwiedzaniu warto się skusić także na sok ze świeżych owoc&oacute;w. Herbatę pije się w małych, charakterystycznych szklankach, mocno posłodzoną. Serwuje się ją na małej tacy koloru srebrnego. Herbata ma kolor herbaty, ale smak jabłkowy. Trzeba przyznać, że jest ona wyjątkowo dobra. Herbatą podaną w wyżęj opisany spos&oacute;b mieliśmy okazję pić wielokrotnie. Generalnie pija się ją w specjalnych miejscach - kyraathene - gdzie wstęp mają tylko mężczyźni. Ale my mieliśmy okazję załapać się na szklaneczkę niemalże wszędzie. Wśr&oacute;d przypraw kr&oacute;luje mielona papryka. Odważni mogą spr&oacute;bować także małej, zielonej papryczki. </p><p align="justify">No i powr&oacute;t. Szybki. W Turcji każdy ranek był inny, każdy dzień pełen wrażeń, każdy wiecz&oacute;r niepowtarzalny i uroczy. Tam z każdą chwilą zauroczały nas nowe widoki. Warto tam jechać. Być może to co napisałem skłoni tych, kt&oacute;rzy mieli pecha tam nie być, do wł&oacute;częgi po pięknej, niesamowitej i niezapomnianej Turcji. Przed wyprawą trzeba pamiętać o jednym - Istambuł jest 18 najdroższym miastem świata. I każda kieszeń to odczuje. Ale obowiązkowa herbatka, widok na tle Topkapi, Błękitnego Meczetu czy Agia Sophia są warte trochę grosza. W sumie atrakcji nie zabraknie. </p><p align="justify">Jeśli ktoś dotarł do tego miejsca to znaczy, że mu się podobało. W takim razie może warto napisać do mnie co sądzi o moich opowieściach: wojtaas@o2.pl . Pozdrawiam wszystkich. </p><p align="justify">Uczestnicy: Wojciech Kłoskowski, Justyna Anna Kłoskowska; no...., ale tym razem było nas więcej :) </p><img src="_grafika/photos/users/eba3806ae7a4b9415f4e9b4dbc4dba8d/photos/P1160425.jpg" alt="" /></font></font><p><font><font></font></font></p><p><font><font></font></font></p><font><font>He, tym razem było nas więcej :) </font></font><font>&nbsp;</font><font>&nbsp;</font><font>&nbsp;</font><font>&nbsp;</font> <p>&nbsp;</p>