ODBIERZ TWÓJ BONUS :: »

Śladem legend

Autor: Monika Ignatowicz
Data dodania do serwisu: 2010-09-09
Relacja obejmuje następujące kraje: Polska
Średnia ocena: 7.00
Ilość ocen: 15

Oceń relację

Dworek Starościński w Podzamczu Chęcińskim

O porannej rosie dotarłam na Podzamcze Chęcińskie gdzie ujrzałam dawny dwór starościński o charakterze obronnym. Dwór wczesnobarokowy powstał dzięki fundacji Jana Branickiego, starosty chęcińskiego w latach 1630-1657. Położony jest na małej skarpie opadającej ku południowej stronie dawnego parku, gdzie znajduje sie brama wjazdowa, a za nią piękna aleja lipowa.

 

 Dworek starościński ma smutną legendę, opowiada ona o staroście chęcińskim Bidzińskim, towarzyszu wypraw wojennych Stefana Czarnieckiego. Podczas walk na kresach Polski został wzięty w jasyr i wywieziony do Turcji, gdzie jako więzień pasał konie. Tam poznał innego jeńca Araba, z którym udało mu się uciec z niewoli. W czasie długiej i niebezpiecznej drogi do ojczyzny zmarł jego towarzysz. Starosta nie pozostawił jego ciała, lecz zabrał je ze sobą do Podzamcza. Gdy przybył na miejsce padł mu koń. Starosta polecił usypać dla swoich wiernych towarzyszy kurhan. Legenda mówi o zakopanych tam złotych klejnotach i kosztownym siodle. Ponoć wielu rozkopywało mogile, ale jakieś niewidzialne siły z powrotem wznosiły kopiec.

Zamek rycerski w Sobkowie

Kila kilometrów od dworku w Podzamczu Chęcińskim znajduje się miejscowość Sobków. Tam znaleźć można zespół podworski, położony nad brzegami rzeki Nidy. Składa się on z fortalicji zbudowanych w latach 1560-70 przez Stanisława Sobka. Wewnątrz znajdują się ruiny wczesnoklasycystycznego pałacu wzniesionego przez Szaniawskich około 1770 roku. Fasada zwrócona ku rzece w części środkowej oparta jest na czterech jońskich kolumnach. Natomiast na elewacji bocznej południowo-wschodniej z około 1800 roku znajduje się ryzalit z zamurowanymi arkadami oraz wieńczącym półkolistym tympanonem, w którym umieszczony jest kartusz stiukowy z rogami obfitości i girlandami oraz literami Stanisława Szaniawskiego, krajczego koronnego i jego żony Anny z Kluszewskich. Fortalicja pierwotnie zamknięta była z czterech stron murem obronnym, z basztami w czterech narożach. Dziś zachowane są pozostałości murów i trzy baszty kryte drewnianymi daszkami, w dolnych kondygnacjach zachowały się strzelnice. Obiekt został częściowo wyremontowany, aktualnie w fortyfikacji urządzone są pokoje gościnne i restauracja.

 

 

W Sobkowie chętnie mówi się o wizycie na zamku Jana III Sobieskiego z małżonką. Wizyty tej nie potwierdzają jednak znane dotąd źródła. Nie natrafiłam na żadną legendę związaną z tym zamkiem. Legendę natomiast posiada malownicza uroczo wijąca się wokół zamku rzeka Nida. "Dawno temu żyła niedaleko rzeki młoda i piękna dziewica o imieniu Nida w której kochał się mężny rycerz Olbrom. Dziewczyna odwzajemniała uczucie, obiecała oddać rękę ukochanemu. Jednak Olbrom okazał się niestały w uczuciach i porzucił ją dla nowej narzeczonej. Nida nie mogąc znieść takiego nieszczęścia znalazła ukojenie w toni rzeki. Na pamiątkę tej smutnej historii okoliczni mieszkańcy mieli nazwać rzekę imieniem dziewczyny."

Ruiny zamku w Mokrsku Górnym

Jadąc od Sobkowa za rzeką Nida ujrzałam malownicze ruiny późnogotyckiego zamku. Został on wzniesiony w latach 1519-1526 przez marszałka wielkiego koronnego Piotra Kmitę. Pod koniec XVI i XVII w. został rozbudowany. Zamek wzniesiono na planie zbliżonym do prostokąta. W części zachodniej stał czterokondygnacyjny budynek mieszkalny. Budowla posiadała wieżę bramną, która ulokowana była w południowej jego części. Duży dziedziniec otoczony był murem obronnym z gankiem straży ze strzelnicami. Prawdopodobnie do zamku wjeżdżało się drewnianym mostem przerzuconym przez fosę. Szare mury wśród różnych odcieni zieleni upodobały sobie bociany, które na szczycie jednej ze ścian założyły gniazdo. Okazale wyglądają pozostałości wschodniej ściany i fragmenty ścian wewnętrznych dawnego pałacu oraz północno-wschodni narożnik murów otaczających niegdyś zamek. Do dziś podziwiać można całkiem dobrze zachowane renesansowe detale architektoniczne zdobiące okna.

Legenda głosi, że właśnie w tym zamku królowa Bona spotykała się ze swoimi stronnikami będącymi zarazem przeciwnikami małżeństwa Zygmunta Augusta z Barbarą Radziwiłłówną. Być może królowa przywiozła tu środki mające pomóc niezdecydowanym w określeniu właściwego stanowiska wobec tego mariażu?

Pacanów

Zmieniając czasy na bliższe mojemu i nie tylko dzieciństwu warto zajechać do Pacanowa, które swoim ciekawym wystrojem przenosi wszystkich w świat bajek. Głównym bohaterem Pacanowa jak i jej mieszkańców jest koziołek matołek. Bajkowo pomalowane domy, przystrojone dachy oraz okna każdego przeniosą w świat dzieciństwa kiedy to nie można było doczekać się dobranocki, która opowiadała o kolejnych perypetiach koziołka matołka. W podzięce dla swojego bohatera w Pacanowie powstało ciekawe Europejskie Centrum Bajki.

Tarnów

Na wzniesieniu góry Św. Marcina (384 m n.p.m.), które góruje nad Tarnowem położony jest Tarnowski Zamek wzniesiony w latach 1328-1331 równolegle z lokowaniem miasta, przez krakowskiego kasztelana Spycimira z Melsztyna. Budowniczym zamku w owych czasach był najbliższym doradcą króla Władysława Łokietka i mentorem Kazimierza Wielkiego. Ponadto był najprawdopodobniej pierwszą, tak dużą, w Polsce rezydencją świeckiego możnowładcy (licząc obie części zamku, ponad 2000 m. kw. Powierzchni otoczonej murami), posiadającą ponadto kaplicę na prawach parafii, pw. Wniebowzięcia NMP, konsekrowaną w 1331 roku przez biskupa krakowskiego Jana Grota. Do tej pory kaplice zamkowe istniały w Polsce jedynie w zamkach królewskich, książęcych i biskupich. Zamek dzielił się na dwie części, przedzielone fosą wzgórzu o wrzecionowatym kształcie. Na części wyższej zostały pozostałości zamku wysokiego, natomiast na części niższej funkcjonował przygródek. Nad zamkiem dominowała wysoka wieża, do której funkcji należały: obrona czoła zamku , w tym jego bramy, przed atakiem, osłona przed ostrzałem od zachodu rezydencjonalnej części zamku, oraz funkcja ostatecznego schronienia dla mieszkańców w razie zdobycia zamku. Teren – plateau wzgórza otoczono kamienno - ceglanym murem o grubości 2,3 m, w którego zachodniej części umieszczono bramę wejściową. Prawdopodobnie domem głównym zamku Spycimira, był oparty o północną część obwodu muru budynek mieszkalno - gospodarczy. Powierzchnię mieszkalną zamku powiększała tzw. "kurza noga", stanowiąca aneks domu głównego od zachodu; osadzona na północnym odcinku muru obok wieży, wysoko nad stromym stokiem.

Legenda opowiada jak polujący u stóp góry rycerz Spicymir usłyszał niewieście wołanie o pomoc. Rzucił włócznię wyposażoną w grot zaopatrzony w hak i popędził nad rzekę. Dostrzegł, jak Dunajec niesie na swych spienionych falach coś potężnego, mógł to być ogromny kloc drzewa, wyrwany przez wodę z korzeniami lub całe domostwo i znajdująca się w śmiertelnym niebezpieczeństwie piękną dziewczynę o złotych włosach, walczącą z rozszalałym żywiołem. Bez chwili wahania Spicymir skoczył do łodzi przycumowanej do brzegu i wiosłując zaciekle, popłyną na ratunek. Okazało się, że tym co woda niosła była pogańska gontyna. Wbiwszy w jej ścianę miecz- doholował ją do brzegu, zaś złotowłosą pannę pojął za żonę. Na pamiątkę cudownego ocalenia i wielkiej miłości, postanowili, przy pomocy okolicznych mieszkańców, ustawić gontynę na wierzchołku góry tak, by górowała nad okolicą i przemienić ją w chrześcijańską świątynię. Legenda mówi, że upodobał sobie ją święty Marcin i w postaci wizerunku-obrazu, przybył na szczyt góry, by zostać patronem kościółka, otoczonego ogromnymi lipami, podobno starszymi od niego.

Przed I wojną światową, pod kościółkiem Matki Bożej Szkaplerznej, przy Starym Cmentarzu, siadywał stary żebrak, który opowiadał piękną legendę związaną z zamkiem Tarnowskich. Legenda ta wyjaśnia również dlaczego nikt jeszcze nie odkrył wejścia do lochów pod Tarnowem:

"... Lucyfera to sprawa, że Tarnów dziś leży na wzgórzu i do ratusza na rynek i do katedry wysoko wspinać się potrzeba. I nad tym też płacze nieszczęśliwy Spytko, który żył przed wiekami a po dziś dzień mętne łzy jego płyną naszym Wątokiem. Spytko to ukochany jedynak hrabiów Tarnowskich, który z ojcowskiego zamku przy Górze św. Marcina wyjechał raz na koniku a choć strojnie odziany, łzy miał w oczach i bolesnym spojrzeniem ogarniał okolice Tarnowa. Miasto i wsie pobliskie spalone przez dzikich Tatarów, ludność, która zdążyła uchronić się w zamku i w lasach, wróciła grzebać pomordowanych i oglądać zniszczenia. Spytko wie dobrze, że na otarcie łez wdów i sierot, na chleb dla głodnych i odbudowę spalonych domów, cały skarbiec ojcowski w podziemiu zamkowym ukryty nie byłby za wielki. ale chciwy ojciec, pan Tarnowa, strzeże swych skarbów wyłącznie dla syna, więc skąpe jego jałmużny nawet w małej części nie pokrywają morza nędzy. Wprawdzie kapelan zamkowy pocieszał Spytka perswazją, że kara Boża, jaka za grzechy spadła na ludzi musi być odcierpiana i nie ma na to rady, ale Spytko niepocieszony jedzie właśnie leśną ścieżką wiodącą tuż pod Tarnów i opłakując niedolę ludu rozmyśla nad radą: bo złote, miodowe miał serce ów Spytko. I oto nim z lasu wyjechał przed zgliszcza Tarnowa, zastąpił mu drogę czarny jeździec, w którym Spytko zaraz domyślił się diabła. Łatwo odgadnąć, że wnet stanęła między nimi umowa. Diabeł obiecał Spytkowi rychłą odbudowę spalonego miasta i wsi a za to, po upływie równego roku miał prawo porwać Spytka z duszą i z ciałem do piekła! I podpisał Spytko cyrograf gęsim piórem, we krwi własnej serdecznego palca umaczanym, a diabeł natychmiast legł na ziemi wśród gęstych drzew i strasznym tchnieniem wypuścił z gęby czarny płomień; bo wiadomo, że od ognia piekielnego odjęta jest światłość! Tym czarnym płomieniem w jednej chwili wypalił diabeł tunel spod miasta aż pod zamek przy Górze św. Marcina. Tym tunelem dostał się Spytko do ojcowskiego skarbca. Wybierał stamtąd złote i srebrne monety, kosztowne ozdoby i klejnoty, które rozdawał wynędzniałej ludności. A oto z różnych stron nadjechali czarno odziani rzemieślnicy, którzy nie godząc się z nikim i nie pytając nikogo o zapłatę, zaczęli wycinać okoliczne podmiejskie lasy, budowali nowe domy w Tarnowie i chaty na wsiach, zjawili się czarni kupcy, rozkładając na rynku wszelaką żywność, odzież, narzędzia, broń, sprzęty, które każdy łatwo mógł nabyć za jałmużny rozdawane przez Spytka. Ten ani się spostrzegł, jak rok równy upłynął i właśnie gdy zdążał tunelem do ojcowskiego skarbca po nowe dla ludu monety objęły go nagle czarne płomienie i paląc przeraźliwym ogniem pociągnęły w głąb ziemi! Wpadł do otchłani czyśćcowej, wielkie zamieszanie wśród dusz cierpiących tam czyniąc a czarne płomienie ciągnęły go głębiej, w czeluść piekielną! Ale o dziwo! Gdy Spytko leżał już na wznak na dnie czyśćca, zanużyły się nogi jego i głowa w najboleśniejsze płomienie piekła, ale tułów Spytka pozostał na dnie czyśćcowym. Pochwycili go z furią straszni szatani, w przedziwnej swej postaci olbrzymich smoków i gadów, tak przeraźliwie potwornych, że żywy człowiek umarłby zaraz na widok jednego z nich od lęku okrutnego. Potwory diabelskie wyjąc przeraźliwie, ciągły i pchały i wtłaczały Spytka w piekielną czeluść, ale nadaremnie. Od furii trzęsła się ziemia, chwiał się zamek, waliły się drzewa, chaty i domy w Tarnowie! Aż wyszedł z czeluści sam Lucyfer, potwornością swoja przerażając wszystkich diabłów! Wsparł się potężnie na piersiach Spytka, pchając go w głąb i wygiął nad nim swój potworny grzbiet z taką mocą, że wysadził powierzchnię ziemi tuż pod Tarnowem tak, że całe miasto leżące dotąd w dolinie, znalazło się nagle na wzgórzu a rynek i katedra na samym szczycie! I wtedy pękło dobre serce Spytka i trysnął z niego jasny płomień miłosiernej miłości! Na widok tego jasnego płomienia przerażony Lucyfer a z nim wszyscy szatani zapadli się nagle w sam środek ziemi, w czarnym piekielnym ogniem wypełnione przepaście! A Spytko pozostał w czarnych płomieniach czyśćcowych i będzie w nich płonął aż do końca świata - a potem otworzy mu się niebo za ten serdeczny jego płomień miłosierdzia dla bliźnich. Tymczasem w serdecznym żalu opłakuje swą zdradę Boga i własnoręczny swój podpis przynależności do diabła. Bolesne łzy Spytka wypływają na powierzchnię ziemi i won-toczą się tworząc rzekę Wątok, do której spływają też męty grzechów, wszystkich mieszkańców Tarnowa. Oj i nie prędko spływać przestaną! I zagradzają drogę na wzgórze miasta i do katedry tarnowskiej. Ale kto duszę spowiedzią w kościółku oczyści, rzekę Wątok przejdzie, stromym wzgórzem miasta się nie zrazi i do katedry ochotnie po nim się wspina, tego modlitwy rychło do Nieba dopłyną i wysłuchane zostaną. Pytacie, gdzie jest ono wejście pod Tarnowem do podziemnego tunelu Spytka? Przy Bramie Pilzneńskiej! Stanął nad nim i pokrył go pierwotny kościół Bernardynów.”

Zamek w Dębnie

W miejscowości Dębno kilkaset metrów od drogi Tarnów-Kraków na małym wzniesieniu można odnaleźć przepiękną późnogotycką rezydencję rycerską, zatracającej swe walory obronne na rzecz funkcji reprezentacyjnych. Badania archeologiczne dowiodły, iż obecna budowla powstała w miejscu wcześniejszej, warownej siedziby drewniano-ziemnej, której początki sięgają drugiej połowy XIII w. Wystawiono ją na planie owalu (30 x 60 m) i otoczono systemem fortyfikacyjnym złożonym z ziemnego wału i fosy. Rezydencję w obecnym kształcie wzniesiono w latach ok. 1470-1480, prawdopodobnie przez warsztat krakowskiego muratora Marcina Proszko. Nowa budowla, której fundament położono z głazów narzutowych a ściany wzniesiono z cegły, składała się z czterech dwukondygnacyjnych budynków jednotraktowych połączonych narożami, podpiwniczonych, otaczających trapezowaty dziedziniec. Skrzydło zachodnie zostało oflankowane dwiema basztami, dołem cylindrycznymi, a w górnej partii ośmiobocznymi. W skrzydle wschodnim od północy i południa znajdują się dwa wykusze nadwieszone na kamiennych kroksztynach. Pomieszczenia mieszkalne piętra były dostępne z drewnianego ganku obiegającego dziedziniec. Wyjątkowo ciekawy jest wystrój komnat piętra w skrzydle wschodnim - warto zwrócić uwagę na przepiękną późnogotycką kamieniarkę portali oraz arkad prowadzących do wykuszy. Od wschodu znajdowała się wieloboczna dobudówka, zapewne kaplica, którą zburzono w 1777. Zamek posiada bogatą dekorację kamieniarską. Ściany ozdobiono wzorami rombowymi i zygzakowatymi, wykonanymi z cegły zendrówki. Szczególnie ozdobny jest ryzalit północny, gdzie widoczne są dekoracje ornamentalne - maswerkowe i o motywach heraldycznych. Bez trudu dostrzeżemy Orła, Pogoń herb Odrowąż i monogram Chrystusa. Zamkowe wnętrza wiele zawdzięczają sekretarzowi króla Stefana Batorego, Franciszkowi Wesseliniemu, który zmodernizował swą otrzymaną w 1583 roku siedzibę w duchu renesansowym.

Z herbem Odrowążów wiąże się legenda, według której pewnemu rycerzowi który przybył z Moraw do Polski, został on nadany za zwycięstwo w pojedynku z pogańskim wojownikiem. W polu tarczy herbowej, znajduje się biała strzała z rozszczepionymi końcami przypominającymi sumiaste wąsy. Kształt wąsów wziął się prawdopodobnie od sposobu w jaki rycerz pokonał wroga. Otóż miał on chwycić poganina za twarz i gwałtownym szarpnięciem oderwał mu wąsy z fragmentem nosa, które to elementy fizjonomii nabił na strzałę i zaprezentował królowi. Król w dowód uznania nadał rycerzowi herb w takim właśnie kształcie i nazwał go Odrzywąs, co później z biegiem czasu przemianowano na Odrowąż.

 

Kolejna legenda związana jest już bezpośrednio z Dębnem. Opowiada o córce właściciela zamku, z rodu Dębińskich, czy też, jak chce inna wersja rodu Tarłów, która jeszcze jako dziecko została zaręczona z przyszłym dziedzicem oddalonego o 18 km Melsztyna - Spytkiem. Gdy jednak dobiegła lat piętnastu, bez pamięci zakochała się w jednym z pokojowców swego ojca. Trzykrotnie w zamkowej kaplicy przysięgała wierność ukochanemu zapewniając, że prędzej zginie z własnej ręki niż wyjdzie za mąż za innego. Termin ślubu zbliżał się jednak nieuchronnie, Dziewczyna postanowiła wyznać wszystko ojcu, licząc na jego zrozumienie. Zawiodła się jednak srodze, szukając u niego pomocy. Dumny pan na wieść o zhańbieniu rodu wpadł w straszny gniew. Nieszczęśliwy oblubieniec został stracony w mękach, dziewczynę zaś, w ślubnej szacie, z całym posagiem zamurowano w południowo-zachodniej baszcie zamku. Według innej wersji legendy, ów pokojowiec miał być zubożałym szlachcicem, rękodajnym na dworze Tarłów. Kasztelan nie miał zamiaru uśmiercać córki , a tylko złamać jej upór i zmusić do poślubienia niekochanego Spytka. Gdy zamurowano wejście do baszty w której uwięził córkę, kazał nasłuchiwać sługom, kiedy dziewczyna zacznie wołać o pomoc. Mijały godziny i dni a z baszty nie doszedł nawet cichy jęk. Zaniepokojony ojciec kazał przebić wejście do baszty lecz córka leżała już martwa na środku komnaty. Pochowano ją ze wszystkimi honorami, ale przed pogrzebem ktoś z rodziny odciął jej piękny, złoty warkocz, który później przechowywano jako pamiątkę tego tragicznego wydarzenia. Podobno duchy nieszczęsnych kochanków co jakiś czas nawiedzają zamek. Na krużgankach pojawia się zjawa młodej dziewczyny o długich blond włosach. Z kolei widmo jej ukochanego widywano w salonach zamkowych. Zjawy te nikomu nic złego nie czynią, jedynie pojawiają się i znikają. Oprócz nieszkodliwych zjaw młodych kochanków na zamku w Dębnie od niepamiętnych czasów objawiały swą obecność również "złe moce". Wieść głosi, że lubił się tam pokazywać sam czart. Wystarczyło, że jakiś śmiałek nie bacząc na ostrzeżenia obszedł w nocy trzykrotnie zamek a pojawiała się postać diabła. Ryty wizerunek twarzy diabelskiej ze straszliwie wyszczerzonymi zębami odkryto przed kilku laty na jednym z kamiennych kroksztynów podpierający północną basztę zamku. Nie wiadomo kto i kiedy go wykonał. Wieści o pojawieniu się w Dębnie "złych mocy" miały odbicie również w prasie. Pojawiały się notatki o ukazaniu się diabła a innym razem szlachcica, który błąkał się w okolicy zamku. W roku 1946 na zamku mieścił się posterunek Milicji Obywatelskiej. Rozchodziły się słuchy, że nocami na zamku straszy. Mimo zamkniętych drzwi w korytarzach wył przeraźliwie wicher, szuflady biurek same się otwierały, słychać było dziwne jęki i pokrzykiwania. I oto pewnej nocy pełniący służbę milicjant wystrzelał w jednym z pomieszczeń cały magazynek pepeszy. Na pytania przełożonych odpowiadał, że zobaczył zjawę mężczyzny, który wolno przeszedł przez pokój i zniknął. O sprawie tej było głośno w całej okolicy. No bo jak to, na posterunku MO duchy ?! Posterunek jednak został przeniesiony ...

Zamek w Nowym Wiśniczu

Na zakończenie mojej długiej ale owocnej w zamki i warownie wycieczki zostawiłam sobie jedną z perełek Polskich zamków. Zamek w Wiśniczu powstał około połowy XIV wieku prawdopodobnie z inicjatywy Jana Kmity. Przypuszcza się że na miejscu obecnego zamczyska stał prawdopodobnie tylko prostokątny obwód murów obronnych o wymiarach 30x50 metrów z jedną wieżą kwadratową w narożniku wschodnim. Możliwe, że istniała także okrągła baszta w narożniku północnym a zabudowa mieszkalne i gospodarcze były drewniane. Na przełomie XV i XVI wieku zamek był już czteroskrzydłowy i posiadał trzy wieże oraz otaczające go fortyfikacje ziemne z dwiema bramami. Po 1516 roku, najwybitniejszy przedstawiciel rodu Piotr Kmita i jedna z najwybitniejszych osób świeckich tamtych czasów, rozbudował zamek. Wszystkie skrzydła mieszkalne zostały podniesione o jedną kondygnację oraz dostawiono czwartą narożną wieżę, a raczej artyleryjską basztę. Do zewnętrznych murów skrzydła południowo-wschodniego dobudowano duży budynek gospodarczy, a system obronny zmodernizowano zastępując częściowo murem, natomiast zachodnią bramę wjazdową na dziedziniec podzamcza przekształcono w basztę. Wjazd północny został umocniony bastionem. W czasie potopu szwedzkiego Stanisław Lubomirski chcąc oszczędzić zniszczeń najpotężniejszej polskiej fortecy poddał ją Szwedom. Nie uchroniło to zamku przed jego ogołoceniem z całego wyposażenia oraz zdewastowaniem. Po wycofaniu się najeźdźcy zamek wrócił na własność Lubomirskich, jednak mimo prowadzonych prac nie został w pełni odrestaurowany. Po przejęciu przez zaborcę zamek zaczął podupadać, a w 1831 roku uległ pożarowi i został ostatecznie opuszczony. W 1901 roku zamek został wykupiony przez Zjednoczenie Rodowe Lubomirskich, którzy rozpoczęli remont rezydencji. Po wojnie zamek przejęło państwo, a od roku 1949 prowadzone były prace mające przywrócić mu całkowicie dawny wygląd. W końcu XX wieku zamek wrócił na własność Lubomirskich.

 

Jedna z legend mówi o jeńcach tureckich wziętych do niewoli pod Chocimiem, którzy to wykonywali prace budowlane przy zamku. W tajemnicy na wzór Ikara skonstruowali skrzydła z gałęzi i ptasich piór, które miały im pozwolić odlecieć do rodzinnego kraju. Pewnego dnia stanęli na zamkowych murach ze skrzydłami umocowanymi do ramion i wystartowali. Daleko jednak nie ulecieli. Spadali kolejno na ziemię, a miejsca upadku każdego z nich zaznaczano kolumnami, które zachowały się do dzisiejszych czasów.

Druga legenda jest o królowej Bonie, która była częstym gościem Piotra Kmity swego zaufanego stronnika. Podczas jednego z pobytów w czasie trwającego balu zapragnęła wyjść na wieżę. Oczywiście jej prośbę natychmiast spełniono. Również gdy zapragnęła przejechać się po szerokim gzymsie wieży na osiołku nikt nie zaprotestował. Ku zdziwieniu dworzan królowa okrążyła wieżę i wróciła na bal. Jak głosi legenda Bona wykorzystywała swój wyczyn do pozbywania się politycznych przeciwników. Nie chcąc się skompromitować na rozkaz królowej próbowali przejechać po gzymsie. Jednak sprytna Bona zamiast osiołka dawała im do przejażdżki konia. Ponieważ jednak konie gorzej znoszą duże wysokości niż osły próby kończyły się upadkiem i śmiercią królewskiego oponenta. Od tamtej pory jedna z wież nazwana jest jej imieniem.