ODBIERZ TWÓJ BONUS :: »

Sardynia-w poszukiwaniu tajemniczych nuragów

Autor: Anna i Cezary Lewucha
Data dodania do serwisu: 2007-05-22
Relacja obejmuje następujące kraje: Włochy
Średnia ocena: 6.17
Ilość ocen: 312

Oceń relację

<p align="justify">Pomysł wyjazdu na Sardynię zrodził się w naszych głowach bardzo spontanicznie, podczas przeglądania stron internetowych tanich linii lotniczych. Chcieliśmy gdzieś się wyrwać na kilka dni i wyb&oacute;r padł na tę wlaśnie wyspę-był to naszym zdaniem najatrakcyjniejszy kierunek za proponowaną przez przewoźnika cenę. Niewiele o niej wiedzieliśmy, ale wyb&oacute;r ten przeszedł nasze najśmielsze oczekiwania.</p><p align="justify">&nbsp;</p><p align="justify"><strong>Termin:11-17.01.2005</strong>. Ze względu na porę roku i styczeń, ktory jest raczej &bdquo;martwym&rdquo; miesiącem w turystyce szacujemy, że zar&oacute;wno bilety lotnicze, jak i noclegi były dużo tańsze niż w sezonie. </p><p align="justify">Pogoda- w ciągu dnia to ok. 15 stopni, słonecznie.</p><p align="justify">&nbsp;</p><p align="justify">Przelot: Z London-Stansted do Alghero i z powrotem 300 zł. za dwie osoby. Bilety kosztowały symboliczne p&oacute;ł funta, resztę ceny stanowiły opłaty lotniskowe. Rezerwowane były z dwumiesięcznym wyprzedzeniem. </p><u><font color="#0000ff"><p align="justify"><u><font><u><font color="#0000ff">www.ryanair.com</font></u></font></u></p></font></u><p align="justify">&nbsp;</p><p align="justify">Wynajem samochodu: Zdecydowaliśmy sie na wypożyczenie auta ze wzgledu na słabo zorganizowany transport publiczny. Jak na każdym lotnisku, w Alghero znajduje sie kilka biur wypożyczalni samochod&oacute;w. Jak sie okazalo prawie wszystkie firmy oczekiwaly od nas posiadania karty kredytowej. Na szczeście jedyna miejscowa zadowoliła sie depozytem w postaci got&oacute;wki(230&euro;). Opłata za wynajem za 4 dni to 135&euro; (Citroen Saxo). <u><font color="#0000ff">http://www.autonoleggiosardinya.it</font></u></p><p align="justify">&nbsp;</p><p align="justify">Wyżywienie: Będąc we Włoszech nie można oprzeć się pokusie jedzenia na zapas. Wszystko jest tu smaczne i aromatyczne. Żywiliśmy sie gł&oacute;wnie produktami z tutejszej taniej sieci sklep&oacute;w EURO-serami mozarella, mandarynkami, chlebem i oczywiście winem. Wizyty w restauracjach były też bardzo miłym dla podniebienia doznaniem (pizza od 5 &euro;).</p><p align="justify">&nbsp;</p><p align="justify">Noclegi: Jakoś tak się nam złożylo, że miejsca w kt&oacute;rych nocowaliśmy (ponieważ się przemieszczalismy prawie każdego dnia spaliśmy gdzie indziej) kosztowały dokładnie tyle samo-50&euro; za pok&oacute;j. A były to: jedno i trzygwiazdkowy hotel, B&amp;B, gospodarstwo agroturystyczne i pok&oacute;j w prywatnym mieszkaniu. W każdej wiekszej miejscowości jest informacja turystyczna gdzie można otrzymać listę miejsc noclegowych w danej okolicy.</p><u><font color="#0000ff"><p align="justify">http://www.sardegnabb.it/</p></font></u><p align="justify">&nbsp;</p><u><font color="#0000ff"><p align="justify">http://www.sardinianconnections.com/</p></font></u><p align="justify">Jezyk: Niestety, niezbyt wielu Włochow posługuje się jakimkolwiek językiem obcym. Na szczęście jedno z nas m&oacute;wi troche po włosku, więc udalo sie nam uniknąc porozumiewania sie na migi.</p><p align="justify">&nbsp;</p><p align="justify">Przewodniki: Nie korzystaliśmy z żadnego. Opieraliśmy się na informacjach znalezionych w internecie (niestety większość włoskich stron jest tylko w języku włoskim), oraz z materiał&oacute;w kt&oacute;re były dostępne w lokalnych punktach informacji turystycznej (polecamy).</p><p align="justify">&nbsp;</p><p align="justify">Nuragi: Po dawnej sardyńskiej cywilizacji zwanej nuorską, na wyspie pozostalo ok.700 budowli. Są to okrągłe fortece z kamieni, kt&oacute;re pełniły funkcję obronną i mieszkalną.</p><p align="justify">&nbsp;</p><p align="justify"><strong>11.01.05</strong></p><p align="justify">Przylecieliśmy! Widok z samolotu nieziemski-domki przycupnięte u st&oacute;p sporych rozmiar&oacute;w pag&oacute;rk&oacute;w a w oddali morze... Aż ciarki przechodzą. Z lotniska dojechalismy do Alghero miejskim autobusem i wysiedliśmy na wprost informacji turystycznej. Tam dostaliśmy listę miejsc gdzie mogliśmy przenocować. Zdecydowaliśmy, że p&oacute;jdziemy do jednogwiazdkowego hotelu, bo skoro ma 1 gwiazdkę to nie może tam być bardzo źle. Jak już tam dotarliśmy to nam sie nigdzie indziej iść nie chcialo. Łazienka była wsp&oacute;lna na korytarzu, pościel pachniala jeszcze poprzednimi lokatorami a ł&oacute;żko prehistoryczne. Poza tym żadnych uwag nie mieliśmy. Pizza w pobliskiej restauracji i wino sprawiły, że nawet zaczął się nam ten pok&oacute;j podobać.</p><p align="justify">&nbsp;</p><p align="justify"><strong>12.01.05</strong></p><p align="justify">Po śniadaniu poszliśmy zwiedzić Alghero, kt&oacute;re wywarło na nas duże wrażenie. Niekt&oacute;re uliczki były bardzo wąskie, brukowane i pomiędzy kamienicami wisiało kolorowe pranie (jak w folderach). Wart uwagi jest port z mn&oacute;stwem r&oacute;żnego rodzaju obiekt&oacute;w pływajacych i widokiem na mury i wieże starego miasta. Po południu wybraliśmy sie autobusem do Sassari. Tym razem postanowiliśmy przenocować w domu tubylcow, czyli skorzystaliśmy z oferty wynajęcia pokoju w mieszkaniu pewnej pary. Na szczęście ludzie ci m&oacute;wili troszeczkę po angielsku, chociaż trudno było utrzymać powagę, kiedy pan nam powiedział (jeden z dw&oacute;ch, gdyż była to para gej&oacute;w), że do centrum dojdziemy na głowie w 5 minut. Zajęło nam to trochę więcej czasu (metodą tradycyjną), ale i tak było warto, bo wieczorem centrum miasta z jego gł&oacute;wną ulicą Corsa Vittorio Emanuele prezentują się bardzo okazale i udalo się nam zrobić tam bardzo ciekawe zdjęcia.</p><p align="justify">&nbsp;</p><p align="justify"><strong>13.01.05</strong></p><p align="justify">Z samego rana pojechaliśmy na lotnisko i wynajęliśmy samoch&oacute;d. Mieliśmy nadzieję oddac go nieuszkodzonego, chociaż patrząc na tutejszych kierowc&oacute;w i ich spos&oacute;b jazdy ryzyko było spore. Pojechaliśmy najpierw do Alghero i dalej na południe w stronę Bosa. Trasa ta jest niezwykle malownicza, gdyż jedzie się cały czas wzdłuż morza, po drugiej stronie mając strome zbocza g&oacute;r.</p><p align="justify">Kilkanaście kilometr&oacute;w za miastem postanowiliśmy dowiedziec się więcej na temat owych tajemniczych nurag&oacute;w-pojechaliśmy do miasteczka Villanova Monteleone, niedaleko kt&oacute;rego znajduje się muzeum archeologiczne pod gołym niebem (bilet 2,5 &euro;). Chyba o tej porze roku nie bylo to często odwiedzane miejsce, bo człowiek kt&oacute;ry nadzorował wykopaliska i pracował jednocześnie jako przewodnik nie m&oacute;gł się naszą obecnością nacieszyć. Dowiedzieliśmy się, że osada, ktorą odwiedziliśmy została założona ok. 900 lat p.n.e. Ludzie, kt&oacute;rzy tam mieszkali mieli doskonały widok z wysokosci ok 550 m.n.p.m na morze i okoliczne wzg&oacute;rza.</p><p align="justify">Potem pojechaliśmy w stronę Bosa, pochodziliśmy po miasteczku, obejrzeliśmy g&oacute;rujące nad okolicą ruiny zamku i pojechaliśmy w głąb wyspy. Naszym zamiarem było przejechanie jej na drugą stronę. Okazało się to wcale nie takie proste, gdyż g&oacute;rzyste tereny nie sprzyjały rozwijaniu prędkości. Najbardziej przerażajace były wjazd i wyjazd z miasteczka Nuoro. W tamtych okolicach jeźdźi się dosłownie zygzakiem, mając po obu stronach przepaście. P&oacute;źnym wieczorem dojechaliśmy do Orosei, gdzie znaleźlismy nocleg w hotelu. Przecinając wyspę mieliśmy wrażenie (będąc w głębi ladu), że przeskoczyliśmy do innego, jakiegoś p&oacute;łnocnego kraju. Roślinność i pogoda były zupelnie inne niż nad morzem, tylko nuragi przypominały, że to ciagle Sardynia.</p><p align="justify">&nbsp;</p><p align="justify"><strong>14.01.05</strong></p><p align="justify">Po śniadaniu na plaży w Orosei skierowaliśmy się na p&oacute;łnoc w stronę Olbii. Po drodze mijaliśmy coraz to inne widoki: morze, g&oacute;ry, r&oacute;żnego rodzaju kaktusy, sady pomarańczowe, mandarynkowe, niezindentyfikowane, palmy, owce, kozy.... Przejeżdżaliśmy przez miasteczko Posada, położone na bardzo stromej skale, domy wyglądały jakby były do niej poprzyklejane. Na czubku g&oacute;ry były ruiny zamku.</p><p align="justify">Nastepna miejscowość w kt&oacute;rej się zatrzymaliśmy to Santa Teresa, na wzg&oacute;rzu nieopodal miasta znajduje się dziewiętnastowieczna warownia (niestety zamknięta o tej porze roku), skąd rozpościera się widok na Cieśninę Świętego Bonifacego i oddaloną o około 30 km. Korsykę (połączenia promowe dostępne na <u><font color="#0000ff">http://www.mojewakacje.pl/promowe.php</font></u>). Sam wyjazd pod warownię stanowił nie lada atrakcję. Droga była strasznie stroma i kręta. Na nocleg zatrzymaliśmy się w okolicach Valledoria w gospodarstwie agroturystycznym.</p><p align="justify">&nbsp;</p><p align="justify"><strong>15.01.05</strong></p><p align="justify">Jadąc do Porto Torres odszukaliśmy Roccia dell&rsquo;Elefante-skałę w kształcie słonia, kt&oacute;rej zdjęcie znaleźliśmy w internecie przed wyjazdem <u><font color="#0000ff">http://www.fotodisardegna.it/castelsa/elefante/elefante.htm</font></u>. Zboczyliśmy do położonego na stromym zboczu miasteczka Castelsardo, z zamkiem na szczycie g&oacute;ry i portem u jej st&oacute;p. Podczas, gdy my podziwialiśmy panoramę w stronę zamku zbliżał się korow&oacute;d samochod&oacute;w. Kiedy można już było rozpoznać, że to orszak ślubny starszy pan stojący obok nas popatrzył na Cezarego i jęknął &rdquo;catastrofale&rdquo;...</p><p align="justify">W Porto Torres skupiliśmy się na podziwianiu prom&oacute;w.</p><p align="justify">Po południu pojechaliśmy w stronę Alghero, a dokładnie p&oacute;łwyspu Cappo Caccia, kt&oacute;ry widać z miasta. Zaplanowaliśmy zjeść tam kolację i pobyć sobie z dala od ludzi podziwiając okolicę w świetle zachodzącego słońca. Nasz plan wydawał się doskonały do momentu kiedy słońce zaczęło chować się za horyzontem, wtedy pojawił sie autokar pełen młodych Niemc&oacute;w. Powyciągali kom&oacute;rki, porobili zdjęcia i r&oacute;wnie nagle jak się pojawili tak zniknęli. Chwilę to trwało zanim otrząsnęliśmy się z szoku, ale doszliśmy do wniosku, że latem nawet nie moglibyśmy pomarzyć o chwili samotności w tym miejscu.</p><p align="justify">Na p&oacute;lwyspie znajduje się też Grotta Verde, jedna z ważniejszych atrakcji Sardynii, niestety my przyjechaliśmy tam zbyt p&oacute;źno i była już zamknieta(cena 12 &euro;).</p><p align="justify">Naszym ostatnim zadaniem było odszukanie człowieka, kt&oacute;ry dał nam swoją wizyt&oacute;wkę pierwszego dnia, potrzebowaliśmy noclegu na 2 ostatnie noce. &bdquo;Dziadek&rdquo; okazał się jedną z niewielu os&oacute;b kt&oacute;re spotkaliśmy na wyspie m&oacute;wiących po angielsku. Pracował przez 10 lat w Londynie i za zaoszczędzone pieniądze kupił kilka mieszkań kt&oacute;re wynajmuje turystom.</p><p align="justify">Na zakończenie dnia poszliśmy do prawdziwej włoskiej restauracji (podobno poznaje je się po tym, że przychodzą tam miejscowi całymi rodzinami) na rybę, pizzę i wino.</p><p align="justify">&nbsp;</p><p align="justify"><strong>16.01.05</strong></p><p align="justify">Ostatni dzień spędziliśmy na plaży-jedzenie na plaży,spacery po plaży, zdjęcia na plaży, rozmowy na plaży, wino na plaży, bieganie po plaży.... Aż żal wyjeżdżać, pięknie tu i cicho, ludzie mili, jedzenie i wino smaczne...Obiecaliśmy sobie, że jeszcze tu wr&oacute;cimy, zobaczyliśmy przecież zaledwie ułamek tego co wyspa ma do zaoferowania.</p><p align="justify">&nbsp;</p><p align="justify"><strong>17.01.05</strong></p><p align="justify">&bdquo;Dziadek&rdquo; o nas zapomniał, musieliśmy dzwonić do niego, żeby odebrał klucze od mieszkania. Kolejny stres to dojazd do lotniska. Okazało się ze nie mieliśmy autobusu, bo ten kt&oacute;rym mieliśmy jechać odjeżdża z innego miejsca niż pozostałe. Pojechaliśmy taks&oacute;wka z dwoma innymi ofiarami &bdquo;afery przystankowej&rdquo;.</p><p align="justify">&nbsp;</p><p align="justify">&nbsp;</p>