ODBIERZ TWÓJ BONUS :: »

Szlakiem Baklavy czyli DZIENNIK PODRÓŻY - sierpień 2006

Autor: Spicy Girl & Saint Kasia & Alicja Wonderland
Data dodania do serwisu: 2006-08-21
Relacja obejmuje następujące kraje: Słowacja, Węgry, Serbia, Czarnogóra, Bośnia, Hercegowina, Bałkany
Średnia ocena: 5.17
Ilość ocen: 318

Oceń relację


Za każdym razem, gdy wybieramy cel naszej kolejnej wyprawy nasz wzrok na mapie kieruje się w kierunku wschodnim lub południowo-wschodnim... Coś w tym jest, że człowiek chce zobaczyć tę jeszcze nie całkiem skażoną cywilizacją część świata zanim ulegnie zmianie w kolejne obetonowane miejsce bo cóż może się jeszcze zmienić w totalnie zmienionej Europie Zachodniej (oprócz tego że wzrosną ceny)... Po Krymie, Rumunii, Turcji postanawiamy zobaczyć teraz tą niezwykłą rozmaitość Bałkanów...

Dzień 1
Wyruszamy z Krakowa wcześnie rano o 7:10, w Zwardoniu jesteśmy o 10:59. O 11:10 przesiadka, już do słowackiego Skalite. Bilety kupione w Krakowie: do Zwardonia bilet normalny plus przejściówka międzynarodowa na odcinek Zwardoń-Skalite (ok. 5zł) - zakupiona w kasie międzynarodowej.
Skalite - wymiana kasy w banku za kościołem, kupujemy w kasie bilet do Sturova (364 korony). Przejazd przez Słowację z następującymi przesiadkami:
Skalite (12:02) - Žilina (13:15), Žilina (13:23) - Zvolen os. st. (15:14), Zolen os. st. (15:43) - Levice (16:54), Levice (16:58) - Sturovo (18:04). Generalnie droga bajkowa góry plus tunele, zielono... Wszyscy o nas dbają i pilnują przesiadek (żeby nam nic nie uciekło).
Na Węgry można się też dostać przez Szeget.
W Sturovie do granicy słowacko-węgierskiej komunikacji zorganizowanej brak więc łapiemy autobus do miasta (20 koron w tym 10 za bagaż) - milusi pan kierowca wysadza nas koło mostu będącego jednocześnie granicą. Autobusy odjeżdżają z miejsca po lewej stronie od dworca kolejowego. Pieniądze wymieniamy na granicy i uzbrojone w forinty wkraczamy do Esztergomu. Miasteczko bardzo ładne, o czym miałyśmy okazję się przekonać podczas długiej wędrówki na dworzec kolejowy (30-40 min marszu), radzimy więc mimo wszystko wziąć autobus do dworca i podziwiać widoki z okna. Mapa miasta znajduje się za mostem po lewej stronie przy głównej ulicy. W kasie w Esztergomie kupujemy bilety do Budapesztu Nyugati (544 forinty). W Budapeszcie jesteśmy o 21:30
(z Esztergomu o 20:05). W Budapeszcie wita nas nasz host z Hospitality Club (www.hospitalityclub.org, bardzo polecamy tę stonkę, dzięki niej zdobędziesz przyjaciół na całym świecie). Jedziemy bryką na mieszkanko (zresztą bardzo fajneJ a wieczorem pifkujemy w jednym z okolicznych ogródków z bałkańską muzyką (taki przedsmak dalszej przygody).






Dzień 2
Budapeszt:
- punkt informacji turystycznej - Deak ferenc ter: mapy i przewodniki po polsku
- co nam się bardzo podobało to fontanny w całym mieście + woda na ulicy aby ugasić pragnienie - super sprawa, zwłaszcza latem
- polecamy bar Fözelék faló ételbar na ulicy Andrássyego (dokładnie na wprost Instytutu Polskiego i Moulin Rouge); pycha jedzonko: grzybki i kalafiorki w panierce plus gęsta zupa z soczewicy - raczej sos; dla 3 osób wypas obiadek za 1200 forintów; duży wybór zup i innych rarytasów zarówno dla wegetarian jak i mięsożerców; panie z obsługi non englisz ale zawsze w kolejce ktoś pomoże
- pifko w knajpie ok. 500 forintó
- pycha kafka w kawiarni - 500 forintów
- w muzeach itp. zniżki na karty międzynarodowe (ISIC, Euro<26)
- pojedynczy bilet na komunikację miejską - 180 forintów
- 1 Euro ~ 267 forintów (nie wymieniać na dworcu kolejowym!! na granicy kurs też kiepski).

Dzień 3
Po południu rozpoczynamy podróż do Serbii.
Tani wariant:
17:20 Budapeszt Keleti - przesiadka w Kiskunhalas - Kelebija 20:12 (ok. 1800 forintów). Z Budapesztu są też inne pociągi, polecamy www.intercity.com.pl/38 - tu linki do kolei różnych krajów, nie tylko na pociągi intercity.
Jedziemy do Kelebiji mając nadzieję, że stamtąd uda nam się dostać dalej (stopem or sth elseJ) ponieważ mamy ok. 5 godzin na kolejny pociąg do Noviego Sadu. Jednak po spotkaniu z pewnym tubylcem, który straszy nas serbskim kidnappingiemJ postanawiamy poczekać na pociąg na dworcu (do 2:40) i wykorzystać nasze pokłady kreatywności do różnych głupich gier coby nam się nie nudziło.
Proponujemy zatem inny wariant - pociąg z Budapesztu Keleti bezpośrednio do Belgradu (ok. 23:00 z Budapesztu).
Tania opcja to:
- kupić bilet do Kelebiji
- następnie u węgierskiego konduktora przejściówkę Kelebija-Subotica (ok. 300 forintów)
- a następnie z Suboticy dalej (pociąg tu stoi na tyle długo, że można wymienić kasę na dinary i kupić bilet w kasie: Subotica-Novi Sad - 250 dinarów bez zniżki bo zapomniałyśmy o niej).
Koleje serbskie mają 50% zniżkę dla studenckich kart międzynarodowych.

Dzień 4
Lądujemy o 5 rano w Novim Sadzie (drugie lub trzecie co do wielkości miasto w Serbii; 2 lub 3 w zależności od tego kto wypowiada te słowa - mieszkaniec Noviego Sadu czy nieJ). Pociągi do Belgradu jeżdżą stąd regularnie - zarówno osobowe jak i pośpiechy. Tu już kupiłyśmy bilet z 50% zniżką, mimo, że jedna z nich była już od miesiąca nieważnaJ. Bilet kosztował jakieś grosze, a pociąg jadzie ok. 1,5 h.
Warte obejrzenia są fortyfikacje, które znajdują się po drugiej stronie miasta - za Dunajem, a brak o nich jakiejkolwiek informacji
w przewodniku Bezdroży ?Bałkany? (ups). A dowiedziałyśmy się tego od bardzo miłego Serba, z którym spędziłyśmy w Novim Sadzie kilka godzin (i którego najwyraźniej nie interesował okup za nas). Wieczorem jesteśmy w Belgradzie i śpimy u kolejnego interesującego Serba..






Dzień 5
Belgrad:
- pojedynczy przejazd komunikacją miejską - 27 dinarów
- ogromna baklava (typowe dla Bałkanów bardzo słodkie ciacho z miodem i orzechami polane syropem. mniammmJ) - 60-80 dinarów
Belgrad to miasto pełne szarych blokowisk więc dość przytłaczające choć jest kilka ciekawych miejsc - cytadela na wzgórzu z ogromnym parkiem oraz jezioro Ada (ciepłe, czyste, można się kąpać). Polecamy zwiedzanie z tubylcem, który z pewnością zaprowadzi do najlepszej cukierni w mieście z big baklavą.
Z powodu braku miejscówek nie udaje nam się kupić biletów na pociąg do Baru (odjazd z Belgradu ok. 23, cena 17-20 Euro). Kupujemy więc bilet autobusowy do Żablijaka (12 Euro ze zniżką 10% na Euro<26 i 29% na ISIC - dziwne i znów jedna z nich nieważna) i postanawiamy zacząć naszą wizytę w Czarnogórze od Durmitoru.

Dzień 6
Żablijak:
- informacja turystyczna (bardzo pomocny pan, wyjaśni wszystko w każdym języku) - na głównym placu, drewniana budka; mapa Durmitoru 5 Euro
- noclegi - Auto Kapm Mliński potok: pokoje (sobe) - 5-7 Euro, my zapłaciłyśmy 5 Euro (ach te czarujące uśmiechy, hehe); namiot - ok. 3 Euro; na dzień dobry toast z przemiłym gospodarzem śliwowica of kors
- warto wziąć ciepłe ubrania i ciepły śpiwór jeśli ktoś chce spać w namiocie ponieważ Żablijak znajduje się na ok. 1450 m.n.p.m.
- busy do Budvy albo Herceg Novi jeżdżą dwa razy dziennie i kosztują ok. 10 Euro.
Żablijak to generalnie świetna baza wypadowa w góry i kanion Tary.

Czarnogóra a więc Euro! ceny nieco wyższe niż dotychczas ale bez paniki:
- tutejszy chlebuś (czyli coś na kształt dużej buły) - 0.45 Euro
- serek biały - 1 Euro
- jogurt (litr) - 0,7 Euro
- mleko (0,5l) - 0,5 Euro
- jak wszędzie owoce i warzywka taniutko.
Wieczorem - niespodzianka - nie ma wody w całym mieście (ups!) oj nigdy nie może być zbyt kolorowo.

Dzień 7
Eskapada w kanion Tary. Z Żablijaka do słynnego mostu na Tarze są 23 km (stąd good view). Spokojnie można spróbować na stopa, mimo małego ruchu zawsze się ktoś zatrzyma; ceny busów (odjeżdżających z "dworca autobusowego" z centrum Żablijaka to 1 Euro - najbardziej optymistyczna wersja). Okoliczne zarośla aż kipią życiem. Jaszczurki spotkacie na pewno a czasem trafia się i coś nieco większego (żmija!).
Monastyry wzdłuż Tary ukryte są w lesie więc najlepiej zapytać miejscowych jak do nich dojść (a może nawet dowiozą i zaproszą na rakiję? oczywiście żenszcziny (kobiety) w Montenegro nie płacą (słowa pana, który nas właśnie zaprosił i zawiózł do monastyru po którymś już z kolei kieliszku rakiji). Widziałyśmy jeden z monastyrów - nie powalił nas na kolana. Na brzegu Tary jest też camping (choć nie sprawdzałyśmy) - Eko Kapm (mamy namiar na właściciela - to właśnie ten gość od rakiji). Będzie dobrą bazą wypadową jeśli ktoś chce uczestniczyć w kilkudniowym raftingu Tarą. Jednodniowy rafting (w tym 1,5 h spływu i 45 min. przejażdżka jeepem) - 40/50 Euro (bez lunchu/z lunchem). Nie próbowałyśmy, a wygląda to tak: ok. 8 osób w pontonie plus prowadzący. Dostajecie kamizelki i kaski - dla wzmocnienia wrażeń. Taki trochę spływ Dunajcem tylko widoki nieco odmienne. Dla spragnionych mocnych wrażeń to chyba jednak trochę za mało.






Dzień 8
Może morze...? No więc jedziemy do Budvy (10 Euro). Auto Kamp Jaz znajduję się 4-5 km od dworca (a nie 1,5 km jak napisano w przewodniku!) i jest po prostu beznadziejny - toalety przypominają słynną scenę z Trainspottinga (do tego na narciarza, brr) a prysznice na polu z wodą z Adriatyku tzw. open air. Brakuje słodkiej wody - jest jeden kran, który łatwo rozpoznać bo wszyscy napełniają tam baniaki. Do tego capm przypomina w ciągu dnia raczej giełdę samochodową a nie camping; same rodzinki - nuda. Cennik wygląda tak: 2 Euro za osobę, 2 Euro za namiot, 1 Euro - opłata klimatyczna, 2 Euro za auto, 2,5 Euro za elektryczność. My zapłaciłyśmy tyle ile był wart bo 3,5 Euro od osoby za dwie noce. Można się zalogować na jeden dzień i czekać aż ktoś przyjdzie a potem mówić, że właśnie szliście na recepcję. Nam się tak właśnie udało zapłacić tylko za jedną noc. Plaże zatłoczone na maksa, zwłaszcza w sezonie - mnóstwo Serbów i Czarnogórców. Jak się pójdzie nieco dalej można znaleźć spokojniejsze okolice. Woda świetna - czysta, ciepła - raj. Polecamy jednak poza sezonem. Z campingu do Budvy jeździ fura za 1-1,5 Euro.


Dzień 9
Stopem (auto full wypas z dwoma Słoweńcami) dotarłyśmy do Kotoru. Generalnie polecamy stopa - nie czeka się dłużej niż kilkanaście minut a przynajmniej nie gnieciemy się w zatłoczonym busie z niemiłym kierowcą.
Kotor - przyjemnie, choć ciasno, zwłaszcza w sezonie; sporo Serbów i Czarnogórców, choć trafiamy na Polaków spragnionych słońca; piękna starówka, mnóstwo wąskich uliczek. Warto wdrapać się na twierdzę św. Jana (good view, choć trza się nieco pomęczyć, wjazd 1 Euro a dla nas jak zwykle zniżka więc 0,5 Euro). W Kotorze jest coś na kształt plaży - mała i nieco hałaśliwa ale spędzając dużo czasu w wodzie da się przeżyć. Zatoka Kotorska bardzo ładna - zwłaszcza z góry, simpatic view dla oka, wokół górki i mini domki. Na starówce mnóstwo kawiarenek - kafka 0,5 Euro, można się posilić i poobserwować nieco miejskie życie.
Wokół Kotoru kilka wiosek - tam zapewne jest przyjemniej - tzn. jeśli chodzi o wylegiwanie się na plaży.






Dzień 10
Totalne lenistwo... (na plaży nudystów).
Wieczorem wyjeżdżamy do Sarajewa - autobusem międzynarodowym. Podobno. W bilety zaopatrujemy się rano, zdobywając ostatnie siedzące miejsca, o które przyjdzie nam zreszta poźniej walczyć. Autobus odjeżdża o 22.10 a cała podróż ma zająć tylko 7 godzin :-O. Of kors ma to mało wspólnego z tym co wydarzy się później. Nasz automobil dociera ze sporawym opóźnieniem, jak się okazuje nie jest to jeden z dwóch jeżdżących dziennie pojazdów w tym kierunku, bo tak nas właśnie powiadomiono w punkcie informacji. Gdy czekałyśmy, na dworzec podjechało co najmniej kilka autobusików do Sarajewa i co ważniejsze, o znacznie wyższym standardzie. My jednak z bilecikami w ręku ruszamy w stronę przybyłego na dworzec ogórka - bo nie inaczej można nazwać czekający na nas pojazd. Ktoś na kształt pilota z pastą do zębów na twarzy;) upycha nas w środku. Podobno mamy się cieszyć, że w ogóle jedziemy. I tak po krótkim czasie jest nas około 50 przy 40 miejscach siedzących, wesolutko. O klimie nie ma co marzyć, pełen folklorJ. Pomimo wszystko stojący nad nami całą drogę Pan wciąż się uśmiecha. Zadziwiające. Ponieważ nawet lokalne ludki stwierdziły, że nasz automobil był lekkim przegięciem tak więc przewoźnika Božur Podgorica nie polecamy!!! Owa przyjemność kosztowała nas 16,5 Euro + 1 Euro za bagaż!

Dzień 11
W Sarajewie wyrzucili nas na jakimś zadupiu, a mianowicie na stanicy autobusowej w serbskiej części. Aby dostać się do centrum należy pójść ok. 5 minut w dół, tj. zgodnie ze spadkiem ulicy i zapytać o autobus lub trolejbus do centrum. Taryfa na tym odcinku kosztuje 10 Euro. Pieniądze bez problemu można wymienić na dworcu autobusowym, najczęściej można też płacić w Euro. Docieramy do dworca kolejowego - głównego, z którego odjeżdża 11 pociągów w ciągu dnia, w tym większość na dystans do 100 km - co za ruch - pozazdrościć takiej stolicy. Niestety ale większość torów wciąż nie została odbudowana i dlatego takie utrudnienia. Nie mając większego wyboru i ograniczone musowym powrotem do kraju w jak najbliższym czasie decydujemy się na pociąg international do Budapesztu. Zabawa ta szarpie nieco za kieszeń bo po 45 Euro na głowę. Nie ma problemu z kupnem biletu, nie potrzeba rezerwacji ale warto na peronie pojawić się wcześniej - pociąg bowiem liczy aż jeden wagon z podziałem na pierwszą i drugą klasę - wesoło jak zwykle. Znajdujemy trzy ostatnie wolne miejsca w przedziale z australijsko-kanadyjsko-portugalską ekipą i ruszamy w drogę. Ciasnota sprzyja integracji i po jakimś czasie nawet korytarze dotychczas pełne pasażerów pustoszeją. Sarajewo zwiedzałyśmy w deszczu, o dziwo całkiem sporo tu turystów. Samo miasteczko bardzo przyjemne, nietypowe jak na stolicę, o nieco orientalnym charakterze. Można tu spotkać coś na kształt mini tureckiego bazaru. Najciekawszym elementem Sarajewa jest obecność świątyń różnych wyznań oraz ich wyznawców na bardzo małej przestrzeni. Meczety sąsiadują z cerkwiami, kościołami, synagogami i nikomu to nie przeszkadza, Sarajewo może być więc małą lekcja tolerancji. W tutejszych kawiarniach można popróbować niesamowicie słodkich smakołyków, my delektujemy się oczywiści bakłavą - tym razem bośniacką.










Dzień 12
Do Budapesztu docieramy nad ranem. Rozpoczynamy podróż w stronę kraju. Jedziemy jeden przystanek autobusem nr 21 na Moszkva Ter a stąd tramwajem nr 6 do Dworca Budapeszt Keleti (6 przystanek). Wsiadamy
w pociąg do Esztergomu (10.05, 540 forintów). W Esztergomie wędrujemy pieszo do granicy (uff), przystanki w cukierniach wynagradzają nam jednak trudy owej wędrówkiJ. W Sturovie, już po słowackiej stronie, łapiemy autobus do granicy. Do przystanku najłatwiej dotrzeć pytając ludzi po drodze (po przejściu granicy w prawo, potem w lewo na główny deptak miasta i za deptakiem po lewej stronieJ), 20 koron od osoby z bagażem. Pociągiem ruszamy na północ: Sturovo (14:04) - Galanta (15:00), Galanta (15:03) - Trnava (15:28), Trnava (15:45) - Žilina (17:45), Žilina (17:45) - Zwardoń (19:20). Godziny są nieco orientacyjne, obstawiałyśmy inne połączenia ale pociągi w zasadzie same nam się podstawiały i tym sposobem sprawnie i przyjemnie pokonałyśmy słowacką krainę. Bilety na odcinek graniczny kupiłyśmy już w pociągu (ok. 50 koron na głowę). Schody zaczęły się w naszym pięknym krajuJ. Jakoś wydostałyśmy się ze Zwardonia, a potem upchnięte w wakacyjnym pociągu dotarłyśmy do Krakowa, wtedy już tylko skok pod ciepły prysznic (oj wtedy dopiero docenia się te dobrodziejstwa cywilizacji) i do łóżeczka odpływając myślami już gdzieś hen hen daleko.






Suma summarum czyli bilans przygody:

- wyprawa niskobudżetowa - koszt wyprawy 800 zł (bez oszczędzania na ciastka, kawę i wszelkie słodkości..)
- bilans masy ciała - dodatni (ach ta baklava)
- noclegi - w sumie 13,5 Euro za osobę (2*5 Euro w Żablijaku, 3,5 Euro w Budzie), reszta u hostów - dwie noce w Budapeszcie, jedna w Belgradzie, pociągach i autobusach...
- liczba godzin spędzonych w pociągach i autobusach - 69
- zgubiona chustka do włosów, znalezione trzy banany
- coś co nas najbardziej ubawiło - jednowagonowy podzielony na pół (na 1 i 2 klasę) międzynarodowy pociąg relacji Sarajewo - Budapeszt
- poznani ludzie: Australijczyk podróżujący od 8 miesięcy z deską do windsurfingu, Portugalczycy - pasjonaci capoeiry, pewien Węgier z problemami, totalnie wyluzowany Serb, pełen wigoru góral z Czarnogóry, który chciał wziąć jedną z nas za swoją kolejną żonę, zdobywca pucharu Grand Prix we florecie i wiele wiele innych... (z co najmniej dwójką z nich spotykamy się za 2 lata na main square w Kambodży).

Uczestniczki przygody:

Aga Ulbrych - masala5@o2.pl
Kasia Świątek - swiatekk@gmail.com
Ala Bartosik - nidia@o2.pl