ODBIERZ TWÓJ BONUS :: »

Maluchami nad Morze Czarne

Autor: Paweł S.
Data dodania do serwisu: 2014-03-07
Średnia ocena: 7.00
Ilość ocen: 2

Oceń relację

Zachęceni udaną wyprawą z 2012 roku postanowiliśmy tym razem dojechać do morza Czarnego.


Pomysł na wyprawę zrodził się pod koniec 2011 roku, kiedy to jeden z nasze czwórki nabył okazyjnie malucha w bardzo dobrym stanie. Ni to żartem ni serio, któryś z nas rzucił pomysł, żeby pojechać maluchem na wakacje no i tak się zaczęło planowanie pierwszej wyprawy po Węgrzech, która miała miejsce w weekend majowy 2012 roku. Między czasie specjalnie na ten wyjazd musieliśmy kupić drugi pojazd, którym okazał się zielony „elegant”. Wyprawa szczęśliwie się udała, było to poniekąd rozpoznanie naszych możliwości, a zwłaszcza możliwości samochodów. Zachęceni powodzeniem naszej pierwszej wycieczki od razu po powrocie zaczęliśmy planować naszą następna wyprawę. Cel podróży wyklarował się dopiero na początku 2013 roku.


Trasa
Tuchów - Baia Mare (Rumunia) - Pitesti (Rumunia) - Aheloy (Bułgaria) - Brasov (Rumunia) - Hajduszoboszlo (Węgry) - Tuchów = 2900 km i 300 litrów paliwa, koszt 700-800 zł na głowę

Dzień 1
Wyjazd o 4.00 rano z Tuchowskiego rynku. Już o 4:10 w Gromniku w czerwony bolid uderza sarna. Nie wiele brakło, a wyjazd musiałby zostać przełożony o dzień. Po ok 10 godzinach docieramy szczęśliwie do Baia Mare. Zostajemy serdecznie przyjęci przez władze pobliskiego Tautii Magheraus, które jest miastem partnerskim Tuchowa. Zaliczamy szybkie zwiedzanie i wieczorny koncert zespołu Voltaj. Zmęczeni kładziemy się spać, ponieważ rano ruszamy w drogę.

Dzień 2
Wyruszamy, jest jeszcze ciemno, nauczeni doświadczeniem z poprzedniego ranka jedziemy wolno rozglądając się czy nie czyha na nas jakieś zwierzę :-). Obieramy cel na Pitesti, które jest położone tuz za Karpatami. Trzy godziny jazdy i 180 km minęły bez problemu. W środku przeprawy przez Karpaty w zielonym maluszku zaczyna coś delikatnie mówiąc brzydko pachnieć, zatrzymujemy się żeby obadać sprawę. Okazuje się że to akumulator "wysechł". Niedaleko mieszkał ponoć hrabia Dracula, może to jego sprawka :P Dolewka wody destylowanej załatwia sprawę. Wczesnym popołudniem jesteśmy już w okolicach Pitesti, pokonaliśmy ok. 450 km. Po wspólnej naradzie postanawiamy jechać dalej, już w kierunku Warny nad Morzem Czarnym. Powoli zbliżamy się do granicy Rumuńsko - Bułgarskiej na Dunaju, ale zanim przekroczymy granice musimy zmierzyć się jeszcze z jednym problemem, tym razem wysechł bak w zielonym bolidzie. Okazało się, że w Rumuni stacje benzynowe niekoniecznie są tak często jak się wydawało, a w niedziele tym bardziej. Na szczęście "czerwony" dociera do oddalonej o 20 km stacji i tankuje do pełna. Słońce zachodzi, a my właśnie wjeżdżamy do Bułgarii. Małe zakupy w Lidlu, kolacja i w dalsza drogę. Po 200 km jesteśmy nareszcie w Warnie nad Morzem Czarnym. Jest ok. 24:00 a my musimy się zastanowić czy damy radę pokonać ostatnie 120 km, które dzielą nas od docelowego Aheloy. Postanawiamy jechać. O 3:00 w nocy docieramy do upragnionego Celu. Kto by pomyślał, że pójdzie tak łatwo. :-)

Dzień 3
Postanawiamy odpocząć, prawienie ruszamy się z terenu kompleksu Marina Cape, na którym mamy noclegi. Tylko popołudniem postanawiamy się przejść do "centrum" Aheloj, żeby się posilić.

 

Dzień 4
Po tylu godzinach spędzonych w maluchach nie mamy ochoty na jazdę i do oddalonej o 7 km wyspy Nesebar ruszamy pieszo brzegiem morza. Kilka godzin spędzamy na pięknej wyspie połączonej groblą z lądem. Zaliczamy kąpiel w morzu, o tej porze roku zimne jak Bałtyk w lipcu :P Idziemy spać wcześnie, rano ruszamy w drogę powrotną.

Dzień 5
Wyjazd ok. 5:00, postanawiamy nie jechać tą samą trasą. Po kilkunastu km okazuje się, że być może to był błąd. Miejscami drogi w ogóle nie ma, a tam gdzie jest to lepiej chyba żeby jej nie było, dziura na dziurze i tak przez kilkanaście km. Na szczęście zawieszenie w malczakach daje rade i przed południem znów jesteśmy na granicy gdzie celnicy już nas poznają z daleka. Ruszamy w kierunku Brasova, po drodze czeka nas przejazd przez Bukareszt, na szczęście nie jedziemy w godzinach szczytu. Serpentynami pniemy się do góry, zdobywając kolejne Karpackie wzniesienia. Po ok. 11 godzinach jazdy docieramy do przepięknego Braszova położonego w jeszcze piękniejszej okolicy. Obieramy kierunek na wypatrzony wcześniej w sieci hostel. Po rozlokowaniu się w pokoju ruszamy na starówkę. Nasz zachwyt budzi tamtejszy rynek i napis Brasov na pobliskim zboczu niczym w Hollywood. Chciałoby się tu pozostać dłużej, ale w planach mamy dwudniowy odpoczynek na termach w Hajduszoboszló, więc znowu wcześnie się kładziemy.

Dzień 6
Tradycyjnie wyjazd wczesnym rankiem. Jesteśmy już nieco zmęczeni kilkudniowa jazdą. Poruszamy się powoli, mijamy piękne Rumuńskie miasta i miasteczka. Podziwiamy urokliwe zameczki wznoszące się na pobliskich wzgórzach. Góry - które mijamy - nie są wysokie, jednak dla bolidów to i tak duże wyzwanie w ich pokonaniu. Ok. 16:00 jesteśmy już na campingu w Hajduszo - który znamy z zeszłego roku. Do końca dnia odpoczywamy i posilamy się tradycyjnymi węgierskimi daniami.

Dzień 7
Upragnione lenistwo na termach w Hajduszo

Dzień 8
Mimo, że do domu niedaleko, znów ruszmy rano, ale już nie tak wcześnie. Akumulator dał znać o sobie i padł, pomogło palenie na popych. Po drodze jeszcze wizyta w Tokaju i już prosto w kierunku Tuchowa. Do celu docieramy późnym popołudniem, udajemy się pizze i podsumowanie wyprawy. Jesteśmy zmęczeni, ale zadowoleni, że wszystko się udało!!

Film i pełny opis wyprawy z 2013r na: //youtube.com/watch?v=Uo238mhHQP0

Natomiast tutaj film z wyjazdu z 2012r //youtube.com/watch?v=xtE2hfRWbS4

 

Uczestnicy: ChzT (chłopaki z Tuchowa) czyli Paweł, Marek, Grzesiek, Zbyszek